„Stoczył się po Illmatic”. Dlaczego z Nava śmieje się cały internet?

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Nav
fot. Scott Dudelson/Getty Images

Brown Boy regularnie współpracuje z największymi gwiazdami trapowej sceny, solowym materiałem wykręca mocne liczby w streamingach, ale internetowy barometr sugeruje, że właściwie nikt go nie szanuje. I frustracja z tego powodu zaczyna być wyczuwalna w jego muzyce.

Can't let what someone say about me make me now / Thought I did this shit correctly, but still they don't respect me / I wonder why they hate me now / Why don't they accept me? They just keep on rejectin' me / And it's startin' to break me down

Nav

„Count on Me”

To część wersow z pierwszej zwrotki Count on Me, czyli numeru rozpoczynającego najnowszy album Nava – Demons Protected by Angels. Rap z reguły karmi się inflacją superlatywu. Wedle słów samych artysów, piramidalna struktura szeregująca najlepszych MC składa się głównie z samych najlepszych w grze. Ale Nav nawet nie próbuje udawać, że dąży na sam szczyt. W tej chwili mówi o tym, że jest po prostu okej, a mimo tego bezustannie dostaje ciosy w potylicę i zaczyna być to dla niego mocno uciążliwe.

Co w sumie poszło nie tak i czy Nav faktycznie zasłużył sobie na to wszystko? Pochodzący z Rexdale w prowincji Ontario Navraj Goraya, pierwszy sukces także osiągnął w atmosferze napięcia i zalewie negatywnych emocji. Współprodukował bowiem beat do Back to Back – jednego z dissów, które Drake skierował w stronę Meek Milla, z którym spierał się w połowie poprzedniej dekady. W 2016 roku Nav zatrząsł Soundcloudem za sprawą singla Myself. Kilkanaście miesięcy później wydał już wspólny mixtape z Metro Boominem i rozpoczął regularny desant z solowymi longplayami.

Astroworld Travisa Scotta było jedną z najchętniej omawianych rapowych płyt 2018 roku; jednym z tytułów, które zdominowały trapowy dyskurs końca drugiej dekady XXI wieku. Nav pojawił się gościnnie u boku Gunny w Yosemite. I usłyszałyby go setki tysięcy nowych potencjalnych słuchaczy i słuchaczek, gdyby nie to, że… jego wers był ledwo słyszalny. Nadal nie do końca wiadomo, czy sztab osób odpowiedzialnych za całą produkcję nie zorientował się, że wersy Gorayi są zakopane bardzo głęboko pod warstwami beatu, czy sam wokalista dostarczył swoją wstawkę w fatalnej jakości. Memy w rodzaju obrazków, na których Nav nawija do wiszącego prawie metr nad nim mikrofonu konsoli Nintendo DS nadal mogą bawić. No dobra – po prostu nadal bawią. Trudno jednak nie współczuć artyście, że jego potencjalnie największe osiągnięcie w karierze stało się źródłem niemożliwego do zahamowania potoku beki.

Po wspomnianej przebitce za sprawą beatu dla Drake’a – wylądował pod banderą wytwórni XO, prowadzonej przez The Weeknda. Kanadyjczycy wyraźnie wspierają się więc nawzajem w globalnej ekspansji. Nav został też jednym z etatowych beatmakerów oficyny i oprócz produkcji na własny użytek robił też bity dla Travisa Scotta, Jaya-Z i Beyoncé czy Kodaka Blacka. Działalności tej towarzyszył regularny strumień solowych mixtape’ów i albumów. I tutaj dochodzimy do palącej kwestii. Bo większość z nich była przyjęta przez krytyków i internetową agorę – ujmując to dyplomatycznie – najwyżej letnio.

Navovi regularnie wytyka się generyczność formy i przekazu, podbieranie patentów od innych MC oraz chłodny, pozbawiony emocji i niemal robotyczny styl. Głównym piewcą tej linii został w ostatnich latach prowadzący kanał The Needle Drop, najbardziej wpływowy krytyk muzyczny ery zatomizowanych mediów – Anthony Fantano. Cztery razy z rzędu recenzje wydawnictw Kanadyjczyka umieszczane były w sekcji NOT GOOD. To cykl, w którym Fantano nie używa nawet liczbowej skali do oceny danej płyty. Po prostu dyskredytuje ją jako produkt nieudany na tylu poziomach, że ledwo kwalifikujący się do merytorycznej oceny.

Na kanale The Needle Drop ukazała się ponad 13-minutowa kompilacja najostrzejszych docinków pod adresem twórczości Gorayi. Stali obserwatorzy Fantano zauważyli i podchwycili ten trend. Nav stał się etatowym workiem treningowym dla trenującego szyderę recenzenta. Ostatnim jak dotąd rozdziałem krucjaty Fantano przeciwko kanadyjskiemu artyście jest ponad 16-minutowa wideorecenzja jego najnowszego albumu. Tym razem jednak najbardziej zapracowany muzyczny nerd w internecie nie raczył nawet sformułować swoich zarzutów. Wyręczyła go sztuczna inteligencja, a Fantano jedynie odczytał efekty jej pracy. Powstały tekst pełen jest durnych kocopołów. AI przypisuje Navovi mnóstwo filozoficznych wątków w warstwie lirycznej (co raczej mija się z prawdą). Wysnuwa też absolutnie fantastyczny paragraf o The Nav Foundation, której starania na rzecz poprawy kształtu współczesnego świata mają dawać jej założycielowi szansę na otrzymanie Nagrody Nobla w niesprecyzowanej dziedzinie. Algorytm zachęca też do głosowania na Kanadyjczyka (nagrody przyznawane są przez poszczególne noblowskie komitety bez udziału żadnych zewnętrznych plebiscytów).

Cała ta szopka ma oczywiście nawiązywać do tego, że zdaniem Fantano twórczość Nava sama przypomina w swoim charakterze rezultat pracy algorytmu. Opisana wyżej recenzja przeniosła żarty z rapera na wyższy poziom. Oprócz zwyczajowych śmieszków o tym, że twórca stoczył się po wydaniu Illmatic (oczywiste nawiązanie do Nasa), część komentujących podchwyciła narrację o fundacji i szansach na bliżej niesprecyzowanego Nobla. Poniżej znajdziecie dwa całkiem reprezentatywne przykłady tej beczki:

Nav to nie artysta. To kulturowy reset; powód by oddychać; Nav to ucieczka od okrutnego świata pełnego złodziei. On jest sztuką; pierwszym prezentem, który otwierasz w święta; uściskiem z ukochaną osobą; wszystkim, czego potrzebujesz. Czy jest jest lepszy od 2Paca albo Biggiego? Eee? Czy którykolwiek z nich jest Brown Boyem? Nie wydaje mi się. Dziękuję Pan Nav.

Jeszcze w zeszłym roku byłem bezdomny i tonąłem w narkotykowym nałogu. Dzięki fundacji Nava dostałem środki, by móc wyrwać się z pętli ubóstwa i rozpocząć nowe życie. Nav podarował mi linijki. Podarował mi dziwki. Zdjął bluzę supreme z własnych pleców i mi ją dał. Dziękuję fundacji Nava. Zasługujecie na wszystkie nagrody Nobla.

Przytaczam te wykwity internetowej mikroliteratury z jednym kącikiem ust wyraźnie uniesionym ku górze. Równocześnie jednak w działaniach Fantano, jakkolwiek sprytnych i zabawnych, odczuwam nieco niesprawiedliwości. Bo Nav wyraźnie czyni postępy na niektórych frontach. Demons Protected by Angels to całościowo najpewniej najlepsze, co wypuścił. Odjechana i naprawdę fajna okładka to jedno. Bardziej niż solidne, miejscami naprawdę mocne, beaty to drugie. Solidna eksadra gości z Lil Uzim, Don Toliverem i Futurem na czele – trzecie.

Przez całe pięćdziesiąt minut Nav balansuje na granicy trapowej solidności. Zbliża się do niej naprawdę blisko, ale na końcu sam okazuje się swoim najbardziej wymagającym przeciwnikiem. Albo nie potrafi wykrzesać z siebie krztyny charyzmy albo zbyt obficie posiłkuje się patentami kolegów po fachu. Baby byłoby naprawdę spoko trackiem (z błyskotliwym, eterycznym podkładem), ale na poziomie refrenu można mieć wrażenie, że w ciało Nava wdały się duchy Quavo i Future’a. Korespondujące z okładką, jaskrawe kolory wprowadzają tu wszyscy poza samym gospodarzem. Ale nadal są powody do optymizmu. Nav ma dobrą książkę telefoniczną, ewidentne ucho do muzyki, którą zamawia u innych lub tworzy sam. Tego nie da się zatuszować. Skillsy i poziom zaangażowania można przecież systematycznie podnosić. Nadzieja na to, że Nav jeszcze rozwinie skrzydła i przestanie być popychadłem wytykanym palcami przez internetowych trolli nadal jest żywa.

Może, analizując poszczególne wersy, wzięło mnie na współczucie. Przytoczone linijki można potraktować niemal jako wielkie oczy Kota w Butach z pamiętnej sceny w drugiej części Shreka. Ostatecznie to nawet spory kredyt zaufania, ale dam go Navovi. Może w końcu uda mu się przełamać ten memiczny, zaklęty krąg.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0