Złoty chłopak wychowany na Wasylu. Youri Tielemans gotowy na koncert na największej scenie

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
youri tielemans.jpg
fot. Jon Hobley/MI News/NurPhoto via Getty Images

Kiedy Leicester City musi sobie radzić bez niego, wygląda jak maszyna, z której ktoś wyciągnął silnik. Youri Tielemans wyruszył w świat nakarmiony ideami akademii Anderlechtu Bruksela, gdzie w wieku kilkunastu lat już błyszczał w pierwszym zespole. Na jego dysk wgrano oprogramowanie komandosa, operującego na całym boisku z misją: skasuj i zaatakuj. Nadchodzi bardzo ważny dla 24-latka czas – wydaje się, że jest gotów zrobić kolejny krok w karierze. Skoro już wcześniej pytały o niego Liverpool i Manchester United, a Pep Guardiola z chęcią podrasowałby parametry tego pomocnika, to dlaczego latem miałoby nie dojść do potężnego transferu?

Kiedy na stadionie Anderlechtu powoli gasną jupitery, kibice Fiołków zbierają się w okalających obiekt pubach i w małych uliczkach raczą się Leffe, Jupilerem czy innym Grimbergenem, rozprawiając o ostatnim meczu, ale i czasach świetności klubu. Dla nich to wciąż Constant vanden Stock, choć dziś przecież piłkarze z Brukseli grają na Lotto Park. To tutaj, w pobliżu stacji metra Saint-Guidon, przez siedem lat tematem ich rozmów były także gole Marcina Wasilewskiego, wielkiego Polaka, który pakował z głowy, a potem biegł w kierunku płotu i wdrapywał się na niego by tonąć w objęciach tłumu. Charakterystyczny rezonans, w jaki wpadały trybuny, kiedy rosły decybele, z pewnością był spektaklem wartym obejrzenia.

Kiedy Wasyl szykował się do opuszczenia Brukseli w 2013 roku, w zespole pojawił się zdolny dzieciak z akademii, który – jak wszyscy młodzi gracze Anderlechtu – bardzo go podziwiał. Chłonął jak gąbka etos pracy i charakter starszych piłkarzy, a chcąc pewnego dnia być takim kozakiem jako oni, zawsze zostawał po treningach, wierząc mocno, że indywidualne zajęcia dodatkowe uczynią go mistrzem. Youri Tielemans czuł, że jest gotowy na starcie z dorosłym światem i to były słuszne przeczucia.

ZAWODNIK KOMPLETNY

W Brukseli panowało przekonanie, całkiem słuszne, że nie potrafi zdobywać brzydkich bramek. Kiedy w minioną niedzielę reprezentant Belgii podszedł do rzutu karnego w meczu przeciwko Newcastle United, również chciał wykonać jedenastkę efektownie. Właśnie notował setny występ w Premier League i uczcił go dwoma golami. I może same liczby nie robią tak kolosalnego wrażenia 99 meczów, 17 bramek, 16 asyst), to gra Tielemansa już tak. Przyzwyczajony w Anderlechcie od najmłodszych lat do tego, żeby grać ofensywną piłkę, szybki, świetnie wyszkolony technicznie, z taką samą łatwością odbiera piłkę rywalom, jak trafia w okienko zza linii szesnastu metrów. Gra przy tym jakby zupełnie się nie męczył. Konstruuje atak na połowie przeciwnika, „klepie” w trójkącie w szesnastce, posyła prostopadłe podanie, by po chwili już bronić w okolicach własnego pola karnego. Obok Declana Rice’a to dzisiaj chyba najbardziej kompletny zawodnik w angielskiej elicie.

TALIZMAN RODGERSA

Liczby rzadko kłamią. Od kiedy Tielemans trafił na King Power Stadium z Monaco, czyli od lipca 2019 roku, Lisy zagrały bez niego w podstawowym składzie tylko jedenaście spotkań. Odniosły zwycięstwo w trzech. Jego obecność na boisku to prawie dwukrotnie większe prawdopodobieństwo wygranej ekipy Leicester. Połowa spotkań z nim w składzie kończyła się trzema punktami, 27 procent starć okazało się zwycięskich, kiedy nie zagrał.

Talizman Brendana Rodgersa najmocniejszy czuje się w kreowaniu. Kiedy drużyna jest na połowie przeciwnika, to jego koledzy najczęściej szukają wzrokiem. Nie tylko potrafi zagrywać kluczowe piłki, ale również nie boi się odpowiedzialności i celnie podaje.

Wspomniany rzut karny wykorzystany w konfrontacji z Newcastle United to dowód dużego zaufania partnerów. Kiedy na boisku przebywa Jamie Vardy, nie ma innej możliwości niż jego strzał z jedenastki. Ale ostatni Anglik siedział na ławce rezerwowych i choć Leicester City ma w składzie kilku świetnych piłkarzy, wystarczy wspomnieć tylko Jamesa Maddisona, to jednak oddają oni grzecznie piłkę Belgowi. Już w poprzednim sezonie Youri pokazał, że można na niego liczyć w tym trudnym momencie, popisując się stuprocentową skutecznością z karnych.

NIE DO ZDARCIA

Tielemans to symbol końskiego zdrowia. I choć ostatnio wypadł z gry na kilka meczów ze względu na uraz, to poprzednie rozgrywki były imponujące w jego wykonaniu. W klubie i w kadrze zagrał łącznie 66 meczów, wszystko to na przestrzeni dziesięciu miesięcy. Pobił swój rekord osobisty w golach w koszulce Leicester, trafiając dziewięć razy i zasłużenie zgarnął najważniejsze nagrody: zarówno kibice, jak i koledzy wybrali go zawodnikiem sezonu, który zostanie w jego pamięci dzięki bramce zdobytej w finale Pucharu Anglii przeciwko Chelsea, na Wembley.

Legia Warszawa Leicester City
fot. Foto Olimpik/NurPhoto via Getty Images

Z Belgii musiał wyjechać. Był już za duży, za mocny na tamtą ligę. Opuszczał kraj, który wychował go piłkarsko, mając już duże osiągnięcia. Na koncie dwa tytuły z Fiołkami, a także miano najlepszego piłkarza kraju po świetnym sezonie z osiemnastoma golami. Ale czego innego można było się spodziewać po zawodniku debiutującym w Anderlechcie jako nieco ponad szesnastoletni chłopak. Tielemans to do dziś czwarty najmłodszy debiutant ligowy w belgijskiej ekstraklasie.

ZDERZENIE Z FRANCJĄ

Tak jak inni wspaniali wychowankowie Anderlechtu sprzed lat: Vincent Kompany, wielki kapitan Manchesteru City czy Romelu Lukaku, pragnął sprawdzić się w Premier League, chociaż akurat jego droga wiodła przez Monaco. Działacze Leicester mądrze to rozwiązali. Sprawdzili jak Tielemas przyjmie się w drużynie, w systemie gry i czy udźwignie ciężar oczekiwań, wypożyczając go na pół roku, ale transfer definitywny był kwestią czasu i wart każdego z wydanych 35 milionów funtów. Test był potrzebny, bo Ligue 1 początkowo mocno zweryfikowała młodego. Pierwsza połowa sezonu w Monaco była bardzo słaba. Dziennikarze „France Football” umieścili go nawet na niechlubnej liście niewypałów. Trudno się było dziwić, skoro na pierwszego gola czekał 31 meczów, a tamta bramka i tak nic nie dała – drużyna z księstwa przegrała z Marsylią 2:3.

JAK LAMPARD

To było jednak potrzebne zawodnikowi, który żył zapewne w przekonaniu, że zawsze będzie tak łatwo jak w Belgii, poza tym nie ma lepszego przetarcia przed Premier League niż liga francuska. Szybko zobaczył, że tutaj musisz być silniejszy, reagować błyskawicznie i uczył się wznosić swoją grę na wyższy poziom. Miał nawyki defensywnego pomocnika i otwartą na kreowanie głowę, co wpoił mu Besnik Hasi, dając dużą swobodę w ofensywie, jeszcze w czasach Anderlechtu. Sprawiało to, że stał się pożądanym na rynku graczem, ponieważ parametrami przypominał Franka Lamparda, biegającego bez wytchnienia od pola karnego do pola karnego pomocnika, przeszkadzającego przeciwnikowi i jednocześnie starającego się zdemolować ich przy szybkim wyprowadzeniu piłki.

Uczył się tego od piątego roku życia. – Zawsze wiedziałem, że jestem dobry – śmiał się w wywiadzie udzielonym Sky Sports. Nie przypuszczał jednak, że to pójdzie tak daleko. Wszechstronnie wysportowany, chodził na judo, koszykówkę i cały czas rodzice pilnowali, żeby odrabiał lekcję, na wszelki wypadek, jesli sport nie wypali.

W szkole nauczyciele pytali Tielemansa, kim chciałby zostać w przyszłości, jaką pracę wykonywać, a on za każdym razem odpowiadał, że będzie piłkarzem. „Ale to nie jest zawód” – słyszał w odpowiedzi.

Nie wiadomo, czy zmienili zdanie po tym jak sięgnął z reprezentacją po medal mistrzostw świata, ale to z całą pewnością nie był zawód.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.