Laikike1: Nigdy nie wierzyłem artystom, którzy twierdzą, że robią sobie terapię za pomocą sztuki (WYWIAD - cz. 1)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Laikike1 fot. Mateusz Gardocki.jpg
fot. Mateusz Gardocki

Sam jestem zszokowany tym, w jak błyskawicznym tempie można rozwijać – blokowane wcześniej – umiejętności, jeśli tylko traktujemy sami siebie z troską - mówi autor legendarnego Milczmen Screamdustry w rozmowie z Markiem Fallem. Laik wrócił do żywych, a to jest jego osobisty raport spomiędzy Diamondlife i drugiej odsłony Almost Famous. Druga część za tydzień.

Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu. Złożyć ofiarę. Przywołujesz kwestię Andrzeja Chyry z filmu Symetria w ostatnim numerze z Diamondlife. Wierzysz w te słowa?

Na tym opiera się teraz moje życie. Kiedy wychodziła Symetria, oglądałem ją jak reportaż z tego samego świata, w którym się wychowywałem. Dla nas wszystkich, dla całej naszej ekipy to było ciekawe doświadczenie. Mogliśmy zweryfikować, co jest prawdą, a co nie i zadziwiająco wiele rzeczy się zgadzało. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że Konrad Niewolski miał za sobą epizod w celi i stąd taka zgodność szczegółów. Słowa Chyry od początku zrobiły na mnie wrażenie, ale ich nie rozumiałem. Musiałem spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy. Właśnie w okolicach pisania Jedenastki dotarło do mnie całe znaczenie. Potrzebowałem czasu, żeby się z nim oswoić.

Świat nie jest ani dobry, ani zły. Świat po prostu jest. Do nas należy określenie własnych granic. Zdaję sobie sprawę, że to kontrowersyjny pogląd. Większość ludzi, których spotkałem na swojej drodze, nie miała kompletnie żadnych kompetencji do takiego samostanowienia. I na tym polega paradoks. Dopiero, jak zastanowisz się nad tym głębiej i skupisz na uszczęśliwianiu bliskich czy odchodzeniu od krzywdy, faktycznie to nabiera sensu. Postanowiłem w ten sposób spędzić resztę życia i przyświeca mi to motto.

Pozostaje jednak część o ofierze. Masz poczucie, że taką ofiarę złożyłeś?

Zmagam się z tym każdego dnia. Ofiarą w moim przypadku – i chyba każdego człowieka – jest ego. Wszystkie sytuacje sporne biorą się właśnie ze zderzenia ego. Przyczyny leżą w roszczeniach; w tym, co myślimy o sobie. Wydaje nam się na przykład, że ktoś nie obdarzył nas szacunkiem, na jaki zasługujemy i to od razu jest zarzewie konfliktu. Działamy instynktownie. Pozbycie się tego mechanizmu jest największym wyzwaniem, jakie można przed sobą postawić. Cały czas z tym walczę. Chociaż znów – walka ze swoim ego nie jest dobrym podejściem. Jak to zrobić? Sam szukam odpowiedzi.

Podobno rodzicielstwo nie najgorzej temperuje ego i właściwie od tego powinienem chyba zacząć. Jak tam rzeczywistość świeżo upieczonego ojca?

Po narodzinach Maksyma zmieniło się wszystko, chociaż muszę przyznać, że przez kilka dni czułem się winny. To nie zadziałało u mnie tak jak w opowieściach wielu młodych rodziców, którzy momentalnie zakochują się w swoich dzieciach; następuje u nich pełne przewartościowanie w ułamku sekundy i zaczynają rozumieć rzeczy inaczej. U mnie to w ogóle nie było tak. Podchodziłem do syna z dużą rezerwą. Bałem się swoich nieumiejętności i ich skutków. Na własne życzenie zafundowałem sobie dystans do dziecka, ale Maksym zweryfikował tę sytuację błyskawicznie i teraz to on decyduje o naszych relacjach. Poznajemy się nawzajem, choć to bardzo trudne, bo nie mam żadnego doświadczenia w zajmowaniu się tak małym człowiekiem. Codzienność rodzica na tym etapie to ciężka harówka i nie da się nic zaplanować. To freestyle. Podstawą pozostaje jednak ogromne szczęście, wynikające z możliwości obserwowania życia od samego początku. Patrząc na Maksyma, dotarło do mnie też, ile zawdzięczam mamie. Lepiej późno niż wcale. To pierwsza ważna lekcja, jaką odebrałem od własnego syna.

Sprawdziłem przed wywiadem, że poznaliśmy się w sierpniu 2018 roku, kiedy wpadłeś do Wrocławia razem z Soulpete’em. Czas, który upłynął od tamtego spotkania, musiał być dla ciebie ekstremalnie intensywny. Kilka miesięcy na odwyku, założenie terapeutycznego kanału youtubowego, globalny kryzys pandemiczny, narodziny syna, a teraz premiera albumu z Szopsem i prace nad drugim Almost Famous.

Jeżeli chodzi o chronologię wydarzeń, ona do pewnego momentu jest - delikatnie rzecz ujmując – zamglona. Dobrym punktem wyjścia będzie ostatni Level Up, gdy razem z BobAirem zamykaliśmy cykl i zdecydowaliśmy się przygotować zbiór tych kawałków na fizyku. Pisząc dziesiątkę byłem w krańcowo ciemnym miejscu. Od kilkunastu lat nieprzerwanie chodziłem pod wpływem alkoholu, więc moja kondycja fizyczna i psychiczna znajdowała się w opłakanym stanie. Pamiętam, że miałem w głowie jeden wers, ale nie byłem w stanie go zapisać. Musiałem się wyspać, a potem znowu upić, żeby dokończyć pisanie czwórki. W tamtym momencie myślałem już o tym, że to jest koniec; że ten numer będzie prawdopodobnie ostatni. W międzyczasie byłem na kilku detoksach, przeszedłem próbę samobójczą. Kiedy po zaleceniach lekarzy, rozmowach z pielęgniarkami i psychologami, pobytach w szpitalach to wszystko zawiodło i znowu wygrała autodestrukcja wpisana w moje życie – naprawdę nie miałem siły na nic. Wydaliśmy te Levele cudem, cudem utrzymywałem przytomność w kontaktach z firmą, która się tym zajmowała i cudem nagrałem niesławny wywiad przy okazji premiery. Leciałem na oparach. Sięgałem do zasobów energii, z których nawet nie zdawałem sobie sprawy.

Pod koniec stycznia 2019 roku mieliśmy się zabrać za Almost Famous. Były przygotowane wszystkie beaty, zdążyłem napisać sześć numerów i znowu doszło do sytuacji, gdy pod mój dom przyjechała karetka, po raz kolejny zabrano mnie do szpitala i odratowano. Wtedy jeden z moich późniejszych terapeutów zaoferował mi odwyk. Powiedział, że jeśli się zgodzę, dadzą mi trzy dni na przygotowanie i jadę do kliniki na trzy miesiące z możliwością przedłużenia do pięciu. Początkowo odmówiłem. Nikt mnie nie zamknie w klatce i nie będzie mi grzebał w głowie. Ale namówił mnie. Siła perswazji i jego argumentów była porażająca.

Jak dalej się to potoczyło?

Miałem w planie pozamykanie swoich spraw. Przede wszystkich chciałem to w ogóle wytłumaczyć Michalinie, która siedziała sama w domu i nie wiedziała, co się dzieje. Tymczasem zaskoczyło mnie strasznie, że nagle po godzinie od rozmowy z terapeutą dostałem rozkaz, żeby się pakować i jedziemy. W drodze zdążyłem tylko napisać wiadomość do Michaliny i drugą – do Soulpete’a. Co więcej – kiedy wysiadłem z samochodu, okazało się, że jestem w zupełnie innym mieście niż mi powiedziano. Od razu zostałem też pozbawiony telefonu. Byłem tam przez pięć miesięcy i ciężko pracowałem nad sobą w otoczeniu sześciorga terapeutów.

Po opuszczeniu kliniki zafiksowałem się na solowy album. Miałem głód stworzenia płyty, która będzie w stu procentach moja. Od Milczmen Screamdustry minęło sześć czy siedem lat – także długo z tym zwlekałem, co wynikało poniekąd z podejścia do rapu, które mi towarzyszyło. Wraz z opuszczeniem odwyku, poczułem potrzebę uzewnętrznienia się. Zacząłem robić numery z Szopsem, czego nie ułatwiała pandemia. Pozamykano mi wszystkie studia. Próbowałem w Manchesterze, Preston, Blackpool. Nie dało się uniknąć obsuwy, ale ostatecznie wydaliśmy ten album. Równocześnie przygotowania do Almost Famous musiały zostać przerwane i to moja wina, ale dostałem wsparcie od chłopaków i w żaden sposób nie wpłynęło to na nasze relacje. Oni też musieli zarabiać na chleb, więc Bons wypościł solo, a Pete - ze trzy płyty. Kiedy zamknąłem Diamondlife, momentalnie usiadłem do AF i z mojej strony trzy czwarte jest nie tylko napisane, ale także nagrane. Zostały mi cztery zwrotki, co przy dzisiejszej formie nie jest żadnym wyzwaniem. Sam jestem zszokowany tym w jak błyskawicznym tempie można rozwijać – blokowane wcześniej – umiejętności, jeśli tylko traktujemy sami siebie z troską.

W tym samym okresie otworzyłeś na YouTube kanał NieMaMowy. I mam wrażenie, że dokonałeś tu pewnego odwrócenia pojęć. Nie brakuje raperów, którzy podkreślają autoterapeutyczny charakter swoich nagrań, a ty z kolei zaoferowałeś terapeutyczne narzędzie odbiorcy.

Nigdy nie wierzyłem artystom, którzy mówili, że robią sobie terapię za pomocą sztuki. Nie pasowało mi nic w tych słowach o muzyce, pozwalającej rozładować emocje. Jeżeli ktoś faktycznie tak ma, to gratulacje i wyrazy ogromnego szacunku, ale z moich doświadczeń na prawdziwych terapiach wynika, że działanie jest odwrotne. Sądzisz, że – jako raperowi – tobie to naprawdę pomaga? To dlaczego w twoim życiu nic się nie zmienia? Czemu cały czas opowiadasz o tych samych rzeczach – tylko w innym otoczeniu i okolicznościach? Zaczynałeś karierę od nawijania, że siedzisz na blokach, wszystko cię wkurwia, a jedynym wyjściem jest autodestrukcja i po piętnastu latach treść pozostaje taka sama – tyle, że masz drogi samochód i zegarek. Twój artystyczny i osobisty rozwój ograniczył się do tego, że zmieniłeś scenerię. To nie jest terapia, tylko wynajdywanie kolejnych celów, stanowiących atrapę prawdziwego rozwoju. Jestem przy tym pewny, że istnieją osoby, które potrafią przekuć sztukę w wewnętrzne bogactwo, ale to maestria, której nigdy nie będę w stanie osiągnąć.

NieMaMowy jest próbą podzielenia się własnymi doświadczeniami, którą podjąłem, ponieważ ludzie na początku tej drogi potrzebują identyfikacji z kimś, kto przeżył coś podobnego do nich. Sam tego potrzebowałem i nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego źródła. Postanowiłem więc to zrobić, kierując się przede wszystkim takim założeniem, żeby nie szkodzić. Korzyścią dla mnie jest możliwość usystematyzowania własnej wiedzy. Tego jest naprawdę dużo – pięć miesięcy terapii, dzień w dzień po osiem godzin. Czasem jak nagrywam film, przypominają mi się rzeczy, o których w innych warunkach dawno bym zapomniał.

Twoją działalność youtubową można traktować jako odnogę artystycznych ruchów? Zwróciło moją uwagę, że w kontrze do enigmatycznego rapowania – jako vloger jesteś wyjątkowo precyzyjny i bezpośredni.

Język, którego używam oraz decyzja, żeby tych filmów nie edytować wynika stąd, że przy poruszaniu tak delikatnych kwestii jak uzależnienie, depresja, stany lękowe czy myśli samobójcze - nie możesz zostawiać niczego wyobraźni widza. Ciąży na tobie olbrzymia odpowiedzialność, więc musisz używać najprostszego z dostępnych rejestrów, bo nie masz pojęcia, kto cię słucha. Bardzo chciałbym docierać do wszystkich, ale to jest niemożliwe. Nagrywam więc proste i często wulgarne komunikaty, bo taki jestem na co dzień i taka była też większość osób, które poznałem w klinice. Wybrałem formę, która jest mi najbliższa wewnętrznie.

Gdzieś w powietrzu wisiała obawa, że zostaniesz Tauem trzeźwienia, tymczasem udało ci się tego uniknąć.

Uzależnieni, którzy kończą terapię, często stają się kaznodziejami nowej drogi życia. Wszędzie zauważają błędy popełniane przez innych i za punkt honoru stawiają sobie wytykanie ich. Tutaj trzeba rozgraniczyć hurraoptymizm, który jest naturalną konsekwencją miesięcy spędzonych przy pracy nad sobą i brak pokory. To działa na takiej zasadzie, że niektórzy są pokorni w stosunku do terapeutów. Sklepów monopolowych unikają jak ognia. W stosunku do innych nałogowców zaczyna się jednak pełen wymiar gwiazdorstwa i - niespełnionych przez lata - ciągot do wystąpień publicznych. W przekonaniu o własnej czystości stawiasz się ponad innymi. Nie zauważasz przekłamania w swojej prawdzie. Na to trzeba uważać.

U mnie się nic nie zmieniło. Przykładam do innych tę samą miarę, co do siebie. Jak ktoś zasługuje na opierdol, właśnie to ode mnie dostanie. Na tej samej zasadzie – nie obrażę się, kiedy ktoś nagra na mnie diss, mając dobry powód. Poczucie wznoszenia się ponad tępe masy zawsze było mi obce. To nie jest tak, że zostałem oświeconym neofitą antyalkoholowym. Jestem tym, kim byłem, ale żyję zdrowiej.

Laikike1 fot. Mateusz Gardocki 2.jpg
fot. Mateusz Gardocki

Drugą część wywiadu z Laikike1 przeczytacie za tydzień

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.