Marihuana ciągle jara. Czemu temat weedu jest tak ważny w polskim rapie?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
marihuana polski rap skute bobo ostr

Od Kazika i Kalibra po Matę i Young Leosię. Marihuana w polskim rapie była obecna od zawsze, a teksty ją wychwalające mają dziś równie duże znaczenie jak kiedyś. Czas zbadać przyczyny tego fenomenu.

Złap bucha-śmierdziucha. Lubię się nastukać. Szerokimi ulicami zapier**lają z blantami. To przykładowe wersy, które mogą przyjść do głowy, kiedy pomyśli się o związkach polskiego rapu z marihuaną. I to tylko oldschoolowe wersy. A przecież nawiązania do weedu spokojnie wymienią jednym tchem nie tylko starzy słuchacze Wojtasa czy Włodiego. Wymienią je też nieletni fani Żabsona, Young Igiego czy Zdechłego Osy. Ba, gdybyśmy chcieli spisać wszystkie takie cytaty – wyszłaby z tego co najmniej mała książka. Lepiej więc kroniki kannabinoidowych odniesień ująć w klamrę czasową.

Marihuana w polskim rapie obecna jest już niemal trzy dekady. A przypomnijmy, że sam gatunek liczy niewiele ponad 30 lat. Jest z nim zatem właściwie od początku – gdy dokładnie prześledzimy rapowane teksty, zrozumiemy, że cała lokalna historia hip-hopu jest praktycznie sprzężona z rekreacyjnym paleniem suszu. I – mało tego – peryfrazy tej czynności nie stanowią tylko tła do bitu. Deklaracje związane z tą używką w polskim rapie ważą dziś nie mniej niż w latach 90. Skąd ta fascynacja?

Podstawowa odpowiedź na powyższe pytanie może brzmieć: marihuana jest istotna dla polskiego hip-hopu, bo jest istotna dla hip-hopu w ogóle. Zresztą, pisaliśmy już o tym już na łamach newonce. Przywoływany przez nas debiut Cypress Hill, pełen odniesień do palenia zioła, praktycznie niespotykanych w tej skali w innych ówcześnie znanych rapowych produkcjach, okazał się na tyle wpływowy, że tematyka stonerska w hip-hopie trzyma się dobrze do dziś. Dość powiedzieć, że jeden z najpopularniejszych raperów ubiegłej dekady, Wiz Khalifa, to wielki miłośnik marihuany, który niedawno zaprezentował światu Khalifa Kush. Czyli ekskluzywną linię produktów konopnych.

Jak mówił w wywiadzie dla medium.com Sen Dog – trawa zawsze była obecna w kulturze, tylko wcześniej tkwiła w undergroundzie. Po słynnej kampanii War on Drugs zapoczątkowanej przez Ronalda Reagana, która sklasyfikowała marihuanę jako narkotyk pierwszej klasy – Cypress Hill chcieli po prostu sprawić, aby ta używka znowu była cool.

Chwilę po ich debiucie, gdy przejarana tematyka została wyniesiona na popkulturowe sztandary za sprawą Dr. Dre i Snoop Dogga, zapach zioła zaczął unosić się też nad Wisłą.

Zarówno metaforycznie, jak i dosłownie. Początki polskiego hip-hopu, którego protoplaści, co oczywiste, pełnymi garściami czerpali z muzyki powstającej w USA – głównie w Nowym Jorku – to w światowych dziejach konopnych otwarcie nowego rozdziału.

Posiadanie na początku niekarane

Dla kontekstu warto jednak najpierw zarysować klimat, jaki panował na początku lat 90. w Polsce, jeśli chodzi o politykę narkotykową. W tamtych czasach wciąż obowiązywała PRL-owska ustawa z 1985 roku o zapobieganiu narkomanii. Jednak w porównaniu z kolejnym aktem prawnym regulującym kwestię substancji psychoaktywnych – była ona całkiem liberalna. Wszak nie wprowadzała karalności za posiadanie substancji odurzających, a ściśle regulowała uprawę maku i konopi. Bo choć w PRL oficjalnie nie było narkomanii, to, jak pisał w Tygodniku Polsat News Jakub Mejer, wpływ na prawo wywarł wynalazek gdańskich studentów chemii. Kompot, czyli brunatna ciecz z alkaloidami opium zyskała wówczas taką popularność, że jej pokłosiem było stworzenie przez Marka Kotańskiego pod koniec lat 70. sieci ośrodków dla uzależnionych pod nazwą Monar. Dopiero w latach 80. pojawiły się tradycyjne narkotyki. Ale jeszcze w 1992 roku – w kronikach filmowych samplowanych m.in. przez Taco Hemingwaya na Jarmarku przewijają się wypowiedzi przekonujące, że marihuana to relaks, taki jak spacer w lesie. Jak wspominał w autobiograficznym Kryzysie w Babilonie zmarły niedawno muzyk Robert Brylewski, na początku transformacji ustrojowej policjanci nie wiedzieli, jak traktować marihuanę i przymykali na nią oko. Jednak szybko krajobraz narkotykowy zaczął się zmieniać.

Na ulicach pojawiało się coraz więcej ludzi pod wpływem opiatów, a dyskusja publiczna napędzana brakiem należytej wiedzy wrzucała THC do jednego wora z innymi rodzajami narkotyków. W Sejmie zaczęły pojawiać się pierwsze pomysły dotyczące ich penalizacji. I można w pewnym sensie stwierdzić, że atmosfera ta po części kształtowała polskie rapowane utwory.

Nieprzypadkowo posłużyłem się powyższym określeniem na te kawałki. Bo jednym z pierwszych autorów krytykujących dążenia polityków do penalizacji w zakresie przeciwdziałania narkomanii był Kazik. Jak powszechnie wiadomo, artysta za rapera nigdy się nie uważał. Niemniej to właśnie jego solowe Spalam się przez wiele źródeł określane jest jako pionierski album dla rodzimego hip-hopu. Wbrew jednak temu, co mógłby sugerować tytuł – to nie ten singiel z debiutanckiego krążka traktuje o dragach. Taką tematykę znajdziemy za to na drugiej solowej płycie Kazika Spalaj się! nagranej w rapowanej konwencji – w 1993 roku. W kawałku 5 lat na reggae’ującym podkładzie Staszewski powtarza w refrenie: 5 lat za posiadanie, 10 za używanie. Słowa odnoszą się właśnie do pomysłów, jakie pojawiały się wówczas w naszym kraju w debacie m.in. dotyczącej marihuany. To w tych czasach były marszałek sejmu Mikołaj Kozakiewicz z PSL – prywatnie zwolennik THC – pytał z mównicy, czy według nowych przepisów ma też być określany jako przestępca.

Jestem szczęśliwy, bo hasz mam – rapował już dwa lata później na debiutanckim albumie Wzgórze Ya-Pa 3 Radoskór. Na płycie pojawił się także instrumentalny utwór Mariojuana. Pionierski skład z Kielc bez ogródek wprowadzał susz konopny na rodzimy rynek fonograficzny. Zresztą na największy przełom w temacie popularnego dziś zioła nie trzeba długo czekać. Nieco ponad rok po debiucie Wojtasa i ekipy, czyli w listopadzie 1996, wyszła pierwsza płyta Kalibra 44. I, jak wiemy, cała jej koncepcja zbudowana była wokół marihuany. I choć Abradab w rozmowie z twórcami podcastu Podcastex wspominał, że zespół wcale nie jarał dzień w dzień, a z dostępnością tej używki było trudno, mocno otworzyła ona percepcję nastoletnich wówczas raperów. Mało tego, w jednym z tekstów pisanych ręką Magika przytoczonych w wywiadzie, związanych z premierą Księgi Tajemniczej. Prolog, pojawiła się wręcz deklaracja. Twórczość składu miała być m.in. walką o wolny dostęp do marii. Abradab w rozmowie natychmiast żartobliwie to skwitował, mówiąc: Do teraz walczymy.

Za zwieńczenie eksploatacji trawkowej tematyki w polskim rapie w tamtym okresie można uznać „Klucz” Hemp Gru – pełen peanów na cześć marihuany.

No właśnie – jak na ironię losu już rok po debiucie Kalibra Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii (czego później publicznie żałował). Był to pierwszy dokument, który de facto kryminalizował posiadanie wybranych substancji psychoaktywnych w Polsce. Początkowo ustawodawca zastrzegł, że karze nie podlega osoba posiadająca nieznaczne ilości takich substancji. Ale w 2000 roku pojawiła się nowelizacja, która penalizowała posiadanie – niezależnie od ilości czy przeznaczenia.

Posiadanie karane, ale wszyscy wolą się nastukać

Jednak świadomość kulturowa – przynajmniej dotycząca marihuany – rozwijała się w odwrotnym kierunku do zaostrzającego się kursu prawnego. Po tajemniczym Zakonie Marii Abradaba i spółki w zielone grała już m.in. Molesta na kultowym Skandalu. A Warszafski Deszcz na cześć blantów nadał płycie tytuł Nastukafszy. Jednocześnie raperzy stawiali wyraźne rozgraniczenie pomiędzy suszem konopnym a innymi narkotykami – poniekąd edukując słuchaczy na własną rękę. Chociażby głosem Tedego, który skrytykował heroiniarzy w słynnym Aluminium.

Stonerski kurs na przełomie millenium okazał się na tyle popularny, że nie tylko stworzył bogaty wokabularz do określania zioła, weedu, skuna, trawki, gibona czy wąsa. Niektórzy wręcz zaczęli się z niego nabijać. Choćby Eldo, który na swoim debiucie z przekąsem i ironią rapował: jaram takie ilości, że już widzę na zielono (po latach i on zmienił zdanie). Niemniej był wówczas wyjątkiem – wkrótce na scenie pojawił się chociażby O.S.T.R. lubujący się w tworzeniu kawałków na cześć ganji (Ja i mój lolo). Za zwieńczenie eksploatacji trawkowej tematyki w polskim rapie w tamtym okresie można uznać długo wyczekiwany Klucz Hemp Gru – pełen peanów na cześć marihuany. Natomiast już absolutnym zarżnięciem tego nurtu był poniekąd słynny, memiczny Policeman Jamala. Utwór bardzo popularny i po latach często wymieniany jako dowód na to, że Polacy nie powinni nagrywać reggae. Nie można mu jednak odmówić jakiegoś rodzaju istotności. Bo okazało się, że historia – tradycyjnie – zaskoczyła prześmiewców. Policeman zatoczył koło i dziś pobrzmiewa zupełnie innym echem.

Po rewolucji trapowej, która globalnie napędzana była innym rodzajem substancji psychoaktywnych i środków medycznych, co znalazło w jakimś stopniu odbicie na naszej scenie, marihuana powróciła z wielkim przytupem. I choć tak naprawdę nigdy nie zniknęła, to przez chwilę mogła kojarzyć się z pewnym odium przesytu. Teraz zyskała nowe oblicze. Wszystko za sprawą nocy z 27 na 28 stycznia 2022 roku. To właśnie wtedy policja zatrzymała Matę za posiadanie 1,5 grama zioła. I choć męczeństwo Matczaka stało się dla wielu powodem do żartów – faktem jest to, że wydarzenie dokłada kolejną cegiełkę do debaty na temat legalności marihuany w Polsce.

Dziś wiemy, że Mata pod wpływem swoich kłopotów z prawem założył Fundację 420, która stawia sobie za cel depenalizację. I w ostatnim singlu cytuje Policemana. Już wcześniej zresztą wymyślił stonerskie alter ego Skute Bobo, jednak dopiero pobyt w areszcie zmienił jego podejście, jeśli chodzi o jawny stosunek do polityki w tym zakresie. Matczaka w działaniach wsparła Young Leosia – choć na razie w charakterze towarzyszki w nagrywkach podczas podróży na Jamajkę. I wszystko wskazuje, że ta droga może zakończyć się sukcesem.

Dziś – w porównaniu z latami 90. – żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości. Podejście do marihuany zmieniło się na tyle, że nawet konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości był w stanie w 2017 roku zalegalizować używanie marihuany w celach medycznych. Z kolei rynek CBD rozwinął się tak bardzo, że niejeden raper może się pochwalić własną marką tego specyfiku. Od Wilka WDZ aż po Sentino. Jak mówił Mestosław w rozmowie z Lechem Podhaliczem – taka sytuacja może być wstępem do depenalizacji.

Zatem rap o marihuanie jest nie tylko w Polsce nieśmiertelny. To on od początku kształtował istotny głos na drodze do legalizacji. Gdy atmosfera zupełnie temu nie sprzyjała – kontrował bezmyślne głosy. Potem zaszczepił miłość do zioła w popkulturze. A dziś staje przed szansą zbudowania pomostu do legalnego posiadania marihuany nad Wisłą. Kto by przypuszczał? Kto by pomyślał? – rapuje Belmondziak w nagranym z Liroyem utworze wypuszczonym na święto 420. No właśnie – kto by pomyślał te 20 lat temu, że dwie dekady później o legalizację walczyć będą dwie generacje raperów. I że temat będzie nadali taki, nomen omen, gorący.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0