Szalone czerwcowe starcie z mistrzostw Europy zakrzywia obraz: mecze z udziałem Szwedów bardzo rzadko są piękne i emocjonujące. To zespół, który wyspecjalizował się w czynieniu gry w piłkę nieprzyjemną. Sprawdzamy, czego się obawiać i na czym budować nadzieję przed finałem baraży.
Mówiąc o reprezentacji Szwecji, bardzo łatwo wpaść w pułapkę stereotypów. Intuicyjnie można się po nich spodziewać zagrożenia z powietrza, lecz to Polacy strzelili w eliminacjach osiem goli głową, a Szwedzi żadnego. Można się spodziewać zagrożenia po stałych fragmentach gry, ale to Polacy w kwalifikacjach trafili po rzutach rożnych cztery razy, a Szwedzi tylko dwa. Można się spodziewać wysokiego klasycznego napastnika, ale to my mamy typową dziewiątkę królującą w polu karnym, a szwedzki Aleksander Isak to typ ruchliwego dryblera. Wreszcie można odnosić się do szalonego meczu obu drużyn z ostatniego Euro, zapominając, że było to jedyne w minionym roku spotkanie z udziałem Szwedów, w którym padło aż pięć goli. Gra finałowych rywali Polaków w barażach jest powtarzalna i schematyczna, ale niekoniecznie w sposób, jaki kojarzymy ze szwedzką piłką.
To przede wszystkim zespół, który rozgrywa niewiele ładnych meczów. Bezlitośnie wykorzystuje fakt, że futbol to sport, w którym jedna udana akcja może decydować o wyniku, więc pilnuje, by w meczach działo się możliwie niewiele. Szwedzi dążą do jak najniższych rezultatów. Im więcej goli pada w meczu, tym mniejsza jest ich szansa na zwycięstwo. Mają bowiem problemy z ofensywą. W eliminacjach strzelili tylko dwanaście goli. Ponad połowę z nich po rzutach karnych, rożnych lub strzałach z dystansu. Byli w kontynentalnej czołówce pod względem jakości oddawanych strzałów. Jeśli już decydują się kopnąć w stronę bramki, to z sytuacji potencjalnie groźnych. Rzadko dośrodkowują i raczej biegają za piłką niż z nią. Ich średnie posiadanie w eliminacjach wyniosło 46% (Polski 60) i było najniższe spośród europejskich drużyn, które mogą jeszcze awansować na mundial. Szwedzi wykazują się też niskim odsetkiem udanych pojedynków w defensywie. Broniąc, bazują raczej na kolektywie niż indywidualnych umiejętnościach. Gdy wejście w pojedynek grozi powstaniem wyrwy w obronie, wybierają utrzymywanie szyku w strefie.
Nie zatracili jednak Szwedzi tradycyjnych atutów. Przede wszystkim bardzo dobrze bronią. W eliminacjach tracili tylko 0,6 gola na mecz. Ani razu nie dali się pokonać strzałem głową. Nie stracili ani jednej bramki po strzale zza pola karnego. Ich bramkarz Robin Olsen wykazywał się wysoką skutecznością. Pod względem liczby goli, przed którymi uchronił zespół, znajdował się w eliminacjach między Janem Oblakiem a Gianluigim Donnarumą, czyli fachowcami światowej klasy. Szwedzi toczą sporo pojedynków w powietrzu — aż 41 na mecz, co lokuje ich w czołowej piątce Europy, ale wygrywają mniej niż połowę z nich. Bazują raczej na zbieraniu tzw. drugich piłek, czyli tych, które spadają na ziemię po pojedynku powietrznym. Cechuje ich też wielkie doświadczenie. Średnia wieku drużyny w eliminacjach wyniosła 28,2 i była w czołowej dziesiątce najwyższych. Przyglądamy się szczegółowo kilku aspektom gry Szwedów, których można się spodziewać we wtorek w Chorzowie. Co można wykorzystać, a czego się obawiać?
Komentarze 0