ACL – trzy litery bólu i walki. O kontuzji więzadeł krzyżowych sportowym okiem

Zobacz również:RANKING SIŁ PREMIER LEAGUE: Arsenal na miarę oczekiwań, dalszy spadek Świętych i Spurs
Arkadiusz Milik
Fot. Michał Chwieduk/400mm

Skrót ACL często pojawia się przy okazji informacji sportowych. Co rusz słyszymy, że piłkarz, koszykarz, czy siatkarz doznał zerwania więzadeł krzyżowych. Czasem po powrocie sportowcy stają się silniejsi. Bywa jednak też tak, że jeden uraz rodzi kolejny. Michał Winiarczyk zebrał opowieści osób ze świata sportu i medycyny o doświadczeniach z kontuzjami więzadeł. W których dyscyplinach najczęściej zrywa się ACL? Dlaczego nie opłaca się być nadgorliwym? Jak zawodnicy radzą sobie psychicznie z powrotem do formy?

Z roku na rok medycyna rozwija się w ekspresowym tempie. Media często wspominają o sportowcach, którzy w rekordowym tempie wracają do zdrowia po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Zanim przejdziemy do sedna tekstu, należy odpowiedzieć na pytanie: czym tak naprawdę jest ACL?

Tłumaczy doktor Maciej Karaczun, lekarz Grupy Azoty Chemika Police współpracujący z reprezentantami Polski różnych dyscyplin. – ACL, czyli więzadło krzyżowe przednie, jest ważnym więzadłem stawu kolanowego znajdującym się mniej więcej w jego centralnej części. Przyczepia się do kości udowej oraz piszczelowej. Przebiega skośnie i krzyżuje się z więzadłem krzyżowym tylnym, stąd nazwa „krzyżowe”. Jego najważniejszą funkcją jest utrzymanie stabilności stawu. Zapobiega patologicznemu przemieszczaniu się piszczeli ku przodowi i w rotacji wewnętrznej – mówi.

– Zerwanie więzadła krzyżowego jest jednym z częstszych uszkodzeń narządu ruchu. Każdego roku mniej więcej jedna osoba na trzy tysiące społeczeństwa zrywa sobie to więzadło. Czyli w populacji Warszawy jest to mniej więcej 570 osób każdego roku. Do uszkodzenia ACL dochodzi najczęściej podczas uprawiania aktywności sportowych szczególnie w „dyscyplinach rotacyjnych i skocznych”, czyli tam, gdzie następuje częsta zmiana kierunku poruszania się oraz duża ilość wyskoków – dodaje dr Karaczun.

Kontuzje związane z zerwaniem więzadła dopadły bohaterów tekstu w różnych okolicznościach. We wszystkich przypadkach pojawiał się jednak wspólny czynnik – olbrzymi ból.

– Sytuacja miała miejsce podczas ostatniego meczu Igrzysk Europejskich. Graliśmy finał z Turczykami. Doznałam kontuzji w jednej z końcowych akcji przegranego meczu. Mocno tąpnęło mną psychicznie, bo był to podwójny niefart. Kontuzje związane z więzadłami rzadko dotykają zawodniczek na pozycji libero – opowiada Agata Sawicka, była libero reprezentacji Polski, trener grup młodzieżowych UKS Esperanto Warszawa.

– Po dwóch latach przerwy spowodowanej kontuzją Achillesa wróciłem do pełnej sprawności i podpisałem umowę z Sokołem Aleksandrów Łódzki. Siedem dni po parafowaniu zerwałem więzadła w sparingu po lekkim kontakcie z przeciwnikiem. Byłem załamany, bo poświęciłem dwa lata na powrót, a tu znów człowiek poza grą. Wiedziałem, że mam przynajmniej sześć miesięcy „z bani”. W tym czasie rozpoczynałem pracę jako trener. Sytuacja spowodowała, że nie mogłem ani grać, ani trenować – wspomina z kolei Damian Radowicz, były piłkarz Widzewa Łódź, prezes Fundacji Futbol Elite.

*****

Doktor Karaczun przez lata miał styczność z setkami różnych przypadków uszkodzeń więzadeł krzyżowych. Na co dzień specjalizuje się w leczeniu operacyjnym i nieoperacyjnym urazów sportowych kończyny dolnej, szczególnie stawu kolanowego i skokowego, a także w leczeniu chorób zwyrodnieniowych stawu kolanowego i biodrowego. Jak mówi, na skłonność do urazów więzadeł wpływ może mieć między innymi… płeć.

– Po pierwsze genetyka czy raczej „skłonności rodzinne”. Osoby, u których w rodzinie wystąpiło uszkodzenie ACL mają prawie dziesięciokrotne większe ryzyko, że dojdzie u nich do podobnego urazu. Kolejnym czynnikiem ryzyka jest płeć. Kobiety mają dwu- lub czterokrotne większe ryzyko uszkodzenia. Wpływ ma na to nieco odmienna budowa anatomiczna, to znaczy różnica w geometrii całej kończyny oraz węższe wcięcie międzykłyciowe, w którym znajduje się ACL. Innymi słowy, u kobiet więzadło krzyżowe ma mniej miejsca i przez to łatwiej się zrywa. Na zwiększoną urazowość mają też wpływ hormony płciowe – tłumaczy.

– Numer jeden, jeśli chodzi o występowanie kontuzji ACL, to narciarstwo. Corocznie prawie u ośmiu na tysiąc osób jeżdżących na nartach dochodzi do tej kontuzji. Kolejne dyscypliny to futbol amerykański (ponad sześć osób na tysiąc) oraz piłka nożna (ponad cztery osoby na tysiąc) dodaje.

Z perspektywy sportowca, kontuzja ACL to wyłączenie z gry przynajmniej na kilka miesięcy. Dla jednych zerwanie więzadła wyrządza krzywdę w psychice. Inni żyją zasadą „co cię nie zabiję, to wzmocni”.

Sawicka: – Okres po pierwszym zerwaniu był jednym z najtrudniejszych w życiu. Czekałam na wynik, nie wiedząc co tak naprawdę mi dolega. Wiadomo, jak jesteś wyczynowym sportowcem to liczysz się z kontuzjami. Nikt jednak nie zakłada najgorszego. Wcześniej miałam za sobą między innymi operację barku i stawu skokowego. Zdawałam sobie sytuację, że mogę mieć w przyszłości znów z tym problem. Czułam się lekko zdruzgotana, bo przecież siatkówka stanowiła mój zawód. Nie wyobrażałam sobie robić czegokolwiek innego poza grą w „volley’a”. Raptem zostałam zmuszona do przerwania gry. Miałam w głowie nastawienie, że chcę za wszelką cenę wrócić. Rehabilitacja przebiegła pomyślnie, ale nie szybko. Spędziłam na niej 7-8 miesięcy, chodząc praktycznie codziennie na parę godzin.

– Pierwsze momenty były dramatyczne. Co tu dużo ukrywać, człowiek nie potrafi pogodzić się z decyzją, z losem. Cały czas próbowałam nie myśleć o bólu i walczyć o powrót. Nie zwracałam uwagi na przykład na kolano, wyglądające wizualnie tragicznie. Miałam w głowie dużo nadziei i nastawienie, że przecież zaraz znów wrócę i pokażę, co potrafię. Pomimo rad wielu osób początkowo nie potrafiłam dopuścić do siebie faktu, że może być to koniec. Gdy lekarze kategorycznie zabronili mi profesjonalnej gry, z dnia na dzień musiałam rzucić to, czym żyłam przez lata. Dostałam od życia nagły, mocny cios – mówi Zuzanna Czyżnielewska, była atakująca reprezentacji Polski, a obecnie trener przygotowania fizycznego SMS Szczyrk.

*****

Ze względu na popularność piłki nożnej w naszym kraju, kontuzje ACL u przedstawicieli tej dyscypliny są częstym tematem wiadomości. Nie tak dawno piłkarska Polska żyła problemami zdrowotnymi Arkadiusza Milika, który w przeciągu dwóch lat dwukrotnie zrywał więzadła w kolanach.

Radowicz: – Gdy doznałem kontuzji Achillesa, nakładałem sobie dużą presję, kiedy mam wrócić. Słyszałem, że po tym urazie dochodzi się do formy w cztery tygodnie. Każdemu więc mówiłem, że za tyle będę gotowy. Tak się nie działo, co gorsza z tygodnia na tydzień sprawy się komplikowały. Sam się nakręcałem, przez co trapiło mnie poczucie, że zawodzę nie tylko siebie, ale także trenera i bliskich. Pomógł mi psycholog i podejście, że jak wyleczę się to super, a jak nie to i tak znajdę pomysł na siebie. To zrzuciło wielki głaz z głowy.

– Przy zerwaniu więzadła czułem, że coś się na nowo zawaliło. To był mentalnie najgorszy czas w życiu. Przede wszystkim dlatego, że już to przechodziłem. Myślałem, że wyczerpałem limit pecha. Pierwsza reakcja była podobna. Później znów czułem zawód i wewnętrzną presję. Z drugiej strony ten uraz wiele wyjaśnił. Stanowił sygnał, by skupić się na pracy bliżej boiska, a nie wracać i znów wskrzeszać karierę – dodaje Radowicz.

Karaczun: – Istotne znaczenie mają czynniki biorące udział w interakcji obuwie-podłoże. Mowa tu o warunkach pogodowych, typie nawierzchni, i samym obuwiu. Wbrew pozorom, sportowcy grający na wilgotnej nawierzchni murawy, z powodu mniejszego tarcia pomiędzy obuwiem, a podłożem statystycznie mają mniejszą szansę na zerwanie więzadła krzyżowego przedniego. Podobnie jest z temperaturą otoczenia. Większe ryzyko kontuzji obserwowane jest u zawodników podczas cieplejszych temperatur.

– Ważny w kontekście kontuzjogenności jest również typ nawierzchni. W piłce nożnej obserwujemy większą urazowość na nawierzchniach sztucznych. Niemniej istnieje również różnica nawet w typie trawy, jaką zasiano na murawie. Najmniej kontuzji odnotowujemy podczas spotkań na murawie pokrytej trawą bermudzką, a najwięcej na życicy trwałej – dodaje.

– Ciekawie przedstawiają się statystyki w sportach halowych. W siatkówce mniejszą liczba kontuzji odnotowujemy na parkietach pokrytych taraflexem w porównaniu do parkietów drewnianych. Natomiast w piłce ręcznej (o 2,35 razy) dochodzi częściej do skręceń stawów kolanowych na parkietach syntetycznych w porównaniu do drewnianych. Związane jest to z różną charakterystyką tych sportów gdzie w piłce ręcznej mamy przewagę biegania, a w siatkówce skakania – mówi dr Karaczun.

Agata Sawicka, była libero kadry, obecnie pracująca jako trener młodzieży przez lata zdobyła trzy mistrzostwa i Puchary Polski. Ponadto wielokrotnie wracała z medalem z juniorskich czempionatów. Pochodzącej z Łodzi siatkarce pierwsza kontuzja więzadeł krzyżowych przytrafiła się w 2015 roku. Druga nastąpiła niecałe dwa lata później, gdy jako zawodniczka Impelu Wrocław rywalizowała w rozgrywkach Orlen Ligi. W sumie aż trzykrotnie poddawała się operacji więzadeł krzyżowych.

– Ostatnia była najgorsza – rekonstrukcja kolana, robionego za pierwszym razem. Mimo że zabieg wykonano fantastycznie, bardzo trudno wracało się do formy. Doktor Karaczun poświęcił dużo czasu na zabieg. Ścięgno po ścięgnie doczepiał je do uszkodzonych – mówi Sawicka.

*****

Zmuszona do kilku operacji była także Zuzanna Czyżnielewska. Pochodzącą z Bydgoszczy atakującą, obecnie pełniącą funkcję trenera przygotowania fizycznego w SMS-ie Szczyrk, przez lata określano jako jedną z najlepiej prosperujących polskich siatkarek. Z juniorską kadrą występowała między innymi na młodzieżowych mistrzostwach świata. Pomimo młodego wieku szybko stała się ważną postacią Pałacu Bydgoszcz. Atakująca zerwała ACL po raz pierwszy w 2014 roku. Gdy wydawało się, że wróciła do pełni sił, otrzymała kolejny cios. Już w pierwszym meczu po powrocie doznała tego samego urazu. Tak opowiadała o wpływie urazów na jej życie w grudniowej rozmowie.

– Nie wiem, czy to pech, czy nałożenie się wielu czynników. Teraz patrzę na to inaczej. Każda kontuzja dużo mnie nauczyła. Zaczęłam patrzeć na nie pod kątem naukowym. Dużo czytałam na ich temat i robiłam wszystko, co miało pomóc w powrocie. Przejrzałam wiele lektur dotyczących aspektów odżywiania, regeneracji czy rehabilitacji. Każdy uraz był argumentem za tym, by po skończeniu kariery poświęcić się pracy trenera przygotowania fizycznego. Na pewno jakiś procent stanowiły błędy popełnione podczas prób powrotu – opowiada Czyżnielewska.

Sportowców z reguły uważa się za osoby ambitne. Gdy pojawia się widmo odległego powrotu, a klubowy rywal na pozycji pod ich nieobecność „łapie formę”, często w głowach pojawia się dodatkowa motywacja do walki. Niewielu zdaje sobie sprawę, że czasem nadgorliwość może przynieść odwrotny skutek.

Karaczun: – Największe problemy pooperacyjne są u dwóch grup sportowców. U tych, co „robią za mało” i u tych, co „robią za dużo”. W pierwszym przypadku proces rekonwalescencji zwykle trwa dłużej, ale zazwyczaj kończy się pomyślnie. Bardziej niebezpieczni są sportowcy z drugiej grupy. W dobrej wierze, ale często po kryjomu, nie informując fizjoterapeuty czy lekarza, wykonują dodatkowe protokoły, ćwiczenia czy przyjmują dodatkowe leki. Wówczas często sytuacja wymyka się spod kontroli i dochodzi do komplikacji na przykład wydłużenia czy zerwania przeszczepu, uszkodzeń chrząstki albo zakrzepicy żył głębokich. Mniej więcej siedemdziesiąt procent ponownych kontuzji występuje w pierwszych dziesięciu tygodniach od rozpoczęcia regularnych treningów.

Sawicka: – Za pierwszym razem fachowcy co rusz musieli mnie stopować. Chciałam wrócić „na już”, a wiadomo, że powrót po zerwaniu ACL nie przychodzi ot tak. Poza tym jak nie masz presji klubu, to też luźniej do tego podchodzisz. Zespół mówił: „Cierpliwości Agata, jak będziesz gotowa, to wrócisz”. Wiedzieli, ile powinna trwać rehabilitacja.

Czyżnielewska: – Doświadczyłam na swoim ciele wielu złych metod treningowych i rehabilitacyjnych, by koniec końców natrafić na dobre sposoby. Z dzisiejszej perspektywy wiem, co można było zrobić inaczej. Inna sprawa, dość kluczowa, to mój charakter. Wolałam zagryźć zęby i walczyć do końca niż odpuścić lub cierpliwie zaczekać. W sporcie to pozytywna cecha, w kwestii powrotu do zdrowia niekoniecznie.

*****

Radowicz wchodził do wielkiej piłki reprezentując barwy Widzewa Łódź. Nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczałby, że lata później zmagać się będzie najpierw z długą kontuzją ścięgna Achillesa, a później z zerwanym więzadłem krzyżowym. Dziś, po zakończeniu kariery piłkarskiej, z sukcesami i satysfakcją pełni funkcję prezesa Fundacji Futbol Elite, zajmującej się treningiem indywidualnym i motorycznym zarówno dla zawodników jak i dla klubów, między innymi odpowiadając także za przygotowanie fizyczne w akademii czterokrotnego mistrza Polski. Co ciekawe, swoją drogę do pełni zdrowia relacjonował w mediach społecznościowych.

– Po kontuzji ACL-a szukałem motywacji do rehabilitacji. Wcześniej była nią chęć powrotu na boisko. Stanąłem przed sytuacją: a teraz po co? Oczywiście, chciałem być zdrowy, ale to nie wystarczało do tego, by dawać z siebie sto procent. Motywacją stała się pomoc innym ludziom, którzy również mierzą się z tą kontuzją. Postanowiłem, że tydzień po tygodniu będę relacjonował rehabilitację na YouTube. Myślałem, że obejrzy to 20-30 osób, może jednej czy dwóm osobom coś pomogę. Gdy jakiś czas temu sprawdzałem statystyki, to zdziwiłem się, bo filmy wyświetlono dziesiątki tysięcy razy – opowiada Radowicz.

Trójka byłych zawodowych sportowców zwraca uwagę na znak czasu. Postęp medycyny jest niezaprzeczalny. Skraca się czas rehabilitacji, poprawiają się warunki, na jakie sportowcy mogą liczyć w zespołach.

Sawicka: – Na przestrzeni lat zmieniły się drastycznie metody szkolenia. Obecnie trenuję młodzież i widzę, że wiele z treningów, które wykonywałam za młodu, nie ma dziś racji bytu. Nie zwracano uwagi na przykład na to, gdzie się trenuje. Nikogo nie obchodziło, że grało się na betonie. Nie było prewencji przed treningami. Teraz przygotowanie fizyczne poszło mocno do przodu. Wierzę, że dzięki temu takich paskudnych kontuzji będzie coraz mniej.

Czyżnielewska: – Lata temu mało drużyn miało osobę tylko i wyłączne odpowiadającą za ten aspekt (przygotowania fizycznego – przyp. M.W). Przeważnie jego czynności pełnił pierwszy albo drugi trener. Dziś, aby odnieść sukces, trzeba postawić na specjalizację. Nie można na szczeblu profesjonalnym znać się na wszystkim, bo co najwyżej będziesz dobry, a chodzi o to, by być najlepszym. To wszystko wychodzi z korzyścią dla zawodniczek. Mają do dyspozycji trenera przygotowania fizycznego, fizjoterapeutę, statystyka, szkoleniowca i paru asystentów. Sztaby klubów przez lata rozrosły się ogromnie.

Radowicz: – Dałbym się pokroić za te udogodnienia, które dziś mają młodzi piłkarze. Gdy dorastałem, wielką frajdą była możliwość strzelania na bramkę z założoną siatką. Patrząc na młodych z perspektywy doświadczonej osoby widzę, że dziś mamy mniej tak zwanych wojowników mentalnych, ludzi, którzy będą ciągle pracować, nawet, gdy wyłączysz im światło. Takich policzysz na palcach rąk, a to oni później odnoszą sukces w seniorskiej piłce. Dobrym przykładem jest Rafał Augustyniak, który niedawno zadebiutował w reprezentacji Polski na Wembley. Trenowałem z nim w Młodej Ekstraklasie i wiem, że nie był wybitnym talentem. Nie brakowało mu za to pracowitości.

*****

Nie wydaje się, żebyśmy na przestrzeni następnych kilku lat byli świadkami kompletnego zaniku kontuzji ACL. Urazy kluczowych dla człowieka więzadeł są wpisane w ryzyko każdego sportowca. Pewne jest jednak to, że zwiększa się świadomość atletów, a medycyna co dzień dostarcza nowych sposobów na szybki i bezpieczny powrót do formy. Pozostaje tylko życzyć, aby krzykliwych nagłówków o zerwaniu więzadeł było jak najmniej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.