Ostatnie lata przyniosły rewolucję w soundtrackach. Dziś im bardziej niszowe - tym lepsze

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
Oneohtrix Point Never
fot. David Brandon Geeting

Tak, jesteśmy świadkami prawdziwego renesansu ambitnych filmowych soundtracków. Przez długi czas miejsce na kompozytorskim piedestale było zarezerwowane dla raczej wąskiej grupy muzyków. Wciąż te same nazwiska, ścieżki dźwiękowe oparte na podobnych - trzeba przyznać, że skutecznych - patentach i postępująca stagnacja w warstwie kompozytorskiej.

Ten betonowy mur zaczął się powoli kruszyć na początku ubiegłej dekady. Co prawda wcześniej mieliśmy eksperymentalne przebłyski od Clinta Mansella czy Maxa Richtera, a żelazną klasyką pozostają Vangelis, John Carpenter czy Angelo Badalamenti. Popularność awangardowego podejścia diametralnie skoczyła dopiero, gdy do gry wkroczyli m.in. nieodżałowany Jóhann Jóhannsson, członek Radiohead i współpracownik Krzysztofa Pendereckiego - Jonny Greenwood, a w niezwykle płodną komitywę z Davidem Fincherem weszli Trent Reznor i Atticus Ross. Później bank rozbili twórcy muzyki do Stranger Things - Michael Stein i Kyle Dixon, a za komponowanie soundtracków wzięli się m.in. Jon Hopkins, Thom Yorke, Clark czy producent Childisha Gambino - Ludwig Göransson.

Jeśli też jesteście zmęczeni pompą Hansa Zimmera czy powtarzalnością Johna Williamsa - sprawdźcie najważniejsze postaci soundtrackowej przemiany, która dzieje się na naszych oczach. Awangarda, elektronika i eksperyment wysuwają się tu na pierwszy front, kładąc kres oklepanym smyczkom i dramaturgicznym orkiestracjom.

1
Daniel Lopatin

Zanim przejdziemy do pochwał skierowanych w stronę soundtracków, szybki przelot przez najważniejsze solowe dokonania Lopatina. Do tej pory artysta był kojarzony głównie z Warp Records, gdzie pod aliasem Oneohtrix Point Never wydawał albumy wyznaczające trendy w elektronice. Wystarczy wspomnieć R Plus Seven czy Garden of Delete, które lekko poprzestawiały nam w głowach. OPN wypracował swój unikatowy styl, czerpiąc z szeroko rozumianej hauntologii, barokowej stylistyki czy odwołując się do dźwięków z reklam i na nowo definiując pojęcie muzycznego kolażu. Obok Jamesa Ferraro stał na czele vaporwave’owej bandy, jaka zawładnęła internetem blisko dekadę temu.

W kwestii filmów, Lopatin skumał się z braćmi Safdie i był odpowiedzialny za muzykę do znakomitych Good Time i Uncut Gems. Ciężko nam wyłonić, który z soundtracków jest lepszy, bo oba totalnie zmiotły konkurencję. Dziw bierze, że poza nagrodą w Cannes (2017) Amerykanin nie dostał żadnej prestiżowej statuetki, ba, nawet nominacji. Akademio, czas to zmienić, bo zalatuje już od was stęchlizną.

2
Fatima al Qadiri

Jej debiutancki soundtrack do magicznego filmu Atlantyk został nominację do Cezara, przegrywając ostatecznie z netfliksowym Zgubiłam swoje ciało. Jakby nie patrzeć, było to spore wydarzenie - Al Qadiri egzystowała wcześniej głównie w świadomości odbiorców niszowej elektroniki. Pochodząca z Kuwejtu, a urodzona w Dakarze kompozytorka wydawała do tej pory m.in. w brytyjskim Hyperdubie, z którego możecie kojarzyć pionierów współczesnej elektroniki: Buriala czy Kode9.

Fatimie al Qadiri udało się wyjść daleko poza ramy muzyki syntezatorowej. W jej twórczości znajdziecie azjatycką wrażliwość, otwartość na eksperymenty i umiejętność operowania dźwiękiem w nadzwyczajny sposób. Jeśli polubiliście fantasmagoryczny, rozpływający się po ciele soundtrack do Atlantyku, koniecznie sprawdźcie jej wcześniejsze solowe dokonania. Na dobry początek polecamy albumy eksplorujące arabsko-azjatyckie rejony - Asiatisch i Shaneera.

3
Mica Levi

Ach, ta Micachu. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Brytyjka jest jedną z najbardziej nowatorskich artystek swojego pokolenia. Od indie rocka, poprzez alternatywne r’n’b, aż do eksperymentalnych ścieżek dźwiękowych.

Szum wokół Miki Levi zaczął się po debiutanckim soundtracku do filmu Under the Skin. Obraz Jonathana Glazera spotkał się jednocześnie z zachwytem i niezrozumieniem. Ma swoich wiernych fanów, ma też radykalnych krytyków. Bez względu na to, jak odebraliście ten art-house’owy film ze Scarlett Johansson w roli głównej, nie istniałby on w takiej formie bez przeszywającej muzyki Levi. W Jackie, przeciętnym biopicu, muzyka Brytyjki była najbardziej wyróżniającym się składnikiem, a jej kompozycje w Monos spowodowały, że nie mogliśmy dojść do siebie jeszcze długo po wyjściu z kinowej sali.

W 2020 Brytyjka zrobiła sobie przerwę od kinematografii, aby wypuścić nowy album swojego bandu Good Bad Happy Sad (fka Micachu and the Shapes). Będzie to pierwsze nie-filmowe wydawnictwo kompozytorki od producenckiego wkładu w debiuty Tirzah (2018) i Brother Maya (2019) oraz wspólnej płyty z Oliverem Coatesem (2016).

4
Colin Stetson

Przerażający skowyt bassowego saksofonu to u Stetsona markowe zagranie, zupełnie jak rzuty wolne Roberto Carlosa. Awangardowy muzyk najbardziej upodobał sobie ambitne horrory, a kto widział Hereditary Ariego Astera, ten wie, jak efektownie rezonowały w nim kompozycje Stetsona. Autorski kunszt potwierdził w Color out of space, adaptacji prozy H.P. Lovecrafta, której jakość wyraźnie odbiegała od muzyczki.

Gotowi na małe zaskoczenie? Amerykanin jest odpowiedzialny (do spółki z Sarą Neufeld) za muzykę w polskim filmie 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, który trafił do kin 18 września. Tak, my też byliśmy w lekkim szoku.

5
Nicolás Jaar

Chilijczyk z pewnością znalazłby się w czołówce rankingu osób z największą liczbą albumów wydanych w 2020 roku. Jeden w ramach projektu Against All Logic i dwa pod własnym nazwiskiem. A to nie jedyne zajęcia, jakimi parał się w ostatnim czasie Nicolás Jaar. Muzyk udzielał się producencko na Magdalene FKA Twigs, a chwilę wcześniej komponował też dla The Weeknd.

Na początku października kuratorował koncert Weavings otwierający tegoroczny, odbywający się w onlajnie Unsound Festival. Jaar zaprosił do udziału m.in. Julianę Huxtable, Resinę, Pawła Szamburskiego, Angel Bat Dawid czy zespół Księżyc.

Soundtracki to u niego raczej novum, bo poza kompozycjami do ormiańskiego filmu The Color of Pomegranates z 1969 roku, Nowojorczyk nie miał do tej pory na koncie dużego OST. Może czas na przełom? Do polskich kin właśnie trafiła Ema, film opowiadający historię młodej tancerki w rytm reggaetonu. W tym roku czeka nas jeszcze premiera gruzińskiego kandydata do Oscara - Dasatskisi. W obu usłyszycie muzykę Jaara.

6
Hildur Guðnadóttir

W tym roku nie byliśmy na zbyt wielu koncertach, ale akurat laureatkę Oscara i Złotego Globa udało nam się zobaczyć na żywo. Hildur Guðnadóttir wraz z zespołem wystąpiła w ramach Ephemera Festival i był to pokaz tego, jak powinno grać się koncerty z muzyką filmową. Wgniatające w fotel i stawiające przed oczami katastroficzne obrazy z elektrowni w Czarnobylu dźwięki. Wow.

Guðnadóttir niejako przejęła schedę po swoim tragicznie zmarłym rodaku Jóhannssonie. Symbolicznym momentem było skomponowanie utworów do drugiej części Sicario. Chociaż największą sławę i wiele prestiżowych nagród przyniosły jej kolejne dwa soundtracki - Czarnobyl i Joker. Dark ambient, drony i płaczliwa wiolonczela - te elementy składają się na poruszające tracki Guðnadóttir. Ostrożnie, bo po dłuższym odsłuchu dół gwarantowany.

7
Bobby Krlic

O ile w kwestii muzyki filmowej Bobby Krlic aka The Haxan Cloak stawia swoje pierwsze kroki, o tyle na undergroundowej scenie jest szanowany od dłuższego czasu. Niech świadczy o tym współpraca z Björk i Serpentwithfeet, a niedawno z mainstreamowymi artystami, tu przykładem Khalid i Troye Sivan.

Z jego najbardziej znanym soundtrackiem, tym do Midsommar, wiąże się pewna ckliwa historia. Otóż pisząc scenariusz tego filmu o rozpadającym się związku, Ari Aster zasłuchiwał się niemal wyłącznie w muzyce The Haxan Cloaka. Jak widać, wizjonerowi w klasie art-house’owych horrorów na tyle spodobała się muzyka Krlica, że postanowił zaprosić go do współpracy, podczas której panowie nieźle się zakumplowali. Sakralne zaśpiewy, ambientowa kruchość i neoklasyczny niepokój dostarczone w pakiecie.

8
Ben Frost

Ben Frost to eksperymentalny muzyk, którego soundtrackowy dorobek zdominowany jest przez mroczne seriale science-fiction. Dark, Fortitude, a ostatnio wyprodukowany przez Ridleya Scotta Raised by Wolves. Rdzeń twórczości australijskiego artysty stanowią monumentalny ambient, elektronika wymykająca się jednoznacznym klasyfikacjom i neoklasyka o dużym ładunku emocjonalnym. Gdybyście szukali muzyki będącej synonimem apokalipsy, Ben Frost nadaje się do tego doskonale.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.