Ogień i woda w pełnej zgodzie. 21 Savage i Drake wydali dobry album (RECENZJA)

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Drake i 21 Savage
fot. Prince Williams/Wireimage

Wyszedł wysokiej jakości trapowy chleb razowy. 21 skutecznie pomógł potężnemu Kanadyjczykowi przełamać słabą formę.

O ile nasza rapowa współczesność nie sprzyja działaniom zespołowym, tak zdecydowanie uwielbia albumy duetów. Future i Uzi, DaBaby i Youngboy, 21 i Offset, Durk i Baby, Gunna i Baby – przykłady można mnożyć, chociaż nie wszystkie z tych przedsięwzięć należą do udanych, czy nawet korzystających z najmocniejszych stron zaangażowanych artystów. Tymczasem właśnie ukazało się kolejne takie wydawnictwo, z połączeniem, które na pierwszy rzut oka wydaje się dość dzikie. Oto Drake, definicja farbowanego lisa i zdecydowanie artysta w kryzysie twórczym i 21 Savage, autentyczny do bólu raper o ciągle wznoszącej się trajektorii lotu, który w ostatnich latach rozwinął się wprost niesamowicie.

Taki zestaw wydaje się wymuszony, niezbyt kompatybilny pod wieloma względami. A jednak, Her Loss wbrew wszystkiemu jest bardzo udanym albumem, który unika wielu pułapek, ściągających w dół podobne przedsięwzięcia, czy ogólnie, współczesne rapowe płyty. Drake i 21 nie trzymają nas w streamerskim szachu, skazującym nas na ponad 70 minut męczarni i dwadzieścia kilka utworów, które po dwunastym zlewają się w trudną do rozróżnienia breję. Tak, to wciąż godzina słuchania, ale wypełniona dobrymi pomysłami. I tak, Drake wciąż próbuje rzeczy, które albo mu nie wychodzą, albo do niego zupełnie nie pasują, ale obok ma partnera, który przełamuje gorsze momenty i produkcję, nie wpisującą się na siłę w modne trendy. Her Loss to pozytywne zaskoczenie, nawet jeśli nie wykracza znacząco poza pole całkiem zwykłego trapu.

Oczywiście, musimy porozmawiać o Drake’u. Kanadyjczyk cały czas odnosi komercyjne sukcesy, ale trudno powiedzieć, że którekolwiek z wydawnictw od Scorpiona w górę było szczególnie udane (no, może poza Scary Hours 2). Drizzy zupełnie pogubił się w obsesjach kopiowania różnych brzmień, flow i akcentów, w zasadzie zatracając jakąkolwiek osobowość i możliwości wiarygodnego artystycznego wyrazu. Nie ma nic złego w próbowaniu różnych stylistyk, ale kiedy Drake wjeżdża w pseudopatois, czy sili się na brytyjski akcent, nietrudno gorzko się zaśmiać pod nosem i z nostalgią spojrzeć w przeszłość, do czasów Take Care czy Nothing Was The Same. Bo najlepszy Drake to Drake zaangażowany, nawet jeśli wkręca się w toksyczne gadki o relacjach damsko-męskich, czy stroszy piórka na mafioza, jak na If You’re Reading This, It’s Too Late.

Natomiast dawno nie słyszeliśmy Drake’a tak zaangażowanego, dbającego o interesujące zaaranżowanie wokalnych wyczynów, czy po prostu pomysłowo korzystającego ze swoich talentów.

Właśnie ten mixtape jest znakomitym punktem odniesienia dla Her Loss. To wydawnictwo było swoistego rodzaju wyzwaniem, rzuconym wątpiącej scenie i hejterstwu, które szydziło z wrażliwości artysty i oskarżało o zawłaszczanie hip-hopu na rzecz popowej mielizny. Oczywiście, to były zarzuty wyssane z palca, bo baza pod upopowienie rapu była budowana pieczołowicie od dawna, a największy kamień do tych fundamentów położył gagatek, który ostatnio zrobił antysemickie tour de force po mediach. Drake to utalentowany zawodnik, potrafi jakoś śpiewać, ma ucho do melodii, ale z rapem też mu po drodze. Nawet jeśli wspiera go armia ghostwriterów – dla purystów mam złe wieści, z takich usług korzystał i Nas, i Dr. Dre. To nie jest tak, że między Scorpionem a Her Loss Drake zatracił swój talent. Nie, po prostu zobaczył, że można trzymać się komercyjnej stratosfery naprawdę małym wysiłkiem, co jakiś czas zrzucając wiralowy przebój, czy sprytnie ogrywając algorytmy TikToka. Kiedy ma motywację, wraca w pełni siły, jak w WAIT FOR U Future’a, gdzie dostarcza fenomenalną zwrotkę.

Wiele wskazuje na to, że na Her Loss taką skuteczną motywacją był 21 Savage. Drake rapuje jak natchniony – z odpowiednią dawką krindżowych i toksycznych wersów i zwrotek, bo jakżeby inaczej – i skutecznie używa swojego talentu do łagodnych zaśpiewów. Zdarzają mu się koszmarne partie wokalne (szczególnie w dwóch pierwszych kawałkach), ale chyba wpisują się w mixtape’owy, luźniejszy charakter tego wydawnictwa. Wciąż bawią groźne pohukiwania na modłę gangsterską, szczególnie w kontekście 21 Savage, który zjadł zęby na ulicznych konszachtach. Natomiast dawno nie słyszeliśmy Drake’a tak zaangażowanego, dbającego o interesujące zaaranżowanie wokalnych wyczynów, czy po prostu pomysłowo korzystającego ze swoich talentów. Naprawdę bałem się, że będzie to jedna z tych płyt, gdzie jedna połówka przedsięwzięcia jest w swoim żywiole, a druga męczy bułę i ściąga projekt w dół. Szczęśliwie, nic takiego tu nie zaszło, a kuriozalne kasztany z Certified Lover Boy i koszmarna nuda z Honestly, Nevermind zostały za nami.

Ewaluacja Drake’a to zazwyczaj satysfakcjonujące zajęcie, nawet bardziej, niż słuchanie jego ostatnich płyt. Ale przede wszystkim warto obsypać pochwałami drugiego huncwota odpowiedzialnego za Her Loss. 21 Savage od początku dzielił publikę swoim monotonnym, chłodnym stylem. Przyznam, że sam na starcie jego kariery byłem sceptyczny, chociaż – w przeciwieństwie do niektórych – nigdy nie powiedziałbym o nim, że był mumble raperem. Raper mozolnie szlifował skille i już na Without Warning z 2017 rozwiał wątpliwości co do swoich kompetencji za mikrofonem. Savage Mode II, jego opus magnum na bitach Metro Boomin, to szczytowe osiągnięcie tego ziomka z Atlanty, który w swoim czasie był poważnie zagrożony deportacją do Wielkiej Brytanii. Na szczęście został w Stanach Zjednoczonych i wyrósł na czołową postać współczesnego trapu. Bardzo dobrze rozpoznał swoje najmocniejsze strony – głównie czarny, chłodny, gangsterski humor – i pracował nad nimi do osiągnięcia perfekcji.

21 Savage z monotonnego nawijacza przeistoczył się w jedną z najciekawszych postaci współczesnego hip-hopu. Co więcej, nawet ze zblazowanego Drake’a wykrzesał zaskakująco dużo energii i pomysłowości.

Na Her Loss dostarcza tylu linijek nadających się na cytaty, że zdominowałyby cały ten tekst. Mnie najbardziej rozbawiła ta o wpuszczaniu do klubu bez pokazywania dowodu osobistego, bo wszyscy wiedzą, że jest 21. A takich momentów jest tu naprawdę sporo. Imponuje również mnogość flow, czyli czegoś, co kiedyś było najsłabszym elementem jego rzemiosła. W samym numerze otwierającym szasta nimi jak szalony, a to tylko wstęp do udanej przejażdżki po zabawie słowem i rytmiką zdań. Jednym z większych problemów hip-hopu, nie tylko współczesnego, jest pewnego rodzaju stagnacja, jaka dotyka wielu raperów i raperki pod względem skilli. Docierają do jakiegoś poziomu i potem powtarzają formułę, bo jest skuteczna.

Oczywiście, można argumentować, że nie ma w tym nic złego, szczególnie jeśli publiczność to akceptuje, czy nawet uwielbia. Ale progres, nawet niekoniecznie kombinatoryka, a jakieś testowanie formuły, to zawsze miły aspekt obserwowania artystycznych karier. 21 Savage mógłby dalej lecieć chłodnym flow, którym tak zachwycił na Without Warning. Ba, podejrzewam, że sam bym był mniej więcej usatysfakcjonowany tym kierunkiem. Ale raper próbuje poszerzać swój arsenał środków wyrazu, nawet jeśli pewne pomysły – choćby śpiewanie, na które można się natknąć na Her Loss – nie są do końca udane. 21 Savage z monotonnego nawijacza przeistoczył się w jedną z najciekawszych postaci współczesnego hip-hopu. Co więcej, nawet ze zblazowanego Drake’a wykrzesał zaskakująco dużo energii i pomysłowości.

Her Loss nie byłoby tak udane, gdyby nie solidna produkcja od całego wagonu beatmakerów. 40 i Metro Boomin – dwóch producentów kojarzonych z Drakiem i 21 Savage – pojawiają się tu sporadycznie. Ale paleta brzmieniowa jest raczej spójna, wypracowana na styku soulfulowego trapu i atmosferycznej mgiełki, co jest niezłą syntezą ulubionych podkładów obu raperów. Nie ma tu koślawego dancehallu, czy drillowych przebieranek, za to dostajemy ostre zmiany bitów, a nawet sampel z Daft Punk. Czy to jakaś nowa jakość? Nie, ale utylitarny charakter podkładów daje raperom sporo oddechu i wpisuje się w dobrą twórczą atmosferę, przebijającą się z kolejnych zwrotek. Trapowa arystokracja (m.in. Tay Keith, Wheezy, a nawet Lil Yachty, którego słychać choćby w tle BackOutsideBoyz) dała radę, chociaż jeśli szukacie czegoś więcej niż solidnych podkładów, możecie się lekko zawieść.

Spodziewam się, że chwilę przed premierą Her Loss sporo osób trzymało ręce na klawiaturze, żeby uczestniczyć w rytualnym jechaniu po Drake’u.

Co chwilę słyszymy, że trap już się skończył, że dotarliśmy do ściany, pod którą płaczą kopie kopii. Dzięki Her Loss widać, że jeszcze trochę benzyny w tym baku jest, nawet jeśli trasa mocno się zapętla.

Tym bardziej, że skuteczna i ciekawa akcja promocyjna wokół płyty doskonale wpisywała się w trendy znane z ostatnich wydawnictw Kanadyjczyka, o których było głośno, ale bez wsparcia w postaci satysfakcjonującej treści muzycznej. Czynnikiem X jest tutaj 21 Savage, który własnym skillem niejako wymusił wyższy poziom na współpracowniku. Zdecydowanie wolę, kiedy Drake mnie zaskakuje niż kiedy można znowu uruchomić standardowy zestaw zarzutów wobec jego muzyki.

Her Loss to płyta, która daje sporo radości, mimo stosowania osłuchanych patentów. Czy to początek odkupienia Drake’a, czy chwilowa odskocznia od rutyny przeciętniactwa? Zobaczymy pewnie niedługo, bo jednego nie można mu odmówić – jest nad wyraz płodny. 21 Savage lubi dawkować swój talent i może to jest klucz do sukcesu. A to właśnie jego zdolności i zajawka nadały Her Loss tak zgrabny kształt. Z kolei Drake mógłby częściej nagrywać albumy w duecie, o czym zaświadczy nie tylko ta płyta, ale i mixtape z Futurem. Co chwilę słyszymy, że trap już się skończył, że dotarliśmy do ściany, pod którą płaczą kopie kopii. Dzięki Her Loss widać, że jeszcze trochę benzyny w tym baku jest, nawet jeśli trasa mocno się zapętla.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.