Efekt domina w świecie F1. Vettel rozpoczął duże zmiany w zespołach

Zobacz również:Trochę szachów w F1. Toto Wolff wyjaśnia, jak rozegrać bitwę technologiczną
F1 Winter Testing in Barcelona - Day One
Fot. Eric Alonso/MB Media/Getty Images

O odejściu Sebastiana Vettela z Ferrari spekulowało się już od jakiegoś czasu. Kiedy do tego doszło wszyscy i tak są zaskoczeni, w szczególności timingiem całej sytuacji.

Największym zwycięzcą całej sytuacji jest Carlos Sainz, idący śladem swojego idola Fernando Alonso. Daniel Ricciardo miał okazję naprawić swój błąd z roku 2018. Co to oznacza dla każdego z tych kierowców?

ZAWSZE CZEGOŚ BRAKOWAŁO

O odejściu Niemca ze stajni z Maranello spekulowało się już od jakiegoś czasu. Jego pozysanie z Red Bulla miało rozpocząć nową erę w zespole oraz karierze jego samego. Miało być pójście śladem Michaela Schumachera i powrót wraz z Ferrari na szczyt w wykonaniu czterokrotnego mistrza świata. Plany w tym wszystkim pokrzyżował Mercedes, sama ekipa oraz… Sebastian Vettel. 26-letni kierowca, przechodząc do legendarnego zespołu, wciąż był na szczycie F1, pomimo słabszego sezonu 2014. Ostatni rok w Red Bullu skończył się porażką w wewnętrznej batalii z Danielem Ricciardo. Bolid zespołu z Milton Keynes pozostawiał wiele do życzenia na początku ery hybrydowej, a niezadowolenie najmłodszego mistrza świata wykorzystał szef Ferrari Sergio Marchionne. Fernando Alonso był na wylocie z Maranello, więc była potrzeba nowej gwiazdy. W tamtym momencie to właśnie Niemiec był najbardziej utytułowanym kierowcą w stawce i wszystko wskazywało, że to połączenie musi wypalić. Włosi byli zmotywowani do granic możliwości przez chude lata i brak żadnego tytułu od 2008 roku. To właśnie młoda gwiazda Seba miała przynieść upragnione tytuły. Pierwszy sezon Vettela w 2015 roku mógł dawać na to spore nadzieje, kiedy to Ferrari ustępowało pola tylko Mercedesowi i wyglądało na to, że najbliższe lata to nawiązanie bezpośredniej walki o tytuły.

Historia pokazała, że Srebrne Strzały były do pokonania, ale zawsze czegoś zabrakło. W 2016 roku dominacja była niepodważalna i Włosi nie mieli czego szukać w walce z nimi. W latach 2017 i 2018 zawsze czegoś zabrakło. Zespół nie potrafił określić swoich priorytetów, a traktowanie kierowców w równorzędny sposób sprawiło, że Seb finalnie przegrał w Hamiltonem tytuł w pierwszym z tych sezonów. W drugim historia wyglądała zupełnie inaczej. Vettel walczył z Lewisem o tytuł, ale od Grand Prix Niemiec i fatalnego błędu Niemca, który pewnie prowadził sezon zupełnie się odwrócił. W tamtym momencie to on przewodził w klasyfikacji generalnej, samochód sprawował się bardzo dobrze i ewidentne było, że Ferrari dogoniło Mercedesa. Po wjechaniu w ścianę w swoim domowym wyścigu wszystko jednak się odwróciło. Vettel popełniał błędy, nie jeździł już tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu. Hamilton wykorzystał to w pełni i finalnie to on zdobył swój piąty tytuł mistrzowski.

Pomimo tych wszystkich problemów samo „małżeństwo” włoskiej stajni z Sebem było udane. Było widać, że Niemiec spełnił swoje marzenie, a Ferrari najzwyczajniej w świecie to miejsce, w którym chce być. Wypowiedzi po włosku, śpiewanie L’Italiano po wygranej czy ciągły uśmiech pokazywał, że to wszystko działa bardzo dobrze. Sezon 2018 rzucił jednak cień na karierę Vettela. To on został kozłem ofiarnym i głównym powodem, dla którego gablota z najważniejszymi trofeami w Maranello nadal się jedynie kurzyła. Nie jest to jednak sytuacja zero-jedynkowa. Zawsze mówi się, że wina leży po obu stronach i tak było również w tym wypadku.

FORMUŁA SIĘ WYPALIŁA

Ferrari nie zawsze wspierało swojego kierowcę w idealny sposób, ciężko też zapomnieć o dziesiątkach błędnych decyzji w trakcie wyścigów, które urosły do rangi memów w środowisku F1. Vettel czasami nie radził sobie z presją, co szczególnie uwydatnił ten feralny sezon, natomiast nie można mu zarzucić, że walczył do samego końca. Przyjście do Ferrari Charlesa Leclerca przelało czarę goryczy. Młody Monakijczyk, uważany za jeden z największych talentów w Formule 1, po wolnym początku nie brał jeńców. Wyglądał rewelacyjnie na tle Niemca. Już w drugim wyścigu w Bahrajnie mógł wygrać, ale awaria jednostki napędowej pokrzyżowała mu szyki. W trakcie dominacji Mercedesa w pierwszej połowie sezonu szef Ferrari Mattia Binotto zapewniał, że to Vettel jest traktowany preferencyjnie i w przypadku sytuacji 50/50 to w jego stronę przechyli się szala decyzji na torze. Sam Leclerc potraktował to prawdopodobnie jako wyzwanie. Stopniowo w sezonie zespół zaczynał się odwracać w jego stronę i finalnie widać było, że w Ferrari przyszły nowe porządki. W grudniu 2019 roku otrzymaliśmy informację, że Monakijczyk podpiszę kontrakt ze stajnią z Maranello na 5 lat, co ewidentnie pokazało, na jakiego, nomen omen, konia mają zamiar stawiać w przyszłości.

Czy to był także moment, w którym Vettel uznał, że czas zmienić środowisko? Prawdopodobnie przeszło mu to przez myśl. Dodatkowo pandemia koronawirusa dała mu dużo czasu na przemyślenia.

Niemiec ma ważny kontrakt na sezon 2020, a jego przedłużenie miało być priorytetem dla Ferrari, o czym mówił Mattia Binotto. Seb nie sprawiał wrażenia człowieka, który nie wyobraża sobie pozostania we Włoszech, natomiast nie dało się ukryć, że atmosfera jest napięta. Po fiasku w Australii i ciągle przekładanym początku sezonu w mediach pojawiały się plotki o zainteresowaniu McLarena usługami Vettela. Ten znany ze swojej powściągliwości w wypowiedziach dla prasy nic na ten temat nie mówił. Finalnie lata niepowodzeń, postawienie na Leclerca i zmiana w sytuacji gospodarczej przełożyła się na niespodziewanego newsa, szczególnie kiedy F1 nie przejechała nawet jednego wyścigu w tym roku. Vettel i Ferrari nie doszli do porozumienia w sprawie nowego kontraktu, co oznacza odejście Niemca po sześciu sezonach spędzonych w Maranello.

Na ten moment ciężko powiedzieć, co przeważyło we fiasku rozmów. Włoskie media spekulują, że Vettel miał otrzymać od Ferrari ofertę przedłużenia na dużo gorszych warunkach finansowych niż do tej pory. Do tej pory przypuszczało się, że Niemiec inkasuje około 40 milionów euro rocznie w ramach swojego kontraktu, a nowa stawka miała być czterokrotnie mniejsza. Miało to wiązać się oczywiście z kryzysem gospodarczym, który również uderzy w branżę motoryzacyjną, a sam Seb miał nie zgadzać się z tą decyzją. To miało zdenerwować Johna Elkanna, obecnego szefa Ferrari, który miał zakończyć na tym etapie negocjacje. Ofertę wystosował także McLaren, który zapewniał Seba, że za trzy lata będą w stanie realnie walczyć o tytuły. Ten miał ją odrzucić nie chcąc czekać na walkę o najwyższe laury. To akurat jest zrozumiałe. Vettel natomiast mówi o zmianie priorytetów przez cała sytuację na świecie oraz o tym, że czas odpowiedzieć sobie, co jest dla niego najważniejsze.

Później pojawiły się także doniesienia, że Niemiec jasno postawił swoje cele: albo Mercedes, albo emerytura. Czy ten plan jest realny? Patrząc na to, że nawet Ferrari ma szukać cięć budżetowych jeżeli chodzi o zarobki kierowców, to ciężko jest uwierzyć, że Mercedes będzie chciał mieć dwie mega gwiazdy na ogromnych kontraktach w swoim zespole. Sytuacji, gdzie wymieniają Hamiltona na Vettela chyba nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, a ekipa producenta ze Stuttgartu może dojść do prostej konkluzji: czemu naprawiać coś, co działa? Lewis i Valtteri Bottas dostarczają im tytuły oraz ścigają się na najwyższym poziomie, więc czy jest sens przepłacać za Vettela? Na ten moment Sebowi bliżej do emerytury, mimo że ma dopiero 32 lata. W jego wypadku pozostaje nam zaczekać, co przyniosą najbliższe miesiące, bo dla Mercedesa, mimo wszystko taki kierowca może być łakomym kąskiem. Poczekamy, zobaczymy.

VETTEL ROZPOCZĄŁ LAWINĘ

Podobnie czekać zostaje nam na debiut Carlosa Sainza Jr w Ferrari. Informacja o fiasku rozmów Vettela rozpoczęła prawdziwą lawinę medialną. Media prześcigały się w spekulacjach, kto będzie następnym kierowcą w czerwonym kombinezonie. Dla osób mniej zaznajomionych z Formułą 1 - miejsce w zespole z Maranello to prestiż porównywalny z zakontraktowaniem wielkiej gwiazdy przez Real Madryt.

Zdecydowanymi faworytami byli Ricciardo i Sainz, ale to ten drugi zdecydowanie królował w nagłówkach. Od momentu ogłoszenia decyzji przez Ferrari we włoskich i hiszpańskich mediach nie było wątpliwości. To właśnie nadal młody Hiszpan miał zostać kierowcą Ferrari. Oficjalne potwierdzenie miało pojawić się w ciągu dwóch dni i otrzymaliśmy je niemal z zegarkiem w ręku. Syn dwukrotnego mistrza świata w WRC oraz trzykrotnego zwycięzcy Dakaru podpisał dwuletnią umowę na lata 2021 oraz 2022. Carlos jest po najlepszym sezonie w swojej karierze. Jego występy we wracającym na szczyt McLarenie przykuły uwagę sympatyków i dziennikarzy. Przez pierwsze cztery sezony Sainz nie mógł znaleźć swojego miejsca w F1 oraz formy. W Toro Rosso przegrał rywalizację z Maxem Verstappenem w debiutanckim sezonie, potem był epizod w Renault, gdzie lepszy okazał się Hulkenberg. W 2019 roku przeszedł do McLarena i odżył. Zmiana środowiska sprawiła, że zaczął jeździć zdecydowanie lepiej i zakończy sezon na rewelacyjnym szóstym miejscu. Ta postawa nie umknęła także Ferrari, o którego zainteresowaniu mogliśmy przeczytać od końca zeszłego roku.

Ferrari to trudne miejsce do pracy w F1. Nigdzie presja nie jest tak duża, a tym bardziej kiedy dołączasz do zespołu, gdzie pierwsze skrzypce ma grać naznaczony przez legendarnego Marchionne Leclerc. Wielu już stawia, że Sainz będzie dla Monakijczyka tym, kim był Barrichello dla Schumachera. Natomiast wyżej mogliście przeczytać, że to Leclerc miał być „dwójką” obok Vettela. Niczego nie można wykluczyć, natomiast przed Hiszpanem niewątpliwie trudne zadanie. Kibice obok Charlesa widzieli Daniela Ricciardo, który uważany jest za lepszego kierowcę. Jeżeli jednak szukać argumentacji takiej decyzji to powodów znajdziemy kilka. Po pierwsze, bez wątpienia, obecny kierowca McLarena będzie tańszy od Australijczyka. Renault płaci Danielowi obecnie 25 milionów funtów za sezon (jeżeli doliczymy wszystkie bonusy), pensja Sainza ma oscylować w okolicach 4 milionów dolarów. Jest on też młodszym kierowcą, bo ma dopiero 25 lat, Ricciardo jest o 5 lat starszy. Jest też oczywiście perspektywa tego, że Carlos powinien być mniejszym zagrożeniem dla Leclerca. Ferrari się odmładza i chce dobrych, perspektywicznych kierowców. Hiszpan jest zdecydowanie na krzywej wznoszącej i najlepsze lata kariery powinien mieć przed sobą. Decyzja jednak została podjęta i pozostanie nam jedynie zaczekać do 2021 roku na jej weryfikację.

DANIEL, POZNAJ CARLOSA

Historia Sainza i Ricciardo znowu się ze sobą splata. Pierwszy stracił w 2019 roku fotel w Renault na rzecz drugiego. Cyril Abiteboul, szef francuskiej ekipy, nie wahał się długo kiedy Daniel wyraził chęć zmiany barw z Red Bulla. Zdecydowano się na nie przedłużanie kontraktu z Hiszpanem i Australijczyk zajął jego miejsce. Sainz podpisał kontrakt z McLarenem, co w tamtym momencie nie wskazywało wcale na przejście do lepszego zespołu. Natomiast ostatni sezon przyniósł zupełne odwrócenie sytuacji w stawce. To McLaren okazał się lepszym zespołem, a Renault przez cały sezon zmagało się z problemami. Teraz sytuacja zupełnie się odwróciła i to Ricciardo wchodzi do McLarena w miejsce Sainza.

W drugim sezonie "Drive To Survive" na Netlfiksie mogliśmy usłyszeć Australijczyka mówiącego, że ma dwie oferty na stole: jedną z Renault, drugą z… McLarena. Zdecydował, że ekipa z Enstone wygląda na lepszą decyzję i to właśnie tam pokierował swoje kolejne kroki w karierze. Jednak nowy szef ekipy z Woking Andreas Seidl odmienił jej oblicze. Czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej konstruktorów oraz podpisany kontrakt na silniki z Mercedesem pokazuje, że to właśnie Brytyjczycy powinni być bliżej walki o najwyższe laury. Renault po fatalnym dla nich sezonie 2019 wygląda na zespół idący w odwrotnym kierunku. Dodatkowo ciągle krążą plotki o możliwym wyjściu francuskiej stacji z F1, co nie pomogło w negocjacjach przy nowym kontrakcie. Ricciardo widząc okazję postanowił z niej skorzystać i naprawić swój błąd z 2018 roku.

Daniel to świetny kierowca i nie podlega to dyskusji. Można nawet powiedzieć, że dla pnącego się w górę McLarena to jeden z najlepszych wyborów, jakich mogli dokonać. Australijczyk jest prawdopodobnie najlepiej wyprzedzających kierowców w stawce. Jego agresywne manewry wykorzystujące maksymalne opóźnienie hamowania są znane przez wszystkich sympatyków Formuły 1. W Red Bullu wielokrotnie pokazywał, że jeżeli dostanie odpowiedni materiał do walki, to jest w stanie rywalizować z najlepszymi. Jeżeli ekipa z Woking nadal będzie się poprawiać w takim tempie, to możemy się spodziewać, że Daniel będzie realnie zaangażowany w walkę o tytuł. Nawet jeśli to Vettel był pierwszym wyborem Andreasa Seidla, to jego odmowa może sprawić, że finalnie zespół skończy z lepszym wyborem. Dodatkowo skład Ricciardo-Norris to niewątpliwie podwaliny pod kolejny bromance. Panowie nie należą do poważnych i możemy się spodziewać sporo „śmieszków” z ich strony. Mało czym można być tak podekscytowanym przed sezonem 2021, jak zawsze uśmiechniętym Australijczykiem debiutującym w McLarenie z silnikiem Mercedesa pod pokrywą.

Kto w tym wszystkim miał racje? To zweryfikujemy dopiero za niecały rok. Jedno jest pewne, efekt domina wywołany przez Sebastiana Vettela potoczył się szybciej, niż mogliśmy się tego spodziewać. Wbrew pozorom to właśnie Niemiec może wyjść na tym wszystkim najgorzej. Sainz spełnił swoje marzenie o jeździe w Ferrari, a dodatkowo wszystko przed nim. Może to on jest brakującym elementem w mistrzowskiej układance? Ricciardo odchodzący do McLarena zwiększa swoje szanse na walkę o tytuł. Zespół z Woking może dać mu zdecydowanie lepsze warunki do rozwoju i rywalizacji o dobicie do czołówki niż Renault, a długofalowo nawet wskoczenia na sam szczyt.

A co dalej z Sebastianem? Pozostaje nam poczekać, ale wiele wskazuje na to, że jego pokerowa zagrywka może okazać się bad beatem. Na ten moment wygląda na to, że wszyscy przy stole trzymają w rękach lepsze karty, a Vettel wcale nie ma tak mocnej pozycji w tej licytacji. Można nawet poddać w wątpliwość, czy aby na pewno to on trzyma własne karty w ręce. Pozostaje zaczekać na rozwój sytuacji, ale w tym momencie wygląda na to, że przed Sebastianem trudna partia, po której może wstać od stołu i zakończyć swój udział w królowej sportów motorowych.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.