„Bracie, nie podawaj mu, on gra przeciwko nam”. Jak odczytywać sytuację między Benzemą a Viniciusem?

Zobacz również:Człowiek, którego trzymają się kilogramy. O Hazarda skłonności do nadwagi
ViniciusFB.jpg
Fot. Gonzalo Arroyo Moreno/Getty Images

Kamery wyłapały jak w przerwie meczu z Borussią Mönchengladbach Karim Benzema rzuca po francusku do Ferlanda Mendy'ego: „On robi, co chce. Bracie, nie podawaj mu. Gra przeciwko nam”. Miał na myśli Viniciusa Juniora, który stał obok i do którego w drugiej połowie nie zagrał ani razu. To wycinek, któremu brakuje szerszego kontekstu, lecz wystarczył, aby rozpętać burzę w Hiszpanii.

Przede wszystkim podzieliłbym te rozdmuchane słowa kilka razy. Nie traktował ich jako zalążek konfliktu, brak koleżeństwa czy sygnał ostrzegawczy w sprawie relacji Karima Benzemy i Viniciusa Juniora. Nie znamy szerszego kontekstu, co jest najważniejsze. Nawet jeśli nie byłby potrzebny, to jedna z wielu boiskowych sytuacji, do jakich powszechnie nie mamy dostępu. Nic dziwnego, że mecz zawsze zostaje owiany pełną aurą tajemniczości i wyrozumiałości – co było na boisku, zostaje na boisku, bo tam pada mnóstwo znacznie gorszych haseł. Każdy, kto poznał tę specyfikę, wie, jak działają ludzie w adrenalinie, emocjach, atmosferze rywalizacji.

Vinicius nie miał pojęcia, o czym rozmawiają rodacy, bo nie zna francuskiego. Stał w zasadzie tuż obok nich. Przez kolejne 25 minut nie dostał ani jednego podania od Karima Benzemy, kiedy Real próbował odrabiać straty z Borussią Mönchengladbach (2:2) w Lidze Mistrzów. Mendy, któremu Vini sugerował częstsze zagrania na obieg, podał do Brazylijczyka trzykrotnie, ale już w sytuacjach bez wyjścia. Ewidentnie tam było gorąco, bo Królewscy irytowali się przebiegiem spotkania i niekorzystnym rezultatem tuż po wygranym El Clasico. Groziło im widmo braku choćby punktu po dwóch kolejkach Champions League. Ostatecznie metodą „tysiąca i jednej wrzutki” oraz przesunięciem do ataku Ramosa i Varane'a doprowadzili do wyrównania.

Vinicius jest największą zagadką tego Realu – człowiekiem, który co kilka spotkań uratuje całe zawody, a zarazem definicją nieskuteczności i nieregularności. Przeplata zawody wspaniałe z takimi, kiedy nie odczujesz jego obecności na murawie. Jednakowoż jest jednym z nielicznych graczy, którzy w każdej chwili mogą zaskoczyć przeciwnika czymś niekonwencjonalnym. Bywa jednak tak jak w Mönchengladbach, kiedy koledzy zaczynają się denerwować jego stylem gry.

To o tyle dziwne, że akurat Brazylijczyk zawsze był wpatrzony w Benzemę. Wydawało się, że otoczył go szczególną ochroną oraz opieką. 20-latek sam na początku tego miesiąca mówił: „Karim jest moim idolem, to wielki przywilej móc z nim grać. Jest osobą, która od pierwszego dnia bardzo mi pomogła i zajęła się mną, nawet mnie nie znając. To jeden z najlepszych piłkarzy, jakich widziałem w życiu. Myślę, że bardzo pomoże mi w rozwoju”.

Nie ulega jednak wątpliwości, że grą Viniciusa można się zmęczyć. To istny żywioł, eksplozja, z której nie wiadomo co powstanie. Czasem zbawienie, zazwyczaj jednak chaos. Kiedy patrzymy na Benzemę, nauczyciela futbolu, który każdy ruch ma przemyślany i widzi więcej niż pozostali, dostajemy obraz kompletnie różnych podejść. Czasem jego prostopadłe podania robiły całą grę Brazylijczykowi. Bywa jednak tak, że to koncert gestów rozczarowania – Vinicius źle pobiegł, nie oddał piłki, nie przewidział oczywistego zagrania. Talentu nikt mu nie odmówi, do wyrachowanej gry mu jednak daleko.

Najlepiej boiskowe zależności tłumaczył Jamie Carragher w studiu pomeczowym: „Sam mówiłem takie rzeczy, inni opowiadali identyczne o mnie. To kwestia dnia. Nie chcesz zrobić komuś krzywdy, więc jeśli możesz, unikasz go i mu nie podajesz. Nie pogarszasz jego sytuacji. Bywało mnóstwo takich sytuacji na boisku. Podpowiadasz, aby kogoś nie angażować, skoro mu nie idzie, a poszukać innych rozwiązań. Benzemę po prostu przyłapano”.

Wydaje się, że nie trzeba dopisywać tej anegdotce kolejnych rozdziałów. Tym bardziej, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Benzema przez cały ten czas Viniciusa w Madrycie rzeczywiście był dla niego jak starszy brat. Dlaczego nagle miałby mieć wobec niego jakiekolwiek złe intencje. Zdarza się, że Francuz ma do niego zarzuty – błaga, aby podnosił głowę, gani za brak spokoju, apeluje o więcej inteligentnej gry. To należy potraktować jednak tak samo jak setki innych emocjonalnych haseł, które padają podczas meczów. A już tym bardziej o wysoką stawkę. Gdybyśmy każdemu z nich nadawali głębszy sens czy starali się rozkładać je na czynniki pierwsze, doszlibyśmy do samych sprzeczności.

Futbol to jednak działanie na emocjach – żywe reakcje, instynktowne hasła, jak najprostsza treść. Po ostatnim gwizdku podajesz sobie rękę i kasujesz to z głowy, zamiast dopisywać temu kolejne znaczenia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.