Antonio Conte kontra reszta świata. Włoch znów rozpalił gabinety

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
AntonioConte-1227818341.jpg
Fot. Mattia Ozbot/Soccrates/Getty Images

On żyje z wywierania presji, konflikty go napędzają, dlatego pisząc się na tę współpracuję, przygotuj się na wieczne bycie pod prądem. Niemalże każdy trener działa na syndromie oblężonej twierdzy, tak łatwiej budować solidarność, lecz Antonio Conte strzela nawet do swoich. Przekonali się o tym w Mediolanie – skończyli ligę punkt za Juventusem, a za chwilę zarząd publicznie otrzymał wiadro pomyj od swojego trenera.

Antonio Conte zawsze będzie dzielił środowisko. Wrogowie muszą się go obawiać, dlatego zatrudniają go największe kluby. Ale nawet swoi ludzie żyją w niepokoju, bo nigdy nie wiedzą, kiedy Apulijczyk wrzuci granat do własnego gniazda. A to następuje zawsze – prędzej czy później dokona rozłamu. Akurat słynna zasada starożytnych Rzymian w jego kontekście ma zastosowanie, Conte rzeczywiście dzieli i rządzi.

Gabinety w nowoczesnej siedziby Interu w Porta Nuova zapłonęły po ostatnim meczu sezonu. Mistrzostwo Juventusu było pewne od kilku kolejek, ale ostatecznie mediolańczycy ograli 2:0 największą rewelację sezonu Atalantę i zakończyli rozgrywki zaledwie punkcik za zdobywcą scudetto. To jak wejście w nową rzeczywistość, bo od 2012 roku Inter i Juventus dzieliły kilometry. Wystarczy spojrzeć na różnicę punktową – 26, 33, 42, 32, 24, 29, 23, 21. Aż wreszcie jeden punkt. Przecież oni grali w innej lidze, dopiero Conte pozwolił im dosięgnąć Starą Damę, zbliżyć się na wyciągnięcie ręki.

Wydawało się, że to dobry prognostyk przed następnym sezonem. No właśnie, wydawało się. Aż Conte złapał za mikrofony po wygranym spotkaniu, wysyłając silny przekaz do swoich szefów. Tylko jakby rzucił list w płonącym opakowaniu. „Dystans w stosunku do Juve nadal istnieje i jest niezwykle ważny. Mają znacznie silniejszą strukturę niż pozostałe zespoły, zarówno na boisku, jak i poza nim. Musimy być inteligentni i nie myśleć, że jeden punkt straty pozwala nam przejść z depresji do euforii” – zaczął jeszcze spokojnie trener z Lecce.

„Czułem zero ochrony w stosunku do piłkarzy i siebie. Liczyłem na więcej protekcji, ale się rozczarowałem. Zbyt wiele osób chciało wsiąść do tego wózka, gdy nam się udało. A tu potrzeba bycia na dobre i na złe. Musieliśmy zjeść tony gówna, mój sztab i zawodnicy, podczas gdy inni martwili się o swój interes. Ktoś wysłał mi wywiad Spallettiego z lutego 2017 roku [chodziło o kreta w klubie, który ujawniał informacje prasie - przyp. red], który mówił o bardzo poważnych sprawach, mamy 2020 rok i przeżywamy to samo. Aby zmniejszać różnicę do Juventusu, trzeba rosnąć na boisku i poza nim. Zobaczymy, czy właściciel to zrozumie. Do pewnego momentu świeciłem twarzą za ten pierwszy sezon, ale nikt nie jest aż takim dupkiem. W tym pierwszym roku działałem jak piorunochron, bo rozumiem, że błądzenie jest rzeczą ludzką, ale również zaznaczam, że trwanie w tych samych pomyłkach to pakt z diabłem” – wypalił na antenie Sky Sports.

Cały Antonio Conte. Dorzucił jeszcze na koniec: nie uznaję półśrodków, ale to nie są mocne słowa. Nie wiążcie ich z rynkiem transferowym, bardziej ze staniem w miejscu. Drugi sezon będzie znacznie trudniejszy. Mam pewną wadę, którą jest posiadanie wizji i dążenie za nią. Zatrzęsło Interem Mediolan. Nikt nie spodziewał się takich strzałów wysłanych po najlepszym sezonie od lat, ale może to właśnie urok wielkości mistrza Włoch i Anglii. Nie pozwala na bylejakość, zawsze naciska, aby dążyć do rozwoju. Pytanie sprowadza się do tego, czy inni to wytrzymają oraz czy zgodzą się na pracę w takich warunkach. Jednak funkcjonowanie z socjopatą nie jest najprostsze.

Różnie można interpretować słowa Conte. Na pewno chciałby pełnić większą rolę w klubie na wzór angielskich menedżerów mających ważniejsze przełożenie na wszelkie decyzje. Kiedy zapytali go, czy Leo Messi jest realnym celem, zaproponował, aby byli poważni, po czym opowiedział, ile kosztowało go doprowadzenie do transferu Romelu Lukaku. Tuttosport sugeruje, że celem trenera był dyrektor sportowy Piero Ausilio – jedyny pracujący na wyższych stanowiskach jeszcze w czasach Spallettiego. Ma być zdaniem Conte powiewem starych czasów. W każdym razie, skoro na siebie szczują, to z pewnością nie ma przyszłości.

Prezes Steven Zhang twierdzi, że szkoleniowiec przekroczył granicę, uderzając tak mocno w klub i swoich przełożonych. Ich dalsza współpraca stoi pod znakiem zapytania, bo nawet prawnicy na wszelki wypadek zaczęli analizować, czy po takich słowach mogą śmiało rozwiązać umowę z Antonio z jego winy. Zatelefonował błyskawicznie do Conte, ale zabrakło tam konkretów. Raczej chodziło o uspokojenie atmosfery i przełożenie rozliczeń na faktyczny finisz sezonu.

Jak na razie wszelkie decyzje zostały odsunięte na czas po Lidze Europy. Inter Mediolan zamierza skończyć ten sezon z trofeum, Conte też chce wreszcie zabłysnąć na scenie międzynarodowej i odkleić łatkę trenera, który nie radzi sobie w Europie. Już dziś w Gelsenkirchen zmierzy się w 1/8 finału z Getafe prowadzonym przez równie twardego, bezwzględnego menedżera – José Bordalása. Powiedzielibyśmy, że trafiła kosa na kamień, gdyby nie to, że akurat Antonio Conte jest mistrzem tych wszelkich diabolicznych gierek. Tylko ciekawi nas, czy on znowu wysadzi innych, czy przypadkiem samego siebie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.