Bóg, humor, ojczyzna: „1670” to najlepszy polski serial komediowy od lat! (RECENZJA)

Zobacz również:"Elegia dla bidoków", czyli jak Hollywood wyobraża sobie wyborców Trumpa (RECENZJA)
1670
Netflix

W dowodzie ma Jan Paweł; coś jak Papież Polak, który przyjdzie na świat 250 lat później. Jego życiową ambicją jest zostać najsłynniejszym człowiekiem noszącym te imiona, ale na razie rozbija się po (mniejszej połowie) wsi z finezją Michaela Scotta. I gra pierwsze skrzypce w serialu, który udowadnia, że da się u nas kręcić śmiesznie, błyskotliwie i bez cringe’u.

Jan Paweł Adamczewski (wyśmienity, przekonujący Bartłomiej Topa) miał to szczęście, że urodził się szlachcicem w Polsce, która powoli zaczyna chylić się ku upadkowi, co bynajmniej nie psuje sarmacie nastroju i nie przeszkadza mu uważać jej za najpotężniejsze państwo świata. Nastrój częściej kwasi żona – Zofia. Nie dusza towarzystwa; bardziej dusza zmarłego, która nęka po śmierci. Podobno Katarzyna Herman początkowo nie widziała się w roli komediowej, a jednak przewrotnie odnotowuje w niej triumf za sprawą grobowej powagi. I subtelnie przeprowadzanej przemiany, ale bez spoilerów.

Mają dwóch synów. Starszy – Stanisław to zawadiaka, którego jara dobra, późnobarokowa nuta. Są z nim pewne problemy wychowawcze; tak, jak problemy są niestety z Michałem Balickim, który robi sobie powtórkę ze Stomila z EMIGRACJI XD, irytując przeszarżowaną, kabaretową manierą. Drugi syn – Jakub to śliski typek z grzywką na Jima Carreya z Głupiego i głupszego, który robi karierę w korporacji... kościelnej, gdzie zamawia u Pana Boga pomyślność dla Polski na wczoraj. Czyli: duma rodziny; Michał Sikorski to z kolei duma całego 1670. Jest jeszcze córka – Aniela (Martyna Byczkowska), która usilnie walczy ze średniowieczem, które się wokół niej rozgrywa. Nie godzi się z rolą przyszłej żony magnata, straszy mieszkańców Adamczychy katastrofą klimatyczną i stopniowo pakuje się w mezalians z pomocnikiem kowala, Maciejem (Kirył Pietruczuk), który przyjechał z Litwy w ramach wymiany chłopskiej Erasmus. Tworzą wspólnie parę nieopatrzoną, energiczną i z miejsca budzącą sympatię.

Ale nie byłoby przecież serialu bez szwarccharakteru. W 1670 pada na – Bogu ducha winnego – Andrzeja (Andrzej Kłak), którego Jan Paweł ma za sąsiada równie nieszczęśliwego, co Prusy i Rosja dla Rzeczpospolitej. Wyłącznie dla tego, że jest mniejszym ignorantem i ego-tripperem od niego.

1670
Netflix

Scenariusz został napisany w konwencji mockumentu. Jednak od początku mieliśmy wrażenie, że charakterystyczne dla tego formatu kamery podążające za bohaterem odbierają tej historii autentyczność. W końcu jakim cudem w XVII-wiecznej wiosce mieliby zmaterializować się operatorzy? Postanowiliśmy więc, że będziemy czerpać z różnych form, by stworzyć coś, co pozwoli widzowi uwierzyć w ten świat. W klasycznym mockumencie bohaterowie mają kontakt z kamerą. Na przykład w momentach, gdy zostają na czymś przyłapani. W „1670” robią to świadomie. Kiedy chcą coś skomentować, zwracają się bezpośrednio do widza” – tłumaczy reżyser, Maciej Buchwald. Musieliśmy również zmienić formę setek, czyli wypowiedzi bohaterów do kamery w formie wywiadu. W naszym przypadku bohaterowie nie pozują jak do kamery, której przecież nie było w XVII wieku, tylko do malarskich portretów ze swoich czasów – dodaje.

Serial w konwencji mockumentu musi budzić skojarzenia z Biurem. I faktycznie siedemnastowieczna wieś, w której rozgrywa się akcja 1670 to takie sarmackie Dunder Mifflin. Ale równocześnie w krzywym zwierciadle post-potopowej Polski odbity zostaje współczesny świat z jego atrybutami i bolączkami. Pomysłodawca i scenarzysta 1670, Jakub Rużyłło operuje fajnym komizmem środka (niejako w kontrze do tendencji, żeby dociskać pedał kontrowersji do gleby) i społecznym komentarzem bez ideologicznego zacietrzewienia. Pisze satyrę żywym językiem; z polotem, celnością spostrzeżeń i gęstością punchline'u, unikając przy tym wdzięczenia się do widza i desperackiego parcia na żart. Bywa intelektualnie i bywa absurdalnie, dlatego celne wydają się porównania do 'Allo 'Allo i Monty Pythona, dokonane przez Łukasza Muszyńskiego z Filmwebu.

Udaje się więc Kubie wszystko to, co nie udało się w naszym The Office. Jasne, że czasem przeciągnie i przyfajni, poleci populistycznie, ale kiedy ostatni raz polski serial tak często śmieszył, a tak rzadko wywoływał facepalm? Dobra – powiedzieć, że 1670 wywołuje facepalm to byłaby potwarz.

1670
Netflix

Na potrzeby 1670 stworzono w podkarpackiej Kolbuszowej scenografię inspirowaną holenderskim malarstwem i superprzekminione kostiumy z eksperymentalnym twistem. Dzięki temu powstał świat z autorskim sznytem, który pozwala w siebie uwierzyć. Ale najważniejsze, że ten świat tętni życiem, humorem i pomysłami – na przygodę, skecze i follow-upy (tu Final Countdown w stylu muzyki dawnej, tam side quest z Egzorcysty). No i wypełniony zostaje wspaniałą menażeria postaci. Na każdym możliwym planie, bo najgłośniej będzie o Topie czy Sikorskim, ale w świetnym epizodzie pojawia się choćby Mariusz Kiljan jako ksiądz Żmija. A to tylko jeden przykład z wielu.

Rodzimym produkcjom komediowym zawsze towarzyszy strach, ale oszczędziliście, waściowie, codzowstydu. Niech to się nie kończy!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.
Komentarze 0