W Ekstraklasie przy takim wzroście nikt by nawet na niego nie spojrzał. Bramkarz, który znów zatrzymał Bayern, zrobił dużą karierę. Ale nie taką, jaką mógłby, gdyby nie przywiązanie do wzrostu.
Agenci pracujący w Polsce nie mają wątpliwości: w przypadku bramkarzy, kluby pytają tylko o dwie rzeczy – czy ma 190 centymetrów i czy dobrze gra nogami. Jeśli ktoś nie spełnia któregoś z warunków, raczej jest odrzucany. W kadrach osiemnastu ekstraklasowych klubów jest aktualnie bardzo niewielu bramkarzy mierzących mniej niż metr dziewięćdziesiąt. A jeśli już, to zwykle niewiele mniej. Najniższy z regularnie broniących — Kevin Broll z Górnika Zabrze – ma 186 centymetrów. Jest duże prawdopodobieństwo, że na CV Yanna Sommera z jego 183 centymetrami nikt by nie spojrzał. Nawet gdyby zobaczył w nim ponad 300 występów w Borussii Moenchengladbach, 89 w europejskich pucharach i 74 w reprezentacji Szwajcarii. 33-latek jest w tej chwili najniższym ze znaczących bramkarzy Europy. W czołowych pięciu ligach tylko Edgar Badia z Elche jest niższy. Jak na te ograniczenia, Szwajcar zrobił spektakularną karierę. Pytanie, czy faktycznie nie mógł osiągnąć więcej, czy tylko dyrektorzy sportowi i trenerzy większych klubów niesprawiedliwie go osądzali.
W ten weekend znowu to zrobił. W pojedynkę zatrzymał Bayern Monachium. Gdy ma swój dzień, Sommer należy do najlepszych i najbardziej efektownych bramkarzy Bundesligi. W grze na linii przypomina kota albo pająka. Nie dość, że niższy od większości bramkarzy, to jeszcze ma tendencję do bardzo niskiego stania na nogach, w szerokim rozkroku, co czasem specjaliści od tego fachu wskazują jako jego wadę oraz przyczynę problemów przy bronieniu niektórych strzałów z dystansu. Jednocześnie jednak niewielu jest bramkarzy umiejących szybciej niż Szwajcar paść na ziemię. Ma niewiarygodny refleks i dynamicznie pracuje nogami, dzięki czemu co roku gwarantuje przynajmniej kilka efektownych parad. W meczu z rozpędzonym Bayernem interweniował szokujące dziewiętnaście razy. Skapitulował raz, po precyzyjnym strzale Leroya Sane. W zgodnej opinii w pojedynkę wywalczył dla drużyny ten niespodziewany punkt. Według goli oczekiwanych Bawarczycy powinni byli w sobotę strzelić 3,2 gola.
Można powiedzieć, że w przypadku bramkarza Borussii to już norma. Statystyki za ostatnie pięć sezonów wskazują, że średnio chroni drużynę przed ¼ gola na mecz. Inaczej mówiąc: raz na cztery mecze zapobiega pewnej bramce przeciwnika. W skali sezonu daje to aż osiem bramek, których straty udaje się uniknąć dzięki temu, że w bramce stoi akurat ten bramkarz. Jeśli chodzi o statystyki z całej kariery, Sommer też jest na plusie z wynikiem +0,07 gola na 90 minut. Dla porównania, statystyki z całej kariery Manuela Neuera wynoszą -0,01 straconej bramki na mecz. Całościowy wynik Szwajcara przebija m.in. Marca-Andre ter Stegena z Barcelony, Thibouta Courtoisa z Realu Madryt czy Keylora Navasa z Paris Saint-Germain. Gracz Gladbach bardzo dobrze radzi sobie na linii, ale też w sytuacjach sam na sam. Bardzo dobrze rozgrywa. I obronił ¼ strzelanych na jego bramkę jedenastek. Choć czołowi bramkarze Bundesligi w ostatnich latach trafiali do bardzo silnych zagranicznych klubów — ter Stegen do Barcelony, Bernd Leno do Arsenalu, Loris Karius do Liverpoolu, Alexander Nuebel do Monaco, Kevin Trapp do PSG – Sommer rozpoczął właśnie dziewiąty sezon w Gladbach. I wyróżniał się w prawie każdym. Od żadnego z tych bramkarzy nie był w Bundeslidze wyraźnie słabszy. Ale od każdego jest wyraźnie niższy.
NADRABIANIE MANKAMENTÓW
- Tych bzdur o tym, że jestem zbyt niski, nie mogę już słuchać — przyznał kilka lat temu w podcaście “Fohlen Futter”. - Po pierwsze, wcale nie jestem taki niski. Iker Casillas czy Victor Valdes byli mojego wzrostu, ter Stegen też nie jest wielkoludem. Po drugie, gdybym był za niski, nie grałbym w fazie pucharowej mistrzostw świata czy Europy, a Borussia nie wychodziłaby z grupy Ligi Mistrzów — mówił. W tej samej rozmowie opowiadał, że już jako junior ciągle słyszał, że z tym wzrostem nie zrobi żadnej kariery, co w tamtych czasach było jeszcze bardziej odczuwalne, bo urodził się w grudniu, przez co był w praktyce rok młodszy od rówieśników. Ale jednocześnie wiedział, że na każdym etapie był po prostu dobrym bramkarzem. Odwagą, zwinnością, sprawnością nadrabiającym naturalne mankamenty.
SZWAJCARSKA GWIAZDA
Początkowo pozwoliło mu to zostać głównie gwiazdą lokalną. Już jako nastolatek zadebiutował w seniorskiej piłce w liechtensteińskim FC Vaduz, z którym bił się w eliminacjach europejskich pucharów i awansował do najwyższej ligi w Szwajcarii. W wieku 20 lat zadebiutował w FC Basel, któremu kibicował od dzieciństwa i na którego meczach był chłopcem do podawania piłek. W barwach tego klubu wystąpił 170 razy. Czterokrotnie zdobywał mistrzostwo Szwajcarii, dołożył dwa puchary, wychodził z grupy Ligi Mistrzów, eliminując Manchester United i docierał do półfinału Ligi Europy. A w wieku 24 lat zadebiutował w reprezentacji Szwajcarii. Wtedy wydawało się jednak, że międzynarodowa kariera nie będzie dla niego.
NAJTRUDNIEJSZE DZIEDZICTWO
Kiedy jednak Borussia Moenchengladbach w 2014 roku sprzedała swojego wychowanka ter Stegena do Barcelony, poszukiwała kogoś, kto będzie równie dobrze, jak on grał nogami. Ówczesny trener Lucien Favre lubował się w cierpliwym budowaniu ataków pozycyjnych i potrzebował bramkarza, który będzie jedenastym zawodnikiem z pola. 26-letni wówczas Szwajcar trafił w Nadrenii na najtrudniejsze z możliwych dziedzictw, bo ter Stegen był wychowankiem, ulubieńcem i dumą całego klubu, ale zaskakująco szybko pozwolił o nim zapomnieć. W debiutanckim sezonie w Niemczech puścił zaledwie 26 goli i aż piętnaście razy zachował czyste konto. Z czasem jego pozycja rosła, aż został jednym z głównych zastępców kapitana i sam stał się symbolem drużyny, dla której zagrał już ponad 300 razy.
10 CENTYMETRÓW OD KLASY ŚWIATOWEJ
Choć świetnie promował się też na turniejach reprezentacyjnych, trzy razy z rzędu wychodząc z grupy i przyczyniając się do wyrzucenia Francuzów z Euro 2020 po tym, jak obronił rzut karny Kyliana Mbappe, nikt go jednak z Gladbach nie wyciągnął. Nieoficjalnie wielu skautów i dyrektorów sportowych wielkich klubów mówiło, że byłby zawodnikiem na najwyższy poziom, gdyby tylko miał 10 centymetrów więcej. Tego lata było wokół niego trochę plotek, nawet do ostatnich dni okna transferowego, ale wśród zainteresowanych najczęściej wymieniano kluby pokroju Nicei prowadzonej dziś przez Favre’a, czy Rennes, a nie europejskiej wagi ciężkiej. Ta, inaczej niż w czasach Casillasa czy Valdesa, zdaje się dziś już nie ufać tak niskim bramkarzom. 185 centymetrów Keylora Navasa wydaje się w tej chwili psychologicznym minimum. Choć Kostarykanin też, mimo że wszędzie spisuje się świetnie, ciągle jest niedoceniany. I zarówno w Realu, jak i w PSG, musiał z czasem ustępować blisko dwumetrowym gigantom Courtoisowi i Donnarummie. Także w Europie obowiązuje, z małymi wyjątkami, przekonanie, że bramkarz zaczyna się od 190 centymetrów.
MUZYCZNE PASJE
Sommerowi pozostaje więc status gwiazdy Borussii Moenchengladbach, a w najbliższym czasie on i klub będą mieli do podjęcia kluczowe decyzje. Jego kontrakt wygasa za rok. Jeśli “Źrebaki” uznają, że chcą na nim zarobić, zostają im ostatnie dni. Jeśli on zdecyduje, że po ośmiu latach czas na nową przygodę, po mundialu, na którym potencjalnie może jeszcze raz udowodnić na arenie międzynarodowej, że się nadaje, będzie mógł przyszłego lata odejść za darmo. Nie wyklucza też jednak opcji pozostania w Gladbach do końca kariery. Wtedy podpisałby nowy kontrakt, gwarantujący mu najwyższe zarobki w drużynie. W gruncie rzeczy życie gwiazdy dużego niemieckiego klubu nie wydaje się taką złą opcją. Zwłaszcza że Sommer ceni sobie harmonię życia w Nadrenii. Jest przeciwieństwem bramkarza-szaleńca, kipiącego testosteronem samca Alfa. W wolnych chwilach gra na instrumentach. Jeszcze jako nastolatek opanował afrykańskie bongo, potem do repertuaru dołączył gitarę i pianino, uczestniczy w lekcjach śpiewu, a na zgrupowaniach można go zobaczyć notującego przemyślenia w pamiętniku. To też pewnie nie ułatwia sprawy, bo uderza w drugi szeroko rozprzestrzeniony stereotyp: nie dość, że za niski na bramkarza, to jeszcze za grzeczny.
Komentarze 0