
Niedawno wydała nowy album Gaja Hornby, na którym po raz pierwszy zdradza swoje fascynacje rapem. Jakby tego było mało, w sieci jest już jest wspólny singiel z Young Igim. Nie mogliśmy nie podpytać o to wszystko Margaret.
Jak to się stało, że ta płyta jest bliższa rapowi - także ze względu na bezpośredni język?
W rapie bardzo podoba mi się bezpośredniość, komunikatywność, skrócenie tej relacji ze słuchaczem do ja-ty. A we mnie od jakiegoś czasu bulgotało, Chciałam wyrzucić z siebie tę nadwyżkę emocji. I rap przyszedł z pomocą. No i oczywiście moi ziomkowie, współwinni temu wszystkiemu Gverilla, Kacezet, Errbits, Marek Walaszek, Mikołaj Trybulec, Dominik Buczkowski. Także fajnie się te dwa światy ze sobą połączyły.
No to przyznaj się, którego z raperów słuchałaś najwięcej.
Łony. I tu przede wszystkim pojawia się jego liryka. Jest bardzo konceptualny, zaskakujący, z puentą. Więc tekstowo to on od zawsze był ogromną inspiracją. A poza tym zadziałał tu bardzo mocno lokalny patriotyzm, ponieważ ja również Szczecin. Soundowo - tacy raperzy jak Gedz, Young Igi czy moje mordeczki, którymi się zachwycam prywatnie, czyli Gverilla i Kacezet.
A czemu Gaja Hornby jest taka krótka?
Ponieważ chciałam, żeby nikt jej nie skipował, bez utworów-zapchajdziur. Oczywiście, że stworzyliśmy więcej numerów, ale w tych czasach żyjemy szybciej, mamy mniejsze skupienie, mniej czasu na słuchanie muzyki - chciałam dostosować to do współczesnego odbiorcy.
Ty też słuchasz bardziej singlowo, czy płytowo?
Hm… Może bardziej odkrywczo? Spotify to błogosławieństwo, często znajduję tam wiele nowych rzeczy powiązanych z innymi, które znam. I tak mniej więcej wygląda moje słuchanie muzyki. A jeszcze co do długości Gai Hornby: na jesień planuję ruszyć w trasę, a żeby mieć sporo nowego materiału to… planuję jeszcze wydać ep-kę. So, just saying.
Nie irytujesz się, że media nie chcą gadać z tobą o muzyce?
No jasne, że irytuje, choć to się właśnie zmienia. Mój wcześniejszy repertuar był mało wymagający tekstowo, dlatego też nie skłaniał do grubej rozkminy. Teraz to się zmieniło, bo i ja się zmieniłam. Mam w sobie więcej głębi, coś tam już wiem, coś tam już przeżyłam, dlatego ta płyta jest dojrzalsza. Tak szczerze to trochę czuję się, jakbym teraz, w wieku 27 lat miała swój debiut.
27 to jest fajny wiek - ostateczne przejście z młodości w dorosłość. Ty przyznajesz się do niego już w pierwszym kawałku z tej płyty. Faktycznie czujesz taki przeskok?
Tak, ale… nie powiedziałabym, że to fajny wiek, raczej wymagający. Ja przewróciłam siebie o 180 stopni, te zmiany są fajne ale często też przerażające i męczące.
To ciekawe, bo nie spotykamy się pierwszy raz - parę lat temu mówiłaś mi, że jesteś trochę zbyt skryta na showbusiness.
I to się nie zmieniło. Jestem introwertykiem, ale też nie zmieniam tego na siłę, zaczęłam to akceptować.
Czy w takim razie ten fragment z nowej płyty, gdzie śpiewasz: jestem między chcę a muszę jest właśnie o tym?
Tak. Był moment, w którym wydawało mi się, że już wychodzę z tego stanu. I że już chcę. I że dojrzałam, że proces się skończył, ale jednak to był falstart. Nadal bulgocze i uwiera.
A czego chcesz?
Robić muzykę na własnych zasadach - i to się akurat ostatnio udaje. Kiełkuje mi w głowie pomysł, żeby coraz częściej pojawiać się po drugiej stronie, żeby pomagać innym młodym artystom - a w zasadzie artystkom, ponieważ obudził się we mnie feminizm nie na żarty. No i chciałabym też pożyć trochę! Spróbować czegoś innego, wyjechać, zmienić scenerię.
To znaczy, że poprzednie wydawnictwa nie były do końca twoje?
Jestem w takim momencie, że mogę robić to, co chcę i mam swoją stałą, wierną publiczność. Ale nie chcę dramatyzować, że na początku wytwórnia coś mi kazała. Przyglądałam się, uczyłam, żeby teraz dojść do pewnych wniosków. Jako startująca 19-latka nie miałam doświadczenia, musiałam się wielu rzeczy nauczyć. I tę pokorę w sobie cenię, bo lekcja, jaką wyciągnęłam od wszystkich producentów, z którymi przez te 7 lat przyszło mi pracować, teraz owocuje.

A jaki jest odbiór Gai Hornby?
Bardzo dobry. Nigdy nie miałam tak dobrych recenzji.
Kiedyś powiedziałaś, że u ciebie w życiu często Gosia jest zazdrosna o Margaret. Czy to, że płyta jest po polsku, że jesteś na niej bardziej sobą niż kiedyś, spowodowało, że przestała być zazdrosna?
Hahaha, nie jestem już o nikogo zazdrosna. Zadbałam o siebie kimkolwiek jestem: Margaret, Gają, Gosią, homo sapiens.
Otwarcie mówisz o tym, że chodzisz na psychoterapię. To ci pomogło?
Pomogło i pomaga. Ja jestem nie tyle wrażliwa, ile za wrażliwa. Odczuwam mocniej i czasami mój układ nerwowy nie daje rady. Styki się przepalają, procesor pada. Mam swoje lęki, napady paniki, a terapia pomaga mi się spionować, nie brać wszystkiego na serio.
Mam wrażenie, że ludzie w końcu przestali się wstydzić o tym mówić.
Ta stygmatyzacja jest coraz mniejsza, ale nadal duża - przede wszystkim w małych miejscowościach. Nie ma się czego wstydzić, dusza też może mieć katar.
A trudno jest polubić siebie, będąc gwiazdą?
Bycie gwiazdą łączy się z pieniędzmi i ludźmi, którzy chcą je z tobą zarobić. Ktoś chce zadbać o to, żeby te pieniądze były i mówi ci, co masz robić, a czego nie. I to dla mnie było kiedyś bardzo trudne. Byłam pogubiona w gąszczu opinii, nie umiałam mówić nie. Niczego nie żałuję, ale dziś zrobiłabym wiele rzeczy inaczej.
O czym ty gadasz ze swoimi fanami? Raperom często się zwierzają, a oni potem noszą brzemię odpowiedzialności, tak przynajmniej mówią w wywiadach.
Krishnamurti powiedział kiedyś, że posiadanie idoli jest oznaką lenistwa intelektualnego, że ślepe naśladowanie kogoś, bez sprawdzania, czy i mnie to pasuje, to jak gra w rosyjską ruletkę. Dlatego staram się nie używać słowa fani, tylko słuchacze. Nie chcę, żeby ktoś mnie naśladował, nie wierzę w ten koncept i to jest dziwne, jak słyszę, że jestem czyimś idolem. Bardzo często rozmawiam ze słuchaczami i mówię im: słuchajcie, cieszę się, że podoba wam się moja muza, ale nie naśladujcie mnie w niczym. Ja doceniam to, że każdy z was ma swoje imię i nazwisko, nie będę was wrzucać do jednego wora. Może to nie zacieśnia relacji i nie buduje grupy jako takiej, ale wzmacnia ich indywidualizm. Znam się z moimi słuchaczami, znam ich historie, lubimy się.
To ja może na koniec o kimś, kto - dobra, powiem to - jest trochę moim idolem. Czy Hornby to nawiązanie do Nicka Hornby’ego?
Jasne.
To która książka? Wierność w stereo, Był sobie chłopiec, czy coś innego?
Był sobie chłopiec. Ale nie widziałam filmu i jak czytałam, to nie miałam przed oczyma Hugh Granta (śmiech). Hornby był w moim życiu od dawna, a potem, kiedy przyszedł ogromny boom na mnie i nie wiedziałam, jak sobie radzić, to zmieniłam sobie na fb personalia właśnie na Gaję Hornby. W Pretty Woman Julia Roberts przedstawiała się w hotelach jako kto inny i mi się to podobało. No to ja też podpisałam się jako kto inny - jestem Gaja Hornby.