Łona i Webber: ciekawość innego (WYWIAD)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
ona-i-Webber.jpg
Tomasz Kajszczarek

- Chciałem w konkretny sposób opowiedzieć o swojej tożsamości; o tym, z czego się składa i jak bardzo jest patchworkowa. Jak na nią miały wpływ bardzo konkretne influencje – nigeryjski afrobeat, piosenki w jidysz, rosyjskie ballady, bałkański odpał, polska pogoda i takiż Chopin. Nadrzędną wartością jest dla mnie ciekawość innego, wydaje mi się, że to taka wyższa forma tolerancji - mówi nam Łona o Śpiewniku domowym na kilka dni przed premierą tego wydawnictwa. Przedsprzedaż limitowanej wersji specjalnej trwa tutaj.

Nie sposób udawać, że nasza rozmowa toczy się w próżni. Cztery lata zbieraliście się do wydania nowego materiału, tymczasem - koniec końców - Śpiewnik domowy ukaże się w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Jak bieżące wydarzenia wpływają na plany związane z tą premierą?

Webber: Generują niepewność odnośnie tego, jak potoczy się ta premiera. W dużym stopniu działamy po omacku. Część kanałów promocyjnych nie istnieje w tych okolicznościach przyrody, a i te, które istnieją, nie funkcjonują do końca tak, jak zwykły to czynić w normalnych okolicznościach.

Sama produkcja w tłoczni też była pod znakiem zapytania, ale ostatecznie wszystko wyszło na prostą.

Łona: Jak to wspaniale ujął mój znajomy – krąg życia zatoczył, kurwa, koło. Kiedyś na płycie IQ Dizkret z sarkazmem skonstatował, że mamy własną półkę w Empiku i dożyliśmy czasów, że znowu jej nie mamy. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Może to okazja, żeby rap zszedł z drogi tej straszliwej mainstreamozy do bardziej niszowego miejsca, gdzie jest mu lepiej? Rozpaczliwie usiłuję znaleźć pozytywny aspekt tej parszywej sytuacji.

Głośno zrobiło się ostatnio o zawirowaniach z tantiemami, co ma związek z zapisami tarczy antykryzysowej.

Webber: Czytałem o tym, że przedsiębiorcy nie będą musieli płacić ZAiKS-ów i STOART-ów. Musimy poczekać na ostateczny kształt tego dokumentu i jego wejście w życie. Odnoszę wrażenie, że nie wzięto w tych pakietach pomocowych pod uwagę dorywczego charakteru działalności muzycznej. Wiadomo, że artyści nie grają koncertów non-stop, tylko jest to zależne od sezonu czy wydania płyty, a w takich okolicznościach, gdzie porównywane są przychody tylko z lutego 2020 roku, to moim zdaniem nie do końca to uwzględnia branżę muzyczną, ale też i wielu innych, które też funkcjonują sezonowo.

Zastanawiacie się już nad tym, jakie będą dalekosiężne konsekwencje dla branży, czy na razie zajmuje was bieżączka?

Łona: Jedno i drugie. Nasze obecne doświadczenie jest charakterystyczne dla każdego, kto miał zaplanowaną premierę na najbliższy czas. Nikt racjonalnie myślący niestety nie jest w stanie powiedzieć, jak długo to potrwa - czy skończy się za tydzień, czy za trzy miesiące, ani w jakim świecie się wówczas obudzimy. Zwolnienie drobnych przedsiębiorców z opłat na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania ­– w intencjach całkiem słuszne, choć zapisane wyjątkowo nieprecyzyjnie – może się okazać najmniejszym problemem, z jakim przyjdzie się nam borykać. Mam wielu znajomych, którzy już widzą pustki na kontach i w portfelach. Los obciął im możliwość zarobkowania i Bóg jeden raczy wiedzieć, kiedy się odbiją od dna.

Webber: Mnóstwo tras przesunięto na jesień, więc i dla nas to nie będzie łatwa sytuacja.

Łona: Poza tym wcale się nie zdziwię, jeśli na początku wszyscy będą chcieli zaspokoić potrzeby wyższej natury i wybiorą się do opery. Kultura niska – w tym Łona i Webber – jest na szarym końcu.

Łona, napisałeś na Nic dziwnego wers, który szczególnie lubię: zdziwiłbym się, gdybym tylko potrafił się jeszcze zdziwić. Zastanawiam się, czy może jednak coś się zdziwiło w tym niecodziennym czasie?

Łona: Niezmiennie dziwi mnie stosunek PiS-u do prawa. Wiem – uderzam w poważny ton, ale wciąż mi się nie mieści w głowie podejście tego ugrupowania do Konstytucji, ustaw, do procesu uchwalania prawa, w ogóle do porządku prawnego. Powinienem się przyzwyczaić, a jednak wciąż wydaje mi się to niewiarygodne. Jak choćby to wprowadzanie stanu klęski żywiołowej tylnymi drzwiami - bez formalnego ogłaszania.

I w żaden sposób nie rekompensuje tego prezydent na Tik Toku?

Łona: Bardzo udany debiut. Jako osoba, która w zasadzie nie funkcjonuje w żadnym serwisie społecznościowym, z zazdrością, ba, z zawiścią patrzę na to, jak Andrzejowi Dudzie dobrze idzie na tym poletku. Wprawdzie na innych płaszczyznach haniebnie zawalił, ale Tik Tok – klasa.

Webber: Nasz prezydent od dawna wykazywał duży potencjał viralowy, więc znalazł sobie dobre miejsce, gdzie będzie mógł się realizować. Nie zapominajmy, że on się ciągle uczy.

Zdaniem księdza z parafii św. Michała Archanioła we Wrocławiu, koronawirus jest karą za homoseksualizm, aborcję i życie na kocią łapę. Nie wzięliście pod uwagę, że być może w rzeczywistości to kara za powrót z EP-ką po latach oczekiwania na długogrający materiał?

Webber: Na pewno jesteśmy współwinni. Nie mamy nic na swoją obronę. Możemy tylko mieć nadzieję, że zawartość zrównoważy krótkość.

Łona: Pytanie tylko, czemu nieszczęście zostało sprowadzone na wszystkich rodaków? Znowu ten biedny Naród musi cierpieć za grzechy innych, w tym wypadku nasze.

Śpiewnik domowy już w pierwszym utworze przynosi zaskakujący twist. Ty, Łona, nigdy nie miałeś skłonności do odsłaniania kulis życia prywatnego, a w Braku miejsc tworzysz scenkę rodzajową, opisując swoje doświadczenia w roli ojca.

Łona: Miałem pewne opory, ale – mimo wszystko - wydaje mi się, że jest to zaproszenie do własnego domu w staroświeckim stylu. Niekoniecznie z aparatem w wyciągniętej ręce, żeby strzelać z rodziną selfie, tylko by uwiecznić sytuację, która spotyka wielu młodych rodziców. To jest też jakiś wyraz zmiany, jaka u mnie zaszła, jestem podwójnym ojcem. Janek ma pięć lat, a Zosia – półtora roku. Nie da się ukryć, że dzieciaki mają wpływ na wszystko w naszym życiu.

Poza tym umówmy się – to, że ty czy inni ludzie posłuchają tego utworu, ma znaczenie, powiedzmy, drugorzędne. Właściwym adresatem jest Janek.

W związku z tym, że dawno nie mieliśmy okazji rozmawiać, wypadałoby zapytać po prostu co słychać? wedle wskazania z Nie pytaj nas. Odpowiedź przynosi jednak piosenka Co tam, mordo? To wielobarwny statement, ale odbieram go jako polemikę z Codziennością Mesa i Dawida Podsiadły. Jaki masz patent na to, żeby nie dojechała cię powtarzalność?

Łona: Cenię to, że mam wszystkiego po trochu. Prowadzę życie zwykłego śmiertelnika, który musi mierzyć się z obowiązkami zawodowymi, a z drugiej strony – wcale nierzadko dotyka tego całego szaleństwa, które jest udziałem artysty scenicznego. Po prostu staram się to robić w takich dawkach, żeby nie oszaleć. Co tam, mordo? jest faktycznie jakąś polemiką z utworem Piotrka i Dawida w tym sensie, że w każdej codzienności można znaleźć miejsce na tę sambę roboczą, żeby sobie trochę odkręcić. To już oczywiście nie wygląda jak kiedyś, że człowiek wychodził w piątek, wracał w niedzielę i nikt nie cierpiał z tego powodu. Ale, przy zachowaniu odrobiny dobrej woli i jak się ma wokół fajnych ludzi ­– wszystko jest możliwe.

Wybrałem specyficzną drogą i nikogo do niej nie namawiam. Nie jest to zresztą chyba recepta, by skończyć jako szef wielkiej kancelarii albo muzyk z Fryderykiem co roku. Ale ma wielką zaletę - pozwala utrzymać równowagę.

Patrząc na Śpiewnik domowy szerzej, przyszło mi na myśl, że ten materiał zasługuje na to, żeby wpisać go w polską tradycję literatury małych ojczyzn spod znaku m.in. Pilcha czy Huellego.

Łona: Trochę przeszarżowałeś z oceną warstwy literackiej. Pewnie, że pojawia się tutaj dużo tożsamości lokalnej, a czerpanie z najbliższego otoczenia ma olbrzymi wpływ na Śpiewnik domowy, ale czy to jest kompleksowa opowieścią o małej ojczyźnie jak – przy zachowaniu odpowiednich proporcji – Bambino Ingi Iwasiów? Mam wątpliwości.

Chciałem w konkretny sposób opowiedzieć o swojej tożsamości; o tym z czego się składa i jak bardzo jest patchworkowa. Jak na nią miały wpływ bardzo konkretne influencje – nigeryjski afrobeat, piosenki w jidysz, rosyjskie ballady, bałkański odpał, polska pogoda i takiż Chopin. Nadrzędną wartością jest dla mnie ciekawość innego, wydaje mi się, że to taka wyższa forma tolerancji. Śpiewnik domowy jest przejawem tej ciekawości – kulturowej, geograficznej i etnicznej.

Rozpatrujesz tożsamość w wielu aspektach, ale powiedziałbym, że punkt ciężkości Śpiewnika spoczywa na rapowym reportażu Echo, opowiadającym o zespole bigbitowym Następcy Tronów i skomplikowanych losach Żydów w powojennej Polsce. Skąd ta historia – ona funkcjonuje w lokalnej świadomości?

Łona: Skąd ta historia? Zewsząd. Przez całe życie do mnie pukała. Najpierw w moim domu często mówiło się o kolegach i koleżankach rodziców, którzy wyjechali w ‘68. Z drugiej strony – szczecińskie Niebuszewo nazywano Lejbuszewem w związku z tym, że po wojnie mieszkało tam wielu przedstawicieli społeczności żydowskiej. Po trzecie – Weronika Fibich z Teatru KANA zrobiła wspaniały performance teatralny, poświęcony właśnie tym mieszkańcom Szczecina, którzy w 1968 roku musieli wyjechać. Wreszcie – Rymek z Wiele C.T. kiedyś zapoznał mnie z piosenką Płacz wietnamskich dzieci Następców tronu. Później wpadła mi w ręce, świetna skądinąd, monografia dr. Eryka Krasuckiego, Historia kręci Drejdlem: z dziejów (nie tylko) szczecińskich Żydów.

Snuję opowieść o ludziach, którzy tu żyli i nagle zniknęli. W Echu chodzi właśnie o ten brak. Bardzo mi zależało, żeby nie mówić o tym w sposób ogólny, tylko wspomnieć o konkretnych osobach. Choćby to miały być jednozdaniowe wzmianki. Bo ich szczecińska historia się urwała i nie ma dalszego ciągu.

W warstwie tekstowej Śpiewnik domowy dotyka – jak sama nazwa wskazuje – szeroko rozumianego domu, ale już na płaszczyźnie muzycznej przynosi szalony multikulturalizm. Opowiedzcie o tym zabiegu.

Łona: Podkreślamy, że na tożsamość mają wpływ zadziwiająco niekiedy różne rzeczy. Czasami z bardzo odległych zakątków świata. To naprawdę nie jest tak, żeśmy sobie ten afrobeat z Webberem wymyślili. Obaj się nim mocno jaramy od dawna. Na Śpiewniku jest obecnych wiele takich tropów, które zawsze były u nas obecne. Na samplu ze śpiewającego w jidysz Theo Bikela był zbudowany jeden z numerów Wiele C.T.

Webber: Zawsze miałem słabość do latinowych funków czy latynoskiego jazzu. Wydaje mi się, że tutaj nie ma całkowicie nowych rzeczy, tylko ich zastosowanie jest inne niż dotychczas. Wcześniej brałem sampel i robiłem z niego beat, bo był po prostu fajny. Teraz szukałem materiałów z konkretnych regionów, ale sample to tylko drobna część tej układanki; punkt wyjścia. W dalszym procesie brałem te skrawki i wprowadzałem je już na grunt dźwięków inspirowanych tymi konkretnymi rejonami, ale jednak skomponowanymi przeze mnie.

Łona: Bycie Polakiem, trudna miłość do tego kraju, wspólnota z rodakami i myślenie po polsku nie przeszkadzają temu, żeby w swoim patrzeniu na świat zrobić miejsce dla Innego. Nie tylko dlatego, że jesteś tolerancyjny, ale właśnie z powodu ciekawości. To może wyłącznie ubogacić trzon tej tożsamości. No i właśnie – takich truizmów jak powyższy chciałem na płycie uniknąć, więc poszedłem w mówienie o szafie, która śpiewa afrobeatowe refreny; o tych mieszkańcach, którzy wyjechali w Marcu '68; o tym, jak brazylijskie słowa przenikają do samby roboczej. Słowem – nie chodzi o niesienie transparentów z mocnymi hasłami, a o konkretne przykłady, jak to działa.

Wiem, że jeśli chodzi o literaturę, jesteście dość zafiksowani na Europę Środkową i Wschodnią. W katalogu Dobrzewiesz Nagrania znajduje się zespół Bubliczki, który gra muzykę bałkańską. No i wszyscy należymy do tego pokolenia, które załapało się na największy hype Emira Kusturicy. Płyta o takim charakterze jak Śpiewnik domowy musiała chyba długo wisieć w powietrzu?

Łona: Odpowiem jako ta osoba, która przyszła z ułożoną koncepcją do Andrzeja – tak, cholernie długo. Od bardzo dawna tłukła się po mnie ta narracja i szczęśliwie znalazłem dla niej ujście. Nie wiem, czy z dobrym skutkiem dla ludzkości ­– na pewno ze wspaniałym dla mnie. Masz rację szczególnie z tym Kusturicą. Przecież to jest ojciec mojej miłości do Bałkanów; tych wszystkich wizyt na festiwalu w Guczy i słuchania turbofolku. Że o manele nie wspomnę.

Premiera Śpiewnika dopiero przed nami, więc trochę nie wypada, ale jednak zapytam. Po ostatniej EP-ce kazaliście czekać aż trzy lata na długogrający materiał. Jest szansa, że tym razem nastąpi to szybciej?

Łona: Rzeczywistość dookoła mocno przyspieszyła. Nie ma co odkładać życia na później, bo jest mniej czasu niż było. Obawiam się natomiast, że tego najważniejszego czynnika nie zmienimy: my naprawdę robimy tę muzykę dopiero wtedy, jak nam przyjdzie na to ochota.

onaiWebber-fotoKatarzynaSzeszycka.jpg
fot. Katarzyna Szeszycka

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.