18 filmów i seriali postapo, które trzeba znać (część 2)
Druga część naszego zestawienia, w którym przyglądamy się najważniejszym filmom i serialom nurtu postapo. Tym razem okaże się, że koniec świata też potrafi być zabawny.
Artykuł pierwotnie ukazał się w maju 2024 roku
W pierwszej części zestawienia pisaliśmy o tym, że stopień fascynacji filmowców apokalipsą jest zależny od sytuacji na świecie; im spokojniej – tym mniejsze zainteresowanie atomowym grzybem. Ale kiedy robi się niebezpiecznie, nagle wysypuje produkcjami postapokaliptycznymi. Jakby nie patrzeć, po ii wojnie światowej spokojnie w tym temacie było praktycznie tylko w latach 90. Ale jak już XXI wiek zaczął się od ataków na World Trade Center, a świat zaczął na serio bać się terroryzmu – to nagle powstało 28 dni później, potem Ludzkie dzieci, a potem szereg innych filmów, które albo opisywały koniec świata, albo zastanawiały się, czy będzie po nim jeszcze jakiś początek.
Druga część listy zaczyna się w roku 2002, kończy w 2024. Tym razem nie tylko filmy, ale i seriale. I nawet trafiły się komedie, co tylko pokazuje stopień oswojenia apokalipsy przez popkulturę.
1
„28 dni później” (2002)
Sporo było w ostatnim dwudziestoleciu kina i seriali o zombiakach, ale 28 dni później wybija się na tle konkurencji niesamowicie realistycznym odwzorowaniem samotności w obliczu zagłady. Jakby ktoś w 2002 roku mógł przewidzieć, że za kilkanaście lat Londyn faktycznie będzie pusty... Horror z drugim dnem, do tego umiejętnie trzymający napięcie, ale tak to jest, jak do filmu angażuje się porządnego reżysera – Danny'ego Boyle'a, świeżo po sukcesie Trainspotting. Poza tym to 28 dni później na dobre rozkręciło kariery Alexa Garlanda (tu odpowiadał za scenariusz, w późniejszych latach nakręcił m.in. Civil War, Anihilację i Ex Machina) oraz Cilliana Murphy'ego. A zaczyna się tak, że facet budzi się w szpitalu i odkrywa, że na ulicach Londynu nie ma w ogóle ludzi. Dopiero później dowiaduje się, co za tym stoi.
2
„Ludzkie dzieci” (2006)
Zaczyna się nagle, kończy się nagle, pokazując tylko wycinek z futurystycznego świata, na którym od 18 lat nie urodziło się żadne dziecko. Główny bohater ma za zadanie eskortować dziewczynę, która jest w ciąży – to musi zostać w tajemnicy, bo interesuje się nią rząd. Sci-fi bez efektów specjalnych, ale z ważnym głosem o problemach migracji i globalnego przeludnienia. Ludzkie dzieci są także mocno otwarte na interpretacje, praktycznie nic nie wyjaśniają, wiele wątków pozostawiają bez zamknięcia. Wszystko trzeba sobie zinterpretować samemu.
3
„WALL-E” (2008)
Chyba najsmutniejszy pixarowski film ever; opowieść o małym robociku, który stara się uprzątnąć opuszczoną Ziemię i desperacko szuka bratniej duszy. Oscar (i sześć nominacji), Złoty Glob, nawiązania do klasyki science-fiction (Star Wars) i przekaz – trochę proekologiczny, a trochę... proludzki. Jakby tego było mało, to kino eksperymentalne, przecież przez dobre pół seansu z ekranu nie pada ani jedno słowo. Piękna rzecz.
4
„Droga” (2009)
Tu adnotacja – najpierw warto przeczytać książkowy pierwowzór Cormaca McCarthy'ego, choćby dlatego, że to po prostu prawdopodobnie najważniejszy amerykański pisarz po II wojnie światowej. A potem zobaczyć, jak John Hillcoat przeniósł wymagającą prozę McCarthy'ego na ekran. To postapo w czystym tego słowa znaczeniu; podróż ojca i syna przez zgliszcza Ameryki pokazuje, jak gatunek ludzki sam zgotował sobie marny los. Człowieczeństwa nie ma, ludzie są słabi i nie potrafią się ze sobą porozumieć. Przyznajcie – mocno czytelna metafora.
5
„The Walking Dead” (2010 – 2022)
Późniejsze sezony – wiadomo. Ale pierwsze lata emisji The Walking Dead, powstałego na bazie komiksu Żywe trupy Roberta Kirkmana, dały nadzieję na to, że mamy jeden z najlepszych seriali w historii telewizji. To jeszcze nie były czasy, gdy w telewizji przechodziło wszystko, dlatego twórcy zrezygnowali z epatowania sztuczną krwią, stawiając w zamian na klimat. I to się udało. Bardzo się udało. Niewiele w mainstreamowej telewizji było produkcji, w których strach bohaterów tak mocno oddziaływał na widzów. Plus bezustanne napięcie. I jednak – mimo wszystko – wszechobecne poczucie rozpaczy, bo kto podczas projekcji zakładał, że to wszystko może skończyć się dobrze.
6
„To już jest koniec” (2013)
Apokaliptyczna komedia od twórców jednej z ulubionych produkcji dla każdego prawdziwego zjarusa – Boskiego chilloutu. O ile jednak w 2008 roku Seth Rogen i Evan Goldberg odpowiadali wyłącznie za scenariusz, o tyle pięć lat później razem stanęli także za kamerą. Skończyło się na tym, że Emma Watson musiała stanowczo sprzeciwić się udziałowi w jednej ze scen, a Jonah Hill został... spenetrowany przez szatana. To już naprawdę jest koniec, nie ma już nic.
7
„The Last Man on Earth” (2015 – 2018)
Kontrowersja – o ile początek serialu zwiastował wspaniałą satyrę na... świat, o tyle potem The Last Man On Earth zmienił się w festiwal żartów latających poniżej pasa. Natomiast tu najlepszy jest sam koncept. prosty jak cep chłop okazuje się ostatnim człowiekiem na Ziemi, więc pierwsze, co robi, to oczywiście, że idzie do willi Hugh Hefnera i pływa w morzu alkoholu. Na pewno jest tak, że cały serial bazuje na specyficznym żarcie Willa Forte – albo komuś to siądzie, albo nie. Ale szanujemy, że postapokaliptyczny sztafaż został tu sprawnie ukazany w krzywym zwierciadle i pomimo nierówności scenariuszowych konstrukt trzyma się dobrze do samego końca. A Kristen Wiig jeszcze raz pokazała, że jest ostatnią dobrą aktorką komediową na Ziemi.
8
„The Last of Us” (2023)
Na koniec dwie produkcje, o których nie ma co wiele się rozpisywać, skoro po pierwsze – to one stały się inspiracją dla tego tekstu, a po drugie – mamy ich obszerne recenzje. The Last Of Us tu...
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0