Klęska i konferencyjne show Żeljko Obradovicia. Gdy reprezentacja Serbii i Czarnogóry zniszczyła sama siebie

Zobacz również:OSTATNI MECZ #4. Pakt
Basketball - Vlade Divac
Fot. Dimitri Iundt/Corbis/VCG via Getty Images

W latach 90., jako Jugosławia, rzadko schodzili z podium wielkich imprez. Gdy nastała zmiana pokoleniowa, wydawało się, że przebiega ona bezboleśnie. Serbowie cały czas pozostawali czołową siłą świata, a EuroBasket 2005 przed własną publicznością miał być papierkiem lakmusowym potencjału. Kadrowicze z NBA i czołowych klubów Europy prowadzeni przez słynnego Żeljko Obradovicia stworzyli mieszankę wybuchową, która niefortunnie eksplodowała jeszcze przed ćwierćfinałem.

Gdy Serbia przegrała mecz play-off o awans do 1/4 finału, nikt nie spodziewał się, że zwykła konferencja pomeczowa zamieni się w show, które zostanie zapamiętane na lata. Porażka i eliminacja z domowych mistrzostw w teorii powinna wprowadzić drużynę w żałobny nastrój. Taki być może był, ale tylko przez moment. Obradović w salce konferencyjnej zdetonował bomby.

NA CZELE BASKETU

W 2001 roku w Turcji ówczesna reprezentacja Jugosławii zdobyła trzecie w ciągu sześciu lat złoto EuroBasketu. Svetislav Pesić objał po Obradoviciu (pierwsza kadencja) kadrę tuż po igrzyskach w Sydney. Szybko stworzył zespół, który pewnie ograł wszystkich rywali. Prym wiódł Peja Stojaković, MVP turnieju i drugi najlepszy strzelec turnieju.

Rok później było nieco trudniej. Początkowo nie wszystko szło po myśli reprezentacji i na mistrzostwa świata jechali niepewni własnej dyspozycji. Za faworytów uchodzili Amerykanie, bo grali u siebie, choć w opozycji do standardowych oczekiwań nie dysponowali konstelacją gwiazd. W ówczesnym zespole George’a Karla znalazło się miejsce dla takich postaci jak Raef LaFrentz, Jay Williams czy Antonio Davis.

W przeciwieństwie do EuroBasketu, w USA, Jugosłowianie musieli nieźle się napocić, aby wydrzeć zwycięstwa. Do drugiej grupy przeszli za Hiszpanią, a do ćwierćfinału z trzeciego miejsca. Triumf nad Amerykanami dodał im skrzydeł. Później przyszła wygrana nad Nową Zelandią i złoto po dogrywce nad Argentyną. Rywale podchodzili do finału bez kontuzjowanego Manu Ginobiliego, będącego gwiazdą turnieju. Nawet jeśli nie wystąpił w ostatnim meczu, to i tak został wyróżniony do najlepszej piątki turnieju.

– Wiadomo jednak, że jego problemy były dla nas korzystne. Uważam, że z pełną świadomością zasłużyliśmy na złoto. Mieliśmy na początku sporo problemów, a pozbieraliśmy się i w ćwierćfinale pokonaliśmy faworyzowanych Amerykanów. Ich z góry widziano na szczycie, tym bardziej że grali u siebie – opowiadał w długiej rozmowie dla naszego portalu Igor Rakocević, ówczesny reprezentant Jugosławii.

Pesić nie pozostał na stanowisku po mistrzostwach świata, gdyż kadra „gryzła” się z jego pracą w Barcelonie, do której dopiero co trafił z Kolonii. W jego miejsce zatrudniono Dusko Vujosevicia, uznanego szkoleniowca z doświadczeniem międzynarodowym. Na start miał jednak podwójnie utrudnione zadanie. Po pierwsze rywalizował z bagażem olbrzymich oczekiwań – wszak prowadził aktualnych mistrzów świata i Europy. Po drugie, część gwiazd między innymi Dejan Bodiroga i Vlade Divac postanowiła zrobić sobie przerwę od sezonu reprezentacyjnego.

Vujosević postawił na mocne odmłodzenie kadry, które jak się można spodziewać, było obarczone zbyt dużym ryzykiem. Szóste miejsce na EuroBaskecie w Szwecji stanowiło dla serbskiej opinii publicznej klęskę. Na igrzyskach olimpijskich w Atenach drużynę prowadził już Obradović.

GDZIE KUCHAREK SZEŚĆ…

Żeljko już wtedy był legendarną postacią europejskiej koszykówki z pięcioma triumfami w Eurolidze w dorobku. Od czasu pierwszej kadencji świętował sukcesy z Panathinaikosem, więc opinia o nim była jak najbardziej pozytywna. Igrzyska w Atenach (na które zakwalifikowali się jako mistrzostwie świata) okazała się klapą. Serbowie wygrali tylko dwa z sześciu spotkań, zajmując jedenaste miejsce. Mimo jeszcze większej klęski, Obradović miał zaufanie, bo po Vujoseviciu nikt znany nie garnął się na stanowisko. Mógł szykować kadrę na EuroBasket 2005 odbywający się w jego kraju.

Na tę okazję zbudował nowy zespół, mający na papierze być „superteamem”. Z drużyny biorącej udział w turnieju olimpijskim ostali się Bodiroga, Rakocević, Vladimir Radmanović, Vlado Scepanović, Nenad Krstić i Dejan Tomasević. Do nich dołączyli między innymi wielki talent NBA Darko Milicić, Marko Jarić czy Żeljko Rebraca – wszyscy będący zawodnikami najlepszej ligi świata w momencie startu EuroBasketu. – Nigdy nie miałem łatwiejszego wyboru z odesłaniem do domu dwóch ostatnich zawodników – wspominał na konferencji prasowej po meczu z Francją Obradović.

W teorii nic nie zwiastowało klęski Serbów. Świetny skład przed turniejem zdawał się kreować reprezentację Obradovicia na jednego z faworytów do triumfu, nawet jeśli wyniki sparingów czasem pozostawały wiele do życzenia. – Dlaczego przegraliśmy mecz towarzyski z Grecją aż 19 punktami? Bo piątka z nich (koszykarzy – przyp. M.W) bawiła się do piątej nad ranem w dyskotece! – grzmiał po eliminacji z turnieju słynny Żeljko.

W grupie D za rywali mieli Hiszpanię, Izrael i Łotwę. Tych ostatnich z góry można było wskazywać jako outsiderów. Ówczesny format rozgrywek sprawiał, że zwycięzca grupy uzyskiwał bezpośredni awans do ćwierćfinału, a dwa kolejne zespoły o awans do 1/4 finału walczyły poprzez bezpośredni mecz fazy play-off.

Serbia i Czarnogóra na „dzień dobry” przegrała 19 punktami z Hiszpanią. Rywale w każdej kwarcie okazywali się lepsi, a do zwycięstwa najmocniej poprowadził ich Juan Carlos Navarro. W kolejnych meczach gospodarze zdecydowanie przeważali nad przeciwnikami. Z Izraelem wygrali różnicą 16, a z Łotwą 15 punktów. We wszystkich starciach prym wiedli dwaj obrońcy – Rakocević i Jarić. Spotkanie z ostatnim rywalem było również jednym z tematów konferencji, a raczej podsumowania pracy z kadrą Obradovicia. Szkoleniowiec przyznał, że dwójka jego zawodników pomimo kilkunastopunktowej przewagi kłóciła się ze sobą o to, kto ma mieć piłkę i zdobywać punkty.

– Mając 15 punktów przewagi powinienem być spokojony. Wyobraźcie sobie, że dwóch zawodników kłóci się ze sobą... przy 15-punktowej przewadze! Mój drogi Boże (Obradović przeżegnał się – przyp. M.W), jeśli istniejesz, zapytaj się ich: „prowadzimy 15 punktami, w czym problem?” – grzmiał selekcjoner, dodając także opowieść Bodirogi, kapitana, który w szatni podsumował sprawę zdaniem: „To proste, każdy z was ma swoich prywatnych dziennikarzy i menedżerów”.

Grających cały czas w Nowym Sadzie Serbów czekał mecz o awans do ćwierćfinału z Francją, trzecim zespołem grupy C. „Trójkolorowi” do tej pory zawodzili. Wygrali tylko mecz z Bośnią i Hercegowiną. Wcześniej, przed turniejem, zdecydowanie przegrali z drużyną Obradovicia. Początkowo wydawało się, że wszystko pójdzie po myśli gospodarzy. Na przerwę schodzili z przewagą dziewięciu „oczek”. W drugiej połowie sprawy przybrały inny obrót. U Serbów dominowała nieskuteczność. Z kolei u rywali do dobrej gry napędzał duet Rigaudeau-Parker. W ostatniej kwarcie Francuzi zdecydowanie odskoczyli od rywali, wygrywając ostatecznie 74:71.

– Żeljko Obradović powołał na turniej dwanaście gwiazd. Nie daliśmy rady w krótkim okresie stworzyć kolektywu. Byliśmy zbiorowiskiem świetnych koszykarzy, a nie drużyną. Każdy chciał wypaść jak najlepiej, ale bardziej w sensie indywidualnym. Na tym cierpiał wynik całego zespołu. Dodatkowo towarzyszył nam pech. Graliśmy w Nowym Sadzie, gdzie jak na Serbię towarzyszył nam bardzo mały doping. Liczyliśmy na grę w Belgradzie. Tam głośno wspierało nas kilkanaście tysięcy osób. W meczu o ćwierćfinał trafiliśmy na Francję z fenomenalnym Tonym Parkerem. Gdybyśmy wygrali go kilkoma punktami, to myślę, że dotarlibyśmy aż do finału i nikt nie wspominałby jakichś plotek – opowiadał nam Rakocević.

On sam nie mógł zaliczyć ostatniego meczu EuroBasketu do udanych. Rzucał z 36-procentową skutecznością, a jego partner, Jarić, z 41-procentową. Dodatkowo pozwolono na zbyt wiele Borisowi Diawowi. Obradović miał uczulać zawodników, by chętnie go faulowali, gdyż zawodnik Spurs nie słynął z dobrej skuteczności rzutów osobistych. W meczu z Serbią rzucał z faulów zaledwie dwa razy – dwa razy niecelnie.

Jarić i Rakocević prywatnie nie przepadali za sobą. Jedyna nić porozumienia, jaka istniała pomiędzy nimi, to ta sama, reprezentacyjna koszulka. Obaj chcieli rzucać jak najwięcej. Być może to o nich mówił serbski trener, nawiązując do starcia z Łotwą. Wedle niepotwierdzonych informacji, po jednym ze starć miało dojść między facetami do szamotaniny. Rakocević w rozmowie z nami zbywał temat, mówiąc, że były to tylko „jakieś plotki”.

– Wiedziałem o starym konflikcie między naszymi głównymi kreatorami, Marko Jariciem i Igorem Rakoceviciem. Odbyłem znakomite spotkanie z nimi na początku zgrupowania. To była naprawdę otwarta i szczera rozmowa. Ale kiedy rozpoczęły się sparingi, ponownie pojawiły się te same problemy – opowiadał Obradović.

SAMOISTNE SHOW

W tym momencie należy wyjaśnić sprawę konferencji. Po meczu z Francją Obradović zasiadł w salce hali w Nowym Sadzie. Początkowo tłumaczono jego słowa z serbskiego na angielski, gdyż obecnych było wielu międzynarodowych dziennikarzy. Z czasem trener tak się rozgadał w swoim języku, że tłumacz przestał nadążać. Gdy jeden z przedstawicieli mediów wtrącił się i poprosił o przetłumaczenie, charyzmatyczny trener zażartował tylko: „to bardzo trudne do przetłumaczenia, mój przyjacielu”.

Trudno jest przedstawić główne punkty wystąpienia trwającego przeszło pół godziny. Obradović przede wszystkim zrzucił winę z siebie, obarczając za całe zło kilku graczy. Kilkukrotnie wspominał o poszczególnych nazwiskach, lecz nie wyjaśnił światu, kto należał do grupy bankietowej imprezującej do godzin porannych podczas zgrupowania. Poniżej kilka cytatów Serba z tamtej konferencji:

„Oczywiście, że wiedziałem o relacjach w zespole przed turniejem. Ale co mogłem zrobić? Też grałem w koszykówkę. Nie byłem wielkim graczem, ale coś tam wygrałem. Każdy z nas chciał umrzeć za drugiego, a oni (obecni reprezentanci – przyp. M.W) nawet nie patrzą sobie w oczy. Przecież oni się nienawidzą nawzajem”.

„Żaden z nich nie przyszedł do mnie, mówiąc: „Mam problem z obroną, zagrajmy może tak..” tylko gadali: „Nie dostaję piłki w ataku. Oni nie dają mi piłki”. Gdy pytałem się kto konkretnie, dostawałem konkretne nazwisko kolegi z zespołu”.

„Straciłem miesiąc przed początkiem pracy… na błaganiu ich, by przyjechali. Każdy miał jakąś wymówkę. Każdy czekał, co zrobią inni. Czekali po to, aby zobaczyć, kto jest najważniejszy. Jeśli pytacie się mnie, co z przyszłością tej kadry, to trzeba zacząć od bezpośredniego pytania: „Czy chcesz grać dla drużyny narodowej na naszych warunkach?””.

„Jeśli nie byłbym tą osobą, którą jestem, to oni zaczęliby na mnie gadać złe rzeczy. Ale, że nie mają argumentów, to co mogą powiedzieć?”

ODWRÓCONY ZŁY BIEG HISTORII

Obradovicia czekały jeszcze wizyty w mediach. Dzień po klęsce spędził sześć godzin w telewizji, odpowiadając na pytania widzów. Po latach zapytany o największe życiowe rozczarowanie, wskazywał właśnie prowadzenie kadry podczas EuroBasketu 2005. Nie wszystkim podobało się zachowanie trenera. Jarić skrytykował go kilka dni po meczu za to, że zrzucił z siebie całą odpowiedzialność. Dodał, że Serba w ogóle nie powinno być na tym stanowisku, bo wcześniej zarzekał się, że skończył już rozdział pracy z reprezentacją po igrzyskach w Sydney.

Ostatni mecz na mistrzostwach Europy w Nowym Sadzie okazał się również ostatnim spotkaniem w kadrze narodowej dla legendy bałkańskiej koszykówki, Dejana Bodirogi. EuroBasket 2005 nie okazał się jednak końcem serii niepowodzeń. Ani Dragan Sakota, ani Zoran Slavnić nie zmazali złego PR-u kadry. Zrobił to dopiero w 2009 roku słynny Dusan Ivković. Serbowie zajęli drugie miejsce na mistrzostwach Europy w Polsce i czwarte na mistrzostwach świata w Turcji w 2010 roku.

– Poświęciłem na ten zespół dwa lata. Nigdy nie towarzyszyła mi większa ambicja. Grasz na mistrzostwach Europy w swoim kraju i doświadczasz tego, czego doświadczasz. Nie mam żadnych wątpliwości, że dalej będę zwyciężał. Żadnych – mówił po porażce z Francją Obradović.

Czas pokazał, że miał rację. Do pięciu mistrzostw Euroligi dorzucił kolejne cztery. Dziś spełnia się w Partizanie Belgrad, z którym powrócił do najlepszych międzynarodowych rozgrywek Europy. Kadra to jednak temat zamknięty. Klęska przed własną publicznością nauczyła go wiele jeśli chodzi o pracę z koszykarzami.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0