„Matrix Zmartwychwstania” jest jak stary piłkarz, który odcina kupony od sławy (RECENZJA)

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
matrix zmart.jpeg
fot. archiwum dystrybutora

Nie spóźnijcie się na ten film, bo wszystko, co najlepsze, dzieje się na samym początku. Niestety, niezbyt długo.

Przy pierwszej scenie pewnie pomyślicie, zaraz, gdzieś już to widzieliśmy. I słusznie. Reżyserka Lana Wachowski bawi się intertekstualnością pomiędzy Matriksem z roku 1999, a jego czwartą odsłoną. Póki ma na to pomysł, wychodzi nieźle. Ale nie można zbudować całego filmu, jadąc na sentymencie, trzeba włączyć wyższy bieg i opowiedzieć nową historię. W tym momencie silnik zaczyna szwankować.

Zapominamy o 1999, mamy rok 2021. Thomas Anderson nie jest już programistą, a twórcą gier. Fizycznie postarzał się, ale niewiele. Za to mentalnie jest co naprawiać. Anderson regularnie korzysta z pomocy psychoanalityka, do którego trafił po nieudanej próbie samobójczej. Nie potrafi odróżnić świata rzeczywistego od tego, który rozgrywa się w jego wyobraźni. Kiedy nagle ruchy wokół niego zaczynają się zagęszczać, a los – po raz kolejny – przetnie go z Morfeuszem, Anderson wpadnie w popłoch. To wszystko dzieje się naprawdę?

Nie wiadomo, na ile w tym reżyserskiej ręki Lany Wachowski, a na ile wartości nadanej przez Keanu Reevesa. Grunt, że jako antysuperheros Thomas/Neo wypada przekonująco. Właśnie przez to ciągłe zawieszenie – prawie przez cały film nie jest pewien, czy rzeczy, które rozgrywają się wokół niego, są realne. Gorzej z resztą obsady, bo i Trinity, i Morfeusz, i nowi, zafascynowani legendą Neo bohaterowie są ledwie naszkicowani. Tym, co unieśmiertelniło pierwszego Matriksa, była pełnokrwistość jego postaci; każdy wiedział, o co tu komu chodzi. Tu bohaterowie pojawiają się i wracają, przemykają przez ekran i na dobrą sprawę niewiele wnoszą. Może poza Bugs, niejako przejmującą od starej Trinity kostium protagonistki. Ciekawie odbiera się fabułę z jej perspektywy – dziewczyna jest fanką starego Matriksa, Neo i Trinity, ma nawet tatuaż z króliczym motywem. W tym momencie powinniście zapytać: jakim cudem bohaterka Matriksa jest fanką Matriksa? No więc... Jakby odpowiedzieć, żeby niczego nie zdradzić?

Zmartwychwstania są w dużej mierze reinterpretacją części pierwszej, ale mniej dosłowną, a bardziej idącą w myśl zasady z Twin Peaks: sowy nie są tym, czym się wydają. Lana Wachowski nieustannie patrzy się za siebie. Bez zbędnych ceregieli wkleja w swój nowy film ikoniczne ujęcia z jedynki, przywraca bohaterów, ale i dokonuje pewnych zmian. Opowiada o teraźniejszości przez pryzmat tego, co było kiedyś i tego, jak odbierają to nowe pokolenia. Teraz to Trinity może nazwać się Wybranką, a bullet time jest wykorzystany w innym celu. Autocytat na autocytacie? Tak, ale na poważnie. Stąd te zmartwychwstania, jako czynność odrzucająca precz dawną skórę i sięganie po nowe. Nie sposób nie podpiąć pod to osobistej historii sióstr Wachowskich, a wątki transgresywne są tu wyraźnie podkreślane. Tego, że w tak zapatrzonym w samego siebie tytule znów usłyszymy Wake Up Rage Against The Machine, można było się spodziewać. Ale że tekst będzie śpiewać kto inny – to już bardzo czytelny gest.

matrix.jpeg
fot. materiały promocyjne

Niestety Wachowskie gapią się w swój kultowy film, gapią i nic wartościowego z tego nie wynika. Gapią się tak od 2003 roku i dwóch, przyznajmy, całkowicie zbędnych, kontynuacji Matrixa. A to już kawał czasu na przemyślenie, czy tu właściwie jest z czego szyć. Tym, co było największą siłą pierwszej części, jest wielopłaszczyznowość. O scenariuszu, skleconym misternie na bazie dziesiątek odwołań do religii i filozofii napisano już tomy, natomiast Matrix autentycznie zadał pytanie o to, jak będzie wyglądać przyszłość i w paru miejscach zwyczajnie trafił ze swoimi przewidywaniami. Nie zapominajmy, w jak zwariowanym momencie pojawił się na światowych ekranach. Był rok 1999, za kilka miesięcy komputery miały oszaleć i nie ogarnąć zmiany roku z jedynki na dwójkę z przodu, świat mógł przez to ogarnąć krach, a symbolem tej domniemanej katastrofy stała się mityczna milenijna pluskwa. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło, ale to wszystko tylko pokazuje, jak bardzo ludzie bali się wówczas potęgi komputerów. I kiedy rodzeństwo Wachowskich wyskoczyło znikąd i zaoferowało świetnie opowiedzianą historię, w której to maszyny przejmują władzę nad ludźmi – to dało do myślenia.

Tu natomiast mamy trzy fundamenty: autocytaty, fabuła jak z prostego kina akcji i... love story. Wszystkim, którzy zastanawiali się, czy będzie tak cukierkowo, jak w trailerze, czy to tylko zmyła, musimy popsuć humor – jest słodycz. Oczywiście, że miłość zwycięża, ale czy żeby to powiedzieć, potrzeba wydawać ponad sto milionów dolarów? Ponadto, pomimo aż 150 minut projekcji, nie wszystkie wątki są czytelnie rozwinięte. Gdzieś zaginął w scenariuszu background Trinity, której codzienne życie matki i żony rozmywa się, gdy tylko na jej drodze ponownie staje Neo. Morfeusz pojawia się i znika, ekspozycja trwa latami, a widz wynudzony, bo scenariuszowy szkielet kolebie się na wszystkie strony. Tak, czwartego Matriksa po prostu źle się ogląda – i mając w pamięci trzymającą na skraju fotela fabułę jedynki, robi się zwyczajnie przykro.

"The Matrix Resurrections" Red Carpet U.S. Premiere Screening - Arrivals
Carrie-Anne Moss, Lana Wachowski, Keanu Reeves, fot. Kelly Sullivan/Getty Images

Nie wiadomo, po co ten film powstał. Ani Zmartwychwstania nie dokładają niczego nowego do ogródka współczesnego kina sci-fi, a jedynka dokładała, ani nie bronią się jako zamknięta opowieść, a jedynka broniła się, zaś bezustanne żerowanie na przeszłości wynudzi nawet największego nostalgika. Nie nastawiajcie się, że idziecie na nowego Matriksa – raczej na przeciętne sci-fi, które czerpie z Matriksa. Zmartwychwstania są jak topowy niegdyś piłkarz, który na stare lata usiłuje czarować w słabej lidze, ale respekt wzbudza już tylko swoim CV i nazwiskiem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.