Miliarderzy na pożarcie. „Sukcesja” to satyra na patologie późnego kapitalizmu

Zobacz również:Chętni na 2. sezon Watchmen? Wygląda na to, że szanse na jego powstanie są niewielkie
2HA52F3.jpg
Sukcesja

Bogaci się nie zmieniają, zmienia się nasz stosunek do nich. Tuż przed startem finałowego sezonu sprawdzamy, na czym polega fenomen serialu.

Mądra satyra na patologie późnego kapitalizmu, a może kolejny przykład banalnej stereotypizacji obrzydliwie zamożnych? Jedno i drugie. Ustalmy fakty. Sukcesja jest serialem wybitnym. Również dlatego, że wybitnie używa przełomu w powszechnym odbiorze bogactwa. Nie pokazuje niczego specjalnie nowego o samych miliarderach, moralne bankructwo najbogatszych nie jest przecież żadną prawdą objawioną, ale mówi bardzo dużo o nas, reszcie świata, 99 procentach.

Od zawsze nabijaliśmy się z bogaczy, widzieliśmy w nich głupków albo pocieszaliśmy się samotnością nieprzyzwoicie zamożnych skąpców. Skoro mają miliony, posiadłości, jachty i prywatne samoloty, niech czegoś im brakuje: rozumu, miłości, przyjaciół. Niech będą zepsuci, okrutni, cyniczni, bo dzięki temu poczujemy się lepsi. Zdecydowana większość bajek o najbogatszych kończy się gorzkim morałem, że pieniądze szczęścia nie dają. Gatsby ma kasę, ale nie ma Daisy. Jordan Belfort w filmie Wilk z Wall Street jeździ lamborghini, a agentów FBI przegania z jachtu, rzucając w nich homarami, ale idzie do więzienia.

Mało kto wierzy jeszcze w amerykański sen, w tę bujdę o wielkich fortunach zdobywanych ciężką, uczciwą pracą. Kapitalizm to system oparty na wyzysku

Świadomość społeczna źródeł ekonomicznego rozwarstwienia jest coraz większa, a ten wzrost odbija się w stopniowym wzroście oglądalności Sukcesji. Im więcej osób zaczyna rozumieć, co jest nie tak z kapitalizmem, tym więcej osób ogląda Sukcesję? Niewykluczone, że właśnie tak to działa. Mało kto wierzy jeszcze w amerykański sen, w tę bujdę o wielkich fortunach zdobywanych ciężką, uczciwą pracą. Kapitalizm to system oparty na wyzysku, w którym bogacą się tylko bogaci. Sukcesja doprowadza najbardziej stereotypowe wyobrażenia o wpływowych miliarderach do absurdalnego ekstremum. Potwierdza, że mieliśmy rację. Pokazuje, że w walce o władzę i kasę nie ma miejsca na sentymenty, bogaci są okrutni, bezwzględni, pozbawieni empatii, nie grają fair. I, co w Sukcesji wybrzmiewa z podwójną mocą, pozostają absolutnie bezkarni.

TikTok zjada bogatych, Bezos odlatuje

Elon Musk zorganizował imprezę z okazji swoich 30. urodzin w zamku w Anglii, a goście całą noc grali w sardynki w puszcze, wariację na temat zabawy w chowanego. Na 40-tce Kendalla Roya, potencjalnego sukcesora z serialu HBO, strefa dla VIP-ów była przerośniętą repliką domku na drzewie, w którym Roy bawił się za dzieciaka. Pokażcie zdjęcia z imprez urodzinowych Elona Muska i Kendalla Roya Pam z The Office. They’re the same picture. Sukcesja ekscytuje tak bardzo nie dlatego, że uchyla drzwi do świata, do którego większość ludzi nie ma wstępu. Nie dlatego, że rozbudza fantazje, a dlatego, że od fantazji trzyma się z daleka. To serial, który wygrywa zainteresowanie i uwielbienie widowni, bo z imponującym wyczuciem nastrojów społecznych reaguje na rzeczywistość. Odpowiada na realne zapotrzebowanie publiczności w dużo większym stopniu niż filmy i seriale, które sensacyjnie rozdmuchiwały szemrane kariery (wspomniany już Wilk z Wall Street) albo romantyzowały życie rozpuszczonych dzieciaków z bogatych domów (Plotkara).

Potrzeba tak opowiedzianej historii o wielkim biznesie i wielkich pieniądzach rosła w widowni od co najmniej dekady. Jesienią 2011 r. pod hasłem Occupy Wall Street odbyła się w Stanach Zjednoczonych seria protestów, które punktowały gigantyczne dysproporcje w zasobności portfeli Amerykanów i wskazywały szkodliwe społecznie powiązania między biznesem a polityką. Dziesięć lat później upubliczniono materiały zebrane w potężnym śledztwie dziennikarskim. Pandora Papers dowiodły, że system sprzyja silniejszemu, pokazały przekręty elit finansowych, które bezczelnie obchodzą prawo podatkowe. Dziennikarze policzyli majątki polityków, gwiazd, ludzi biznesu – te poukrywane na kontach bankowych zakładanych w rajach podatkowych czy zamrożone w rozrzuconych po całym świecie luksusowych nieruchomościach albo hiperdrogich dziełach sztuki z obrazami Picassa na czele.

W tym samym czasie Pro Publica, organizacja zajmująca się dziennikarstwem śledczym w interesie publicznym, ujawniła dane amerykańskiego fiskusa, z których wynikało, że właściciel Amazona Jeff Bezos, szef Tesli Elon Musk i Michael Bloomberg, prezes Bloomberg L.P., zapłacili maksymalnie 3 procent podatku dochodowego. Na dobre wróciło hasło Eat The Rich, najpierw wśród wyborców Elizabeth Warren, amerykańskiej polityczki, która postuluje objęcie najbogatszych dodatkowym podatkiem od dobrobytu. Potem na TikToku, gdzie zyskujący na popularności hashtag miał demaskować hipokryzję osób nieświadomych własnego przywileju, od tych, którzy studiują za granicą, bo mają ustawionych rodziców, po tych, których stać na Spotify Premium. Dla przeciwwagi pojawiły się też oczywiście głosy, że nierozsądne szastanie sloganem Eat The Rich tylko dehumanizuje bogatych i, co za paradoks, wzmacnia podziały klasowe. Apel, by w każdym bogatym zobaczyć człowieka, nie był jednak tak widowiskowy jak wielkie dildo, którym Jeff Bezos poleciał na pięć minut w kosmos, ani tak stanowczy jak mail Elona Muska do pracowników Twittera, w którym nowy właściciel platformy informował swoich podwładnych, że albo zgadzają się na ekstremalny hardcore intensywnej pracy po godzinach, albo żegnają się z firmą.

Sukcesja wystartowała na antenie HBO w czerwcu 2018 r., półtora roku po rozpoczęciu prezydentury przez Donalda Trumpa, miliardera, który przejął zarządzanie państwem w sposób co najmniej podejrzany (kampania z wykorzystaniem fake newsów etc.). Kolejne skandale z udziałem bogatych i wpływowych budowały w nas coraz silniejsze przekonanie, że miliarderzy to banda żenujących pajaców, którzy bogacą się tylko dzięki perfidnym machlojom, a do tego są niebezpieczni, bo nigdy nie wiesz, kiedy jakiś oszołom z wypchanym portfelem wygra wybory.

Bogaci, zepsuci, źli

W Sukcesji o prezydenturze marzy Connor (świetny Alan Ruck), najstarszy syn Logana Roya. Jako jedyny w rodzeństwie nie jest zainteresowany miejscem w zarządzie Waystar RoyCo, zresztą pozostała trójka i tak nie traktuje go poważnie: ani jego konkurencyjności w wyścigu o stołek, ani jego ambicji politycznych, ani jego związku z byłą pracownicą seksualną i aspirującą dramatopisarką. Bohaterowie serialu dzielą się na dwie grupy: z jednymi trzeba się liczyć, innych nie trzeba traktować poważnie. Tych pierwszych należy się bać, ze wszystkich można się śmiać, bo Jesse Armstrong, twórca Sukcesji, porusza się na granicy dramatu i satyry, nigdy jej nie przekraczając.

To ryzykowny taniec, ale w wykonaniu Armstronga bardzo efektowny. W Sukcesji patos miesza się z groteską. Żadnemu z bohaterów nie da się kibicować, bo wszyscy są źli, a jeśli nie są zepsuci, to robią za irytująco gapowatych chłopców do bicia – a wręcz narcystyczny Kendall wkurza mniej niż fajtłapowaty kuzyn Greg. Zresztą ten pierwszy (gra go wyśmienicie Jeremy Strong) jest bohaterem tragicznym. Zagubiony, udręczony, musi wyzbyć się ideałów, by przetrwać w świecie, do którego od urodzenia należy. Jego młodszy brat Roman (kapitalny Kieran Culkin) jest uosobieniem wszystkiego, co najgorsze w białych, heteroseksualnych, uprzywilejowanych mężczyznach. Niemal każde zdanie, które wypowiada, kwalifikuje się do pozwu o molestowanie seksualne, chyba że akurat wygłasza bon moty w stylu tego: Każdy choć raz zabił jakiegoś gówniarza swoim porsche. To jak rytuał przejścia. Jest jeszcze Shiv (znakomita Sarah Snook), jedyna córka Logana Roya, niby lewaczka prawiąca morały, ale to ona namawia ofiarę przemocy seksualnej, by nie zeznawała przeciwko szefowi jednej ze spółek należących do przedsiębiorstwa Royów. Rodzeństwo Royów przeraża, żenuje, ale i wzbudza współczucie, a Armstrong rozgrywa swoich bohaterów tak, by angażować emocje widowni, która ma w Kendallu, Romanie i Shiv widzieć nie tylko niemoralne zagrywki, ale i ból dorastania w deficycie bliskości. Walcząc o wpływy w firmie, naprawdę zabiegają o uwagę i miłość despotycznego ojca. Logan Roy (och, jak Brian Cox gra tego diabła!), nieczuły patriarcha i magnat rynku mediowego, w żadnym z dzieci nie widzi godnego następy czy godnej następczyni. Jak Rupert Murdoch, szef News Corp., który mimo że ma 92 lata, wciąż nie oddał pełni władzy w firmie swoim dzieciom?

Beżowe kanapy, helikopter jak uber

Jesse Armstrong przyznaje w wywiadach, że klan Murdochów był inspiracją dla rodziny Royów, ale jedną z wielu, bo Armstrong skleił swoją serialową familię z opowieści o co najmniej kilku dobrze sytuowanych rodach. Raczej zszywał z faktów, rzadziej zmyślał. Wiarygodność jest mocnym atutem Sukcesji. W jednym z sezonów pracownicy serwisu Vaulter, który należy do Waystar RoyCo, próbują założyć związek zawodowy – tak jak kilka lat temu zrobiły to redakcje BuzzFeed czy Vice, by zabezpieczyć się w przypadku kolejnej fali zwolnień grupowych. Gdy okazuje się, że w jednej ze spółek należących do Logana Roya dochodziło do przekroczeń na tle seksualnym, trudno nie łączyć tego z głośną sprawą molestowania w Fox News, którego właścicielem jest Murdoch.

Sporo też mówi się o tym, jak wiarygodnie Sukcesja pokazuje życie naprawdę bogatych. W takich serialach jak Dynastia – ta oryginalna i ta tania podróbka, którą w Polsce dystrybuuje Netflix – fetyszyzuje się symbole statusu. Kamera lubi zatrzymać się na bucie, naszyjniku, samochodzie. W Sukcesji takich zabiegów się nie stosuje, bo zbyt duży fokus kamery na przedmiotach sugerowałby, że przywiązują do nich wagę również bohaterowie serialu, a dla naprawdę zamożnych luksus jest codziennością, parę diamentów nie robi na nich żadnego wrażenia. Najbogatsi nie obnoszą się z bogactwem, dlatego nowojorski penthouse Logana Roya nie krzyczy wyrazistymi kolorami i ekstrawaganckim designem, a beżowa kanapa nie musi wyglądać na drogą, wystarczy, że naprawdę taka była. Z twórcami od początku współpracują tzw. konsultanci dobrobytu – miliarderzy albo osoby, które miliarderów obsługują. To oni podpowiadają, jaka sztuka powinna wisieć w biurze, co ma nosić służba i że nie należy chować głowy, wysiadając z helikoptera, bo prawdziwy bogacz lata nim kilka razy w tygodniu, jest więc przyzwyczajony do podmuchu z rozkręconego śmigła.

Szekspir w piaskownicy

Świat surrealnie dużych pieniędzy pokazany w realistyczny sposób przyciąga widownię do Sukcesji. Zatrzymują ją mocarne dialogi, jednocześnie błyskotliwe i obelżywe do cna. Ale to że publiczność wraca czy że wręcz rośnie z sezonu na sezon to przede wszystkim zasługa znakomitej obsady. Produkcja specjalnie nie szukała w wielkich gwiazdach, chcieli mocnych, ale nieogranych nazwisk. Trafili z każdym.

Kieran Culkin mówi w wywiadach, że dzięki Sukcesji osiadł wreszcie w zawodzie, który co prawda wykonuje od dziecka, ale do którego nigdy nie był w stu procentach przekonany. Roman Roy w jego wykonaniu jest genialny. Rozpieszczony dupek, przekonany, że wszystko mu wolno. Ten gość przez całe swoje życiu nigdy nie poniósł konsekwencji swojego zachowania. Nawet nie wie, jak to jest – mówił Culkin w rozmowie z NPR. Sarah Snook początkowo nie była zainteresowana rolą Shiv Roy, po przeczytaniu scenariusza widziała w niej dekoracyjny dodatek, kawałek nieistotnej scenografii w świecie, w którym wszystkie decyzje podejmują mężczyźni. A potem pięknie zagrała młodą kobietę, która chce władzy. Shiv jest tak samo zła jak cała reszta. Los multimilionowej firmy i życie wielu ludzi zależy od nich, a oni traktują to jak zabawę w piaskownicy – aktorka opowiadała w rozmowie z Harper’s Bazaar. O tym, jak wczuty jest w postać Kendalla Roya Jeremy Strong, krążą już niemal legendy. Strong całkowicie odrzuca sarkazm serialu, gra na poważnie, z przejęciem godnym szekspirowskiego dramatu. Gdy jego bohater wraca do nałogu, Strong podobno przychodzi na zdjęcia lekko pod wpływem. Pożycza ciuchy z garderoby, by być blisko postaci przez cały czas. Gdy kręcili trzeci sezon, w kółko nosił, również poza planem, sztruksową kurtkę Kendalla. To zresztą w ostatnim odcinku trzeciego sezonu Kendall wreszcie znajduje wsparcie u reszty rodzeństwa, cała trójka łączy siły, by powstrzymać biznesowe zamiary ojca, ale ten po raz kolejny okazuje się wytrwanym i przebiegłym graczem. Co to był za finał!

Czy czwarty, ostatni już sezon serialu, utrzyma dotychczasowy poziom? Czy dojdzie wreszcie do tytułowej sukcesji? I kto przejmie zarządzanie Waystar RoyCo? Trzymam kciuki za Romana. Jego niekompetentne dowodzenie położy firmę w parę tygodni. Czy można sobie wyobrazić piękniejszą, nawet jeśli tylko symboliczną, zemstę na okrutnych bogaczach?

Premiera czwartego sezonu Sukcesji już 26 marca w HBO i HBO Max.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarka. Kiedyś wyłącznie muzyczna, dziś już nie tylko. Na co dzień pracuje w magazynie „Glamour”, jako zastępczyni redaktorki naczelnej i szefowa działu popkultura. Jest autorką podcastu „Kobiety objaśniają świat”. Bywa didżejką.