Jeden z największych rapowych collabów w historii obchodzi 10. urodziny

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
The 28th Annual MTV Video Music Awards - Show
fot. GettyImages

Gdyby nie Jay-Z, prawdopodobnie cały świat mógłby spokojnie spać, zamiast oglądać 24-godzinny stream z pokoju Kanye Westa w oczekiwaniu na premierę Dondy. Gdy Shawn Carter wziął młodego Yeezy’ego pod swoje skrzydła, otworzył mu tym samym drzwi do kariery.

Po raz pierwszy spotkali się w 2000 roku w nowojorskim Baseline Studios, gdzie Kanye - który wówczas ganiał po całym Nowym Jorku, wciskając swoją muzykę każdemu, kto tylko się napatoczył - chciał zaprezentować Beanie’emu Sigelowi siedem beatów swojego autorstwa. Nagle do studia wszedł Jay-Z, przesłuchał materiał i od razu się zachwycił. Dwa dni później Yeezy spotkał się z biznesowym partnerem Hovy, Damonem Dashem, który potwierdził, że jego wspólnik nadal chce współpracować ze zdolnym młodziakiem (Ye miał wówczas ledwie 23 lata). Jaya ujęło to, że w czasach mody na futurystyczne produkcje spod szyldu Timbalanda, nagle trafia się ktoś, kto tak otwarcie składa hołd klasyce, klejąc przy tym świeżo brzmiące beaty. Dlatego zaprosił Kanye’ego do współtworzenia kultowego dziś albumu The Blueprint, na którym Ye zaliczył swój pierwszy przebój - kawałek Izzo dotarł do 8. miejsca listy przebojów Billboardu.

Wspólny album nagrali dziesięć lat później, gdy sytuacja na scenie była zupełnie inna.

Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku hip-hop wchodził w zakręt. Popularny na początku lat 00. gangsta rap zaczął być wypierany przez ten bardziej przystępny dla mas i coraz śmielej flirtujący z popem przy użyciu auto-tune’a. Wielu się to nie podobało. Sam Jay-Z nagrał nawet kawałek przeciwko temu efektowi – D.O.A. (Death of Auto-Tune). I know we facing a recession/But the music y’all making gon’make it the Great Depression – chodziło o to, że Stany Zjednoczone były pogrążone w kryzysie finansowym, czego konsekwencją była malejąca sprzedaż płyt. Nastroje nie były optymistyczne, ale zarówno Jay-Z, jak i Kanye West znajdowali się wtedy w ważnych momentach swoich karier. Hova był świeżo po wydaniu trzeciej części The Blueprint, która odniosła wielki sukces komercyjny, a Ye - niecały rok po premierze przełomowego dla rozwoju rapu 808s & Heartbreak. W tamtym czasie, po niesławnym incydencie na gali VMA 2009, wycofał się z życia publicznego i wyjechał ze Stanów. A właściwie z kontynentu - osiadł na Hawajach (to wciąż USA!), by w towarzystwie plejady gwiazd pracować nad swoim przyszłym opus magnum – My Beautiful Dark Twisted Fantasy.

BET Awards 2012 - Inside
fot. Johnny Nunez/WireImage/GettyImages

Prace nad Watch the Throne rozpoczęły się w 2010 roku. Gdy w ramach promocji MBDTF Kanye wypuścił remiks singla Power z Jayem-Z na feacie, ogłosił na Twitterze, że wspólnie planują wydać składającą się z pięciu kawałków epkę. Pomysł ewoluował i ostatecznie w październiku w wywiadzie dla MTV West wyjawił, że projekt będzie pełnoprawnym albumem. Obaj artyści nagrywali go pomiędzy sesjami do swoich solowych krążków – we wrześniu 2010 Jay-Z rozpoczął bowiem prace nad Magna Carta… Holy Grail. Stąd też Watch The Throne jest tak podobne do obu tych wydawnictw – wszystkie trzy projekty wyróżnia epicka forma i barokowość. Zresztą część kawałków, które znalazły się na wspólnym albumie Jaya-Z i Kanye’ego Westa, miała trafić na My Beautiful Dark Twisted Fantasy. A Otis, stworzony wyłącznie przez Yeezy’ego po tym, jak No I.D. rzucił mu producenckie wyzwanie – swoją drogą jeden z najlepszych singli na albumie – miał powstać pod wpływem fragmentu nowego albumu Hovy. No Church in the Wild – jak wspominał pracujący przy utworze The-Dream – było z kolei inspirowane długim intro w postaci Holy Grail… Co ciekawe, Watch The Throne zarzucano, że jego przepych nie przystaje do ówczesnych czasów. Jak na ironię krążek ukazał się w Black Monday – dzień, w którym miał miejsce kolejny wielki krach na giełdzie.

Ale cofnijmy się o parę miesięcy. W styczniu 2011 pojawił się pierwszy singiel promujący Watch the ThroneH•A•M. Nie został przyjęty tak ciepło, jak się spodziewano, ale ferment został zasiany. Jak mówił Hova, tłumacząc tytuł projektu: Obserwujemy, jak muzyka popularna się zmienia. Hip-hop zastąpił rock’n’roll i teraz on jest muzyką młodzieżową. To samo może przydarzyć się hip-hopowi – można go zastąpić innymi formami muzyki. Upewniamy się więc, że wkładamy wysiłek w tworzenie najlepszego produktu, abyśmy mogli rywalizować z muzyką taneczną, która obecnie dominuje na listach przebojów i muzyką indie, która dominuje na festiwalach. Jak widać z perspektywy dekady, nie pomylił się ani trochę.

Watch the Throne powstawał w wielu pokojach hotelowych i studiach na świecie, m.in. w Honolulu, Sydney, Nowym Jorku czy w Paryżu. Duży wpływ na jego finalną formę miała europejska sztuka, która wówczas inspirowała mocno siedzącego w świecie mody Westa. Na albumie znajduje się sporo odniesień do historii, a Kanye i Jay-Z posługują się nimi, aby mówić o doświadczeniach osób czarnych w Ameryce – jak w przypadku singlowego Ni**as in Paris; na początku XX wieku afroamerykańscy artyści uciekali do Francji przed dotykającym ich w kraju rasizmem. I to tożsamość jest kluczowym wątkiem na albumie. Choć jest też – wiadomo – dużo braggi, spoglądania na swój dorobek z perspektywy, autorefleksji oraz motywów religijnych. Sztuka wysoka spotyka się tu z masową.

Album posiada momenty, które stworzono z myślą o koncertach. Jednym z takich stadionowych hymnów jest właśnie H•A•M, którego odbiór na słuchawkach jest zupełnie inny – stąd mieszane odczucia po jego premierze. Znane sample, takie jak Feeling Good Niny Simone, My Thang Jamesa Browna albo Try a Little Tenderness Otisa Reddinga, zostały na płycie mocno wyeksponowane, przywołując skojarzenia ze wczesnymi nagraniami Westa. Soulowe klasyki łączą się tu z ciężkimi syntezatorami, gdzieniegdzie również gitarami. Album jest więc kwintesencją ówczesności – hip-hop nie zdominował jeszcze rynku, ale powoli się do tego przygotowywał, coraz pewniej czerpiąc z innych gatunków, takich jak na przykład popularny na przełomie dekad dubstep. W nagraniach brał udział szereg słynnych muzyków – producenci RZA, Mike Dean, mentor Kanye’ego Westa No I.D., HIT-BOY, Swizz Beatz, Q-Tip, The Neptunes oraz Beyoncé, młody Frank Ocean, The-Dream, Justin Vernon, Kid Cudi – to name a few. Jak trafnie podsumował to Tom Breihan w recenzji WTT dla Pitchforka: Słuchanie tego jest trochę jak oglądanie, gdy George Clooney zabiera wszystkie zaprzyjaźnione gwiazdy filmowe na imprezę we włoskiej willi, a po drodze prawdopodobnie marzy o Ocean’s Twelve. Co ważne, choć nie obeszło się bez sporów, Kanye i Jay-Z znaleźli na tym albumie złoty środek. Żaden z nich nie znajduje się w cieniu drugiego.

wtt cover.jpg

Choć Watch the Throne nie jest kamieniem milowym w historii hip-hopu, to zajmuje szczególne miejsce w popkulturze. To pierwszy album, na którym siły połączyli dwaj najwięksi i najbardziej wpływowi raperzy danych czasów. Odnieśli przy tym ogromny sukces – nie udało się to nawet Lil Wayne’owi i Birdmanowi, których Like Father, Like Son został lekko niedoceniony. Kanye West i Jay-Z zrobili album z typowym dla siebie wielkim rozmachem, na co wskazuje już sama elegancka, złota okładka. Odpowiadał za nią Virgil Abloh, którego kilka lat wcześniej Yeezy zatrudnił na stanowisku dyrektora kreatywnego w swojej agencji. O wspomnianym coverze zresztą pisaliśmy na łamach newonce. Projektant [Riccardo Tisci – przyp. red.] w oświadczeniu wyjaśnił, że odważne kolory i kanciaste linie mają symbolizować męskość dwóch najbardziej znanych postaci rapowych naszych czasów – nic nie jest więc przypadkowe. I impakt kulturowy, hasło Watch The Throne weszło już do języka fanów muzyki jako synonim bombastycznego collabu. Do dziś, kiedy mowa o podobnych współpracach, na myśl przychodzi właśnie ten jeden kultowy projekt. Taconafide polskim Watch the Throne? No przecież. Ale zastanawiano się też, kto jeszcze mógłby nagrać joint album o podobnej wadze.

W ostatnich latach od czasu do czasu krążyły plotki o kontynuacji projektu. Sami zainteresowani kilkukrotnie wspominali o takiej możliwości. Można przypuszczać, że Watch The Throne 2 nigdy nie doszło do skutku z powodu późniejszych prywatnych konfliktów między artystami. A czy kiedykolwiek dojdzie? Nie wiadomo, chociaż stosunki między Kanye Westem a Hovą aktualnie są dobre – po latach znów usłyszeliśmy ich razem na pierwszym listening party Dondy, a w swojej zwrotce Jay-Z nawinął: This might be return of the throne/Throne Hova and Yeezy.

Na razie pozostańmy przy jedynce, która 8 sierpnia 2021 roku obchodzi swoje 10. urodziny.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o muzyce, psychologii i społeczeństwie. Jej teksty ukazują się między innymi w „Vogue".