Czym jest dino synth? Muza o wielkich jaszczurach to poważny gatunek czy tylko żart?

Zobacz również:Hyperpopowa rewolta. Czy tak brzmi przyszłość muzyki popularnej?
Diplodocus - Slow and Heavy / Dungeons Deep Records
Diplodocus - Slow and Heavy / Dungeons Deep Records

Diplodocus, Pteranodon, Synthosaurus. To kilka ksywek ekscentryków, którzy tworzą jeden z najdziwniejszych podgatunków we współczesnej muzyce. Czy warto wsłuchać się w dźwięki mezozoiku?

Artykuł pierwotnie ukazał się w listopadzie 2021 roku

Niemal każdy gatunek ma logiczną historię. Jego genezę można wiązać z konkretnymi wydarzeniami, miejscem lub regionem czy określoną grupą ludzi. Coraz częściej dochodzi też do rozprzestrzeniania, dzięki mocy internetowych kontaktów, które pomagają tworzyć społeczności odległe od siebie nawet o tysiące kilometrów. Ale tego konkretnego prądu nie ima się większość tradycyjnych wyznaczników. Trudno znaleźć punkt zwrotny albo dowiedzieć się czegokolwiek o poszczególnych twórcach; ci bowiem skrywają się pod aliasami, nie prowadzą regularnej kariery i nie dzielą się jakimikolwiek informacjami na temat prywatnego życia. Tak jest właśnie z dino synthem – syntezatorową muzą o dinozaurach i innych stworzeniach, rządzących kulą ziemską przed pojawieniem się człowieka. Brzmi jak żart? Być może. Ale jest w tym sens.

Dino synth najłatwiej rozpatrywać jako pochodną dungeon synthu; kierunku, który w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych zaistniał jako odprysk, przyjmującego wtedy kanoniczną formę, black metalu. I najwięcej uwagi należałoby tu poświęcić dwóm postaciom. Pierwsza to Varg Vikernes, na którym na zawsze będzie ciążyć morderstwo popełnione na koledze z norwerskiego Mayhem – Euronymousie. W swoich solowych nagraniach – jawnie faszyzujący – Vikernes chętnie korzystał z syntezatorów, tworząc dark-ambientowe kompozycje, które stanowiły kontrapunkt dla stricte gitarowych utworów. Po osadzeniu w zakładzie karnym za zabójstwo pozwolono mu korzystać już wyłącznie łącznie z syntezatora. Powstałe wówczas dźwięki miały ograniczone inspiracje. Podobnie jak duża część skandynawskiego metalu, odwoływały się do majestatu i dwoistej natury przyrody oraz pogańskich mitów. Druga najważniejsza figura dla dungeon synthu to Håvard Ellefsen, znany lepiej jako Mortiis. Ellefsen grał na basie w pierwszym składzie kultowego Emperora. Ale to właśnie syntezatorowe brzmienia były jego powołaniem. Pozwalały mu bowiem w prostszy, dosłowny sposób kreować atmosferę i fikcyjne światy. Ten ostatni faktor jest kluczowy dla dungeon synthu jako gatunku często łączonego z klimatami high fantasy. Opowieści o palladynach, orkach i elfach pozornie mogłyby mieć sporo wspólnego z soundtrackami do gier wideo. Większość twórców tego nurtu odżegnuje się jednak od takich inspiracji. Najczęściej pojawiającą się referencją jest Dead Can Dance.

W jaki sposób – po ćwierć wieku istnienia – wykształciła się więc tak osobliwa odnoga tego stylu? W zasadzie to chyba nikt do końca nie wie. Jest to tajemnica, spoczywająca w umysłach kilku osób odpowiadających za fundamentalne dzieła. Jeśli w ogóle można używać tego typu słów. Mówimy bowiem o ruchu nieformalnym; niszowym tak, że bardziej się nie da. Dino synth jest – zorientowaną wokół Bandcampa – niszą; anomalią albo dowcipem, który pozostaje jednak w pełni rozwiniętą muzyczną kreacją i wymaga poświęcenia w realizacji. Bo można upatrywać w tym prostego rebrandingu dungeon synthu z motywami mezozoicznymi, ale studiowanie tych nagrań wskazuje na coś innego. To muzyka o erze bez człowieka; gdy po ziemi chodziły największe znane nauce stworzenia. To opowieść o atawizmach w najczystszej postaci. I jako dźwiękowa symulacja świata sprzed milionów lat - mimo kiczu, sprawdza się całkiem nieźle.

Slow and Heavy Diplodocusa – Święty Graal dino synthu – to szalenie dosłowne, ale i ujmujące dzieło. Syntezatorowe, progresywne pasaże – poprzeplatane efektami i field recordingami – stanowią sountrack do wyśnionych scen z popkultury, gdy olbrzymie gady walczą o naturalną dominację. Ale to niejedyna interpretacja. Dino synth jest bowiem zaskakująco eklektyczny i polifoniczny narracjach i środkach wyrazu. Jeżeli macie ochotę szybko wskoczyć na prehistoryczny hype train, oto nasz autorski przegląd wydawnictw z niecodziennego nurtu:

1
Diplodocus – „Slow and Heavy”

To raz jeszcze. Ta nagrywka anonimowego, amerykańskiego artysty – ukrywającego się pod pseudonimem Diplodocus – stanowiła inspirację dla dziesiątek dungeon synthowych twórców do zmierzenia się z mitem mezozoiku. Slow and Heavy opiera się jednak na tradycyjnych dźwiękowych motywach związanych z ciągotami dungeon synthu do średniowiecza. Można uznać to za nieco naiwny kierunek, ale – przy wszystkich popkulturowych kliszach – ten patent i tak jest wciagający. Bo nie oczekujemy jednak naukowej rekonstrukcji od gościa, który gra na klawiszach piosenki o dinozaurach...

2
Synthosaurus – „Prehistoric Gods”

Drugi – po Diplodocusie – najbardziej rozpoznany artysta dino synthu. Pochodzący z Niemiec, Synthosaurus to niezły pracuś. W momencie powstawania tego tekstu stan rzeczy był taki, że całą swoją dyskografię (dwa albumy i siedem EP-ek) wydał w ciągu dwóch miesięcy. Od początku kwietnia do końca czerwca 2020 roku. Możemy więc wnosić, że praca nad tym materiałem była też w jakiś sposób sprowokowana przez wybuch pandemii. Synthosaurus najbardziej ze wszystkich wymienionych twórców zbliża się do metalu; zwłaszcza do Bathorego czy symfonicznego Emperora. I to przemoc jest głównym tematem jego poszukiwań; starcia pomiędzy przedstawicielami poszczególnych gatunków jaszczurów czy nawet pojedynki między wielkimi ośmiornicami, a tyranozaurami. Z gąszczu takich dzieł jak Reptical Wrath, Mega Clash of Creature Worlds, Dino War czy Gigantic Throne musimy jednak wybrać pierwszą część z dyptyku Prehistoric Gods. Bo chyba właśnie ona najlepiej oddaje pasję Synthosaurusa.

3
Pteranodon – „Attack”

Pierwsze z wymienionych tu wydawnictw, które poszerza formułę dino synthu o nowe dźwięki i doznania. Pochodzący z Litwy, Pteranodon dużo bardziej niż Dead Can Dance czy zjawiskami około-metalowymi zainspirowany jest Tangerine Dream. Attack to przede wszystkim symulacja posiadania skrzydeł i podboju przestworzy ponad łbami naziemnych drapieżników. Otwierające Flying High rekonstruuje wiatr, muskający łuski... Razem z pozostałymi trzema trackami stanowi najspokojniejszy w całym zestawieniu zbiór dźwięków. Czysty relaks.

4
Woolly Rhinoceros – „Demo I”

Kolejne dość osobne wydawnictwo. Demówka Woolly Rhinocesor stanowi odę do zimy. W przeciwieństwie do osadzonych w tropikalnym klimacie EP-ek wymienionych wcześniej – Demo I to przeprawa przez krainę wiecznych lodów; oczami patrona projektu... nosorożca włochatego! Zdecydowanie najbardziej lo-fi; nawet jak na standardy dino synthu, bo to już bardziej chałupniczy noise. Przesterowane dźwięki dość skutecznie emulują zamiecie śnieżne oraz napięcie, towarzyszące zagubieniu wśród zasp.

5
Turonian – „Skeletal Memory”

Trzeba wspomnieć o prekursorze gatunku, a tym jest Turonian – anonimowy twórca, który jedyny album wydał w 2017 roku. To także jedyny długogrający materiał w całym zestawieniu. Skeletal Memory przynosi duchologiczne podejście do tematu. To relaksacyjny, ale też niepokojący zestaw dark ambientowych dźwięków, które skupiają się na archeologii; tej metaforycznej i tej dosłownej.

6
Mammoth Master – „Tusks of Doom”

Mammoth Master za duchowe zwierzę obrał sobie mamuta i to właśnie w rytmie powolnych kroków tego kolosa mija piętnastominutowe Tusks of Doom. Brzmieniowo mamy tu eksplorację złowieszczych terytoriów, bliskich black metalowym korzeniom dungeon synthu. Mammoth Master lubuje się w niskich tonach, rozprawiając się z toposem siły i wielkości.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0