Ekstraklasowy koloryt. Jedenastka postaci, które sprawiały, że liga była ciekawsza

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pogoń Szczecin
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Bawili, szokowali, polaryzowali, sprawiali, że o lidze się mówiło, a przy tym byli postaciami, dla których chciało się przychodzić na stadion. Kiedy zniknęli, pozostawili za sobą pustkę. Gdyby kiedykolwiek zagrali w jednej drużynie, żaden kibic nie mógłby się nudzić. Wspominamy jedenaście wyrazistych ligowych postaci z ostatnich dwudziestu lat.

Ekstraklasa nigdy nie była silną ligą i zawsze odstawała od najlepszych na świecie. Transmisje telewizyjne z zagranicy pozwoliły jedynie dokładnie się o tym przekonać. Coraz szerzej otwarty rynek transferowy sprawił, że co ciekawsze postaci zaczęły jeszcze szybciej znikać z polskiej ligi, co czasem podczas jej śledzenia wywołuje frustrację i poczucie, że nie ma już w tych rozgrywkach na kim zawiesić oka, z kim się identyfikować i o kim dyskutować. W XXI wieku przewinęło się jednak przez ekstraklasę sporo postaci, które rozjaśniały szarą rzeczywistość. Były kolorowe w czarno-białym świecie. Czasem irytowały i szokowały, ale to one nakręcały zainteresowanie ligą. Stworzyliśmy drużynę złożoną z samych takich postaci. Gdyby poszerzyć ligę właśnie o taki zespół, z dnia na dzień w ekstraklasie zrobiłoby się znacznie ciekawiej.

Kryteria rekrutacji do zespołu były bardzo subiektywne. Bazowałem tylko na postaciach, które sam pamiętam z czasów ich karier, czyli w praktyce z ostatnich dwudziestu lat. Wybierałem takich piłkarzy, którzy bronili się także na boisku. Przez ligę przewinęło się w XXI wieku masę barwnych postaci, które jednak kompletnie nie potrafiły grać w piłkę. Ta drużyna, oprócz tego, że wywoływała u kibiców emocje pozaboiskowe, potrafiła też (w większości) całkiem nieźle grać i w dzisiejszej lidze pewnie miałaby szansę na czołowe miejsca. To podróż tyleż sentymentalna, ileż pokazująca też prezesom i dyrektorom sportowym, że wyrazistych i silnych postaci nie trzeba się bać ani ich unikać. Bo gdy liga nie ma wiele innego do zaoferowania, barwni zawodnicy potrafią zyskać status kultowy. Nawet jeśli ich prowadzenie wymaga ze strony klubu czy trenera trochę wysiłku.

1
Radosław Majdan
ekstraklasa
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Ekstraklasa ma w polskiej przestrzeni publicznej ten problem, że w głównym nurcie niewiele się o niej mówi. Postaci, które biegają po boiskach w ligowych klubach, są dla większości Polaków kompletnie anonimowe. O ile o gwiazdach reprezentacji czy zagranicznych klubów słyszał każdy w kraju, nawet jeśli nie interesuje się piłką, w polskiej lidze rzadko pojawiają się tego typu postaci. Dlatego Radosława Majdana trzeba uznać za ewenement, bo choć jego kariera piłkarska nie była oszałamiająca, został celebrytą pełną gębą i pewnie jednym z najbardziej znanych polskich piłkarzy ostatnich 20 lat. W reprezentacji Polski wystąpił tylko siedem razy, czyli mniej niż przykładowy Sebastian Przyrowski. W lidze był bramkarzem solidnym, wybijającym się, ale na pewno nie wybitnym. Przez to, co się o nim pisało na portalach plotkarskich, jak się ubrał, kogo przyprowadzał na stadion, w jakim teledysku czy show telewizyjnym wziął udział i jaką miał fryzurę, ekstraklasa docierała do ludzi, których w żaden inny sposób nie potrafiła dosięgnąć. Kibice drużyn, w których grał, czasem wywracali oczami na kolejne wieści o jego wyczynach, fani przeciwników często obierali go za cel szyderstw. Ale każdy go znał i miał o nim jakieś zdanie. Gdy wziąłem kiedyś moją ówczesną dziewczynę na mecz Podbeskidzia Bielsko-Biała z Polonią Warszawa i przez 90 minut zastanawiała się, co ona tam właściwie robi, jedyny moment, w którym na kilka sekund wykazała zainteresowanie to ten, w którym dowiedziała się, że tamten bramkarz to „TEN Majdan”. I podobne reakcje pojawiały się na wszystkich polskich stadionach.

2
Manuel Arboleda
Lech Poznań
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Manuel Arboleda Solidny obrońca. Kryjący blisko. Na tyle blisko, że Euzebiusz Smolarek skarżył się kiedyś, że Kolumbijczyk wtykał mu palce tam, gdzie nie powinien. Granie przeciwko niemu było szkołą dla młodych napastników wchodzących do ligi. Robert Lewandowski to właśnie na jego twardych mięśniach przyzwyczajał się do ekstraklasowej piłki. Potrafił też strzelać gole przy stałych fragmentach gry. Nauczył się języka polskiego, przez co jeszcze lepiej mógł uczestniczyć w życiu ligi. Był mocno wrażliwy na swoim punkcie, co czasem prowadziło do boiskowych konfliktów i ciekawych żali wylewanych w wywiadach. Zawsze sprawiał jednak wrażenie bardzo wdzięcznego, że dostał w Polsce taką szansę. Jego koszulka, za której pośrednictwem dziękował Jezusowi, Polsce, Lechowi Poznań i Franciszkowi Smudzie (dość, że w tej kolejności), stała się ligowym klasykiem.

3
Jacek Wiśniewski
Górnik Zabrze
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Piłkarsko pewnie najbardziej ograniczony w drużynie. Ale to nie szkodzi. Każdy zespół potrzebuje czasem, by trochę podostrzyć. A były stoper Górnika Zabrze grał tak, jak wyglądał. Już samo spojrzenie na niego wzbudzało strach. Nie tylko pozował na twardziela, lecz faktycznie nim był. Idealnie skrojony kandydat na idola trybun. Miejscowy, który nie robi z siebie kogoś ważniejszego, niż jest, ale zawsze wkłada w grę mityczne “serducho”. Dziś w lidze, w barwach tego samego klubu, gra jego syn Przemysław. Wyszkolony jest pewnie znacznie lepiej i ma szansę na bardziej spektakularną karierę. Ale tak kultowego statusu wśród kibiców, jakim cieszy się jego ojciec, pewnie nigdy nie uda mu się osiągnąć.

4
Nikola Mijailović
Wisła Kraków
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Zanim nastały czasy Mario Balotellego, były czasy Nikoli Mijailovicia. Nigdy nie było wiadomo, co Serb z Wisły Kraków akurat wywinie. Był uosobieniem wszystkiego, co się mówi o piłkarzach z byłej Jugosławii. Dobry piłkarz, człowiek z sercem na dłoni, ale taki, który gdy się zagotuje, potrafi całkowicie stracić panowanie nad sobą. Okres jego gry w Wiśle Kraków był złotą erą pierwszych portali sportowych. Kibice codziennie rano mogli ze strachem sprawdzać, co też minionej nocy wywinął w Krakowie Mijailović. Kto kiedykolwiek był z nim w jednej szatni, do dziś ma o czym opowiadać w wywiadach.

5
Kalu Uche
Wisła Kraków
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Być może najlepszy obcokrajowiec, jaki przewinął się przez polską ligę. Jedna z gwiazd najlepszego okresu w historii Wisły Kraków. Bardzo szybki i efektowny skrzydłowy, którego salta po zdobywanych bramkach były często jedynym powiewem świeżości i innego świata w czasach, gdy w lidze grały Górnik Polkowice i Szczakowianka Jaworzno, a stadion w Ostrowcu Świętokrzyskim był jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Po wyjeździe z Polski zrobił efektowną karierę. Prawie 150 razy zagrał w La Liga, trzydziestosiedmiokrotnie wystąpił w silnej reprezentacji Nigerii. Jednak jego jedynymi trofeami na koncie wciąż pozostają te zdobyte z Wisłą Kraków.

6
Mirosław Szymkowiak
Wisła Kraków
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Chyba najbardziej inteligentnie grający polski piłkarz swojej epoki. Rozgrywający w argentyńskim stylu. Silny bardziej kreatywnością i wizją niż przygotowaniem fizycznym. Potrafił zwracać uwagę fryzurami, które zmieniał jak Paul Pogba czy David Beckham, ale przede wszystkim przykuwał wzrok prostopadłymi podaniami rozrywającymi obrony od Chicago po Wodzisław. W fazie grupowej Ligi Mistrzów grał już jako 20-latek. Potem pomagał Wiśle Kraków szturmować Europę. Gdy wyjechał do Turcji, zakochał się w nim cały Trabzon, a pogłoski o zainteresowaniu Juventusu wydawały się wtedy tylko trochę przesadzone. Turcja oraz kontuzje przedwcześnie zakończyły jego karierę. ”Chińczyk” w formie był jednak piłkarzem nie z tej ligi.

7
Aleksandar Vuković
Legia Warszawa
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Typ zawodnika, którego kibice drużyn, w których grał, kochali, a tych, w których nie grał, zazdrościli. Nie dlatego, że tak znakomicie panował nad piłką, choć był w tej kwestii bardzo solidny. Serb bardzo dobrze zaaklimatyzował się w Polsce i był typem zawodnika, który mocno przywiązywał się do klubów, w których grał. Był symbolem Legii Warszawa, ale gdy pod koniec kariery przeszedł do Korony Kielce, szybko zaczął wyglądać, jakby za młodu wołali na niego "Scyzoryk". A przecież tak naprawdę był kibicem Partizana Belgrad, o czym potrafił pięknie opowiadać. Zresztą wywiady z nim przez ostatnie 20 lat zawsze należały do arcyciekawych. Miał interesujące przemyślenia na różne tematy. Czy to związane z piłką, czy z trenerami, drużynami, w których grał, czy z Bałkanami. Żywy dowód na to, że nie trzeba być skandalistą jak Mijailović, by być wyrazistą postacią.

8
Prejuce Nakoulma
Górnik Zabrze
Michał Chwieduk/400mm

W Polsce przeszedł niezwykłą drogę, bo jego pierwszym europejskim klubem była Granica Lubycza Królewska z grupy lubelskiej IV ligi. Skrzydłowy, a później napastnik z Burkina Faso przebijał się stopniowo do najwyższej ligi, gdzie w końcu zaistniał w barwach Górnika Zabrze. Nauczył się sprawnie władać językiem polskim, był kopalnią anegdot i dobrą duszą w szatni. A poza tym człowiekiem, który rozweseliłby nawet największego ponuraka. Nigdy o zabrzańskich kogutach nie mówiło się więcej niż w czasach, gdy seryjnie zgarniał je Nakoulma, a potem opowiadał z rozbrajającym uśmiechem, że “będzie je zjadł”. Po wyjeździe z Polski udało mu się spełnić marzenie o grze w Ligue 1, w której uzbierał 29 meczów. Sporo czasu spędził też w Turcji. Z reprezentacją Burkina Faso dotarł do finału Pucharu Narodów Afryki. Dziś jest bez klubu.

9
Danijel Ljuboja
Legia Warszawa
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Jego charakterystyczny biały pasek na środku głowy wielu pamiętało jeszcze z Paris Saint-Germain. Gdy więc pojawił się w Legii Warszawa, w kraju zapanowało niebywałe poruszenie. Serb idealnie wpasował się do ligi, w której dość łatwo przychodziło mu robienie za króla. Czarował sztuczkami, ściągał uwagę wszystkich zawodników, sprawiał, że drużyna wokół niego funkcjonowała lepiej, a czasem od niechcenia robił jakieś efektowne rzeczy. Jego krytycy zwracali uwagę, że to rozrywka dla ubogich, ale cóż poradzić, że oprócz niego mało kto w tej lidze w ogóle dawał jakąkolwiek rozrywkę? Poza boiskiem był entuzjastą życia i pod tym względem Warszawa także mu się spodobała. W dyskusjach o tym, czy warto sprowadzać do ekstraklasy byłe gwiazdy zagranicznych lig, które chcą się jeszcze pobawić grą w piłkę, zawsze będzie najmocniejszym argumentem, że warto.

10
Grzegorz Piechna

Każdy kibic futbolu uwielbia takie historie. Ale ta zdarzyła się naprawdę. Król niższych lig szedł szczebel po szczeblu, aż okazał się także królem wyższych lig. Swój chłop, który wielu rzeczy nie potrafił, ale potrafił jedną: strzelać gole. W pewnym momencie w historii faceta, który pracą w masarni zasłużył na ksywkę „Kiełbasa”, zakochało się pół Polski. W jego opowieściach o tym, jak po meczach pomaga czasem teściowej przerzucić węgiel, także. Dla wszystkich, którzy mówią, że gdyby wrzucić kogoś z okręgówki do ekstraklasy, to nie byłoby wielkiej różnicy, był jednym z nielicznych merytorycznych argumentów. Napisał w sumie bajkową historię. Został królem strzelców także w ekstraklasie. Zadebiutował w reprezentacji. Paweł Janas powołał go chyba dla świętego spokoju, którego nie chciała mu w tej sprawie dać opinia publiczna, a napastnik oczywiście tuż po wejściu strzelił gola. Potem wyjechał do Rosji, co pozwoliło mu znacznie lepiej zarobić. Ale przy okazji zatracił gdzieś instynkt. Nigdy więcej nie strzelił już w ekstraklasie żadnego gola. To jednak nieważne. Wspomnienia zostały. Jego i kibiców. Bo w 2007 roku, gdy piłkarze Korony Kielce nucili „Grzegorz Piechna, ligi duma hej”, mieli absolutną rację. Wszyscy tak samo czuli.

11
Piotr Rocki

Niestety, już nie ma go wśród żywych. Były skrzydłowy na zawsze pozostanie jednak jednym z symboli ekstraklasy. Potrafił pokazywać, że nie trzeba urodzić się w Brazylii, czy wybitnie grać w piłkę, by kolorować futbolową rzeczywistość. Przecież jego szalone cieszynki po bramkach, które urządzał w pomysłowy sposób wraz z kolegami z drużyny, są po latach jedną z rzeczy najmocniej kojarzących się z obecnością Odry Wodzisław w ekstraklasie. Nagle ludzie przed telewizorami, których ten klub wcześniej ani grzał, ani ziębił, czekali z niecierpliwością na gole wodzisławian. Tylko po to, by zobaczyć, czy tym razem Rocki odtańczy krakowiaczka, czy też będzie strzelał do kolegów z wyimaginowanego karabinu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.