Na maksa fresh i bez kompromisów? Recenzujemy „Ostatnie dni przeklętych dni” - nowy album Rusiny

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
6d6b157258bdcc43cc3185e6147c9792.1000x1000x1.jpg
fot. ostatnie dni przekletych dni

Rusina po roku wraca z nową płytą, która najprawdopodobniej znów podzieli polskich słuchaczy.

Jj Święcicki

Jeśli ktoś liczył na kontynuację Energii Wygrywania, będzie rozczarowany, bo Ostatnie dni przeklętych dni mają z nią mało wspólnego. A jeśli już, to bardziej z takimi kawałkami jak Go! czy Zemsta niż To nie miłość. Niewiele tu spokojniejszych momentów; nie znajdziemy też lovesongów. Rusina na początku rzuca: Czas pokazać tu kurwom, a potem rzuca dziesięć benegrów, przepełnionych braggą i buntem.

To sprawia, że pod względem formy jest to projekt absolutnie bezkompromisowy. Jak mówił klasyk: Trueschoolowe głowy będą kręcić głowami. Bo dominują mocne brzmienia i świeże patenty umiejętnie przejęte zza oceanu – od Chicago przez Atlante czy Memphis. Za większość podkładów odpowiada Learnhowtohustle, z którym Rusina stworzył wręcz idealną współpracę. Panowie uzupełniają się tak sprawnie, że nikogo nie zdziwi zarapowany przez Adiego refren w Nowym $wagu.

Nowy $wag to zresztą numer-wizytówka tego krążka. Od świeżego beatu do klarownego statementu w refrenie: Nie będziesz mówić mi, jak chodzić, jak mam ruszać się. Rusina i Learnhowtohustle wjechali na scenę po swoje, a to, co mówią inni, nie za bardzo ich interesuje. Zadziorne i odważne nastawienie definiuje ten krążek.

Oczywiście to nie oznacza, że materiał został pozbawiony życiowej refleksji. Znajdziemy na nim rozważania na temat kariery i tego, co z nią związane. Rusina opowiada o zmęczeniu melanżami i o tym, że trzeźwość umysłu – którą trudno zdobyć, kiedy wchodzisz na szczyt – jest kluczem do dalszego rozwoju (Trzeźwym być). Podkreśla też drogę, jaką przeszedł w ostatnich latach: Jestem bogatym dzieciakiem, a wyrwać się z tego to cud w takim miejscu (Pora obudzić się). Jednak treść nie jest w żaden sposób kluczowa, więc i trudno pod jej kątem oceniać cały album.

Ostatnie dni przeklętych dni to już jego drugi projekt wydany nakładem dużej wytwórni, a mimo to Rusina nie traci podziemnego sznytu. Trzeźwym być czy Wygram albo umrę to tracki nawiązujące klimatem do tych, które nagrywał na Trapped in underground. Na feacie z kolei słyszymy nieznanego jeszcze szerszej publiczności Kidzloriego oraz naczelnych reprezentantów polskiego underu: Aleshena czy Vkiego.

W tym kontekście trochę zaskakuje współpraca z TPS-em, którego zwrotka w Setki dróg nie pasuje ani do albumu, ani do samego kawałka. Ale tak naprawdę to jeden z nielicznych mankamentów całego krążka – o wiele bardziej dopracowanego i lepszego niż Energia Wygrywania. Rusina się rozwija, jego styl formuje, a my dostaliśmy porządny, newoschoolowy materiał.

Lech Podhalicz

Mam ten komfort, że nie należę do żadnej skrajnej grupy odbiorców Rusiny. Ani do tych, którzy jebią go z góry na dół i w każdym komentarzu wrzucają kultowe Fiucina. Ani do tych, którzy uważają, że młodziak z Wronek odmieni(ł) naszą scenę; że jest zbawicielem nowej szkoły, zesłanym z niebios nam, umęczonym mainstreamem Polakom i Polkom. Mam więc ten komfort, że znajduję się gdzieś pośrodku: klasycznie symetrystyczne, zdroworozsądkowe, znienawidzone przez skrajności podejście.

Long story short – zawiodłem się Energią Wygrywania. Jarałem się Śmieciami czy Hostem, ale całościowo Rusina nie udźwignął tematu na debiucie. Czy na follow-upie jest inaczej? Ostatnie dni przeklętych dni to album lepszy, bo… krótszy. Po prostu mniej na nim fillerów, przeciętnych tracków; względnie mniej też stękania. Jest to materiał, który potrafi zmęczyć. Szczególnie po kilku odsłuchach z rzędu. Jest to materiał, na którym znajdziecie bardzo mid numery, ale też newschoolowe rzemiosło i ze dwa-trzy bangery.

Problemem Ostatnich dni jest względna nijakość. Serio, ten album nie daje powodów, żeby się o nim rozpisywać czy nagrywać głębokie analizy. Brakuje właściwości, wyjątkowości czy nawet kontrowersji. Rusina nagrał poprawną płytę, gdzie nie zaskakuje nawijką, nie wrzuca ikoniczno-memicznych wersów, a najlepsze chwile to te, gdzie beaty kładzie Learnhowtohustle do spółki z Listerem czy Bullym. Z kolei fav numery to takie, w których pojawiają się goście. Zarówno w Setkach dróg czy Nowym $wagu ekipa przyjezdnych prezentuje się lepiej od gospodarza. Aleshen znów potwierdza, że ma jedno z najoryginalniejszych delivery w kraju. LHTH mocno wjeżdża w rapowanie, a jego psychodeliczna nawijka przypomina złote czasy Hewry. Jakościówa bije z featów Vkiego, TPSa czy Kidzloriego. Tutaj ciężko się do czegoś przyczepić.

Doceniam sound tej płyty, który za pośrednictwem wspomnianego LHTH i pozostałych beatmakerów stara się być fresh. I bezpośrednio korespondować tym, co trenduje w USA. Takie Myśli pułapki to wypisz-wymaluj ekipa Opium. W szczególności brzmienie bliskie Kenowi Carsonowi. Z kolei Mocniej od was czuję to powidoki Metro Boomina z Without Warning; gęste i mroczne trapisko. W tym samym numerze czuć mocne inspo Lil Uzim Vertem – to już po stronie wokalnej. Niestety, Rusina często zapędza się w ślepą uliczkę mumble rapu, przez co wielokrotnie zastanawiałem się, co wielkopolski raper miał na myśli. I nie pomoże nawet tłumaczenie się zajawą na Lil Baby’s flow.

Pada w informacji prasowej: Ostatnie dni to zbiór przemyśleń i emocji, jakie towarzyszyły newcomerowi z podpoznańskich Wronek w okresie po wydaniu debiutanckiego albumu Energia wygrywania, ale w ogóle nie da się tego odczuć. Lirycznie to wyjątkowo płaski album. Ciekawostka: Rusina kilkukrotnie udowadnia, że jest lepszy od Young Igiego. Tyle że w konstruowaniu bezmyślnych, żadnych linijek. Wspominałem, że brakuje mi iconic momentów. Takich, jak wcześniej w Jestem śliczny. Blisko tego osiągnięcia są jednak Wolę Cartier od karier; zarzuciłem wędki, widzę jak chłopaki same se łowią oraz egzystencjalne, głęboko filozoficzne Nie wiem czy wolno mi, czy nie, ja sam jeszcze tego nie kumam. Jak coś, to ja też nie kumam, więc nie ma się czym przejmować. Podobno nieświadomość to błogosławieństwo, a przecież Rusiny i tak nie wkurwia to, że słucha leszcz, co nie wierzy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Komentarze 0