Zdradzeni w święta. Jak liga brazylijska okazała się ciekawsza niż reprezentacja Polski

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Pilka nozna. Eliminacje do MS 2022. Polska - Wegry. 15.11.2021
FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Paulo Sousa złożył wniosek o rozwiązanie kontraktu z polską federacją. „To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera. Dlatego stanowczo odmówiłem” – mówi Cezary Kulesza. Ale w rzeczywistości dla portugalskiego trenera nie powinno być już miejsca w drużynie narodowej, bo z niewolnika nie ma pracownika. Można go zrozumieć, że perspektywa pracy we Flamengo, czyli największym klubie Ameryki Południowej, jest atrakcyjniejsza niż reprezentacja Polski. Nie można jednak zaakceptować takiej formy rozstania, gdy Sousa chce uciekać ze statku przed jednym z największych wyzwań, czyli barażami o mundial. Po takim zachowaniu należy zamknąć ten rozdział i poszukać nowej, długofalowej drogi.

Czy rozumiem Paulo Sousę? Jak najbardziej. Dostał znacznie ciekawszą propozycję pracy. W swoim kręgu kulturowym i językowym, w najważniejszym klubie obu Ameryk, z fanatyczną publiką i marką o gigantycznym znaczeniu społecznym. Ponadto tutaj nigdy nie czuł się swój, bo był człowiekiem wymyślonym przez Zbigniewa Bońka i kwestionowanym na każdym kroku o – umówmy się – błahe sprawy. Jeśli wyłączyć z tej dyskusji aspekt patriotyczny i wziąć pod uwagę znaczenie piłki klubowej, Flamengo to znacznie ciekawszy kierunek z perspektywy trenerskiej. Potencjalnie pomost do największego, światowego futbolu. Czy jednak da się obronić zachowanie Portugalczyka? Niekoniecznie. Zabrakło mu klasy i jest to wyjątkowo brzydkie pożegnanie.

Piszę pożegnanie, bo nie wyobrażam sobie, aby poprowadził drużynę narodową w marcowych barażach. Doprowadził do nich i wywiązał się z postawionych zadań. Mało kto wyobrażał sobie pierwsze miejsce, dlatego poszliśmy naturalnym przeznaczonym dla nas torem. Nie zachwycił, ale też nie zawiódł w samych eliminacjach, pomijając potraktowanie ostatniej rywalizacji z Węgrami. Baraże miały być słowem prawdy o pracy Paulo Sousy. Nie do końca uczciwym, bo dlaczego tak losowa sprawa miałaby przesądzać, czy jest dobrym trenerem, czy nie, ale jednak chodziło o to, czy zabierze nas na mistrzostwa świata. Sprawa absolutnie priorytetowa. Jak się jednak okazuje – poczucie misji, kontrakty i dżentelmeńskie układy Portugalczyk odłożył na bok. W jego przypadku wygrała kariera.

Na miejscu Cezarego Kuleszy podziękowałbym Sousie. Można się bić, można walczyć o to, by nie wypłacać mu pieniędzy, lecz na końcu na pierwszym miejscu powinna być reprezentacja i myślenie o jej przyszłości. Uważam Paulo Sousę za bardzo dobrego trenera, ale do tego rozdziału nie ma co wracać, skoro on sam widzi siebie w Rio de Janeiro. Zadecydował i tym brakiem lojalności odebrał resztę argumentów, aby jeszcze wierzyć w ten projekt pod jego nazwiskiem. Powinniśmy skupić się na szukaniu nowego selekcjonera – z myślą o mistrzostwach świata w Katarze za 11 miesięcy, ale najlepiej również o kolejnym mundialu w Kanadzie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych. To jednak bardzo życzeniowe podejście.

Zamykając rozdział Paulo Sousy, trzeba powiedzieć, że zachował się bardzo brzydko. Pięknie mówił, cudnie opowiadał, lecz – jak to lubił powtarzać –na końcu trzeba być uczciwym z samym sobą. Są trzy czynniki, które sprawiają, że praca w reprezentacji Polski jest atrakcyjniejsza niż we Flamengo. Pierwszy to aspekt patriotyczny, czyli bycie Polakiem, który u Sousy wykluczamy. Drugi to współpraca z Robertem Lewandowskim, czyli najlepszym napastnikiem świata. Trzeci to po prostu większa sympatia do futbolu reprezentacyjnego niż klubowego. Ale to aspekty mocno subiektywne, bo jednak Sousa poszedł za głosem rozumu i chciał rzucić się na większe wyzwanie.

Pół żartem, pół serio można rzucić, że znowu okrada nas Ameryka Południowa. Jak ze Złotą Piłką i głosami na Leo Messiego. Ale jakkolwiek nie myślimy o Flamengo, to naprawdę jest kilka razy ciekawsze wyzwanie z perspektywy trenera niż reprezentacja Polski. Sama Brazylia liczy 300 milionów mieszkańców, a 33 miliony deklaruje się jako kibice Flamengo. Na całym kontynencie to będzie 40 milionów. Niby tyle co Polska, ale jednak u nas nie każdy musi być kibicem kadry. To po prostu największy i najbardziej emocjonujący klub Ameryki Południowej. Boca Juniors i River Plate mają gigantyczną moc, ale Flamengo to Flamengo. Rozpala do czerwoności. Największa miłość faweli – o czym opowiadał w rozmowie u nas Luquinhas. Teraz jeszcze przyjdzie misja odzyskania Brasileirao z rąk Atletico Mineiro oraz odkucie się za przegrany finał Copa Libertadores z Palmeiras.

Musicie wiedzieć, że liga brazylijska dawno nie miała takiego znaczenia jak dzisiaj. Przede wszystkim wracają tam światowe gwiazdy (o czym więcej przeczytacie tutaj), ale też zmienia się sam status klubów przechodzących w spółki akcyjne. Wchodzą duże pieniądze zagranicznych inwestorów, a jeszcze nigdy Brazylia tak mocno nie odjechała reszcie kontynentu. Finały zarówno ichniejszej Ligi Mistrzów, jak i Ligi Europy były wypełnione przez cztery brazylijskie kluby. Świętowało Palmeiras oraz Athletico Paranaense.

Paulo Sousa miał już oferty z topowych, europejskich lig, mógł pracować w Premier League albo Serie A, ale jeśli interesuje go wejście na sam szczyt, bliżej będzie mu po potencjalnym sukcesie z Flamengo niż reprezentacją Polski. Gdyby podbił kontynent tak jak swego czasu Jorge Jesus, otworzy mu się znacznie więcej drzwi. Akurat teraz Brazylia podziwia portugalskich trenerów i jest nimi zafascynowana. Pokazują to sukcesy właśnie Jesusa, ale też Abela Ferreiry. Swoją drogą tego drugiego reprezentuje ten sam menedżer co Sousę i tym w pierwszej kolejności powinniśmy tłumaczyć jego romans z Flamengo. Gdyby nie ten portugalski trend, gdyby nie agencja menedżerska i otwartość na menedżerów z Półwyspu Iberyjskiego, pewnie kolejny kierunek Sousy byłby inny.

Nie dziwię się Sousie, że ciągnie go do takiego wyzwania. To zupełnie zrozumiałe. Dziwię się, że rozegrał to tak brzydko, ale pewnie statek nie mógł czekać. Wsiadasz albo płyniemy z innymi. Zaczynał od cytowania papieża, a skończył na złożeniu dysmisji w święta. Rozumiem, że nie czuł się tutaj kochany, bardziej patrzono mu na ręce z każdym tematem. We Flamengo nie będzie podobnie, będzie jeszcze gorzej, bo to nieporównywalna presja. Ale zamknąłbym ten temat jak najprędzej i dał nowemu selekcjonerowi jak najwięcej czasu na pracę nad barażami. Byłoby miło, gdybyśmy jednak nie odcinali się całkowicie od rozdziału z Sousą. Bo co by nie mówic o tym rozstaniu, a skupiając się na piłce sensu stricto, pokazał nam bardzo wartościowy kierunek. I warto byłoby nim podążać z kimś, kto poczuje tutaj długofalową misję.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.