FUTBOLOWA GORĄCZKA #109. Wszystkie wojny z Rosją. Jak Polska została mistrzem świata w pomaganiu

Zobacz również:RANKING SIŁ PREMIER LEAGUE: Arsenal na miarę oczekiwań, dalszy spadek Świętych i Spurs
ukraina wojna.jpg
fot. Marc Atkins/Getty Images

Żaden normalny człowiek nie jest w stanie ogarnąć umysłem tego co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Próbujemy więc radzić sobie na wszelkie możliwe sposoby: rzucamy się w wir pomocy Ukraińcom, płaczemy nad losem skrzywdzonych ludzi, dużo ze sobą rozmawiamy. No i śledzimy newsy, relacje, z nadzieją, że Kijów przetrwał kolejny dzień, Charków się trzyma, a może coś złego stało się z potworem z Moskwy. Cieszy nas każdy strącony samolot wroga, czy gest rodaków – jako nacja zdajemy egzamin, jesteśmy naprawdę wspaniali. Pokazujemy reszcie Europy, jak się otwiera serce i drzwi do domu.

Kolega wrócił z granicy. Opowiada historię przyjaźni Polaka i Ukraińca, którzy musieli się tam pożegnać. Ten drugi zostaje, żeby bronić ojczyzny. Kumpel pyta go, czy potrafi walczyć. – Tak, jestem snajperem. Pierwszy Rosjanin, którego zastrzelę, będzie dla ciebie – odpowiada.

Nie da się, to po prostu niemożliwe, żeby skleić sobie później swój świat – pracę, dom, pójście do sklepu – z takimi zdaniami. Albo z obrazem chłopca, który przekracza samotnie granicę, łkając, bo nie rozumie bezsensu tego wszystkiego. W sumie tak jak my wszyscy.

Jestem dumny z tego, ilu mam wokół siebie dobrych i mądrych ludzi. Obserwując ich poczynania dochodzę do wniosku, że jeśli z wojny, którą Rosja rozpętała w Ukrainie, ma płynąć choć jeden pozytywny wniosek – jest nim nasza zdolność empatii. Duma, która rozpiera, gdy widzimy wszystkich wolontariuszy, twórców tymczasowych domów, czy kierowców kursujących bez snu w tę i z powrotem, nie przyćmi oczywiście nigdy zbrodniczych poczynań diabła, ale z całą pewnością nie zniszczy jej nic, nawet ładunek nuklearny.

Tak, jestem snajperem. Pierwszy Rosjanin, którego zastrzelę, będzie dla ciebie.

To nieprawdopodobne, że jeden człowiek, potrafił doprowadzić do czegoś takiego – powtarzaliśmy, ucząc się na lekcjach historii o Stalinie czy Hitlerze. Ale to również nieprawda, że to tylko jeden człowiek, zawsze było ich więcej. Nie ma sensu próbować wejść w ich umysły – nie zrozumiemy szaleńców. Jedyne co można zrobić, to działać. Z głową, rozsądnie, na tyle, na ile pomaga sytuacja. Jeśli ktoś przywiózł do Polski dwadzieścia osób, nie znaczy, że jest gorszy od tego, który uratował dwudziestu dwóch. Nie, to znaczy, że jest wspaniałym człowiekiem. To nie żadna rywalizacja. Niech każdy pomaga w taki sposób, w jaki potrafi najlepiej.

Chcemy czy nie, jesteśmy w tym po uszy, bo inaczej się przecież nie da. Mamy ochotę niekiedy odłożyć telefony, ale nie umiemy. No bo co, jeśli morderca z bunkra powiedział (nagrał wcześniej) coś nowego, czym ma nas nastraszyć, a my to przegapimy? Albo przeoczymy jakieś sankcje, jakie mogą nas choć na chwilę ucieszyć? Oglądamy zdjęcia z kolejnymi zniszczonymi budynkami i zastanawiamy się, jak to jest możliwe, że w tych miastach przed kilkunastoma dniami ludzie pili kawę, robili sobie selfie, śmiali się z lepszych i gorszych żartów? Wiedli takie życie, jak my.

Nie będzie dzisiaj za dużo o piłce nożnej, napiszę tylko, że przestała mi sprawiać jakąkolwiek radość. Nie spełnia w tej chwili roli katalizatora, niestety. Może u innych tak, u mnie nie. Zaczęła mnie coraz mniej obchodzić. Doceniam każdy gest wspierający Ukrainę, jaki płynie ze świata futbolu, ale piłka nożna jest fajna, kiedy możesz o niej myśleć, jak o jednej z najważniejszych rzeczy na świecie. Przez lata tak miałem. Problemy pierwszego świata, tak się to ładnie nazywa.

A dzisiaj? Rozmawiamy z kolegami na cotygodniowej piłce, co dalej będzie i kto ma jaki plan B. Co zrobić na wypadek wybuchu wojny. Patrzymy na siebie jak wariaci. Co to w ogóle za dyskusje? Nierealne. Ludzie stoją w kolejkach do kantorów i biur paszportowych, a bankomaty w Warszawie są puste. Ceny benzyny i euro wsiadły do rakiety kosmicznej. Keyboard warriors sieją zamęt – jedni, jak Anonymous, w szeregach wroga, inni, specjaliści od wszystkiego i niczego, w naszych głowach. Zauważyłem, że już dziś – choć Polska nie jest w stanie wojny z żadnym krajem – pojawiają się tacy, którzy chcą rozliczać innych z tego, czy w godzinie prawdy chwycą za karabiny i ruszą na ruskie czołgi. To na szczęście paru głupców-populistów, wiedzących, że w chwili prawdziwego zagrożenia nikt ich z tego bla, bla, bla nie rozliczy. Większość Polaków zachowuje się fenomenalnie, jesteśmy mistrzami świata w pomaganiu i to jest triumf najważniejszy, ważniejszy od jakiegoś mundialu w Katarze czy barażu z Rosją, którego, na szczęście, nigdy nie będziemy musieli zagrać.

Nie będzie dzisiaj za dużo o piłce nożnej, napiszę tylko, że przestała mi sprawiać jakąkolwiek radość. Nie spełnia w tej chwili roli katalizatora, niestety.

Wojna jest okrucieństwem nie do przyjęcia. Pandemia nas skopała, pokiereszowała, obecna sytuacja – dobija. Próbujemy w tym wszystkim nie oszaleć i trzymamy się naprawdę dzielnie. Robert Lewandowski zrywa współpracę z Huwaei, Premier League przestaje nadawać w Rosji. Gary Lineker podaje nas za przykład państwa pomocnego, wyciągającego rękę do ludzi, których spotkało piekło, wyśmiewając jednocześnie swój kraj, przyjmujący mniej uchodźców niż oligarchów. Te małe z pozoru rzeczy, które pewnie nie wzruszają Kremla, są kropkami, po jakich możemy pociągnąć linię w kierunku normalności i przyzwoitości. Pozwalają wierzyć w to, że nie musisz „głosować tak jak wszyscy”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.