Jack Grealish – od sześciolitrowej butli wódki i tabunów dziewczyn do najdroższego piłkarza w historii Anglii

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
fot. Matt McNulty - Manchester City/Manchester City FC via Getty Images

19-letni Jack Grealish robił wszystko, by nie stać się profesjonalnym piłkarzem. Oczywiście, że był nim w świetle kontraktu z Aston Villą, ale zdjęcia w tabloidach pokazywały młodego człowieka, który zachłysnął się życiem, przerosły go pieniądze i nie jest zainteresowany poważną karierą. Trenerzy, widzący w nim ogromny talent, pewnie jeden z największych w Anglii, załamywali ręce. Nie pomagały prośby i groźby. Żaden z nich nie postawiłby wówczas złamanego pensa na to, że sześć lat później Grealish będzie kosztował 100 milionów funtów.

13 maja tego roku miało miejsce nietypowe zdarzenie. Niemal nikt go nie odnotował, ponieważ zjawisko zainteresować mogło tylko szaleńców, najwęższą z najwęższych sekt Premier League. Statystycy bili na alarm – Jack Grealish w meczu przeciwko Evertonowi nie został ani razu sfaulowany. Ten dziw natury zaobserwowano po raz pierwszy od czterech lat. No bo jak to? Najbardziej kreatywny zawodnik ligi, wspaniały drybler, król trzymania piłeczki przy nodze i nawet malutkiego zahaczenia? To z piłkarzami Evertonu musiało być tamtego dnia coś nie tak.

Manchester City z całą pewnością nie kupuje Grealisha po to, żeby wywalczył ponad sto fauli, jak zrobił to dla The Villans w poprzednim sezonie. Ma otwierać kolegom drogę do bramki, tworzyć dryblingiem miejsce dla innych zawodników Pepa Guardioli, no i strzelać gole – potrafi bowiem zdobywać naprawdę piękne bramki. Jego liczby muszą oczywiście iść w górę, trudno sobie wyobrazić, by kataloński menedżer pokiwał głową z uznaniem, gdyby Grealish kończył następne rozgrywki bez dwucyfrówek w statystykach trafień i asyst.

SZOKUJĄCE ZEZNANIA ŚWIADKÓW

„Był sam środek dnia, najgorętsza pora doby, zaczęli więc ostro naprawdę wcześnie” – to nie opis początku pierwszego sobotniego meczu w kolejce Premier League. Owszem, również chodziło o kolejki, tyle że nalewane do kieliszków w kurorcie w Marbelli. W centrum gry – playmaker Grealish. Powyższe zdanie to relacja zszokowanego świadka na łamach bulwarówki. Piękne, młode dziewczyny, leżący jak król nastolatek z Aston Villi i potężna butelka wódki warta 1000 funtów. Tak wakacje spędzał jeden z największych młodych talentów piłkarskich w Anglii.

Zaledwie kilka tygodni wcześniej, na Teneryfie, ktoś zrobił zdjęcie Jacka śpiącego na ulicy. Oświadczenie AV brzmiało tak: „Klub jest świadom fotografii Jacka Grealisha, które krążą obecnie w sieci. Zamierzamy spotkać się z piłkarzem, ale każdy rodzaj reakcji pozostanie naszą wewnętrzną sprawą. Nie będzie już żadnych komentarzy w tej sprawie ze strony klubu”.

To był czerwiec 2015 roku. Od dwóch sezonów Grealish miał już profesjonalny kontrakt na Villa Park, wcześniej przez 12 lat grał w juniorach zespołu z Birmingham, jego rodzinnego miasta. Od dziecka miał tylko jeden ukochany klub – Aston Villę, ale teraz sprawy zaczęły się bardzo poważnie wymykać spod kontroli.

GAZ, KTÓRY NIE ROZWESELIŁ

A przecież futbol miał być jego przeznaczeniem. Prapradziadek Jacka, Billy Garraty, wystąpił nawet w reprezentacji Anglii, a w 1905 roku zdobył z Aston Villą Puchar Anglii. Od szóstego roku życia Grealish pracował w juniorach The Villans na swoją przyszłość. Jako szesnastolatek usiadł na ławce rezerwowych w meczu Premier League przeciwko Chelsea. Kolejne lata jawiły się jako lot w kosmos rakietą dowodzoną przez Captaina Jacka.

Władze Aston Villi były okrutnie zawiedzione. Już wtedy widziano bowiem w Grealishu potencjał sprzedażowy. Klub miał świadomość, że w talii trzyma asa, którego za parę lat można będzie wytransferować za miliony. We wrześniu 2014 roku, czyli kilka miesięcy przed feralnym latem, gdy internet huczał od plotek, a screeny z różnych snapów ujrzały światło dzienne, sprowadzając na chłopaka mnóstwo kłopotów, podpisano z nim nowy kontrakt, a przecież z tego poprzedniego, obowiązującego przez pięć lat, upłynęły dopiero dwa. Na Villa Park naprawdę w niego wierzyli.

Martwiła się także rodzina piłkarza. Grealishowie zmagali się co prawda z dużo trudniejszymi chwilami – kiedy w kwietniu 2000 roku nagle zmarł malutki braciszek Jacka, Keelan. Miał zaledwie 9 miesięcy. Teraz jednak chodziło o coś zupełnie innego, skala była nieporównywalna, ale krajobraz też przynosił ból. Chłopak marnował swój potencjał i przynosił wstyd. Otoczenie wyczuwało zresztą nadciągającą katastrofę, widziało buzującą wodę sodową. Przestrzegał przed tym menedżer Villi Tim Sherwood, choć wtedy chodziło jeszcze o typowe dla młodzieży infantylne zachowania – Jack nagrał filmik, na którym wdycha gaz rozweselający. W klubie nikogo to nie rozweseliło. Nowy trener, Remi Garde, by ustawić młodziana do pionu, przesunął go do rezerw.

Jack-Grealish.jpg
fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

WŚCIEKŁY WŁAŚCICIEL

Mijały miesiące, a nastolatek wciąż sprawiał kłopoty, zarówno na boisku, jak i poza nim. Poszedł na imprezę, która zakończyła się interwencją policji. Była to gorzka puenta do spadku The Villans z Premier League. Właściciel klubu Tony Xia napisał na Twitterze, że Grealish musi się skupić na boisku i poza nim. Chodziło o to, że na murawie nie trzymał nerwów na wodzy. Po bezsensownym ataku na Conora Coady’ego zawieszono go na trzy mecze.

Jeśli ktoś zainteresował się piłka od początku poprzedniego sezonu i zna dokonania Grealisha tylko z najnowszych czasów, powyższe zdania mogą dla niego brzmieć jak science-fiction. Wpływ pomocnika na grę Aston Villi był niesamowity i od kilkunastu miesięcy mówiono, że ten zasłużony klub staje się dla niego za mały.

Do Manchesteru City poszedł po najlepszej kampanii w karierze. Trudno powiedzieć, czy powinno się ją wycenić akurat na 100 milionów, ale obok Harry’ego Kane’a stał się najgorętszym „towarem” na rynku transferowym. A Guardiola uwielbia kreatywnych graczy, których piłka nie parzy.

O miano najlepszego kreatora bił się w poprzednich rozgrywkach z Kevinem De Bruyne. Ostatecznie to Belg stworzył więcej sytuacji podbramkowych, ale należy pamiętać, z jakimi zawodnikami występował Grealish. Przy całym szacunku dla McGinna czy Trezegueta, to jednak Mahrez i Sterling są z innej bajki.

Guardiola nie lubi krnąbrnych zawodników. U niego wszystko musi być podporządkowane treningowi i następnemu meczowi. Piłkarz, który pragnie rozwinąć się pod skrzydłami Katalończyka, musi zapomnieć o wszystkim, co wcześniej widział. To wejście na poziom HARD.

OLBRZYMIA PRESJA

Grealishowi zdarzały się nie tak dawno wpadki, ale trudno porównywać je do dawnych wybryków. Stracił prawo jazdy na 9 miesięcy, po tym jak łamał przepisy ruchu drogowego. Złamał zasady lockdownu, za co publicznie przepraszał. Ale najważniejsze, że zaczął prowadzić zdrowy tryb życia. No i wykorzystywać swój piłkarski potencjał.

W Aston Villi był największy. Kapitan, lider, z perspektywą na legendę i pomnik. W City musi udowodnić, że potrafi wejść wyżej, na sam szczyt. W Birmingham przegrany mecz nie jest czymś wyjątkowym, na Etihad Stadium – dramatem. Presja jest olbrzymia.

Grealish to niesamowity, wyjątkowy przypadek – w internecie z taką samą łatwością znajdziesz filmiki z jego popisowymi akcjami, jak i fotografie, które absolutnie nie przystoją poważnemu piłkarzowi. Z wychudzonego, naiwnego dzieciaka ze zdjęć na hiszpańskich wakacjach, nic już jednak nie zostało. Dzisiaj to wojownik. Potężne łydki, charakterystyczne, opuszczone getry i malutkie ochraniacze na piszczele – po części przesąd z czasów, kiedy miał 15 lat i dobrze mu szło w jednym z sezonów, a po części chęć poczucia wolności i lepszej kontroli nad piłką. Ponadto reprezentant Anglii pełną gębą – taki, o którego dopominają się fani.

KRZAKI ZAMIAST FANÓW

Jako pięcioletni chłopiec Jack Grealish grał w piłkę za rodzinnym domem. Po strzelonym golu... wskakiwał w krzaki. – Wyobrażałem sobie, że rzucam się w tłum kibiców z trybuny Holte End na Villa Park – opowiadał kiedyś. – A potem poszedłem na treningi. I wiecie co, byłem dobry, naprawdę. Wiem, że wielu piłkarzy tak mówi, ale ja czułem to naprawdę.

Czasem szli razem z tatą ulicami Birmingham i dostrzegali kogoś w koszulce z napisem Grealish na plecach. – Ojciec zawsze miał wtedy łzy w oczach – wspominał.

Cała Europa huczy o stu milionach, o krezusach z Manchesteru City, którzy znów spełniają swoje zachcianki, ale Guardiola mówi, że to tak naprawdę... 40 milionów. Chodzi o to, że klub pozbył się Jacka Harrisona, Lukasa Nmechy i Ivana Ilicia, ale także – co za ironia – zarobił 11 mln na transferze Jadona Sancho do Manchesteru United, tak bowiem wynikało z tzw. solidarity payment.

– Zapłaciliśmy więc 100 milionów za Jacka Grealisha, ale zarobiliśmy 60 milionów, bo umiemy sprzedawać. Inaczej nie byłoby nas stać na taki transfer – wzruszył ramionami menedżer mistrzów Anglii.

Sześcioletni kontrakt, 230 tysięcy funtów tygodniówki i tysiące sprzedanych koszulek. Wygląda na to, że tata Jacka będzie miał zaszklone oczy dużo częściej. Były kumpel Grealisha z drużyny, bramkarz Emiliano Martinez, powiedział, że Jack to największy talent, jaki widział. – Nigdy nie oddaje piłki, albo jest strzał, albo faul, albo korner dla nas – śmiał się Argentyńczyk. – Kogoś mi przypomina. Chyba Lionela Messiego – dodał.

Niech Grealish ma nadzieję, że Guardiola tego nie czytał.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.