Kiedyś byli superbohaterowie, dziś nie ma superbohaterów. „The Boys” to klasyk na miarę naszych czasów

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
The Boys
Amazon Prime Video

Upadek superbohaterskiego etosu nastąpił znacznie wcześniej. Wtedy, gdy Christopher Nolan zabrał się za Batmana. Ale on dekonstruował współczesną mitologię, eksponując człowieczeństwo herosów i złoczyńców. Właśnie w tym człowieczeństwie poszukiwał przyczyn zarówno szlachetności, jak i słabości czy kurestwa, co rezonowało potem w Jokerze. Tymczasem Eric Kripke wziął komiks The Boys i ani myślał odżegnywać się od nadprzyrodzonych mocy fałszywych idoli.

W The Boys dokonuje się proces obalania popkulturowych pomników na tym samym patencie, co u Zacka Snydera, który nie cykał się portretować superbohaterów jako gwałcicieli i ludobójców. Co można rozpatrywać skądinąd w kategoriach odejścia od tradycji judeochrześcijańskiej na rzecz powrotu do starego, dobrego, hardkorowego politeizmu.

Zostaliśmy w ten sposób wyrwani z młodzieńczego snu o nieskazitelnych postaciach stworzonych na obraz i podobieństwo Boga, i po kilkudziesięciu latach ewolucji gatunku superhero movie ocknęliśmy się w Gotham City. Czy może raczej w cieniu Vought Tower.

Śmieszno-straszne uniwersum serialu jest lustrzanym odbiciem naszej rzeczywistości. Anomalię stanowi Siódemka; Avengersi na pasku (czyżby?) potężnej korporacji Vought. W tym świecie superherosi rozpalają masową wyobraźnię, żyją według słupków popularności, otoczeni kultem jak celebryci albo wiecowi politycy. Okazują się też całkowicie zepsuci i zdeprawowani, co musi przynieść opłakane skutki wziąwszy pod uwagę ich moce.

Na czele tych galácticos stoi Homelander (Antony Starr) – psychopatyczny Superman z mokrego snu najbardziej radykalnych wyborców Republikanów; furiat z chorobliwą potrzebą uwielbienia mas. W grupie znajduje się także zakompleksiony człowiek ryba – The Deep (Chace Crawford) z gwałcicielskimi zapędami czy Flash – A-Train (Jessie T. Usher), który w obawie przed wypadnięciem z Siódemki, popada w uzależnienie od tajemniczej substancji V.

W pierwszych sekwencjach The Boys A-Train dosłownie przebiega przez dziewczynę Hugh – fajtłapowatego sprzedawcy ze sklepu RTV i AGD (Jack Quaid), którego losy niespodziewanie przecinają się ze Starlight (Erin Moriarty) – prostolinijną superbohaterką z Iowy, która trafiła do Siódemki, ale kierują nią szlachetne pobudki w przeciwieństwie do całej reszty. Bo superbohaterowie w The Boys zostawiają po sobie zgliszcza; funkcjonują jakby wedle refrenu Każdy ponad każdym. Spośród tych, którzy szukają zemsty na Homelanderze i jego nadludziach, rekrutuje się tytułowa grupa, dowodzona przez diabolicznego Williama Butchera (Karl Urban).

Na przestrzeni trzech sezonów produkcji Amazona staje się więc Avengersami à rebours, gdzie to właśnie przed drużyną superbohaterów trzeba ratować świat. Siódemka wyrasta na ekipę pojebów rodem z wyspy Jeffreya Epsteina; jeszcze z totalitarnymi zapędami. Na przeciwległym biegunie znajdują się Rzeźnik, Hughie i reszta chłopaków; desperaci kierowani żądzą rewanżu. Gdy dochodzi do konfrontacji, wszyscy zostają zmuszeni do przekroczeń; zaciera się granica pomiędzy antagonistami i protagonistami. Scenarzyści uzbroili postaci w na tyle przekonujące backstories i – wynikające z nich – motywacje, że szybko zapomina się o tak niepoważnych atrybutach każdej z nich jak laser z oczu albo skrzela. Zagęszcza się suspens, nawarstwiają się intrygi, a z każdym kolejnym epizodem staje się coraz bardziej jasne, że – niezależnie od ostatecznych rozstrzygnięć – każdy wiosłuje w górę rzeki Kongo jak w Jądrze ciemności.

The Boys to przy tym pamflet na współczesną Amerykę, gdzie Homelander niemal jako Frank Underwood z House Of Cards w pelerynie jest w stanie dopuścić się największego draństwa dla wzrostu poparcia w Pasie rdzy, a prawdziwym czarnym charakterem jest big pharma. Na ekranie rozgrywa się istny shitshow; wiwisekcja mechanizmów, które populistom pozwalają zdobyć władzę, a przygłupom i narcyzom – pierwsze strony bulwarówek. Zresztą – odniesienia do naszych realiów mnożone są na każdym kroku; pojawia się choćby organizacja przypominająca kościół scjentologiczny czy parodia niesławnej reklamy Pepsi z Kendall Jenner. Szybko staje się uderzające, jak wiele o bałwochwalczym kulcie celebrytów i manipulacji społecznej mówi serial, gdzie Ant-man powiększa się w cewce moczowej swojego kochanka, rozsadzając go na kawałki.

Jak celnie diagnozował recenzent indieWire – The Boys to czarna komedia, action extravaganza i bezwzględna publicystyka skryte pod jedną peleryną.

The Boys
Amazon Prime Video

Twórcy nie pier*olą się w tańcu, dowożąc bezkompromisową satyrę; często właściwie w esetyce gore. Największa ich zasługa w tym, że długo udaje im się unikać pustego efekciarstwa czy chaosu w prowadzeniu wątków. Zadyszkę łapią dopiero w trzecim sezonie, który ekstatyczne recenzje zbiera raczej siłą rozpędu poprzednich, co może budzić lekki niepokój w kontekście przyszłości serialu; podobnie jak kombinatoryka ze spin-offami (Gen V w drodze). Ale na razie to wciąż jest historia telewizji, rozgrywająca się na naszych oczach. Believe the hype.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.
Komentarze 0