#BringBackAlice nie jest „polską Euforią”, ale trzyma w napięciu i porusza ważne tematy

Zobacz również:W dobie social mediów nikt nie potrzebuje „Plotkary” (RECENZJA)
-go1_64385e3b6761f.jpg
#BringBackAlice

#BringBackAlice widzieliśmy już w całości i możemy zdementować pogłoski o tym, że powstała „polska Euforia”. Niemniej udało się zrobić całkiem niezłą, opowiedzianą nowoczesnymi środkami teen dramę i przy okazji poruszyć ważny temat.

A to, że Dawid Nickel chce, potrafi i ma pomysł na to, jak mówić o nastolatkach w kinie, potwierdził jakiś czas temu w debiutanckim Ostatnim komersie. Było w tym filmie dużo prawdy o tym, co gryzie dzieciaki z blokowisk; o poczuciu wyobcowania, problemach, jakie mają z określeniem swojej tożsamości i braku rodziców w ich życiu. Nie było w tym bynajmniej ściemy, ani wiedzy wyssanej z palca. Nickel wiele rzeczy na ekran przeniósł z rodzinnych stron i z własnego doświadczenia. Kiedy szukał pomysłu na film, znalazł u siebie album z komersu. Na jednym zdjęciu był on i chłopak, w którym tamtego dnia się zakochał.

Nickel podjął w Komersie też kilka ciekawych, i nieoczywistych jak na standardy polskiego kina, decyzji. Do jednej z głównych ról zaprosił Michała Sitnickiego, naturszczyka, który nigdy nie stał przed kamerą. Wypatrzył go na Instagramie, okazało się, że chłopak jest fanem imprez Wixapolu, co potem zostało umiejętnie wplecione do filmu. W najlepszych scenach widzimy jak Sitnicki, bez opamiętania, tańczy do Explosion duetu Kalwi & Remi. Język ciała rytmizował zresztą całą historię, nadawał jej zmysłowego charakteru. Poza tym porządkował, a zarazem odzwierciedlał, uczucia i myśli bohaterów. Drugą taką rzeczą w ich życiu był Instagramowy filtr, swoiste różowe okulary nowego pokolenia, przez które dzieciaki patrzyły na szarą rzeczywistość dookoła. Film Nickela, poza tym wszystkim, zbiegł się w czasie z likwidacją gimnazjów i niejako stał się portretem ostatniej generacji gimnazjalistów. Rząd uznał, że niedobre gimnazja trzeba zastąpić dobrą podstawówką. Zmiana nazwy, jak można się domyślać, nie stała się remedium na problemy w polskich szkołach.

Z tym „gimbusem” i „gimbą” było jak ze wszystkim w tym kraju. […] Nazywamy, określamy, przypisujemy negatywne konotacje, a jednocześnie nie idziemy dalej. Wszyscy pastwili się nad gimnazjami, że tylko patologia, że przemoc i narkotyki. Ale czy ktokolwiek pomyślał, że to może być szerszy problem? Na przykład dzielnicy, szkoły, może osoby, która potrzebuje wsparcia. […] Nie ma gimnazjów i co? Nie ma dzięki temu przemocy, a problemy dzieciaków i nastolatków zniknęły, ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Wątpię. […] Zamiast wymyślać nowe modele szkolnictwa i zmieniać program co 10 lat, może warto się skupić na człowieku? – mówił mi Nickel tuż po premierze Komersu.

Piszę o tym dlatego, że reżyser murem stał za swoimi bohaterami; za nic ich nie obwiniał, a źródła ich problemów były raczej wynikiem zaniedbania w domu, ze strony szkoły i systemu. Trochę podobnie jest w #BringBackAlice, choć gatunkowo serial ten ma inny kaliber. Pierwsza miłość, dorastanie, seks, narkotyki, problemy osób LGBT+ – to istotne tematy. Dramaturgia opiera się jednak w dużej mierze na zaginięciu tytułowej bohaterki. Alicja, popularna influencerka, znika bez śladu. Dwie noce wcześniej dziewczyna była z przyjaciółmi na top secret party, która odbywała się na przerobionym na klub techno promie towarowym. Policja rozpoczyna poszukiwania, rodzina wydaje oświadczenie. Nagłówki tabloidów krzyczą o jednym: Gdzie jest Alicja Stec? Kiedy wszystko wskazuje na to, że jest to parafraza słynnego Who Killed Laura Palmer?, dziewczyna nagle się odnajduje. Nie pamięta niczego, co działo się po imprezie. W głowie pojawiają się flashbacki, wracają cząstki wspomnień naładowane emocjami, ale nie może poskładać ich w całość. Lekarze twierdzą, że pacjentka blokuje traumatyczne przeżycia. Koleżanki i koledzy szepczą po kątach, że będą mieli przepierdolone, jak Alicja sobie przypomni i coś wyjdzie w sprawie.

Tyle w zasadzie wiemy od początku i na pytaniu o to, co się tamtej nocy wydarzyło, cała akcja się trzyma. #BringBackAlice opiera się na dramaturgicznych elementach kryminału – śledztwie, podążaniu tropem domysłów, poszukiwaniu poszlak i dowodów. Nickel trzyma nas w niepewności, ale samą zagadkę, choć jest nicią przewodnią, można potraktować też jako za pretekst do odmalowania portretu pewnych kręgów i pewnego pokolenia. Niezależnie od tego, co stało się z Alicją, sprawa ma źródło w relacjach między nastolatkami.

Nickel silnie zarysowuje tu zarazem kwestię ekonomiczną – jego bohaterkami i bohaterami jest bananowa młodzież z bogatych domów, których rodzice bulą miliony monet za szkołę. Do prywatnego Batory High School chodzą w mundurkach jak z Patointeligencji Maty. Wychowują się w designerskich penthause’ach, w których wisi Sztuka konsumpcyjna Natalii LL. A mimo to, wszyscy są jakoś skrzywdzeni. Bohaterowie boją się odrzucenia i upokorzenia. Kreują swój wizerunek. W najlepszych momentach Nickel dociera do źródła ich traum. Są wśród nich też, niestety, postaci jednowymiarowo potraktowane; nakreślone według mdłego typażu teen dramy: kapitan koszykarskiej drużyny, cheerleaderka, i tak dalej. #BringBackAlice nie rości sobie jednak pretensji do stawiania szerzej zakrojonych diagnoz na bogatych i wpływowych ludzi. To przede wszystkim serial o nastolatkach.

Pod względem formy to rzecz na miarę naszych czasów, to na pewno. W prologu, skądinąd świetnym, dostajemy miks tego, co zalewa ekrany smartfonów: rolek, storiesów, lajków i komentarzy. Forma generalnie jest rozbuchana. Króluje błyskawiczny, teledyskowy montaż. Kamera wykonuje czasem niemożliwe ruchy, wiruje wokół własnej osi i wlatuje przez dach do samochodów. Do tego dochodzi brokat i neonowe poświaty. Nie bez powodu serial był hucznie porównywany do Euforii, zanim się ukazał. Nickel tych inspiracji się nie wypiera, sam się do nich przyznaje, gdy na soundtracku umieszcza Mount Everest Labrintha. Wizualny kształt #BringBackAlice nie wytrzymuje co prawda porównania z serialem Levinsona, ale widać tu dbałość o szczegół. Można jednak odnieść wrażenie, że język ten oddala nas czasem od meritum i przysłania pewne fabularne braki. Nickel opowiada tę historię za pomocą formy, jaka charakteryzuje social media, ale już o nich samych ma mało do powiedzenia. Dynamizm użytych środków jest też niewspółmierny do kryminalnego wątku, który na przestrzeni sześciu odcinków, dosyć długo stoi w miejscu (ten w finale się rozkręca i zbliża do Labiryntu Villeneuve'a). Inna sprawa, że ekspresjonistyczny, przegięty styl Levinsona w Euforii oddawał rozchwiane, skłębione i podkręcone do maksimum emocje nastoletnich bohaterów. Takie wstawki w #BringBackAlice pełnią raczej funkcję ozdobnika.

Nie zamierzam jednak odmawiać temu serialowi zasług na wielu polach, kilka tematów zostało w nim świetnie opowiedzianych. Szczególnie wątek zaginięcia. Alicja nie jest jedyną zaginioną. Razem z nią znika niejaka Weronika. Nikt o niej nie słyszał. Nikt nie napisał o niej w gazetach. Nie ma chętnych do zrobienia o niej live’a na Insta, bo w przeciwieństwie do Alicji, dziewczyna nie miała kilkuset tysięcy followersów i bogatych rodziców, którzy mogli na własną rękę wszcząć poszukiwania. Na tym przykładzie doskonale widać rozwarstwienie i nierówności społeczne, które w #BringBackAlice są jednym z ciekawiej ogranych tematów. Tomek, brat zaginionej Weroniki, który nie zawaha się przed niczym, byleby odnaleźć siostrę, jest najbardziej zniuansowaną i interesującą postacią w całym serialu. Drugim bohaterem funkcjonującym w oderwaniu, ale i na styku elit, jest Patryk – nastoletni diler z wyrokiem, który handluje pod szkołą. Za kasę z dragów, planuje pójść na studia.

#BringBackAlice to serial na ważny temat. Kilkakrotnie powraca w nim temat Fundacji Itaka, która powstała w 1999 r., m.in. z inicjatywy Lidii Ostałowskiej i Wojciecha Tochmana. Wolontariusze organizacji szukają zaginionych, wspierają ich rodziny, prowadzą internetową bazę danych zaginionych i całodobową linię wsparcia. Przez blisko ćwierć wieku Itaka odnalazła 12 374 osób. Z ostatnich statystyk wynika, że rocznie ginie 18-20 tys. Polaków. To tak jakby nagle zniknęło całe miasto. Sióstr, matek, ojców – mówi Alicja Stec. Dawno nie widziałem, żeby któryś serial w tak bezpośredni sposób rozpowszechniał wiedzę na temat działań podobnych organizacji pozarządowych. #BringBackAlice można potraktować jako przyciągającą uwagę rozrywkę. Ale też punkt wyjścia do poważnej rozmowy na poważny temat.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Mateusz Demski – dziennikarz, krytyk, bywalec festiwali filmowych. Pisze dużo o kinie na papierze i w sieci, m.in. dla „Przekroju”, „Przeglądu”, „Czasu Kultury” i NOIZZ.pl. Ma na koncie masę wywiadów, w tym z Bong Joon-ho, Kristen Stewart, Gasparem Noé i swoją babcią.