Sąd nad Paulo Sousą. Selekcjoner, który pokłócił się ze szczęściem

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Pilka nozna. Reprezentacja Polski. Trening. 31.08.2021

Jeśli do meczu z Anglią na Narodowym nie podejdziemy z dopisanymi sześcioma punktami z Albanią oraz San Marino, nad Paulo Sousą zbiorą się czarne chmury. Portugalczyk etatowo pracuje w utrudnionych warunkach, bo co zgrupowanie wypada mu masa wartościowych zawodników. Teraz spróbuje odwrócić nieprzychylną kartę z przetrzebionym środkiem pola, masowymi kontuzjami, nowym prezesem PZPN-u nad głową i nieudanymi mistrzostwami Europy jako bagażem emocjonalnym. Paradoksalnie rywalizacji z Albanią powinniśmy się bać nawet bardziej niż tej z wicemistrzami Europy.

Jeśli Paulo Sousa zostałby zwolniony w najbliższych miesiącach, mógłby snuć długą listę wymówek zdejmujących z niego odpowiedzialność i bronić się poczuciem niesprawiedliwości. Z trenerami tak już jest: w czasie pracy starają się nie narzekać i za wszelką cenę budować pozytywną aurę, po fakcie jednak chętnie wylewają żale. Portugalczyk odkąd zaczął pracę w drużynie narodowej, zaprzyjaźnił się z pechem bardziej niż jego koledzy po fachu. Takiego Mateusza Klicha covid zabiera mu po raz drugi – najpierw w marcu przed Anglią, teraz we wrześniu, więc nie będzie mu dane zagrać przeciwko kolegom z Premier League. Na ten sam marcowy mecz z powodu urazu wypadł nawet Robert Lewandowski, czyli robot wśród piłkarzy.

Takie utrudnienia na szlaku stały się przykrą normą. Mieliśmy być reprezentacją wyróżniającą się na całym kontynencie napastnikami, a na Euro pojechaliśmy bez kontuzjowanych Arka Milika i Krzysztofa Piątka. Obu także zabraknie we wrześniu, więc komfort się nie poprawi. Nie było Bielika, Góralskiego ani Recy, teraz nie ma też Klicha, Szymańskiego, Piątka, Kownackiego i Kozłowskiego. Zamiast budować komfortowo, znów Sousa będzie zmuszony do eksperymentów. I chociaż 6 punktów niezmiennie należy wymagać, bo to nie stawia nas poniżej Albanii, to trzeba też pamiętać o specyficznych okolicznościach.

EKSPERYMENTALNY ŚRODEK

Portugalczyk już zapowiedział, że nie będzie wprowadzał nic nowego, tylko bazował na dotychczasowych fundamentach. Stąd najgorzej sytuacja wygląda w środku pola, gdzie dostępni w pełni zdrowia będą trzej sprawdzeni piłkarze: Grzegorz Krychowiak, Jakub Moder i Karol Linetty. To ich siłami w trzech meczach będzie zarządzał trener. Jest jeszcze Piotr Zieliński, ale on dochodzi do siebie po urazie z inauguracji ligi włoskiej. W jego przypadku to bardziej wyścig z czasem, aby pomógł w trzecim starciu z Anglią, co pokazuje skalą problemu i rozpacz przy wyborach. Z przymusu do kadry zostali dowołani Bartosz Slisz z Legii oraz Damian Szymański z AEK-u, lecz nie są pierwszymi wyborami selekcjonera, który nie ceni ekstraklasy i widzi przepaść między topowymi rozgrywkami a tymi z kolejnych szeregów.

Kiedy spojrzymy na drużynę od pasa w górę, mamy 8 gotowych piłkarzy w pomocy i ataku, którzy byli powołani na mistrzostwa Europy. I to wliczając Przemka Frankowskiego, Karola Świderskiego czy rekonwalescenta Zielińskiego. W ciemno trzeba zakładać, że do gry będą Moder, Krychowiak, Linetty, Lewandowski czy Jóźwiak, bo z jakichś sprawdzonych nazwisk trzeba złożyć wyjściową jedenastkę. Ale gdyby – tfu, tfu – kłopoty się jeszcze mnożyły, zacznie się szycie z gatunku naprawdę niespotykanych. Zmieniać będzie trzeba, bo przez 7 dni zagramy 3 spotkania, dlatego wrzesień powinien być czasem debiutów. I eksperymentów, bo trudno uwierzyć, że Slisz czy Zalewski ani na chwilę nie zluzują kolegów. Byłoby też nieodpowiedzialne rozkładanie sił, mając w głowie „środkowy” mecz z San Marino.

LEPSI Z GIGANTAMI, GORSI ZE ŚREDNIAKAMI

Dotychczasowe mecze Portugalczyka wysłały więcej alarmujących sygnałów, niż tych budujących. Chociaż tych drugich również było całkiem sporo. Szukając pozytywnych przemian, dostrzegamy postęp w bezpośredniej rywalizacji z potęgami jak Hiszpania (1:1) czy Anglia (1:2). I rzeczywiście przeświadczenie wśród kadrowiczów jest takie, że z Sousą możemy łatwiej nawiązywać rywalizację z największymi. Jego odwaga, płomienne przemowy, przygotowanie i ślepa wiara w ludzi przybliżają nas do gigantów na odcinku kilkudziesięciu minut, co już dwukrotnie pokazywaliśmy. Może to nadzieja, że akurat wicemistrzów Europy, rozluźnionych na początku sezonu i przeświadczonych o własnej potędze, będzie można zaskoczyć.

Problem rodzi się w rywalizacji z rywalami – powiedzmy – z naszej półki. Paulo Sousa rzeczywiście dąży do tego, abyśmy uwierzyli w swoją wielkość. I pewnie czasem podchodzi do niej zbyt optymistycznie, a czasem nawet naiwnie. Bo ruszając na hurra do przodu, mając na ustach pressing i zmianę tożsamości, doprowadzamy do prostych błędów z tyłu. To prawda, że gramy odważniej, ryzykowniej i na tak, tak samo jak to, że przez ten brak balansu łatwiej nas wypunktować. Zadajemy kilka groźnych ciosów, ale nie trzymamy gardy. Ryzykujemy na tyle mocno, że wykorzystały to kadry Węgier, Słowacji czy Szwecji. I to zabolało nas najbardziej. Stąd obawy, że może zaskoczyć nas również fizyczna, waleczna, niewygodna Albania. I to ten wieczór potencjalnie może być straszniejszy, niż ten z Anglią, gdy wszystkie najbardziej podniosłe słowa zostaną wypowiedziane w szatni przez selekcjonera i piłkarzy.

FATALNA DEFENSYWA I JESZCZE GORSZE PERSPEKTYWY

Największym kamykiem do ogródka Portugalczyka jest to, że w dotychczasowych 8 meczach straciliśmy aż 14 bramek. To nie uprawnia nas do myślenia o sukcesach, tym bardziej, że futbol reprezentacyjny jeszcze bardziej bazuje na stabilnych fundamentach i zorganizowanej defensywie. Punktują ci, którzy przede wszystkim potrafią chronić dostępu do własnej bramki. A my wystawiamy pod nią prezent za prezentem – i chociaż podczas analizy wszystko zostało rozpisane, jednak rywale z tego korzystają.

Indywidualne błędy się zdarzały, ale najczęściej to pomyłki całej formacji. Brak odpowiedniej asekuracji lub przerwania akcji, złe ustawienie linii wynikające z sekwencji wcześniejszych pomyłek albo mieszanka pecha i braku zdecydowania. Takich rzeczy nie oczyszcza się zmianami personalnymi, ale systemowymi i przede wszystkimi kolejnymi spotkaniami na zero z tyłu. Niemniej skupiając się na samych jednostkach, przesłanki też nie są najciekawsze. O Wojciechu Szczęsnym było głośno na początku rozgrywek, ale głównie za sprawą pomyłek, niepewnej gry nogami i gorszego czasu w Juventusie. Spokoju nie zbudujemy też na tym, że Kamil Glik gra na poziomie drugiej ligi włoskiej w Benevento, a Jan Bednarek stracił miejsce w składzie Southampton, bo rozegrał 45 minut na 270 możliwych. I to wtedy, gdy zmienił kontuzjowanego Theo Walcotta.

Nieco więcej spokoju dają boki z grającym Maciejem Rybusem i Bartoszem Bereszyńskim albo Tomaszem Kędziorą, lecz na tym też nie zbudujemy optymizmu przed wrześniowymi meczami. Pocieszać możemy się jedynie tym, że nawet sumując te wszystkie problemy, niezmiennie nie mamy prawa przegrać z San Marino, a i w najsilniejszym składzie nie ma gwarancji, że Anglia będzie do ogrania. To pierwsze spotkanie z Albanią zapewne będzie wyznaczać kierunek przyszłościowych nastrojów.

SOUSA GRA O PRZYSZŁOŚĆ

To wszystko składa się na mocne bicie na alarm podczas wrześniowego zgrupowania. Bez tych sześciu punktów trudno będzie o jakikolwiek spokój. Ani Paulo Sousa nie może czuć się pewnie, mimo 90-minutowej rozmowy z Cezarym Kuleszą, ani rozebrana kontuzjami kadra nie pozwala prężyć muskułów. Do tego tygodnia rywalizacji podejdziemy w mocnym stanie tymczasowości: z nowym prezesem PZPN-u mającym odrębne wizje przyszłości i spojrzenie na kadrę, z Paulo Sousą rozglądającym się za alternatywami na przyszłość, bo jest człowiekiem Zbigniewa Bońka, a nie jego następcy, w końcu z osamotnionym Robertem Lewandowskim, który znów przeniesie się do innego świata, aby żyć ze sporadycznych sytuacji w ataku.

Ostatnie dwie duże imprezy zakończyliśmy na etapie fazy grupowej. Teraz bijemy się o to, aby nie wykonać i kroku wstecz i nie zasiadać do mundialu przed telewizorami. Mogłoby to być zapowiedzią bardzo niepokojących czasów dla polskiej piłki, tym bardziej w erze Roberta Lewandowskiego w życiowej formie. Ale na razie strach tylko zagląda w oczy. Chociaż Paulo Sousa pokłócił się ze szczęściem, a los absolutnie nie jest jego sprzymierzeńcem, nadal ma zespół silniejszy od Albanii i San Marino. A to kluczowe wiadomości, aby nie wchodzić we wrzesień w grobowych nastrojach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.