Iggy Not Pop to jeden z najciekawszych graczy podziemia. Poznajcie jego album Powiedz Mi Coś Więcej

iggynotpop.jpg

Oryginał – to słowo najlepiej pasuje do gościa, który wydał swój krążek 17 lipca. Jesteśmy przekonani, że wszyscy fani alternatywnego rapu powinni go posłuchać.

W czasach, gdy rap poszedł w mocno komercyjną i hitową stronę, trudno nas jeszcze czymś zaskoczyć. Owszem, są eksperymentami z gatunku tych wypuszczanych choćby przez Kozę czy Bartusia 419, o którym pisaliśmy tutaj, ale to jednak skrajne nagrywki. Rzadko zdarzają się za to płyty, które hipnotyzowałyby naturalnością i normalnością, więc dziś kilka słów o jednej z nich.

Ksywka wspomniana w tytule mogła się wam już przewinąć przed oczami, o ile bacznie śledziliście polskie międzygatunkowe współprace. Powiedzmy sobie wprost: pojawienie się na rapowym albumie Olafa Deriglasoffa czy Tymona Tymańskiego nie należy, delikatnie mówiąc, do najczęstszych wydarzeń pod słońcem. Nie będziemy ściemniać – to właśnie creditsy skłoniły nas do odsłuchiwania kolejnych kawałków Iggy’ego jeszcze przed premierą materiału (wśród gości ostatecznie znalazł się także choćby rzadko widziany ostatnio Pjus).

Abstrahując jednak od ciekawych featuringów – Powiedz Mi Coś Więcej broni się nie tylko nimi. Zdecydowanie nie jest to jednak rzecz dla każdego; te 30 minut muzyki nie daje się łatwo zaszufladkować, ale producencki duet Tap3s często sięga po te stylistyki, na których najłatwiej raperom polec. Mieszanie nawijania z elementami gitar i country to dość prosta droga do nagrania płaskich, nachalnie udelikatnionych kawałków, ale gospodarz nie jest jednym z tych, którzy chcieliby wypuszczać mało angażujące radio-friendlówki, tyle że w drugim obiegu.

To jeden z tych krążków, o których można z pełnym przekonaniem powiedzieć: o coś mu chodzi. Ba, jesteśmy przekonani, że nawet w stricte forumkowych czasach znalazłby uznanie w oczach odbiorców, którzy trzymali rękę na pulsie i szperali w poszukiwaniu mniej znanych kreatywnych raperów (o tych, którzy zostali zbyt zapomniani, pisaliśmy w tym miejscu). Nie ma wątpliwości – i tematyka, i sposób podania wersów sprawiają, że to tracki raczej dla ludzi z trójką, a nie dwójką czy jedynką z przodu. Jest w tych lyricsach coś z dorosłości Kamila Pivota oraz świeżości i zwiewności, które niegdyś prezentował Meek, Oh Why?; nagle sensownym pomysłem staje się nagranie sztuki o tym, że polskie wokalistki nie mają treści czy szeroko zakrojone panczowanie się, m.in. wspomnieniem o byciu maminsynkiem, w uczuciowym porywie. Proste, ale i skuteczne.

Takie postaci jak ta raczej zawsze będą w niszy, bo też dobieranie się do mainstreamowego tortu z takimi, a nie innymi sztućcami najczęściej kończy się odejściem od stołu ze zwieszoną głową. Nic to, najważniejsze, że underground nadal umie przykuć naszą uwagę także dzięki naciskowi na tekst. A o dwóch innych ciekawych albumach z podziemia, które wyszły niedawno, przeczytacie tutaj.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.