Craig David okazał się pionierem brytyjskiej sceny muzycznej i w końcu należy mu się szacunek

Zobacz również:Trzy powody, dla których warto wybrać się na Audioriver Park Edition
Craig David
fot. Bill Tompkins/Getty Images

Craig David zrobił karierę w czasach, w których nikomu to nie odpowiadało. Wzgardzony i wyszydzany musiał jednak poczekać, aż Brytyjczycy docenią to, co zrobił i zacząć od nowa.

Artykuł pierwotnie ukazał się w październiku 2022 roku

Craig David. Dla wielu cień z przeszłości, symbol bezpiecznych brzmień początku milenium i muzyczny żart. Brytyjczyk stanowi definicję mydłka; sprzedawał muzyczną konfekcję wzorowaną na najświeższych w swoim czasie popowych trendach. W tej wizji może mieć nawet mniej streetowego pierwiastka niż Sting, z którym nagrał numer, a który prześladował wszystkie żyjące osoby na przełomie 2002 i 2003 roku.

Słusznie wyszydzanych artystów są całe wagony. Ale narracja wokół Craiga Davida narosła wokół niesprawiedliwych założeń, niedomówień i zwykłej ignorancji. Tymczasem autori 7 Days zasłużył, by publicznie rehabilitować jego wizerunek i docenić jego wkład w brytyjską kulturę muzyczną oraz jej popularyzację na świecie.

Narodziny gwiazdy w cieniu pluskwy

David napisał Walking Away samodzielnie w wieku 17 lat. W tamtym momencie był jednak umiarkowanie zainteresowany karierą na własny rachunek i gonieniem za światłami reflektorów. Pod koniec lat 90., początkujący muzyk przede wszystkim działał na scenie UK garage’owej współpracując intensywnie z Markiem Hillem – połową wpływowego duetu Artful Dodger, który jest odpowiedzialny za kilka z najbardziej rozpoznawalnych tracków tego stricte wyspiarskiego odłamu elektroniki. Something oraz What You Gonna Do nagrane z Davidem stanowiło highlighty wielu podziemnych imprez u zmierzchu tego tysiąclecia. Ale to Re-Rewind (The Crowd Say Bo Selecta) okazało się wielkim hitem, docierając na drugie miejsce singlowej listy sprzedaży. Robert Christgau, wpływowy amerykański krytyk muzyczny, wymienił utwór wśród pięciu swoich ulubionych numerów 1999 roku. Zajęty zamartwianiem się o pluskwę milenijną słuchacz nie mógł podejrzewać, że w tym zamieszaniu umykają mu narodziny wielkiej gwiazdy.

David i Hill poszli za ciosem i zaczęli kompilować materiał na debiutancki album wokalisty, który miał się ukazać pod szyldem dużych, mainstreamowych wytwórni. Aż pięć utworów z tej płyty gościło w dziesiątce najchętniej kupowanych singli w UK. 7 Days, Walking Away i Rendevous można uznać za mocno zainspirowane R’n’B stricte popowe, przyjazne radiu kawałki. Otwierające i zamykające cały album Fill Me In oraz Rewind (na nowo opakowane Re-Rewind Artful Dodger) to numery wykorzystujące garażowe patenty. Zaborcza, skupiona na niezależności swojej kultury, elektroniczna publika obwieszczała, że jej brzmienie właśnie się kończy – dogorywa zagarnięte przez facetów w garniakach z dużych wytwórni i zostaje rozwodnione na potrzeby radia i telewizji. David i Hill stali się więc zdrajcami ideałów, a sprawę pogarszał wizerunek piosenkarza, który był odbierany jako zamerykanizowany i dostosowany do potrzeb bazy konsumentów zza oceanu.

Zbyt wymuskany dla ulicy

Sukces przychodził więc w towarzystwie ognistej krytyki. Born to Do It było tirumfem w skali ledwo obecnie wyobrażalnej – krążek rozszedł się w samej Wielkiej Brytanii w nakładzie niemal 2 milionów sztuk i pokrył się sześciokrotną platyną. Nadal znajduje się wśród 60 najlepiej sprzedających się albumów na Wyspach w tym wieku. I jest tu sporo świetnych zabiegów. Walking Away to zwyczajnie dobre R’n’B. Fill Me In wyciąga z syntetycznych smyków wszystko, co najlepsze. Follow Me to w zasadzie deep cut idealny – formalnie bardziej zawiadackie i ciekawsze niż oczywiste single. Last Night jest z kolei oparte na naprawdę błyskotliwym beacie.

Swoim nieofensywnym wizerunkiem David łatwo się sprzedawał, ale nie znajdował też prawdziwej akceptacji. Był w forpoczcie solowych, czarnych brytyjskich artystów, którzy odnoszą wielkie sukces w swojej ojczyźnie (wśród mężczyzn wyprzedził go w zasadzie tylko Seal). Syn stolarza z Grenady i Żydówki pracującej w drogerii w Southampton, wydawał się zbyt wymuskany, by przemówić do ulicznego elektoratu oraz tych, którzy jeszcze chwilę temu bawili się do jego muzyki w klubach. Garażowy rodowód umiejscawiał go z kolei w grupie, o której reprezentanci rządzącej wtedy Partii Pracy otwarcie mówili gold chain and no brain, by zdyskredytować kulturę narosłą wokół 2-stepu i pokrewnych mu gatunków. Drake najpewniej miał rację – na samym szczycie góry jest zimno i nie ma miejsca, by ktoś usiadł obok ciebie.

Craig, Justin i trudna relacja z udomowionym sokołem

W wakacje 2001 roku Born to Do It wyszło w Stanach i na fali dobrze znanych singli sprzedało się świetnie (szacuje się, że poszło co najmniej milion egzemplarzy). David zaczął więc przygotowywać się do ekspansji za ocean (Europę miał już dawno zdobytą). Po pierwsze – musiał pokazać, że ma charakter. W Slicker Than Your Avarage anonimowy głos mówi do niego Yo Craig / There's some real jealous people out there, right / Trying to say how you're whack / How your music's soft, and you ain't got nothing to say. Wokalista podłapał więc spopularyzowaną w owym czasie na fali amerykańskiego czasu braggę i połączył ją z najmodniejszymi wtedy popowymi brzmieniami, które właśnie patentował Justin Timberlake (Justified wyszło zaledwie dwa tygodnie przez albumem Davida, który tym razem został wydany symultanicznie na całym świecie pod koniec listopada 2002 roku).

Muzyk działał na wielu frontach. Wystawił wysoko głowę, ale równocześnie pokusił się też o międzypokoleniową współpracę ze Stingiem. Rise & Fall mogło się wydawać dużym osiągnięciem dla ledwo 21-letniego artysty, ale równocześnie ugruntowało stereotypy, które David chciał usilnie obalić.

Dobrze, ale jak właściwie zmierzyć odbiór wokalisty? Niech barometrem będzie świat brytyjskiej komedii. Simon Amstell jako prowadzący Popworld, a później Never Mind the Buzzcocks wielokrotnie naśmiewał się z piosenkarza. Ale Davidowi najmocniej dopiekło jego przedstawienie w Bo’ Selecta (tak to cytat z hitu Artful Dodger z gościnnym udziałem muzyka z Southampton). Komik Leigh Francis przywdziewał przez lata ohydne lateksowe maski, by parodiować najpopularniejsze postaci świata kultury. Jego popisowym numerem stała się właśnie kreacja Craiga Davida – obdarzonego ogromnym podbródkiem z dorysowaną markerem brodą kretyna, który porozumiewa się prawie wyłącznie linijkami ze swoich największych hitów oraz ma trudną relację ze swoim udomowionym sokołem. Hitowy program Channel 4 wprowadził na jakiś czas cytaty z fikcyjnej wersji Davida do slangu i języka codziennego. Po latach bohater tego tekstu twierdził, że jego management kazał mu grać dotkniętego parodią, która mocno wpływała na jego wizerunek. Jeśli to faktycznie była rada kogoś z otoczenia muzyka to należy żywić nadzieję, że osoba została prędko zwolniona. Całe to Bo’ Selecta! mnie wykańcza już od jakiegoś czasu. Ten idiota [Leigh Francis – przyp. red.] jest kultowy, a ja stałem się jego głównym obiektem żartów… W środku niesamowicie mnie to wkurza i jest to bolesne do granic. Były momenty, kiedy chciałem mu po prostu przyłożyć – żalił się David w 2007 roku w wywiadzie z Sunday Times. Naprawdę ciężko sobie wyobrazić, by ktoś mówił takie rzeczy bez przekonania i za sprawą briefu ludzi od PR-u.

Jak komik zatrzymał karierę gwiazdy

David i Francis pogodzili się kilka lat temu. Na tym jednak sprawa się nie skończyła. Ulubionymi obiektami żartów Francisa były bowiem przede wszystkim osoby ciemnoskóre – obok Craiga Davida wśród najpopularniejszych ról komika były także Mel B ze Spice Girls, Trisha Goddard czy Michael Jackson. Goddard w ostatnich latach otwarcie krytykowała te przedstawienia. Prezenterka przyznała publicznie, że jej dzieci były wyszydzane i prześladowane w szkole, a upodobanie Francisa do przerysowywania nosów i ust postaci uważa za wprost rasistowskie. W czerwcu 2020 roku po zamordowaniu George’a Floyda i powiązanej fali protestów Black Lives Matter, komik opublikował na Instagramie film, gdzie przepraszał z łzami w oczach. Niedługo później Bo’ Select w całości zniknęło z serwisu streamingowego Channel 4 po porozumieniu się Francisa z szefami archiwum. Trisha Goddard w swojej krytyce programu wspominała, że przyczynił się on do gwałtownego wyhamowania kariery Craiga Davida, który na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku wyprowadził się do Miami i przestał nagrywać na dobrych kilka lat.

Przez tę dekadę sporo się jednak zmieniło na brytyjskiej scenie. Powódź boysbandów i girlsbandów ustała po kilku latach nowego tysiąclecia. Rynek zaczął się wyraźnie otwierać na czarnoskórych artystów i artystki. Bardziej agresywna odnoga UK garage przetransformowała się dość płynnie w grime – Wiley i Dizzee Rascal nie ukrywali inspiracji MC, którzy występowali właśnie wspólnie z garażowymi soundsystemami. Na początku drugiej dekady XXI wieku sporo wokalistów i wokalistek zaczęło się z kolei wybijać na fali elektroniki zainspirowanej dubstepem. James Blake i Katy B to przykłady oczywiste. Jessie Ware oraz Sampha swoje kariery rozpoczynali z kolei u boku SBTRKT-a. A jeśli chcemy szukać bezpośrednich inspiracji Craigiem Davidem to po drugiej stornie Atlantyku chętnie przyznawał się do nich niejaki Drake. Drizzy już w 2007 roku na Closer nawinął On my Craig David shit the Artful Dodger // Shola Ama. I większość hooków Davida z pierwszej płyty w wykonaniu Kanadyjczyka na rapowych bitach siadłoby doskonale.

Zmieniający się krajobraz był impulsem dla zapomnianego gwiazdora, by spróbować zaistnieć raz jeszcze. By to zrobić, David postanowił wrócić do korzeni i zaprezentować sszeroki wachlarz talentów za jednym zamachem. Zaczął jeździć po świecie pod szyldem TS5 i prezentował hybrydowy set, który demonstrował, że jest naprawdę przyzwoitym DJ-em (serwującym sporo klasycznego UK garage), nadal ma bardzo dobry głos oraz potrafi nawinąć naprawdę jakościowe szesnastki. W ten sposób przed zupełnie nową publicznością odczarował wizerunek wydmuszki, za którą stoi sztab ludzi. Pozorny krok w tył okazał się strzałem w dziesiątkę i przygotował grunt pod comeback artysty za sprawą albumu Following My Intuition wydanego w 2016 roku. Zakorzeniony w garażowym brzmieniu album był jego pierwszym numerem jeden na brytyjskiej liście sprzedaży od czasu Born to Do It. Intuicja go nie zawiodła.

Pionierski charakter działalności piosenkarza doceniło też młodsze pokolenie. W tym samym czasie do wspólnych tracków zaczęli go zapraszać m.in. AJ Tracey czy KSI. 2-step zaczął być z kolei coraz chętniej wykorzystywany w mainstreamowym i alternatywnym rapie (niech przykładem będzie chociażby Big Fish Theory Vince’a Staplesa).

Po latach poszukiwań David przestał być reliktem epoki i znowy został przyjęty przez swoją ojczyznę. Ta przypomniała sobie, że jest chłopakiem z Southampton z mieszanej rasowo rodziny, uwielbiał za młodu Matta Le Tissiera i Alana Shearera oraz jako nastolatek zrozumiał muzyczną rewolucję kiełkującą w brytyjskich klubach. W Buckingham Palace także to zrozumiano. Pod sam koniec 2020 roku Craig David odebrał z rąk królowej Order Imperium Brytyjskiego za swój wkład w muzykę swojej ojczyzny. Ta historia jest daleka od końca. Laureat MBE wydał jakiś czas temu album 22 i cieszy się dobrą passą. To jakieś pocieszenie po latach bycia pośmiewiskiem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0