Dla jednych głos pokolenia (które nie ma nic do powiedzenia). Dla innych typ, który kosi grube pieniądze, nawijając jednocześnie o tym, jak to ciężko jest żyć na szczycie. Na pewno to najważniejszy, wzbudzający największe emocje raper ostatnich lat. I jeden z najpłodniejszych.
Dlatego nie mogliśmy odmówić sobie krótkiego podsumowania jego dyskografii. Pod uwagę wzięliśmy oba albumy długogrające, nagraną w duecie z Quebonafide SOMĘ 0.5 mg oraz wszystkie wydane osobno ep-ki (nie załapała się tylko Flagey EP – jako wydawnictwo dołączone do fizycznego wydania Cafe Belga). I wyszło tak:
Wstęp do pełnoprawnej kariery: anglojęzyczna ep-ka, którą Taco nagrał wspólnie z Rumakiem. I umówmy się, to nie jest wybitny materiał. Brakuje mu lekkości i błyskotliwości tekstowej, jaką w Szcześniaku uwalniał język polski, trochę razi też jego monotonne flow. Ciekawie za to prezentuje się tu Rumak, poszukujący czegoś pomiędzy inspiracjami Stones Throw (Luck) a miejską, duszną elektroniką spod znaku Ghostpoeta (pierwsza część albumu). Dodatkowym bonusem Chewbacca z beatem opartym na odgłosach naszego ulubionego starwarsowego futrzaka. Ale i tak dobrze, że to wydawnictwo pozostało w podziemiu – takich albumów mamy na pęczki.
Soma 0,5 mg jest trochę jak Świt Sprawiedliwości. Aktorzy fajni, oczekiwania wielkie, Batman i Superman w jednym filmie, a wyszło tak sobie – pisaliśmy chwilę po premierze albumu. I tak, zdajemy sobie sprawę, że Taconafide jest doskonałym tworem łączącym pop ze współczesnym rapem, zwłaszcza na poziomie artystycznym; hip-hopowe numery są tu konstruowane na popowym formacie, a całość nie zgrzyta. Natomiast nie możemy być oryginalni i nie dołączyć się do chóru narzekających na warstwę tekstową tego materiału. Wydaje nam się, że Quebo chciał tu być za bardzo Taco, a Taco za bardzo Quebo. W efekcie żaden z nich nie był sobą i to niestety czuć.
Założenie ambitne – ledwie rok po pierwszym wyjściu z mroku Taco Hemingway porwał się na pełnowymiarowy concept album. Na, powiedzmy że quadi concept-album, bo jednak każdy z tych numerów może śmiało funkcjonować jako osobny byt. I o ile jedno z następnych wydawnictw Filipa bardzo zyskało wraz z upływającym czasem (ale o tym za dwa slajdy), o tyle Marmur nieco stracił, bo w wielu momentach tych efektownych, młodopolskich zapędów rapera słucha się po prostu ciężko. Może to dlatego, że Taco jest ciekawszy wtedy, gdy patrzy na ludzi, a nie na siebie. Dlatego dziś sami niezbyt zgadzamy się z naszą recenzją sprzed dwóch lat.
Po premierze byliśmy zachwyceni, po dwóch latach jesteśmy zadowoleni, bo dopiero teraz czuć, że Wosk był tylko rozbiegiem przed długogrającym Marmurem. To taki miks introwertycznego Taco z człowiekiem, który na ulicach widzi i słyszy więcej niż większość z nas, a przy tym mocno pamiętnikarski materiał – kto zastanawiał się, jak się czuje człowiek, który przeszedł drogę w milionera z kundla w rok, ten znalazł odpowiedź na Wosku. Taco Hemingway w swoim klasycznym już stylu: z lekką dezynwolturą, fajnymi spostrzeżeniami socjologicznymi i doskonałymi, popkulturowymi porównaniami – tak recenzowaliśmy tę ep-kę chwilę po jej premierze.
Oj, wylało się gówno na Szcześniaka chwilę po publikacji Szprycera: spragnione socjologicznej analizy millenialsów krajowe środowisko dziennikarskie nie wyczuło, że chłop chciał na ten moment po prostu nagrać materiał luźny, imprezowy, niekoniecznie pod akademickie dysputy. My też na początku byliśmy rozczarowani, ale im dłużej słuchaliśmy Szprycera, tym bardziej doceniliśmy parkietowy potencjał takich numerów jak Chodź, Dele czy I.S.W.T., do tego potencjał podbity masą bardzo udanych tekstów (Ci chłopcy tu od lat se pielęgnowali fobie / Bo wcześniej byli nudni i było to karygodne / Już trwa tu licytacja kto gorszy ma jakiś problem / Wygrywa ten kto przegrał, to przecież jest jakiś obłęd). I nawet to nadmierne zapatrzenie na Drizzy’ego jakoś nas nie ciśnie.
Podsumowując, krótka piłka – po rozczarowującym SOMA 0.5 mg Taco Hemingway wrócił do wysokiej formy. Niewielu jest raperów w tym kraju, których numery są jak filmy Barei – takie, gdzie poszczególne smaczki wyłapuje się za piątym czy dziesiątym razem. Taco nie tylko chce się słuchać, ale chce się w niego także wsłuchać, bo czuć, że jaźń tego człowieka jest jak maszynka do mięsa, w której instagram mieli się z Gombrowiczem, Tory Lanezem i piłkarzami. W sumie to trochę jak u nas – pisaliśmy w piątek, trzymając w dłoniach świeżutki egzemplarz Cafe Belga. Od tego czasu nic nam się nie zmieniło.
Damn, po czasie to Trójkąt warszawski jest momentami tak surowy, jak tatar u pana Romana w dawnych Zakąskach. Ale odpaliliśmy jeszcze raz ten materiał i od razu wehikuł czasu przeniósł nas w pierwszą połowę dekady. Wiecie, Flirtini na Barce, bananowcy na Mazowieckiej i ogólnie całe uniwersum młodej Warszawy rozpięte pomiędzy linią Muranowa, Wisłą a Placem Unii. I Taco jak kursujący pomiędzy najmodniejszymi miejscówkami Tyrmand, który składa raport z imprezowej stolicy. To miasto ważnych spraw i krótkich miłości – śpiewał dekadę przed nim zespół Muchy i choć podmiot jest inny, to reszta się zgadza. Udała mu się ta płyta i tyle.
Umowa o dzieło jest jak amalgamat wielkomiejskiej Polski połowy dekady. I mówiąc o wielkomiejskości, chodzi nam o sposób myślenia; fani ulicznego rapu zwyczajnie nie rozumieją, o czym ten człowiek rapuje. Kreślący w tekstach mapę swojego pokolenia Taco Hemingway jest dla niego tym, kim dla urodzonych dekadę wcześniej byli Cool Kids Of Death czy Dorota Masłowska, ale emblematyczne dla nich wk***ienie zastępuje ciepłą szyderką. (…). Na początku lat 90., po premierze superpopularnych Psów, Andrzej Wajda zastanawiał się w jednym z wywiadów, co takiego wie o polskim widzu Władysław Pasikowski, czego nie wie on sam. Dziś o to samo w przypadku Taco mogłaby zapytać reszta rap-sceny – to też my, podsumowując najważniejsze polskie rapowe płyty w historii. To już zawsze będzie album – punkt odniesienia dla wszystkich, którzy mówią lub piszą o Taco. A robi to od trzech lat cała Polska.
Szanowny Użytkowniku,
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 roku nowych przepisów dotyczących ochrony danych osobowych (RODO), pragniemy przypomnieć Ci podstawowe informacje z zakresu przetwarzania danych dostarczanych przez Ciebie podczas korzystania z naszego serwisu. Klikając w przycisk z napisem „W PORZĄDKU”, potwierdzasz, że zgadzasz się na wymienione niżej działania.
Cookies, czyli ciasteczka
Wraz z naszymi partnerami wykorzystujemy pliki cookies, potocznie zwane ciasteczkami, oraz inne pokrewne technologie. Mają one na celu zapewnienie Twojego bezpieczeństwa i udoskonalanie naszego serwisu poprzez wykorzystanie danych w celach analitycznych. Zakres wykorzystywania plików cookies możesz określić w preferencjach przeglądarki. Jeśli nie wprowadzisz zmian ustawień, informacje te mogą być zapisywane w pamięci Twojego urządzenia.
Pragniemy Cię zapewnić, że przechowywane przez nas dane osobowe są bezpieczne. Ich administratorem jest firma Skills Warsaw Michał Michalski z siedzibą w 00-161 Warszawa, ul. Anielewicza 9/25. Twoje dane osobowe są przetwarzane na zasadzie dobrowolności i będą przetwarzane tylko tak długo, jak długo są niezbędne do realizowania ww. celów lub do momentu, gdy wyrazisz skuteczny sprzeciw wobec ich przetwarzania. Co ważne, dostęp do nich ma tylko wyznaczony inspektor, a Tobie przysługuje prawo żądania dostępu do treści danych, ich usunięcia, ograniczenia przetwarzania oraz przenoszenia. Masz też prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych na podstawie uzasadnionego interesu z przyczyn uzasadnionych Twoją szczególną sytuacją. Gdy uznasz, że firma Skills Warsaw Michał Michalski narusza przepisy Rozporządzenia RODO, masz prawo wnieść skargę do organu nadzorczego zajmującego się ochroną danych osobowych.