Ostatnie sezony przyzwyczaiły kibiców Leicester City do tego, że ich drużyna liczy się w walce o poważne cele. Koniec końców dwa razy obeszli się smakiem, kiedy ich zespół finiszował dwa razy na piątej pozycji w Premier League, ale dało się wskazać pozytywy. Do gabloty wpadł Puchar Anglii, a poza tym drużyna pod wodzą Brendana Rodgersa się rozwijała – do tego stopnia, że wydawało się, że już zadomowiła się za plecami największym. Ten sezon to jednak duży krok w tył.
Nie ma się co czarować: tym razem Lisy nie będą naciskać na pierwszą czwórkę, a i do Ligi Europy może się nie udać awansować. W momencie pisania tego tekstu tracą 15 punktów do szóstego miejsca i 13 do siódmego, które może ewentualnie dać Ligę Konferencji. Ale biorąc pod uwagę, że Leicester City po zajęciu trzeciego miejsca w grupie LE „spadło” do tych rozgrywek i Rodgers oraz piłkarze mówili, że nawet nie mają pojęcia, czym one są, to raczej trudno oczekiwać, że będą robić wszytko, by zagrać w nich w przyszłym sezonie.
Niechciana na King Power Stadium Liga Konferencji to jednak w tym momencie być może najlepsza szansa na osłodzenie tego sezonu. Strata w lidze jest duża i owszem, Leicester City ma trzy zaległe mecze, ale dogonić dobrze spisujące się drużyny pokroju Arsenalu czy Tottenhamu będzie bardzo trudno, tym bardziej, że one też mają trzy spotkania w zanadrzu. FA Cup już się nie uda obronić, bo marzenia zakończyło drugoligowe Nottingham Forest, wygrywając w czwartej rundzie aż 4:1.
Zostaje więc Liga Konferencji, gdzie Lisy pokonały w pierwszym meczu fazy play-off duńskie Randers (4:1) i są jedną nogą w 1/8 finału tych rozgrywek. W stawce są jeszcze takie kluby jak Marsylia, Roma, FC Basel, PSV Eindhoven, Feyenoord czy Rennes, więc Leicester City można zaliczać do faworytów do końcowego zwycięstwa. Ono oznaczałoby awans do przyszłorocznej edycji Ligi Europy, więc jest się o co bić, bo każde wpływy z tytułu gry w europejskich pucharach są istotne, ale to nie jest miejsce, w którym Rodgers chciałby widzieć swoją drużynę. Celem była Liga Mistrzów, mimo że dziś to cel bardzo odległy.
JAKI VARDY, TAKA CAŁA DRUŻYNA
Trzeba postawić sprawę jasno: Leicester City jest w kryzysie. Podobnie jak wielu innym drużynom, ostatnio przełożono im trochę meczów w Premier League, ale od połowy stycznia wrócili do reguarnej gry i jest kiepsko. Pięć ostatnich spotkań to tylko dwa zdobyte punkty, ale przez cały sezon Lisy grają w kratkę. O ile wcześniejsze dwa miały identyczny przebieg i po świetnej pierwszej części rozgrywek przychodziła zapaść na wiosnę, o tyle obecny to problemy od samego początku. Tylko raz udało im się wygrać dwa kolejne ligowe spotkania. Najdłuższa seria bez porażki to jedynie cztery mecze.
Brakuje stabilizacji, bo brakuje liderów i można odnieść wrażenie, że Rodgers od sierpnia gasi jeden pożar za drugim. Kontuzje i zmęczenie piłkarzy to zresztą też był motyw przewodni dwóch wcześniejszych sezonów. Gorsza forma w drugiej części rozgrywek często brała się z tego, że wiosną urazów doznawali gracze pierwszej jedenastki, przez co większa odpowiedzialność spadała na pozostałych, którzy z kolei nie mieli okazji, żeby choć przez chwilę odpocząć.
Na potwierdzenie tej tezy wystarczy prześledzić dorobek strzelecki Jamiego Vardy'ego. W poprzednim sezonie zdobył łącznie 15 bramek, ale tylko cztery licząc od Boxing Day. Po drodze przeszedł zabieg pachwiny i po powrocie miał jedynie przebłyski. W momencie, w którym się zaciął, Leicester City było drugie w tabeli ze średnią 1.93 punktu na mecz. Od wspomnianego Boxing Day wyniosła ona już poniżej 1.6 i skończyło się piątą pozycją. Rok wcześniej było podobnie. Vardy skończył rozgrywki 2019/20 z jeszcze lepszym dorobkiem, bo aż 23 trafieniami, ale tylko sześć z nich przyszło po świętach. Zjazd zespołu był w tym czasie taki sam, z drugiego na piąte miejsce.
W klubie zdają sobie sprawę, że coraz trudniej polegać na napastniku, który bazował zawsze na szybkości, a ma już 35 lat. Stąd transfer Patsona Daki i trzeba przyznać, że Zambijczyk dobrze odnajduje się w Anglii, jednak jeszcze nie jest wystarczająco regularny, by dowodzić atakiem. W tym pomagać miał m Kelechi Iheanacho, ale po znakomitej wiośnie zeszłego roku Nigeryjczyk zgasł i dziś wygląda to jak trudny do wytłumaczenia wystrzał formy przeciętnego napastnika na warunki Premier League.
BÓL GŁOWY W OBRONIE
Obecnie Vardy leczy kolejny uraz, choć za chwilę ma wrócić do gry. Tym razem jednak problemy Leicester City bardziej wynikają z innych kwestii niż z jego absencji. Największą bolączką Rodgersa jest defensywa, w której wyrwy nastąpiły jeszcze przed startem sezonu. Wiadomo było, że przez kilka miesięcy czekać trzeba będzie na Jamesa Justina, który rehabilitował się po zerwaniu więzadeł krzyżowych, ale na ostatniej prostej przed rozpoczęciem rozgrywek nogę złamał jeszcze Wesley Fofana. Tym samym mowa o dwóch obrońcach Lisów, którzy spisywali się najlepiej w sezonie 2020/21.
Rodgers liczył, że dziurę załata transfer Jannika Vestergaarda i razem z Jonnym Evansem oraz Caglarem Söyüncü uporządkuje defensywę. Plan się jednak nie powiódł. Duńczyk rozegrał tylko 26% możliwych minut w Premier League. Evans z kolei opuścił pierwsze półtora miesiąca z powodu urazu stopy, po czym wrócił i zerwał miesięń uda, więc od połowy grudnia nie gra. Söyüncü tymczasem zalicza potężny zjazd od momentu, w którym udanie zastąpił Harry'ego Maguire'a. Bywało więc tak, że Rodgers awaryjnie musiał wystawiać na środku obrony Daniela Amarteya i Wilfreda Ndidiego, czyli nominalnych pomocników.
To sprawia, że Leicester City ma jedną z najgorszych defensyw w tym sezonie Premier League. Mimo zaległych meczów, tylko trzy drużyny straciły od nich więcej goli. Aż 14 bramek dla rywali padło po stałych fragmentch gry i to najgorszy wynik w lidze. Nie pomaga też Kasper Schmeichel. Zawsze był gwarancją wysokiego poziomu między słupkami, tymczasem rozgrywa swój najgorszy sezon odkąd Lisy awansowały do Premier League. Wpuszcza strzały, które wydaje się, że dawniej by odbił i traci sporo bramek zza pola karnego.
Modele expected goals, które wyliczają różnicę pomiędzy tym, ile goli „powinien” stracić Duńczyk a tym, ile ich rzeczywiście stracił, są dla niego brutalne. Schmeichel ma wynik -3.9, czyli upraszczając, zamiast zabopiec utracie bramek, to pozwolił przeciwnikom na zdobycie prawie czterech więc niż wynikałoby z jakości tych szans. W poprzednim sezonie Schmeichel był pod tym względem w ligowej średniej, dwa lata temu w czołówce, a dziś praktycznie zamyka klasyfikację. Gorszy w tym sezonie jest od niego w Premier LEague jedynie Illan Meslier z Leeds.
POCZĄTEK KOŃCA?
Rodgers ma więc problem z liderami. Schmeichel i Vardy pamiętają jeszcze przecież mistrzowski tytuł i są punktem odniesienia w szatni, ale koledzy nie mogą na nich liczyć z różnych powodów. Ale nie tylko oni grają gorzej. Wspomniany Söyüncü czy Harvey Barnes zahamowali w rozwoju. James Maddison, choć miał w tym sezonie jeden bardzo dobry okres, nie potrafi utrzymać równej formy. Drobne kontuzje innych zawodników sprawiły też, że menedżer Lisów miał niewiele okazji, by rzeczywiście wystawić najsilniejszy możliwy skład.
Najjaśniejszą postacią jest Youri Tielemans. Belg utrzymuje dobrą dyspozycję, ma niezłe liczby i widać po nim, że to piłkarz, który wie, co to znaczy brać na siebie odpowiedzialność. Rzecz jednak w tym, że po zakończeniu przyszłego sezonu kończy mu się kontrakt z Leicester City i nie zamierza go przedłużać, więc jeśli ma przynieść klubowi spory zysk, to trzeba go będzie sprzedać latem. A jeżeli nie będzie pucharów, to w ślad za nim pójdą inni.
Być może to miał na myśli Rodgers, gdy mówił niedawno, że na niektórych w klubie przyszedł czas i kończy się pewien cykl. Irlandczyk obejmował Leicester City 27 lutego 2019 roku, trzy lata temu, a więc tyle, ile często w piłce wynosi dany cykl. Z pierwszego składu, jaki wystawił (porażka z Watfordem 1:2), w szatni nadal jest większość zawodników. Odeszli Maguire i Ben Chilwell, a Wes Morgan skończył karierę, ale Schmeichel, Evans, Pereira, Ndidi, Tielemans, Maddison, Barnes i Vardy grają dalej. Podobnie jak połowa ówczesnych rezerwowych.
To pokazuje, że Leicester City poradziło sobie z utrzymaniem większości liderów i zbudowało stabilne fundamenty. Problem w tym, że nie dało to Ligi Mistrzów i być może niektórzy zaczęli się już niecierpliwić. Bo choć na King Power Stadium udało się stworzyć drużynę, która przez dwa ostatnie lata mocno naciskała czołówkę, to mimo wszystko Lisy są klubem-trampoliną. Zawodnicy pokroju Tielemansa czy Ndidiego przychodzą tu, żeby się wypromować. To ułatwić miała Champions League i dodatkowo zyskałby klub, jednak dziś wkradła się stagnacja.
WERYFIKACJA RODGERSA
Zmiany w lecie są nieuniknione, ale mają ominąć Rodgersa. Irlandczyk dostał zapewnienie, że nie zostanie zwolniony i rzekomo nawet obiecano mu, że będzie na pewno pracował w przyszłym sezonie. Jeżeli to prawda, to przed nim bardzo ważny okres. Dotychczas nigdzie nie pracował dłużej niż przez trzy lata i długo wydawało się, że w Leicester też nie przebije tej granicy. Wymieniało się go w kontekście objęcia Newcastle, a nawet Manchesteru United, ale dziś jego notowania w kontekście klubów z Big Six spadły, bo Lisy zrobiły krok w tył. Poza tym opcje się pozamykały. MU będzie zapewne szukać kogoś innego, a poza tym Tottenham ma Antonio Conte, Arsenal jest przywiązany do wizji Mikela Artety, Thomas Tuchel w Chelsea na razie śpi spokojnie, a Liverpool i Manchester City z góry trzeba z tej wyliczanki wykreślić.
Rodgersowi nigdzie nie będzie więc w Premier League lepiej niż na King Power Stadium. On sam podkreśla, jak bardzo klub rozwinął się przez trzy lata, chwali szkolenie i ceni sobie pracę w nowym, imponującym ośrodku treningowym. Podkreśla, że to modelowy przykład przekucia sukcesu, jakim było sensacyjne mistrzostwo Anglii, na coś trwałego. Teraz jednak wydaje się, że w tym kształcie Lisy doszły do ściany. Ułożenie drużyny na nowo będzie sporą weryfikacją umiejętności Rodgersa. Zdania na jego temat są podzielone. Jedni pukają się po głowie, gdy słyszą plotki łączące go z czołowymi klubami, a inni powtarzają, że jest niesprawiedliwie oceniany przez pryzmat niepowodzenia w Liverpoolu i dwóch straconych okazji na TOP 4 z Lisami.
Rodgers ma łatkę pechowca i ten sezon też jest dla jego drużyny stracony, choć nadzieje były duże. Z drugiej strony, skoro dostał obietnicę dalszej pracy, to teraz już nie ciąży na nim presja. Wiosnę może wykorzystać na to, by przejrzeć wnikliwie skład i zdecydować, na kim budować przyszłoroczny zespół. Czasami taki krok w tył jest potrzebny, pod warunkiem, że później nastąpią dwa w przód. Biorąc jednak pod uwagę, ilu zawodników może chcieć odejść wraz z Tielemansem oraz wiek i formę Vardy'ego czy Schmeichela, to będzie ogromne wyzwanie, by znów Leicester City zbliżyło się do Ligi Mistrzów.
Komentarze 0