Cztery poru roku Karima Benzemy. Hollywood czeka na triumf w Katarze

Zobacz również:Człowiek, którego trzymają się kilogramy. O Hazarda skłonności do nadwagi
Karim Benzema - Złota Piłka
Fot. Gao Jing/Xinhua via PressFocus

Złota Piłka dla Karima Benzemy znowu przypomina nam, że życie piłkarza, zwłaszcza w ostatniej dekadzie często zaczyna się dopiero po trzydziestce. Jest w tym również nutka optymizmu. Obserwujemy przecież człowieka, który przeżył wszystkie pory roku, latami nie omijał ostrych zakrętów, a i tak na końcu wyszedł na prostą. Pelerynę superbohatera utkał miesiąc przed skończeniem 35. roku życia. Hollywodzkim zakończeniem tej historii byłby triumf w Katarze.

Tym razem nie mogło być zaskoczenia i kompromitacji. Wkraczał do czerwone dywany paryskiego Theatre du Chatelet z wyjątkowo mocnymi kartami, dodatkowo podsycony golem w El Clasico i owacją na Santiago Bernabeu. Śpiewy kibiców o „Balon de Oro” miały wymiar symboliczny. Ten oficjalny przyszedł dzień później, gdy obok na scenie stanęli Zinedine Zidane i brazylijski Ronaldo.

Wyglądało to jak ukoronowanie jego kariery: miejsce w pierwszym rzędzie, a tuż za plecami prezydenci jego życia, czyli Florentino Perez i Jean-Michel Aulas. Spory, kto bardziej uformował Karima nie będą miały końców, bo Karim jest aktualnie najlepszy na świecie.

Młody Benzema miał kiedyś trzy marzenia: kupić mamie dom z kominkiem, zagrać w Realu Madryt i zdobyć Złotą Piłkę. Mówił o tym w specjalnym exposè, gdy obok niego pojawiała się cała rodzina. Nagrodę odbierał w okolicach godziny 22:00, a już o 23:30 był w samolocie do Hiszpanii, odpychając na dalszy plan toasty i już koncentrując się na środowym meczu z Elche. Nigdy nie czuł się tak pełnym profesjonalistą jak teraz: im wyżej jest, tym mocniej wie, że nie może poluzować śruby. Benzema jest przykładem, że kariera piłkarza ma różne akta, ale nigdy nie jest za późno, by odwrócić złą narrację i zacząć pisać tę piękną.

Jest coś wymownego w tym, że dotąd żaden piłkarz urodzony w latach 90. nie zdobył jeszcze Złotej Piłki. Wielką scenę przejęli piłkarscy wyjadacze – w 2018 roku między Messiego a Ronaldo wepchnął się 33-letni Luka Modrić, a teraz Karim Benzema pokazuje, że można być jeszcze starszym i dalej stąpać po szczytach. Francuz dokonuje tego po latach, gdy sam pracował na Złote Piłki innych, szufladkując się w roli pomagiera - świetnego, ale jednak. Wiele mówiło się o tym, że bezinwazyjnie zaakceptował rolę asystenta Cristiano Ronaldo, z czego dziś może korzystać, bo jest piłkarzem dużo bardziej wszechstronnym. Patrząc z tej perspektywy – to nie były lata stracone.

Nie ma wielu lepszych graczy do oglądania pod lupą, szczególnie gdy jest się na trybunach. Jego ruch bez piłki, błyskawiczne kalkulowanie wolnych przestrzeni i to jak jednym dotknięciem potrafi zmienić grę sprawia, że jest białym krukiem tej branży. Robi rzeczy rzadkie i każda jest genialna. Potrafi być twórcą i tworzywem. Zgrabnie balansuje między elegancją, artyzmem a piekielną skutecznością, co doskonale widzieliśmy wiosną w Lidze Mistrzów. Benzema jest jednym z tych, których nie peszą reflektory wielkich meczów. Nie ma wątpliwości, ze to w tamtym momencie, gdy demolował hat-trickami PSG i Chelsea rozstrzygnęła się Złota Piłka.

Carlo Ancelotti mówił wówczas wprost: „Tak, jesteśmy zależni od Karima”. Zinedine Zidane dodawał, że mamy do czynienia z piłkarzem innym niż wszyscy. Że nie jest to dziewiątka, ani nawet dziesiątka. Nie jest to też pozycja 9.5, bo Benzema w jego oczach jest połączeniem wszystkich tych profili i w zależności od potrzeb wybierze te narzędzie, których najbardziej potrzebuje drużyna.

Świat nie zawsze potrafił to docenić. Aż dziwne, że napastnik Realu nigdy nie znalazł się nawet w pierwszej piątce Złotej Piłki. Nigdy nie stawiał siebie ponad klubem. Nie mącił w korytarzach, trudne lata oskarżeń i ciągania go po sądach nauczyły dbać go o wizerunek i skupić się na tym, co przynosi największe profity.

Pięć lat nie było go w reprezentacji Francji. Siedział w domu wtedy, gdy akurat przypadały najlepsze lata „Trójkolorowych” i wtedy, kiedy każdy wybraniec Deschampsa na wieczność dostał w prezencie mistrzostwo świata. Widać po nim, że zrzucił ten ciężar, gdy w końcu wrócił do reprezentacji na Euro. Zamknął rozdział „przeszłość” i jedzie dalej.

Jego koledzy z reprezentacji młodzieżowych jak Samir Nasri, Hatem Ben Arfa albo Jeremy Menez już dawno wypisali się z grania. On trwa i wygląda na takiego, który nawet będąc najwyżej jak się da, zechce zrobić krok dalej. Finał mundialu odbędzie się dzień przed jego 35. urodzinami.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0