Od spadku z Wigrami Suwałki po debiut w Getafe z Realem Madryt. Szalone dwa miesiące w życiu Oskara Nowaka (WYWIAD)

Zobacz również:DETALE I NIUANSE. Czas taniego populizmu i szybkiego bohaterstwa
OskarNowak.jpg
FOT. MIROSLAW SZOZDA / 400mm.pl

Przeciętny kibic, rzadko zaglądający na peryferia ekstraklasowej piłki, nie miał nawet okazji dobrze poznać Oskara Nowaka. Dwa miesiące wystarczyły jednak by jego piłkarskie życie nabrało zupełnie innych kolorów. W sierpniu dość niespodziewanie podpisał kontrakt z rezerwami Getafe, a w ostatni wtorek trener pierwszej drużyny Jose Bordalas rzucił go na głęboką wodę, wystawiając 19-latka z Polski w wyjściowym składzie na mecz z Realem Madryt.

Jako 15-latek wzbudzał większe zainteresowanie skautów niż jego rówieśnicy z kadry, o których dzisiaj jest zdecydowanie głośniej: Mateusz Bogusz z Leeds United czy Bartosz Białek z Wolfsburga. Był podstawowym skrzydłowym reprezentacji, jednym z liderów Lecha Poznań w swoim roczniku, zawodnikiem głodnym kolejnych sukcesów, o które z roku na rok było mu jednak coraz trudniej. Pojawił się pierwszy dołek formy, pierwsze momenty zwątpienia, ławka rezerwowych w Lechu, aż w końcu przyszły transfery. Najpierw do Błękitnych Stargard, a potem do Wigier Suwałki, z którymi spadł do II ligi. Zobaczcie, co teraz dzieje się w życiu Oskara Nowaka.

***

Jak do tego doszło, że młody chłopak, który trafia do Getafe B z Wigier Suwałki, nagle zostaje włączony przez Jose Bordalasa do pierwszego składu na sparing z Realem Madryt?

Zaczęło się od tego, że w sierpniu, jakiś tydzień po podpisaniu kontraktu, zostałem zaproszony na treningi pierwszego zespołu. Potrenowałem tam przez trzy dni, po czym wróciłem na zajęcia do Getafe B. W końcu w ostatnią sobotę dowiedziałem się, że w niedzielę znowu mam się pojawić na treningu u Jose Bordalasa. Przyszedłem, potrenowałem i po zajęciach zobaczyłem, że wisi kartka ze składem na mecz z Realem Madryt. Każdy zawodnik musiał podejść i się na niej podpisać, więc i ja podszedłem. Byłem trochę zaskoczony, kiedy zobaczyłem na niej swoje nazwisko, ale wówczas nawet nie liczyłem, że zagram w pierwszym składzie. O tym dowiedziałem się dopiero na odprawie przedmeczowej. Trener Bordalas pokazał nam skład na grafice, a na lewej obronie umieścił moje zdjęcie, jeszcze w koszulce Błękitnych Stargard.

Byłeś w lekkim szoku?

No byłem. Pojawił się delikatny stres, wiadomo. Dopiero w drodze do Valdebebas, już w autokarze, powoli zaczęło ze mnie schodzić napięcie. Wiesz, to w końcu był mój debiut w Getafe i od razu wychodzisz na Real Madryt, gdzie za przeciwników masz gości, których dotychczas znałeś tylko z telewizji.

Trener Jose Bordalas przygotowywał cię jakoś szczególnie pod kątem taktycznym do tego spotkania? Miałeś indywidualną odprawę na temat twoich zadań na boisku?

Nie, z miejsca zostałem wrzucony do pierwszego składu. Bardzo dużo podpowiadał mi już na samym boisku, głównie w temacie pressingu i właściwego przesuwania. Oczywiście, podstawowe założenia znałem, ale te podpowiedzi od trenera w trakcie meczu były na pewno przydatne.

Na swojej stronie w tym meczu miałeś mieszankę młodości i doświadczenia: Marvina Parka, który wygrał niedawno młodzieżową Ligę Mistrzów i 25-krotnego reprezentanta Hiszpanii, Daniego Carvajala. Jak wypadłeś w tym starciu?

Widać było, że to zawodnicy z wielką jakością. Z jednej strony czułem, że właśnie spełnia się jedno z moich piłkarskich marzeń, z drugiej zaś chciałem jak najwięcej wynieść z tej konfrontacji. Bardzo mi zależało żeby pokazać się z dobrej strony, sprawdzić się na ich tle. Nie ma co ukrywać, byli dużo lepsi, wynik mówi sam za siebie (Real wygrał 6:0 po golach Benzemy x4, Sergio Ramosa i Arribasa), ale powiem ci, że spotkanie mogło się lepiej dla nas ułożyć. Niemniej, była to dla mnie bardzo cenna lekcja.

Ktoś zrobił na tobie szczególne wrażenie z ekipy Królewskich?

Na pewno środek pola z Casemiro i Luką Modriciem. Panowie piłkarze. No i Ramos, wiadomo.

oskar-nowak2.jpg
Fot. Getafe

Przychodząc do Getafe, spodziewałeś się, że tak szybko zostaniesz sprawdzony w pierwszej drużynie czy raczej nastawiałeś się na rywalizację o skład w rezerwach?

Zdecydowanie nastawiałem się na walkę o miejsce w Getafe B. Tak naprawdę jeszcze nie zostałem zweryfikowany na tym poziomie, bo III liga jeszcze nie ruszyła. Tym bardziej się cieszę, że po tak krótkim pobycie w Hiszpanii dostałem szansę choćby treningu z pierwszą drużyną, bo już samo to jest dla mnie mega nauką. Teraz, po sparingu z Realem wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, żeby dorosnąć do poziomu La Liga.

A co cię najbardziej zaskoczyło w treningu po przenosinach z Suwałk do Hiszpanii? W ciemno obstawiam, że pewnie intensywność zajęć.

No zgadza się. Różnica jest widoczna gołym okiem. Tutaj się nie zatrzymujesz, tym bardziej w pierwszym zespole. Cały czas jesteś w biegu, na pełnej intensywności, nisko na nogach. Kluczowa jest koncentracja, szybkość gry, dynamika. Każdy ten aspekt jest na bardzo wysokim poziomie i nad tym na pewno muszę pracować, bo to jest klucz do gry w poważnej piłce. Do tego intensywność i agresja. Musisz być zawsze blisko rywala, cały czas skupiony, non stop w ruchu. To są te elementy, które będę starał się teraz doskonalić.

Docelowo profilujesz siebie właśnie jako lewego obrońcę? Pytam, bo pamiętam Oskara Nowaka jako zawodnika stricte ofensywnego, wyróżniającego się na skrzydle.

Tak, dobrze się czuję na tej pozycji, właśnie za plecami skrzydłowego. Kiedyś trener Krzysztof Kołodziej w Centralnej Lidze Juniorów przestawił mnie do defensywy i tak już zostało. Na początku trochę kręciłem nosem, ale dość szybko ta pozycja mi się spodobała. Mogłem atakować z głębi pola, częściej miałem piłkę przy nodze, mogłem rozgrywać. Oczywiście, cały czas mam zapędy ofensywne, umiejętność gry 1 na 1 mi pozostała, ale to może mi tylko pomóc w grze na boku obrony. Cały czas staram się też pracować nad moją grą w obronie.

Którego z zawodników podpatrujesz jeśli chodzi właśnie o lewą obronę?

Kiedyś wzorowałem się głównie na Marcelo i Danim Alvesie. W ostatnim czasie staram się oglądać przede wszystkim Alphonso Daviesa, który aktualnie jest dla mnie numerem jeden. Staram się zwracać uwagę na jego sposób poruszania się po boisku.

A jak wygląda twoje życie w Madrycie, szybko odnalazłeś się w nowym miejscu?

Każdy dzień zaczynam treningiem. Zajęcia mamy dość wcześnie, bo o 9:00. Mieszkam z dwoma Hiszpanami - Danim Salasem, który przyszedł z Gimnastiki Torrelavega i bramkarzem Juanmim z Valencii, więc łatwiej było mi wejść do szatni, bo oni znają tutejszy futbol od podszewki i od razu złapaliśmy dobry kontakt. Generalnie ludzie w Getafe są bardzo otwarci, życzliwi i chętni do pomocy, dlatego miałem dość gładkie wejście do drużyny. Nie ma tu czegoś takiego, że: „o! nowy przyszedł”. Od razu jesteś traktowany jak kumpel z drużyny. Co ciekawe, przez koronawirusa nie przebieramy się w szatni, tylko każdy ma na zewnątrz swoje stanowisko - krzesło plus wieszak - i jesteśmy oddaleni od siebie o 2-3 metry. Zarówno w pierwszej drużynie, jak i w rezerwach. Dlatego mogę porozmawiać jedynie z tymi zawodnikami, którzy siedzą najbliżej mnie, po lewej i po prawej stronie. Do reszty chłopaków musiałbyś już krzyczeć, żeby cię usłyszeli.

getafenowak.jpg
Fot. Getafe

A jak sobie radzisz z językiem hiszpańskim?

Sporo już potrafię powiedzieć i jeżeli ktoś mówi do mnie prostym językiem, to spokojnie wszystko zrozumiem. Ale wielu Hiszpanów mówi mega szybko i z silnym akcentem, no i wówczas pojawiają się problemy. Czasami ratuję się angielskim, ale niekażdy tutaj mówi w tym języku.

Jose Bordalas to postać wyjątkowa na rynku trenerskim w Hiszpanii. Miłośnik piłki bezpośredniej opartej na pressingu i bardzo agresywnym doskoku do rywala. Jak go odbierasz po tych pierwszych tygodniach współpracy?

To człowiek, na którego patrzysz i od razu czujesz mega respekt. Wielka charyzma, nie musi nawet dużo mówić. Zresztą w czasie zajęć bardzo rzadko się odzywa, raczej obserwuje wszystko z boku. Ale warsztat ma świetny i czuję, że na każdym treningu mogę się dużo od niego nauczyć.

W Getafe ktoś ci szczególnie zaimponował swoimi umiejętnościami?

Na pewno wymieniłbym Davida Timora. Bardzo twardy zawodnik, taki środkowy pomocnik z krwi i kości, no i David Soria, nasz bramkarz, który na linii jest absolutnym przekotem.

Dzisiaj nie żałujesz, że odszedłeś z akademii Lecha, obierając inną ścieżkę rozwoju?

Nie żałuję. Zmiana otoczenia była mi potrzebna. Czasami można się zakopać w jednym miejscu i już się stamtąd nie wygrzebać, a ja potrzebowałem nowego bodźca i chciałem spróbować swoich sił w piłce seniorskiej, takiej z prawdziwego zdarzenia.

Pamiętam taki dwumecz z Walią, jeszcze w kadrze U15, w którym byłeś jednym z najlepszych zawodników na boisku i po którym mówiło się o tobie, jako o jednym z największych talentów w roczniku 2001. Później jednak twoja kariera reprezentacyjna trochę wyhamowała i widać było regres formy. Z czego to wynikało twoim zdaniem?

Często się nad tym zastanawiałem, ale nie do końca jestem w stanie ci odpowiedzieć na to pytanie. Trochę może źle głowa pracowała, ale nie mam tu na myśli sodówki, bo tej wydaje mi się, że nigdy nie miałem. Nie jestem typem człowieka, który będzie w przesadny sposób pokazywał jaki to jest pewny siebie. Przeciwnie. Byłem przytłoczony każdym niepowodzeniem. Sam zbudowałem wokół siebie chyba zbyt dużą presję - żeby strzelać jak najwięcej goli, mieć jak najwięcej asyst i osiągać kolejne sukcesy. A w piłce nie zawsze wygrywasz. Nie zawsze jesteś na górze i nie zawsze wszystko się układa po twojej myśli. Kiedy zagrałem słabszy mecz, długo siedziało to w mojej głowie. Zbyt często wracałem myślami do tych momentów, w których coś mi nie wychodziło. Nie potrafiłem zostawić tego za sobą. Wpadłem w pułapkę i nie mogłem oczyścić swojej głowy.

I co ci pomogło?

Rozmowy z moim menedżerem i rodzicami. Wpajali mi, żebym szedł do przodu i nie rozmyślał nad tym co już za mną. Z biegiem czasu, jak byłem coraz starszy, wyjechałem z Wronek, zacząłem mieszkać sam i zostałem obdarzony zaufaniem przez trenera Błękitnych Stargard - Adama Topolskiego, u którego grałem regularnie, to wzmocniłem się psychicznie. Teraz skupiam się przede wszystkim na tym, co przede mną. Żyję z dnia na dzień i nie stawiam sobie też jakichś dalekosiężnych celów, bo wiem, że to nie ma sensu. Piłka lubi zaskakiwać, dlatego każdego dnia pracuję tak samo ciężko i po prostu czekam na najbliższy mecz.

A w tych trudnych chwilach pojawiały się w twojej głowie myśli, że może jednak z tej kariery piłkarskiej nic nie będzie? Że nie uda ci się przebić?

Może inaczej, pojawiały się myśli, że mogę nie zajść tak daleko w świecie piłki, jakbym chciał. Był taki moment, że nie łapałem się w Lechu do składu, czasami w ogóle nie grałem i wówczas byłem tym podłamany. Ale bardzo mi pomógł w tamtym okresie trener Bartosz Bochiński, który zawsze darzył mnie mega zaufaniem i jestem mu dzisiaj za to wdzięczny, bo wspierał mnie, dużo ze mną rozmawiał i dawał do zrozumienia, że cały czas we mnie wierzy. Powtarzał, że zna moją wartość, wie jakie mam umiejętności i żebym w siebie absolutnie nie wątpił, nawet pomimo słabszego okresu. Dla mnie jako młodego chłopaka było to wtedy szalenie pomocne.

Wiemy już, że starasz się nie wybiegać za daleko w przyszłość, ale patrząc na konkurencję w pierwszym zespole na twojej pozycji, widzisz cień szansy na debiut w La Liga?

Na lewej obronie w Getafe zazwyczaj gra Mathias Olivera. Ewentualnie trener może też cofnąć Marca Cucurellę lub przesunąć jednego z lewonożnych stoperów. Mam więc z dwóch, trzech rywali do gry w pierwszej drużynie na mojej pozycji. Na razie chciałbym swoją pracą i dobrymi występami w Getafe B zapracować na to, żeby trener Bordalas włączył mnie kadry pierwszego zespołu. Dlatego spokojnie. Najpierw chcę złapać jak najwięcej minut w Segunda B, tutaj udowodnić swoją wartość, a potem zobaczymy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Ta połowa duetu Foot Truck, która bardziej kocha wirtualny futbol. Piłkarski hipster, ekspert od lig, które nie mają ekspertów.