Buntownik z Derry. James McClean znów znalazł się w centrum uwagi

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Scotland v Republic of Ireland - UEFA Nations League B
Fot. Eóin Noonan/Sportsfile via Getty Images

Urodził się na terenie Wielkiej Brytanii, reprezentował Irlandię Północną, a obecnie gra dla Republiki Irlandii. Kibice znają go z rudych włosów, twardej wyspiarskiej gry oraz tego, że nigdy nie gryzie się w język i nie marnuje okazji, żeby podkreślić swoją irlandzką wyjątkowość. Zbliża się listopad, więc o Jamesie McCleanie znów robi się głośno.

– Nie szukam współczucia, uwierzcie, że nie o to mi chodzi. Jestem po prostu wkurzony – napisał na Instagramie James McClean po tym, jak w ostatni weekend kolejny raz przez 90 minut musiał wysłuchiwać obelg. Tym razem podczas meczu obecnej drużyny z byłą, czyli Wigan z Sunderlandem.

– Wczoraj znów słyszeliśmy te same piosenki. “Fuck the Pope and the IRA” czy okrzyki bezpośrednio skierowane do mnie: “Fenian bastard” [słowo “fenian” na Wyspach uchodzi za obraźliwe określenie na katolika – przyp. red.], “Fenian cunt”, “You dirty Irish cunt” – denerwował się.

Absurdu całej sytuacji dodaje fakt, że kolejka ta została poświęcona walce z rasizmem i dyskryminacją, tymczasem McClean został zaatakowany, dlatego że jest katolikiem i Irlandczykiem.

– Mój siedmioletni syn ogląda każdy mecz, na stadionie lub w telewizji, i pyta mamy, “dlaczego ludzie buczą na tatę i śpiewają w jego kierunku te piosenki?” – mówił z żalem. – Okłamałbym Was, gdybym powiedział, że oczekuję, że Football Association czy władze Football League cokolwiek zrobią. Historia pokazuje, że nie. Co roku przyjeżdża do nas delegat, żeby dyskutować na temat dyskryminacji i wciska nam jakieś gówno, nie robiąc nic – ciągnął. – Za mną i moją rodziną już osiem lat wysłuchiwania okropnych tekstów rzucanych w naszą stronę – skwitował.

MAK

Wszystko zaczęło się jednak wcześniej, w listopadzie 2012 roku podczas meczu Sunderlandu z Evertonem. Wtedy to James McClean był jedynym piłkarzem, który nie miał na koszulce maku, czyli symbolu pamięci o ofiarach wojennych. To wywołało burzę.

Dla Anglików odmówienie grania z makiem oznaczało zdradę. Jeszcze w trakcie spotkania ilekroć przyjmował piłkę, z trybun niosły się gwizdy i wyzwiska. To był jednak dopiero początek. Tydzień później na Craven Cottage został słownie zaatakowany już nie tylko przez fanów drużyny przeciwnej, ale też Sunderlandu. A do sieci wyciekły rozmowy z licznych forów piłkarskich, gdzie kibice namawiali nawet do zamachu na jego życie.

– Weźcie na mecz broń i go zabijcie – pisał do kibiców Fulham i Sunderlandu jeden z użytkowników.

McClean nagle stał się publicznym wrogiem numer jeden, a co roku konsekwentnie odmawiając występowania z makiem, tylko podgrzewał atmosferę.

DLACZEGO?

Przyczynę swojej decyzji zdradził po kilku latach, kiedy występował już w Boltonie. Wtedy to napisał oficjalny list do właściciela klubu, w którym wyjaśnił, dlaczego nigdy nie przypnie maku do koszulki.

– Mam wielki szacunek do tych, którzy walczyli w wojnach światowych. Opłakuję śmierć niewinnych ludzi. I gdyby mak symbolizował ofiary tych wojen, to bym go zakładał. Jednak on odnosi się też do tego, co się działo po 1945 roku i tu dla mnie pojawia się problem – tłumaczył.

Irlandczyk opowiedział o miejscu, z którego pochodzi, w którym niechęć do brytyjskiej armii i wszystkiego, co z nią związane, a więc też i do symbolu maku, jest czymś całkowicie naturalnym. Dał do zrozumienia, że polityka została mu niejako narzucona od urodzenia.

KŁOPOTY

McClean wychował się w północnoirlandzkim mieście, którego sama nazwa wzbudza już kontrowersje i jest przyczyną do częstych konfliktów politycznych. Irlandzcy katolicy, którzy stanowią znaczną większość mieszkańców, nazywają je Derry. Ale dla dominującej ekonomicznie mniejszości brytyjskiej (i protestanckiej) na zawsze będzie to Londonderry. Żeby nie wywoływać niepotrzebnych sporów, na mapach i w oficjalnych dokumentach najczęściej widnieje napis “Derry/Londonderry”, a postronni mieszkańcy często żartobliwie stwierdzają, że mieszkają w mieście ukośnika.

Choć na temat jego nazwy niektórzy lubią się śmiać, samo miejsce rzadko wywołuje uśmiech na twarzy. – To miasto, w którym ludzie dalej żyją w cieniu tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu – opowiadał McClean. Piłkarzowi Wigan chodzi przede wszystkim o tzw. Kłopoty, czyli wojnę domową pomiędzy irlandzkimi katolikami a brytyjskimi protestantami, która wybuchła w latach 60. XX wieku i przez trzy dekady pochłonęła ponad 50 tysięcy ofiar.

Konflikt był konsekwencją podziałów społecznych, które występowały od samego utworzenia Irlandii Północnej. Od początku kraj ten był kompromisem między irlandzkimi powstańcami a Brytyjczykami. Lata brytyjskiej “okupacji” sprawiły, że na północy wyspy zaczęli dominować pochodzący z Anglii i Szkocji protestanci, dlatego mimo że Brytyjczycy w pewnym momencie wycofali się z Irlandii, sześć północnych hrabstw zostało w Zjednoczonym Królestwie jako oddzielne państwo, które później nazwano Irlandią Północną.

Kraj ten nie był jednak w stu procentach brytyjski. Irlandczycy od początku stanowili 40-45% populacji, dlatego społeczeństwo zmagało się ogromnymi podziałami. Katolicy dążyli do przyłączenia hrabstw do republiki, a protestanci starali się jak najbardziej uprzykrzyć życie sąsiadom.

Efektem tych podziałów było między innymi utworzenie rozległego osiedla Creggan, gdzie wychował się właśnie McClean. Oficjalnie powstało ono jako odpowiedź na wyż demograficzny. Ale w rzeczywistości sprawujący władzę Brytyjczycy chcieli w ten sposób zamknąć katolików w jednej części miasta i ograniczyć ich osiedlanie się w innych dzielnicach.

Robili to po to, żeby wykluczyć ich z życia politycznego. W Irlandii Północnej, tak jak w całej Wielkiej Brytanii, obowiązuje system jednomandatowych okręgów wyborczych. Brytyjczycy na siłę osiedlając Irlandczyków w określonych częściach miasta i nie zwiększając liczby ich polityków w parlamencie, manipulowali wyborami i sprawiali, że przez lata katolicy nie mieli żadnej prawdziwej reprezentacji w rządzie. Ponieważ przykładowo trzytysięczna dzielnica irlandzka dysponowała mniejszą liczbą mandatów niż 300-osobowa dzielnica brytyjska.

McClean urodził się więc i wychował w miejscu, które było niejako mechanizmem dyskryminacji w rękach brytyjskiej armii i rządu. Dlatego, jak tłumaczył, nie może teraz utożsamiać się z czymś, co tę armię symbolizuje.

– Granie z makiem byłoby dla mnie brakiem szacunku wobec niewinnych ludzi, którzy zginęli podczas Kłopotów. To byłby brak szacunku dla moich ludzi. Nie namawiam do wojny, nie jestem anty-brytyjski, nie jestem też terrorystą, jak nieraz w przeszłości próbowano mnie nazywać. Jestem pokojowym gościem i uważam, że powinniśmy żyć razem bez względu na politykę czy religię i oczekuję tego w zamian. Jestem dumny z miejsca, z którego pochodzę. I nie mogę zrobić czegoś, co według mnie jest niewłaściwe. W życiu trzeba stać za tym, w co się wierzy – skwitował.

REPREZENTACJA

O ideałach i potrzebie kierowania się nimi mówił także w momencie, kiedy odrzucił powołanie do kadry Irlandii Północnej. Choć w młodzieżówce grał jeszcze w kadrze z północy, jako dorosły zawodnik zdecydował, że chce występować w barwach Republiki Irlandii.

– Tak jak każdy katolik nie czułem się częścią tego składu. Jeśli ktoś mówi inaczej, śmiało możecie nazwać go kłamcą – opowiadał irlandzkim mediom – To mocne słowa, ale naprawdę czułem się tam niechciany. To trudne stać do tego hymnu, patrzeć na te flagi i słuchać tych przyśpiewek – stwierdził.

Irlandia Północna nie ma własnego, oddzielnego hymnu, dlatego przed meczami odgrywane jest “God Save The King”. Jej kibice to właściwie w stu procentach Brytyjczycy, którzy wieszają brytyjskie flagi, a w przeszłości często podczas spotkań skandowano przyśpiewki obrażające katolików.

FIFA pozwala obywatelom Irlandii Północnej na wybór kraju, który chcą reprezentować. Dlatego w 2012 roku McClean zadebiutował w barwach “The Green Army”. Za co zresztą też spotkała go duża krytyka ze strony angielskich fanów, którym naturalnie dalej do Republiki Irlandii niż Irlandii Północnej.

WOJENKI

McCleana nie wyróżnia jednak tylko pochodzenie – przecież wielu Irlandczyków gra i grało w Premier League. Nie chodzi też tylko o grę bez maku, bo w tym także nie jest osamotniony, między innymi Nemanja Matić odmówił zakładania go na koszulkę, ponieważ kojarzył mu się z wojną w Jugosławii. Piłkarz Wigan po prostu lubi – mówiąc kolokwialnie – poddymić i zwrócić na siebie uwagę.

Kilka dni przed meczem z Sunderlandem McClean publicznie poparł irlandzkie piłkarki, które po wywalczeniu awansu na mundial śpiewały jedną z pieśni wychwalających Irlandzką Armię Republikańską. Choć same zawodniczki szybko przeprosiły za swoje zachowanie, 33-latek wrzucił na Instagram story z apelem: “dajcie ludziom śpiewać pieśni opowiadające o dziejach ich kraju”.

W 2020 roku natomiast opublikował zdjęcie, na którym widać, jak z kominiarką na twarzy zwraca się do dzieci. Wszystko to oprawił podpisem “history lesson”. Dla postronnych kibiców może to być zwykły żart, jednak w Wielkiej Brytanii zostało to wprost odczytane jako nawiązanie do Kłopotów, podczas których kominiarki należały do stałego elementu ubioru młodzieży należącej do organizacji paramilitarnych.

– Nie chciałem nikogo urazić, ale teraz rozumiem, że to zrobiłem – przepraszał później.

Te wszystkie afery są argumentami w rękach hejterów McCleana, jednak nie mogą tłumaczyć ich niektórych zachowań. Liczba śmiertelnych pogróżek w pewnym momeecie tak wzrosła, że różne brytyjskie organizacje pozarządowe zaczęły stawać w jego obronie. Po tym, jak jego brat dostał list, w którym grożono mu spaleniem jego dzieci, po stronie Irlandczyka opowiedział się angielski związek zawodowy piłkarzy.

Co ciekawe, niechęć do nakładania maku usprawiedliwiła nawet organizacja The Royal British Legion, czyli inicjator całej akcji. Jak napisali w oświadczeniu jego członkowie, mak to symbol poświęcenia w walce o wolność, dlatego założenie go powinno być kwestią indywidualną. – Narzucanie byłoby sprzeczne z tym, co sam mak oznacza. Popieramy Jamesa, ma prawo do własnej decyzji – czytamy na ich stronie.

Czas na reakcję FA. Federacja lubi się chwalić tym, jak bardzo walczy z rasizmem. Promowała klękanie przed meczami, prowadzi różnego rodzaju akcje uświadamiające. Pora, żeby za słowami i gestami poszły czyny. Bo choć McClean często wygląda na kogoś, kto dobrze odnajduje się w konfliktach z kibicami, dyskryminacja może prowadzić do tragedii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Jędrzej, choć częściej występuje jako Jj. Najlepiej opisuje go hasło: londyński sound, warszawski vibe. W Drugim Śniadaniu regularnie miesza polskie brzmienia z tym, co dzieje się na Wyspach, dorzucając również utwory z amerykańskiej nowej szkoły. Afrowave, drill, trap - słyszymy się!
Komentarze 0