Grzechy przeszłości. Lekcje Macieja Skorży, jak nie przeżyć deja vu w pucharach

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Lech Poznan - KGHM Zaglebie Lubin
fot. Tomasz Folta

Przed mistrzami Polski arcytrudne zadanie, by nie powtórzyć zeszłorocznych błędów Legii ani nie nawiązać do sytuacji sprzed siedmiu lat, gdy Maciej Skorża kilka miesięcy po tytule stracił pracę. Rekordziści Jakub Kamiński i Joao Amaral rozegrali w tym sezonie po 35 meczów. Jeżeli Lech awansuje do fazy grupowej jednego z trzech pucharów, te 35 spotkań rozegra w zaledwie 4,5 miesiąca. Lubomir Satka, Nika Kvekveskiri czy Jesper Karlström skończą sezon później, niż lechici rozpoczną przygotowania do następnych rozgrywek. Co więksi szczęściarze będą mieli 19 dni na zresetowanie głów. Właściciele jakościowe transfery powinni przeprowadzić w dwa tygodnie, a w jedenastce dojdzie do co najmniej 2-3 zmian. Analizujemy, co przyniosą puchary, czyli przekleństwo wszystkich polskich klubów.

Trener w Polsce jak mało kto wie, że sukcesem trzeba się cieszyć, bo to pierwszy krok, aby zrzucić na siebie gilotynę. W zdecydowanej większości przypadków awans do europejskich pucharów oznacza rychłe zwolnienie. Czesław Michniewicz jako ostatni taki przykład jeszcze spadł na cztery łapy po Legii, bo bardzo szybko otrzymał atrakcyjniejszą propozycję i został selekcjonerem reprezentacji Polski. Ale o pucharowym pocałunku śmierci bardzo dokładnie mogą opowiedzieć Dariusz Żuraw, Besnik Hasi, Henning Berg czy Jan Urban. Kto wchodzi do fazy grupowej, ten zwykle nie dokończy sezonu na stanowisku. Ostatnim takim szkoleniowcym był właśnie Berg w sezonie 14/15, gdy walczył z Ajaksem Amsterdam w 1/16 Ligi Europy. Kilka miesięcy później rozegrał jednak dwa mecze w grupie z Midtjylland i Napoli, by zgodnie z regułą podzielić los reszty.

TRZY TRANSFERY NA JUŻ

Maciejowi Skorży nie trzeba tłumaczyć tej pułapki, bo tak skończyła się jego poprzednia mistrzowska przygoda z poznańskim klubem. W czerwcu świętował, a w październiku po łącznie 59 meczach sprzątał gabinet po zwolnieniu. Zmierzył się z Belenenses i Basel w Lidze Europy, lecz z Fiorentiną już nie zdążył, nie mówiąc o rewanżach. Nauczony doświadczeniami już teraz 50-letni trener myśli, jak nie powtórzyć przykrej przeszłości. Rok temu dostał telefon z prośbą o porady od Czesława Michniewicza, który przekonał się, jaka jest przepaść między teorią a praktyką. Poległ na wielu płaszczyznach, ale przede wszystkim na źle i zbyt wolno zbudowanej kadrze. Zanim Lech przystąpi do gry w eliminacjach, Skorża pewnie chętnie ponownie wymieni się przemyśleniami.

„Kiedy ostatnio nie udało nam się połączyć pucharów z ligą, jednym z ważniejszych powodów było to, że nie zastąpiliśmy wszystkich elementów drużyny mistrzowskiej. Myślę chociażby o Zaurze Sadajewie. Teraz też stracimy kilku kluczowych graczy, więc musimy lepiej przemodelować drużynę. Pracujemy nad tym od dłuższego czasu razem z działem skautingu i dyrektorem sportowym. To tematy poruszane jeszcze w trakcie rozgrywek” – mówił ostatnio Maciej Skorża.

Lech Poznań już teraz wie, że straci kluczowego piłkarza wyjściowej jedenastki i dwóch zmienników wykorzystywanych w mistrzowskim sezonie. Przede wszystkim do Wolfsburga objętego przez Niko Kovaca odchodzi Jakub Kamiński, czyli najczęściej wykorzystywany w tym sezonie piłkarz. Młodzieżowiec sezonu rozegrał 2827 minut, czyli więcej niż Ishak, Karlstrom czy Amaral. To zdecydowanie największe osłabienie. Do tego mistrz Polski nie przedłużył kontraktów rezerwowego bramkarza Mickeya van der Harta (1610 minut) i niedawnego lidera Pedro Tiby (1297 minut), który najprawdopodobniej wyląduje w Legii Warszawa z powodu oferty dłuższej umowy i atrakcyjnych zarobków. To trzy elementy, które Kolejorz jak najszybciej musi zastąpić, czego nie kryje Skorża. „Bramkarz, środek pomocy i skrzydło to nasze priorytety. Musimy dostać zastrzyk wyższych umiejętności praktycznie w każdej formacji, ale potrzebuje też pozytywnego impulsu od nowych twarzy” – uważa 50-latek.

SKRZYDŁA NAJWIĘKSZYM WYZWANIEM

Dział sportowy Kolejorza najbardziej będzie musiał przysiąść do obsady skrzydłowych, gdzie brakuje pewniaków do gry. Najlepszy z nich Jakub Kamiński pożegnał się z kibicami, Michał Skóraś nie wydaje się być opcją do pierwszego składu, a do tego był beneficjentem przepisu o młodzieżowcu, Adriel Ba Loua nie pokazał jeszcze pełni umiejętności, a kolejny milionowy transfer Kristoffer Velde na razie nie może odnaleźć się w poznańskiej drużynie. Trenerzy liczą, że nowy sezon będzie dla niego zupełnie nowym otwarciem mentalnym. Pod znakiem zapytania cały czas stoi również przyszłość Dawida Kownackiego, ale póki co 25-latek ma wrócić po zakończeniu wypożyczenia do Fortuny Dusseldorf, która zajęła 10. miejsce w 2. Bundeslidze. Szefowie Lecha będą walczyć o jego pozostanie, ale muszą mieć na uwadze, że to trudny temat do dopięcia.

Z dobrych wieści – do klubu wraca Jan Sykora zapamiętany jako niewypał, lecz odrodzony w Viktorii Pilzno. Skoro był podstawowym graczem ekipy zdobywającej mistrzostwo Czech, to tym bardziej powinien dostać szansę w Poznaniu. Pokonanie Slavii Praga jest sporą sztuką, więc trzeba ponownie uwierzyć w pomocnika, który zakończył rozgrywki z 4 golami i 7 asystami. Celem Skorży będzie odbudowanie go identycznie jak w przypadku Joao Amarala, którego przyszłość przy Bułgarskiej też wydawała się skreślona, a został kluczowym elemencie w drodze po tytuł. Sykora najlepiej odnajduje się w warunkach, gdy czuje bezwarunkowe zaufanie trenera, więc sztab będzie musiał wykonać określoną pracę mentalną, by wykorzystać niewątpliwe atuty 28-letniego Czecha.

Przy czym Sykora w Viktorii grywał przede wszystkim jako ofensywny pomocnik w 18 z 30 meczów. Sporadycznie widzieliśmy go na prawym skrzydle, a czasami nawet na lewej obronie w roli nowoczesnego rozgrywającego, który kreował grę z głębi pola. Najlepsze spotkania rozgrywał jednak tuż za napastnikiem, identycznie jak Joao Amaral. To będzie wyzwanie dla Skorży, aby pogodzić tych piłkarzy na murawie. Portugalczyk bowiem sezon z 22 udziałami bramkowymi również rozegrał jako ofensywny pomocnik. Okres przygotowawczy będzie stał pod znakiem wyciskania potencjału z dostępnych nazwisk – Sykory, Velde czy Ba Loui.

OBOWIĄZKOWE POSZERZANIE KADRY

Na pewno lechici wzmocnią się bramkarzem docelowo do pierwszego składu, co będzie oznaczało rolę zmiennika dla Filipa Bednarka oraz środkowym pomocnikiem, który będzie miał uzupełniać się z Jesperem Karlstromem. Chociaż Radosław Murawski dobrze dbał o zabezpieczenie środka pola i pozwalał na szaleństwa innym ofensywnym graczom, to pozostaje pytanie, czy można myśleć o atakowaniu europejskich pucharów z takim rozgrywającym, czy należy pokusić się o zawodnika z nieco wyższej półki.

Tych ruchów uzupełniających w Poznaniu będzie trzeba wykonać wiele, aby pozszerzyć kadrę. Tym bardziej kiedy odchodzi silna mentalnie postać pokroju Tomka Kędziory, nieznana jest przyszłość Lubomira Satki, za którego mogą pojawić się atrakcyjne oferty, a również Dani Ramirez zastanawia się, czy to nie czas, aby zarobić większe pieniądze w egzotycznych kierunkach. Tych wymian znów trafi się sporo, polski klub w światowym ekosystemie musi być przyzwyczajony do wiecznej rotacji, więc będzie trzeba trafić z piłkarzami, którzy nie będą potrzebowali długiej adaptacji i szybko wpasują się do drużyny. To zawsze duży czynnik losowy oraz indywidualny, ale Lech musi kalkulować, że w wyjściowej jedenastce dokona co najmniej dwóch-trzech zmian. Patrząc na wrażliwość trenera Skorży przy niedostępności poszczególnych graczy wiosną, może mieć to spore znaczenie.

PUCHARY JAK KATASTROFA SAMOLOTU

O tym wyzwaniu niedawno wypowiadał się ostatni poszkodowany, czyli Czesław Michniewicz. „Będzie mnóstwo meczów, wielkie zmęczenie, w Europie intensywność gry jest zupełnie inna, więc to wszystko się na siebie nałoży. Maciej sam przestrzegał mnie, że z wąską kadrą bardzo łatwo może polec” – opowiadał selekcjoner kadry. Skorża przez te siedem lat zdążył wyklarować swoje wnioski i przenalizować całą sytuację po ostatnim mistrzostwie.

„W pewnym sensie wyszedł wtedy mój brak doświadczenie. Mieliśmy bardzo krótką przerwę po tym mistrzostwie. A to był tytuł, który kosztował nas dużo sił i mówię o aspekcie mentalnym, a nie fizycznym. Do ostatniej minuty walczyliśmy o złoty medal. Wisła jeszcze w ostatniej sekundzie miała świetną sytuację, żeby mistrzostwo nam odjechało. Nie doceniłem wtedy, jak wiele nas to kosztowało. W każdym meczu wyciskałem tych chłopaków jak cytrynę. Potem mieliśmy bodajże tylko 10 dni odpoczynku i zaczęły się już przygotowania, bardzo króciutkie. Weszliśmy od razu w rytm, gdzie co 3 dni gramy 16 czy 17 meczów. Praktycznie nie mamy żadnego pełnego mikrocyklu, żeby cokolwiek zrobić, poprawić, przygotować. I jeszcze odszedł Sadajew, który nas ciągnął do przodu. Nałożyło się wiele czynników. To jak z katastrofą samolotu – nie jeden czynnik do niej doprowadza, tylko zazwyczaj kilka” – tłumaczył to Skorża na łamach Weszło.

50-letni szkoleniowiec na pewno nauczył się, aby czasem odpuscić. Że ciągłe nakładanie presji służy szybkiemu wypaleniu materiału ludzkiego. Stąd tak duży luz i zielone światło na całkowitą zabawę zaraz po tytule. Niewątpliwym atutem Lecha będzie zdobędzie mistrzostwa w przedostatniej kolejce, bo zawodnicy mieli tydzień więcej, aby organizmy puściły, zeszły z presji i zaczęły „odchorowywać” wielomiesięczny stres i skupienie. W każdej dziedzinie jest tak, że czym dłużej skupiasz się na danym wyzwaniu, tym bardziej ciało i umysł później muszą dochodzić do swojego neutralnego stanu. Czasem nawet perspektywa gry w Lidze Mistrzów nie będzie właściwym antidotum, aby naprawić wypaloną grupę.

Weźmy pod uwagę, jak krótkie znów będą urlopy lechitów. Urlopy tak naprawdę rozpoczęli dopiero 24 maja po gali ekstraklasy. Do przygotowań do następnego sezonu wracają już 11 czerwca, czyli na naładowanie baterii przed kolejną intensywną pracą będę mieli 19 dni. Można dyskutować, czy to dużo, czy nie, w końcu w ekstraklasie mają jeszcze przerwę zimową, ale faktem jest, że mistrz Polski między sezonami odpoczywa niespełna trzy tygodnie. A mówimy o zawodnikach, którzy nie są na poziomie reprezentacyjnym. Weźmy Lubomira Satkę, Nikę Kvekveskiriego czy Jesper Karlstroma – oni jeszcze 12 i 13 czerwca będą rozgrywać mecze w drużynach narodowych. To oznacza, że albo dołączą do drużyny później, albo praktycznie nie będą mieć urlopów. Bo nawet gdyby odpoczywali przez tydzień przed zgrupowaniem, nie będzie to realny odpoczynek, skoro w głowach mają rywalizację w Lidze Narodów i o pozycję w reprezentacji. Nie zdziwmy się, jeśli Satka czy Karlstrom za kilka miesięcy będą opowiadać o braku wypoczynku albo braku właściwego okresu przygotowawczego, bo na pewno będą w trudniejszym położeniu, niż koledzy.

PRZERAŻAJĄCY MARATON GRANIA

Pierwsza runda kwalifikacji do Ligi Mistrzów zaczyna się 5-6 lipca, więc od początku przygotowań lechici będą mieli ledwie trzy tygodnie z hakiem, aby zbudować formę. Później nie będzie już zlituj, bo prawdopodobnie między pierwszym dwumeczem 9 lipca rozegrają od razu Superpuchar Polski. Ekstraklasa za to startuje 15 lipca z powodu mistrzostw świata rozgrywanych w listopadzie i grudniu, więc tu nie będzie żadnego czasu na rozbieg. Praktycznie po trzech tygodniach od razu mistrz Polski wchodzi w szaleńczy rytm rywalizacji co trzy dni. Przejście pierwszej rundy będzie kluczowe, bo sprawia, że lechici jedną nogą będą co najmniej w grupie Ligi Konferencji. Wtedy będą mieli trzy dwumecze i tylko przegranie każdego z nich oznaczałoby jesień bez pucharów, stąd tak ważne jest trafienie z formą już na pierwsze spotkanie. Tak jak Legia przeciwko Bodo/Glimt, które dotarło do ćwierćfinału rozgrywek wygranych później przez Romę.

Załóżmy, że Lechowi uda się zakwalifikować do fazy grupowej jednego z trzech pucharów. Co to w praktyce oznacza? Na pewno piłkarze Skorży rozegrają 17 kolejek ekstraklasy do mundialu w Katarze, jeden mecz o Superpuchar, 6 w fazie grupowej, a także 8 w eliminacjach do pucharów. Musimy jeszcze doliczyć 1-3 spotkania Pucharu Polski, co w sumie daje 33-35 spotkań od lipca do listopada. A mówimy tylko o meczach klubowych. Aby pokazać skalę tego wyzwania – w całym sezonie 2021/22 w Lechu Jakub Kamiński i Joao Amaral rozegrali rekordowe 35 meczów, Kvekveskiri, Skóraś i Karlstrom po 34, a finalnie tylko ośmiu graczy przekroczyło liczbę 30 spotkań. Jeśli Lech wejdzie do pucharów, w 4,5 miesiąca może zagrać taką liczbę meczów jak przez cały poprzedni sezon. To najbardziej pokazuje, jak ważne będzie zbudowanie szerokiej, wartościowej kadry, bo kartki, zmęczenie oraz kontuzje nie będą wybaczać. Czasem dwóch piłkarzy na jedną pozycję może okazać się niewystarczających – pod warunkiem, że Lecha nie przerosną eliminacje pucharów.

Właśnie dlatego już rok temu do pracy został powołany specjalny sztab naukowy pracujący nad tym, by jak najlepiej opracować przygotowania do tak intensywnego lata i jesieni. W kilka miesięcy będzie trzeba zmieścić taki sam wysiłek, jaki na przestrzeni dwóch rund z zimową przerwą w poprzednich rozgrywkach. To będzie zupełnie inna rzeczywistość, a nie wszystko można zbadać zmęczeniem fizycznym. Jak podkreślił Maciej Skorża – tu kluczowe mogą być świeże głowy i naładowane baterie w organizmach. Po wielu miesiącach napięcia niespełna trzy tygodnie przerwy to naprawdę niewiele.

KTO NA PIERWSZY OGIEŃ?

Znamy już szeroką pulę mistrzów i przeciwników, z którymi Lech może zmierzyć się na start eliminacji europejskich pucharów. Losowanie odbędzie się 14 czerwca, czyli tuż po meczach Ligi Narodów i pierwszych spotkaniach lechitów w ramach przygotowań do nowego sezonu. Rozstrzał jest naprawdę duży, chociaż UEFA jeszcze podzieli wszystkie drużyny na mini-grupy, w ramach których będzie losować dwumecze.

Celem poznaniaków zdecydowanie będzie przejście I rundy eliminacji LM bez względu na wylosowanego przeciwnika. W najgorszym wypadku mogą trafić na Bodo/Glimt, czyli ćwierćfinalistę Ligi Konferencji i zeszłorocznego rywala Legii Warszawa. Jakimś cudem to mistrz Polski wygrał ten dwumecz. Wyzwaniem będzie również wyeliminowanie szwedzkiego Malmö, bułgarskiego Łudogorca czy rumuńskiego Cluj, lecz z ambicjami Kolejorza każda z tych ekip musi być wyeliminowana. Nie można marzyć o pucharach i przestraszyć się takich oponentów. W idealnym scenariuszu łatwego startu dostaliby Lincoln z Gibraltaru, Dudelange z Luksemburga czy TNS z Walii.

Maciej Skorża postanowił, że lechici będą przygotowywać się w Poznaniu oraz tradycyjnie w Opalenicy, gdzie pojadą na 9-dniowy obóz. W tym czasie zagrają sparingi z beniaminkiem Widzewem Łódź, Jagiellonią Białystok, innych pucharowiczem Pogonią Szczecin oraz najpewniej jednym zagranicznym klubem. Przed właścicielami klubu kluczowy czas, aby kilka transferów dopiąć już na start przygotowań 11 czerwca. Trzy tygodnie to będzie niewiele czasu, aby wpasować ich do pomysłu Macieja Skorży i mieć pewność co do ich znajomości wszystkich mechanizmów. Nie ma nic bardziej męczącego niż pytania kibiców „gdzie są transfery”, ale przed Lechem dwa tygodnie, kiedy ten klasyk naprawdę będzie zasadny. Czas ucieka, więc trzeba kupować, ładować baterie i szykować plan, aby demony sprzed siedmiu lat znowu nie zajrzały w oczy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.