Realne zainteresowanie czy zasłona dymna? Boston Celtics mogą sięgnąć po Kevina Duranta, ale to nie takie proste

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Kevin Durant vs Boston Celtics
Fot. Al Bello/Getty Images

Jeśli Brad Stevens bardzo by tego chciał, to Kevin Durant mógłby dziś być już zawodnikiem Boston Celtics. Ekipa z Beantown ma idealne wręcz możliwości, by sięgnąć po jednego z najlepszych graczy w historii dyscypliny. Dlaczego do transferu jeszcze więc nie doszło? Bo to nie 2016 rok, a z perspektywy takiej drużyny jak Celtics wymiana po KD nie jest wcale taka prosta.

Już niemal miesiąc trwają poszukiwania nowego domu dla Kevina Duranta. Skrzydłowy na sam koniec czerwca zażądał transferu od Brooklyn Nets. Od tego czasu nowojorski klub prowadzi rozmowy na temat jego wymiany, a w zasadzie cała liga wstrzymała oddech. Wszyscy czekają na dalszy rozwój sytuacji. Nie tylko zresztą inne zespoły, ale też sami zawodnicy. Bo jeśli do transferu ostatecznie w najbliższym czasie dojdzie, to także dla wielu graczy będzie to oznaczało poważne – sportowe i życiowe – zmiany.

Na ten moment żaden transfer się jednak jeszcze nie krystalizuje. Tymczasem tak dla Nets, jak i dla Duranta, dobrze byłoby rozwiązać całą tę sytuację przed startem nowego sezonu. Być może dlatego w ostatnich dniach pojawiły się pierwsze konkretne – choć najprawdopodobniej już przedawnione – informacje o negocjacjach nt. KD. Otóż kilku czołowych amerykańskich insiderów podało, że mocno w rozmowy zaangażowali się Boston Celtics, którzy zaproponowali ponoć nawet Jaylena Browna.

KARUZELA NAZWISK

Celtics to kolejny obok Toronto Raptors klub łączony z Durantem. On sam miał na swojej liście podać tylko dwa zespoły: Phoenix Suns oraz Miami Heat. Ci pierwsi na razie chyba jednak z gry wypadli, odkąd Deandre Ayton został w drużynie i nie może zostać wytransferowany aż do 15 stycznia (a potem do końca sezonu i tak może zawetować każdą wymianę, która mu się nie spodoba). Ci drudzy cały czas są blisko, ale Tyler Herro jako główny element paczki transferowej nie do końca przekonuje Nets.

Co więcej, ze względu na obecność Bena Simmonsa nie może do Brooklynu trafić w takim transferze Bam Adebayo. Tak on, jak i Simmons, podpisali bowiem specjalne przedłużenia kontraktu, a reguły NBA nie pozwalają na to, by jeden zespół ściągnął do siebie dwóch graczy na takich umowach. Dotyczy to zresztą kilku innych zawodników. Są wśród nich m.in. Donovan Mitchell, Andrew Wiggins czy Jayson Tatum. Nie ma natomiast w tym gronie wspomnianego Browna, który w poniedziałek trafił za to na wszystkie nagłówki.

STARE DZIEJE

Najpierw Adrian Wojnarowski, a potem Shams Charania stwierdzili bowiem, że Celtics mogą (Woj), a nawet już zaproponowali (Shams) skrzydłowego w rozmowach z Nets. Nowojorska ekipa miała zresztą skontrować ofertę Celtów, oczekując w zamian nie tylko Browna, ale też Marcusa Smarta oraz kilku wyborów w pierwszej rundzie draftu. To pierwsze tak poważne i konkretne przecieki od początku tej sagi. Jednak ani Wojnarowski, ani Charania nie napisali, że to Boston wysunął się w tym wyścigu na prowadzenie.

Inny dziennikarz, a mianowicie Brian Windhorst z ESPN, wtrącił swoje trzy grosze i oznajmił, że wspomniana oferta oraz kontroferta to najprawdopodobniej „stare dzieje”. I że w tej chwili żadne negocjacje między Celtics a Nets nie są prowadzone. A to by oznaczało, że choć na początku lipca Celtics i Nets mogli rozmawiać, to jednak najpewniej wymienili tylko kilka wiadomości, a skoro osiągnięcie porozumienia było daleko, to wszyscy się rozeszli w swoje strony. Zdaje się, że niekoniecznie po dżentelmeńsku.

ZASŁONA DYMNA

Bo niby wciąż mogą się jeszcze dogadać, ale cała ta sprawa mocno śmierdzi wyciekiem ze strony Nets. To oczywiste, że nie chcą zaczynać nowego sezonu z nierozwiązaną kwestią przyszłości Duranta. A skoro na razie nikt niczego satysfakcjonującego nie zaoferował, to może warto dać światu znać, że na stole była taka oferta z Jaylenem Brownem w roli głównej. 25-latek to w tej chwili chyba jedna z najlepszych realnych opcji dla Nets. I sygnał dla innych drużyn – w tym dla Raptors czy Heat – że ich oferty muszą być teraz dużo lepsze.

Tego typu zasłona dymna, jakoby Nets mieli prowadzić negocjacje z Celtics, to nic innego jak próba zyskania przewagi w negocjacjach z innymi klubami. Szczególnie że Celtowie już po tym, jak Durant ogłosił, że chce z Brooklynu odejść, sięgnęli po Malcolma Brogdona z Indiana Pacers. W teorii dzięki temu łatwiej byłoby im się pozbyć np. Smarta, ale w praktyce pewnie poczekaliby z wykonywaniem jakichkolwiek większych ruchów aż do rozwiązania kwestii Duranta, jeśli rzeczywiście tak bardzo by się nim interesowali.

FAWORYCI NAWET BEZ DURANTA

Jedynym powodem takiego zainteresowania, jak i włączania do rozmów Browna – którego wcześniej stawiano na równi z Tatumem na półce z napisem „nietykalni” – mogłaby być chyba tylko chęć odejścia skrzydłowego z Bostonu. Jego umowa kończy się za dwa lata. Mógłby oczywiście już teraz podpisać przedłużenie kontraktu, ale tego nie zrobi. Zbyt dużo pieniędzy by na tym stracił, gdyż w 2024 roku na rynku wolnych agentów będzie mógł otrzymać znacznie większy kontrakt od Celtics.

Co więcej, Celtowie z Tatumem i Brownem dopiero co zameldowali się w wielkim finale. Fakt faktem, że po drodze mieli sporo szczęścia (kontuzja Middletona w drugiej rundzie przeciwko Milwaukee Bucks, niecelna próba Butlera w ostatniej minucie siódmego meczu finałów konferencji przeciwko Miami Heat), natomiast i tak przyszły sezon otworzą jako jeden z głównych faworytów do tytułu. I to bez Duranta, a wzmocnieni nie tylko Brogdonem, ale też solidnym weteranem, jakim jest Danilo Gallinari pozyskany kilka tygodni temu.

NIEJASNA DEZAPROBATA

Nie słychać było też żadnych oznak, by Brown chciał się za dwa lata z Bostonem pożegnać. Jest jeszcze po prostu zbyt wcześnie. Być może sam zawodnik coś zakomunikował, ale jak do tej pory pokazywał tylko i wyłącznie swoje przywiązanie do Bostonu. W poniedziałek zabrał głos w mediach społecznościowych, wstawiając dość enigmatycznego tweeta o treści „smh” (ang. shaking my head). Bo to jasny wyraz dezaprobaty. Pytanie tylko, czy w kierunku Celtics, czy jednak w kierunku mediów, plotek i niedopowiedzeń.

Bostońskie źródła twierdzą, że raczej to drugie. Że skrzydłowy nie chce z Bostonu odchodzić. A choć nikt nie lubi słyszeć swojego nazwiska w plotkach transferowych, to jednak w tym przypadku nie ma żadnego powodu do wstydu. W końcu mowa o KD, a więc o jednym z najlepszych zawodników nie tylko XXI wieku. Ucieszyć musiał też się Brown, gdy zobaczył, że jakieś 90 procent fanów Celtics nie chce go oddawać. W przeszłości nie zawsze był odpowiednio doceniany przez bostońskich kibiców, ale nie teraz.

ZMIANA GIGANTYCZNA

Niemal pewne jest więc, że sam wyciek informacji wyszedł z obozu Nets lub samego Duranta. To tym stronom najbardziej zależy na jak najszybszym rozwiązaniu sytuacji. Celtics natomiast na pewno nie chcieliby, żeby szczegóły takiej oferty – jeśli rzeczywiście była prawdziwa i została złożona – wyszły na jaw, bo tego typu informacje często potrafią wpłynąć na chemię w zespole. Być może nie chcą już Duranta albo nigdy tak naprawdę go nie chcieli. Tak czy siak muszą teraz przekonać Browna, że wciąż jest dla nich ważny.

Warto też pamiętać, że choć generalny menedżer Brad Stevens bywał jak do tej pory całkiem agresywny na rynku transferowym, oddając wybory w drafcie za Ala Horforda, Derricka White’a czy ostatnio Brogdona, to jednak działał z reguły po cichu i wykonywał ruchy uzupełniające. Tymczasem sięgnięcie po Duranta z jednoczesnym oddaniem Browna oraz Smarta byłoby gigantyczną zmianą, także z punktu widzenia kultury zespołu Celtics, który dotarł do finałów na barkach wychowanków i „swojego” talentu.

TO NIE 2016 ROK

Tym bardziej że nie jest to ani 2007, ani 2016 rok, gdy KD prześlizgnął się Celtom przez ręce. Durant nie jest już ani młodym talentem, ani najlepszym zawodnikiem w lidze. To fakt, że gdy jest zdrowy, to wciąż potrafi robić różnicę jak mało kto, natomiast na starcie kolejnego sezonu będzie miał 34 lata, a w dwóch ostatnich rozgrywkach przez problemy zdrowotne opuścił łącznie 64 spotkania. No i ledwie kilka miesięcy temu zaliczył swoją najgorszą fazę play-off właśnie w pojedynku z Celtics, totalnie nie radząc sobie z bostońską defensywą.

Zabrakło mu zresztą większego wsparcia, a paradoksalnie najlepszą opcją dla niego oraz Kyrie Irvinga może okazać się… pozostanie na Brooklynie. Bo Nets tego lata stali się lepszym zespołem: zdrowszym i głębszym. I najprawdopodobniej także dlatego nowojorska ekipa bardziej niż oddawać, to wolałaby zostawić KD w zespole (od biedy także Irvinga, choć wciąż możliwa jest jego wymiana; na ten moment interesują się nim jednak tylko Lakers). I pewnie też przez to cena za skrzydłowego cały czas jest bardzo wysoka.

JUŻ NIE MUSZĄ

Bostończycy tymczasem w teorii mogą tę cenę zapłacić. Mają idealne możliwości, by skleić najlepszą ofertę i ten wyścig w cuglach wygrać. Ale dla zespołu, który dopiero co był o dwa zwycięstwa od tytułu, a w drodze do finałów w pokonanym polu zostawił także Nets i Duranta, rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Warto się zastanowić nad tym, co KD daje tej drużynie w walce o mistrzostwo, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że koszty takiej wymiany mogą znacznie przewyższyć potencjalne zyski.

Oczywiście nikt dziś w NBA nie ma gwarancji na cokolwiek. Celtowie nie mogą i nie są pewni powrotu do finałów pomimo dokonanych tego lata wzmocnień. Nie mogą i nie byliby też pewni mistrzostwa, gdyby sięgnęli jednak po Duranta. – To świetny zawodnik, z którym grałem na igrzyskach, ale podoba mi się nasz obecny zespół – stwierdził dyplomatycznie Jayson Tatum, świetnie podsumowując jednak skomplikowane realia całej sytuacji. Bo choć dodanie KD do zespołu to wciąż wielka sprawa, to Celtics dziś tylko mogą, a już nie muszą.

Bo ostatecznie chyba po prostu tego nie potrzebują.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.
Komentarze 0