Swego czasu opublikowaliśmy nasze zestawienie filmów o dragach, które musicie obejrzeć. Ale skoro większość ich bohaterów zajmuje się głównie przyjmowaniem owych substancji, doszliśmy do wniosku, że trzeba wreszcie dopełnić obrazu i przedstawić ludzi stojących na drugim końcu tego łańcucha pokarmowego. Dziś przed państwem stają wszelkiej maści handlarze, hurtownicy i szmuglerzy.
reż. Alan Parker
Żeby żaden świętoszkowaty obrońca prawa i sprawiedliwości nie zarzucił nam, że promujemy negatywne podstawy i dajemy naszym czytelnikom pełen know how tego, jak zostać dobrze prosperującym dilerem (niby po co mielibyśmy to robić, skoro lata temu Biggie ogarnął to genialnie), zaczniemy z grubej rury. Niewiele jest bowiem filmów, które konsekwencje przemytu narkotyków obrazują równie dobitnie jak Midnight Express. Oparta na faktach historia 20-letniego Amerykanina, który zostaje złapany na tureckiej granicy z dwoma kilogramami haszyszu, mogłaby spokojnie służyć jako reklama społeczna puszczana na lotniskach w krajach produkujących największe ilości kokainy, heroiny i wszelkich innych nielegalnych substancji, tak chętnie spożywanych przez całą planetę. Losy skazanego na 34 lata odsiadki Billy’ego Hayesa pełne są bowiem bólu, łez i upokorzeń, które nie warte są nawet największych, prędko zdobywanych fortun jakie stały się udziałem co bardziej fartownych szmuglerów czy dilerów.
reż. Charles Stone III
Podobnie jak większość amerykańskich produkcji hip-hopowo-kinematograficznych, film ten w kwestiach scenariuszowych, narracyjnych czy też gry aktorskiej pozostawia niekiedy trochę do życzenia. To że jego tytuł zaczerpnięto z klasycznego numeru Erica B i Rakima, grają w nim Cam’ron, Noreaga czy Doug E. Fresh, a całość wyprodukował Jay-Z, Dame Dash i Azie Frazer sprawia jednak, że musiał on trafić na tę listę. Szczególnie, że ostatni z panów, którzy wyłożyli na niego kasę jest legendarnym dilerem z Harlemu. I to na jego losach – obok biografii partnerów Frazera w biznesie, Richa Portera i Alpo Martineza – oparto ten krótki wyimek z historii nowojorskich przestępczych imperiów, które urosły w siłę na przełomie lat 70. i 80. wraz z nadejściem nowej fali taniejącej z dnia na dzień południowoamerykańskiej kokainy. I choć rzeczony drug lord porzucił prędko swoje niecne interesy na rzecz… rapu, to jego kryminalne losy wciąż pozostają dalece bardziej fascynujące.
reż. Jonas Åkerlund
O ile większość filmów widniejących na tej liście opowiada o handlu heroiną, kokainą bądź marihuaną, o tyle debiutancki pełny metraż reżysera niezapomnianego klipu do Smack My Bitch Up The Prodigy kręci się wokół rynku metamafetaminy. I słowo kręci jest tu jak najbardziej na miejscu, bo te trzy dni z życia Rossa – młodego ćpunka z wiecznym deficytem kasy i brakiem skrupułów, by na swoje hobby dorobić sobie małym handelkiem obwoźnym – wirują niczym torba nielegalnej substancji spuszczana w kiblu podczas policyjnego nalotu. 72 godziny z życia barwnej czeredy, jaką sportretował w tym obrazku Jonas Åkerlund, wyzbyte są nawet minuty snu, a w ciągłym byciu na biegu wspiera bohaterów co rusz (a dokładnie 23 razy) rzeczona meta. Tytułowy Spun bowiem to właśnie narkotykowy ciąg, w którym tkwią trashowi herosi tego obrazu upadku. I choć film ten – podobnie jak opowiedziane w równie lekkim tonie przypadki z życia dilerów widziane w takich obrazach jak Go, Porachunki czy Dope – niepozbawiony jest elementów czarnego humoru, to w przypadku metamfetaminy naprawdę nie ma nic do śmiania.
reż. Billy Corben
Kiedy w latach 70. przyjechałem do Miami, wszyscy szmuglowali tu trawkę, a kiedy Kolumbijczycy zorientowali się, jakim El Dorado może być dla nich to miasto, większość przerzuciła się na kokainę – mówi najpotężniejszy amerykański kontrahent kartelu z Medellín, Jon Roberts w dokumencie przedstawiającym historię, która zainspirowała tak klasyczne obrazu popkultury, jak Scarface czy Miami Vice. I choć dokumentów przedstawiających mechanizmy światowego rynku narkotyków powstało – szczególnie w ostatnich latach i dobie serwisów streamingowych – co niemiara, to niewiele z nich równie celnie umieszcza je w historycznym, społecznym i ekonomicznym kontekście przyrodzonych im czasów. Czasów, w których jedna z największych metropolii stanu Floryda była najniebezpieczniejszym miejscem na świecie, czego dobitny obraz malują występujący w tym filmie policjanci, prawnicy, dziennikarze i kryminaliści.
reż. Mario Van Peebles
O ile rola Człowieka z blizną w historii hip-hopu jest świetnie udokumentowana i opisana, o tyle ten jeden z pierwszych filmów aktora, modela, scenarzysty, reżysera i… doktora literatury, Maria Van Peeblesa jest często w dziejach rapu pomijany. New Jack City natomiast w wersach Nasa, Kanye Westa, Future’a czy Denzela Curry pojawia się nie tylko dlatego, że wystąpili w nim Ice-T, Flavor Flav czy Fab 5 Freddy, ale również z powodu towaru, o którym opowiada – czyli cracku. To właśnie ową zanieczyszczoną, palną kokainą zbierającą swe żniwo na kolorowych dzielnicach Ameryki lat 70. i 80. handluje Nino Brown, główny bohater tej 90’sowej, wypożyczalnianej produkcji, w którego rolę wcielił się przeżywający wówczas swoje najlepsze lata pracy twórczej Wesley Snipes. I choć film ten bardziej niż dobry jest kultowy, a pośród podobnych obrazów Belly jest nieporównywalnie bardziej stylowy, a Król Nowego Jorku po prostu lepszy, to ze względu na ilość follow-upów zawartych w zwrotkach naszych ulubionych MC’s postanowiliśmy na liście umieścić właśnie ten tytuł.
reż. Ted Demme
Historia złotego dziecka narkotykowego biznesu lat 70., przemytnika związanego z kartelem z Medellín i bon vivanta kojarzonego przez większość ówczesnej bohemy USA, Georga Junga, przewijała się już przez różnej maści narkofilmowe zestawienia publikowane przez nas na niuansie. Rzeczonej, luźnej ekranizacji książki o jakże pociągającym tytule – Blow: How a Small Town Boy Made $100 Million with the Medellín Cocaine Cartel and Lost It All, nie sposób jednak pominąć również i w tym krótkim przewodniczku po celuloidowych losach dilerów. Nie dość bowiem, że biografię tego prędko pnącego się po szczeblach kryminalnej kariery, małomiasteczkowego chłopaka warto poznać ze względu na historyczny kontekst czasów w których działał, to jest ona również świetnym przykładem tego, jak często zawodny bywa system resocjalizacji przyjęty w Stanach i szeregu innych miejsc na świecie. Stary frazes mówiący o tym, że marihuana jest jedynie początkiem, El Americano zrozumiał dopiero wtedy, gdy za przemyt trawki trafił do więzienia. Tam poznał swoich przyszłych kontrahentów – ludzi, którzy pozwolili mu zbudować jego kokainowe imperium.
reż. Joshua Marston
Ten wyprodukowany przez HBO, niskobudżetowy dramat bardziej niż sensacyjny jest obyczajowy, a jego biblijny tytuł – i przywodzący na myśl komunię świętą, świetny plakat – może zmylić każdego, który szuka w tej przypowieści wiary, miłości i nadziei. Losy mułów przemycających kokainę z Kolumbii do Stanów we własnych żołądkach pozbawione są bowiem jakiejkolwiek właściwie biblijnej łaski, a historia marzącej o lepszym życiu, ubogiej, przyszłej matki Maríi Álvarez jest dobitnym przykładem tego, jak bezwzględny jest światowy rynek narkotyków. I choć po tym wstrząsającym seansie trudno wykrztusić z siebie choćby słowo, to nam przyszedł po nim do głowy ten cytat z Mesa – Psa byś przytulił, lecz człowieka nie. Myślę o tym i jest mi głupio, głupio i źle, bo choć wielu naszych znajomych zostało wegetarianami czy weganami ze względu na cierpienia zwierząt, to nie znamy właściwie nikogo, kto dragi odrzucił z powodów etycznych. I tego, jak wysoki jest ludzki koszt tegoż towaru.
reż. Ridley Scott
Wydawać się mogło, że czas wielkich, gangsterskich eposów w Hollywood już bezpowrotnie minął, a tu Ridley Scott sfilmował swoją autorską wizję biografii Franka Lucasa – człowieka, który stał ponad mafią, a jednocześnie zbudował narkotykowe imperium, jakiego mogłamu pozazdrościć mu każda właściwie przestępcza organizacja działająca na terenie Stanów Zjednoczonych. Wykorzystując stary jak świat pomysł bogacenia się na wojennej tragedii ten książę Harlemu sprowadzał heroinę prosto z Azji, pakując ją do… trumien amerykańskich żołnierzy poległych w Wietnamie. I tu wjeżdża numer Roc Boys (And The Winner Is) Jay’a Z – który stworzył soundtrack do tego epickiego obrazu – bo jak się można domyślić, ów biznes plan (przynajmniej z początku) działał jak szwajcarski zegarek. A to właśnie, że za ścieżkę dźwiękową do tego filmu odpowiadał Hova, jego głównym bohaterem był Afroamerykanin, a całość – choć opowiadała o przełomie lat 60. i 70. – zrealizowana była z nie lada współczesnym, wartkim i porywającym sznytem, przesądziło o tym, że American Gangster prędko trafił do żelaznego kanonu równie hardej, jak stylowej, gangsterskiej kinematografii.
reż. Nicolas Winding Refn
Starą maksymę o tym, żeby nie kopać leżącego, przyszły reżyser Drive’u spuścił w kiblu już na samym początku swojej kariery. Kiedy bowiem widz jego debiutanckiego filmu leżał już na glebie przytłoczony skalą bezwzględności tytułowego pushera towaru – i otaczającej go czeredy zwyrodnialców – Duńczyk zaczynał swój taniec, wyprowadzając raz po raz kolejne celne buty, a na koniec jeszcze skacząc po jego wymęczonym, rozedrganym łbie. Tytułowy bohater tego filmu, osiedlowy diler koksu i hery, dobrze zna bowiem niesławną miejską teorię pomidora – głowa twojego przeciwnika to pomidor, i jeśli podnosi się on z ziemi, na którą udało ci się go powalić, to kopiesz pomidora, a jeśli leży – ugniatasz. W zadaniu ugniatania Refn wykorzystał natomiast wszelkie możliwe techniki i zabiegi, na które pozwolił mu budżet debiutanta – uliczna wiarygodność odbija się tu więc nie tylko w dialogach, lokacjach i świetnie dobranych aktorach, ale również ścieżce dźwiękowej, pracy kamery i niepokojącym montażu. I choć kolejne dwie części tej brudnej i lepkiej, przestępczej trylogii nie są już tak dobre jak jedynka, to warto sprawdzić całość.
reż. Jacques Audiard
Film ten pojawił się w zestawieniu naszych ulubionych tytułów rozgrywających się w więzieniach. I choć spora jego część dzieje się na zimnych posadzkach cel i spacerniaków, to jego intrygę napędza w ogromnym stopniu nie chęć wyjścia na wolność, ale… zarobku. Kasy, której zdobycie różnej maści korsykańskim i arabskim, osiedlowym biznesmenom pozwala wyglądać miękkie, brązowe złoto północnej Afryki czyli haszysz. To właśnie tą używką handluje Malik El Djebena, 19 letni algierczyk, który zjeżdżając pod celę nie miał z początku pojęcia, że to dopiero początek, nie koniec jego kryminalnej kariery. Bezkompromisowy, wisceralny sznyt z jakim jego losy opowiedział natomiast syn reżysera klasycznych kryminałów z Jean-Paulem Belmondo, Jacques Audiard sprawił, że Prorok to nie dość, że jeden z najlepszych filmów o handlu narkotykami czy kiwaniu wyroków, ale również jeden z najmocniejszych obrazów kinematograficznych minionej dekady.
reż. Brian de Palma
You need people like me. So you can point your fuckin’ finger and say: „He’s the bad guy” – w klasycznej scenie z tego doprawdy ikonicznego filmu mówi jego tytułowy bohater – mroczny przykład beneficjenta amerykańskiego snu, narkotykowy bonzo i wzór wszelkich cnót dla pokolenia 90’sowych raperów, Tony Montana. I choć od premiery Scarface’a minęło już 35 lat, to wciąż pozostaje on najbarwniejszym, najbrutalniejszym i najbardziej bezkompromisowym obrazem życia dilera w historii światowego kina. Zrealizowanym w doprawdy spektakularnej skali, hollywoodzkim oddźwiękiem kokainowej rewolucji, która w latach 80. miała miejsce na amerykańskich przejściach granicznych, ulicach i rynkach pracy, w spelunach i salonach, wszędzie właściwie, gdzie koks się sypał, crack się palił, a pieniądze pochodzące z sprzedaży tych specyfików sprawiały, że maszynki do liczenia kasy szybko się przegrzewały. Żeby wymienić wszystkie odwołania do tej krótkiej acz wyczerpującej biografii kubańskiego emigranta, który z przysłowiowego zera stał się szybko pierwszoplanowym (anty)bohaterem, jakie na przestrzeni minionych czterech dekad przyniosła światowa kinematografia i fonografia, trzeba by oddzielnego tekstu. Zanim więc go napiszemy pod koniec roku z okazji okrągłej rocznicy premiery Człowieka z blizną, na razie włączymy sobie znowu to wysłużone, porysowane i zmacane lepkimi paluchami DVD – opowieść o facecie, który w swoim życiu miał tylko własne jaja i słowo.
Szanowny Użytkowniku,
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 roku nowych przepisów dotyczących ochrony danych osobowych (RODO), pragniemy przypomnieć Ci podstawowe informacje z zakresu przetwarzania danych dostarczanych przez Ciebie podczas korzystania z naszego serwisu. Klikając w przycisk z napisem „W PORZĄDKU”, potwierdzasz, że zgadzasz się na wymienione niżej działania.
Cookies, czyli ciasteczka
Wraz z naszymi partnerami wykorzystujemy pliki cookies, potocznie zwane ciasteczkami, oraz inne pokrewne technologie. Mają one na celu zapewnienie Twojego bezpieczeństwa i udoskonalanie naszego serwisu poprzez wykorzystanie danych w celach analitycznych. Zakres wykorzystywania plików cookies możesz określić w preferencjach przeglądarki. Jeśli nie wprowadzisz zmian ustawień, informacje te mogą być zapisywane w pamięci Twojego urządzenia.
Pragniemy Cię zapewnić, że przechowywane przez nas dane osobowe są bezpieczne. Ich administratorem jest firma Skills Warsaw Michał Michalski z siedzibą w 00-161 Warszawa, ul. Anielewicza 9/25. Twoje dane osobowe są przetwarzane na zasadzie dobrowolności i będą przetwarzane tylko tak długo, jak długo są niezbędne do realizowania ww. celów lub do momentu, gdy wyrazisz skuteczny sprzeciw wobec ich przetwarzania. Co ważne, dostęp do nich ma tylko wyznaczony inspektor, a Tobie przysługuje prawo żądania dostępu do treści danych, ich usunięcia, ograniczenia przetwarzania oraz przenoszenia. Masz też prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych na podstawie uzasadnionego interesu z przyczyn uzasadnionych Twoją szczególną sytuacją. Gdy uznasz, że firma Skills Warsaw Michał Michalski narusza przepisy Rozporządzenia RODO, masz prawo wnieść skargę do organu nadzorczego zajmującego się ochroną danych osobowych.