Euforia po madrycku. Monsieur Benzema, paryska piaskownica i zarządzanie emocjami mistrzów

Zobacz również:Człowiek, którego trzymają się kilogramy. O Hazarda skłonności do nadwagi
Real Madrid v Paris Saint-Germain: Round Of Sixteen Leg Two - UEFA Champions League
Fot. Gonzalo Arroyo Moreno/Getty Images

Real Madryt ma w sobie coś magicznego i niepowtarzalnego, co uwydatnia się na Estadio Santiago Bernabeu, a szczególnie podczas wieczorów z Ligą Mistrzów. Kiedy zaczynają latać, trudno ich zatrzymać w tym przypływie euforii i prawdopodobnie tak najlepiej można oddać definicję madridismo. Ten sukces zapoczątkował prezent od Gigiego Donnarummy, napędziły go błędy Marquinhosa, a oliwy do ognia dolał chaos w całej defensywie PSG. Sam Kylian Mbappe nie uczyni Paryża wielkim. Przez 150 ze 180 minut dwumeczu paryżanie mieli sytuację pod kontrolą, ale na finiszu znów okazało się, że nie potrafią zarządzać emocjami ani sukcesem. A to właśnie odróżnia wielkich od najlepszych.

Paryski projekt wzbudza skrajne emocje – jednych nakręca jego rozmach, drugich obrzydza skala i źródło wydawanych pieniędzy. Nic dziwnego, że w najbliższych dniach Paris Saint-Germain znów stanie się klubem-memem, który mimo takich inwestycji nie potrafi zostać numerem jeden w Europie. Będą śmiechy, będzie wytykanie 100 mln euro, jakie zarabiają Messi, Neymar oraz Mbappe, będzie zmasowany atak na intencje szejków. I zasłużenie.

Przy czym pamiętajmy, że oni bardziej nie dojechali do tej rywalizacji na poziomie emocjonalnym, niż piłkarskim. W Paryżu ich rywale nie oddali nawet jednego celnego strzału W rewanżu w Madrycie przez większość spotkania to również gracze Mauricio Pochettino mieli sytuację pod kontrolą. Tworzyli klarowniejsze sytuacje, mieli wyczekiwane granie z kontry i kilkukrotnie mogli zamknąć to spotkanie. Zadowolili się dwoma bramkami przewagi, jakby myśląc jeszcze o zasadzie goli na wyjeździe, co ich pogrążyło.

Weźmy samego Kyliana Mbappe, który jest towarem absolutnie luksusowym w tej branży. 23-latek nadaje całej paryskiej ekipie blasku, bo Neymar wyglądał jak wyciągnięty prosto z Copacabany, a Messi też snuł się po boisku, jakby bez dawnej radości i przekonania. Mbappe za to zdobył dwie bramki w dwumeczu, dwóch kolejnych mu nie uznali, gdy przechytrzył Courtois, trzy kolejne zabrał mu właśnie belgijski bramkarz instynktownymi, genialnymi interwencjami. Gdyby patrzeć na ten dwumecz tak systemowo, pod względem stwarzanego zagrożenia i samej jakości piłkarskiej, PSG z dyrygującym Marco Verrattim istotnie miało przewagę.

Ale na tym polega magia futbolu, że dobre 150 minut to bardzo często za mało. Real wyglądał o niebo lepiej niż w pierwszym meczu, podchodził wyżej i odważniej, próbował przejmować inicjatywę, poszukiwał coraz śmielej Karima Benzemy, ale jeszcze brakowało mu konkretu pod bramką. Aż wszystko na nowo rozpoczął fatalny w skutkach błąd Gianluigiego Donnarummy. Mauricio Pochettino uważa, że włoski bramkarz był faulowany. Chwilę wcześniej z boiska powinien wylecieć Leandro Paredes. I pewnie będą się tak licytować, lecz finalnie to własnie opieszałość i gapiostwo najlepszego piłkarza Euro 2020 znów wylało na boisko wszystkie możliwe emocje.

I z tym nadmiarem emocji zdecydowanie nie poradzili sobie liderzy Ligue 1. Każda kolejna minuta sprawiała, że madrytczycy latali coraz wyżej, ich pewność siebie rosła do tego stopnia, że Eder Militao pozwalał sobie na markowanie strzału w ataku. Bernabeu rosło z każdą chwilą, piłkarze Ancelottiego szli jak po swoje, wpadli w euforię, z jakiej nie można było ich wyrwać. I można by opowiadać, że to wyjątkowy stan, gdyby nie to, że coś bardzo podobnego oglądaliśmy w weekend z Realem Sociedad (4:1). Królewscy mają coś takiego, że trudno ich zatrzymać w tym stanie ekstazy. Każde trafienie sprawia, że stają się więksi, a ich głód pójścia po kolejne tylko wzrasta. I to w połączeniu z ich uwielbieniem Champions League zadziałało w rewanżu.

Można rozbierać to spotkanie na aspekty taktyczne, bo wszystko odmieniło się wraz z wejściem do gry Eduardo Camavingi w miejsce Toniego Kroosa. 19-latek dał więcej świeżości, energii i bezpośredniej gry, częściej wchodził w pojedynki i łamał schematy. Dodał zupełnie nowej energii, tak samo jak Rodrygo, który rozruszał prawe skrzydło po zejściu Marco Asensio. Tym razem Carlo Ancelotti trafił ze zmianami, chociaż tę magiczną przemianę bardziej należy tłumaczyć samym aspektem psychologicznym. Tam zadziałały przede wszystkim głowy i doświadczenie. Nie byłoby tej genianej remontady, gdyby nie klasa Karima Benzemy i Luki Modricia. Oni najlepiej pokazali, jak radzić sobie z tak buzującymi emocjami i zamienić je w coś pozytywnego.

Na koniec piłkarsko to nadal Paryż miał więcej do zaoferowania. Ale w ogólnym rozrachunku nie był drużyną. Nie było tam poczucia odpowiedzialności ani dojrzałości w decydującym momencie. Posypali się jak domek z kart, gdy Benzema zaczął uciekać Marquinhosowi, a z Donnarummy wyparowało powietrze. Każdy skok pressingowy gospodarzy zabierał im wiarę we własne możliwości, którą przecież emanowali od samego początku. Trudno to było poskładać, gdy trójka z przodu odłączyła się od gry na ostatnie 30 minut. Wydawało im się, że ćwierćfinał jest już przyklepany. Poza Kylianem Mbappe trudno było tam dostrzec chęć ruszenia po więcej. To znów okazała się zgraja charakterków i dużych dzieci, zamiast ekipy patrzącej w jednym kierunku i potrafiącej doprowadzić sprawy do końca. Od Realu byli lepsi, aż pogrzebało ich przekonanie o własnej wielkości i poczatątek gry na pół gwizdka. Zarazem początek ich końca.

Paryżanie zniknęli z boiska wraz z pierwszym trafieniem Karima Benzemy. A później czego 34-latek nie dotknął, zamieniał w złoto, co widzieliśmy po golu ustanawiającym hat tricka, gdy wykorzystał pomyłkę Marquinhosa. Mbappe miał długie i piękne show, aż na ostatnią scenę wszedł Benzema i zebrał największe laury. Pięknie odpowiedział na popisy Roberta Lewandowskiego dzień wcześniej, sugerując że młodzież jeszcze poczeka na swoją szansę. Zasoby PSG – przede wszystkim finansowe – są dzisiaj znacznie większe. Ale ze wszystkich narzędzi należy potrafić korzystać. To, czego paryżanie jeszcze nie mają, to tej dojrzałości, umiejętności zarządzania sukcesem i mentalności starych mistrzów. Tej duszy, jaką zobaczyliśmy przez 18 minut sunących ataków Królewskich. Nawet jeśli nie ma w tej drużynie Cristiano, Ramosa czy Casemiro, Modrić oraz Benzema przelewają ją na kolejnych. Zmieniają się nazwiska, zmieniają się czasy, ale Real nie traci tej wyjątkowości w środowe wieczory z Champions League.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.