„Łatka ulicy mi nie ciąży, bo wiem, skąd jestem i jak wyglądało moje życie na osiedlu. Teraz tak nie żyję, więc piszę o innych sytuacjach” – mówi nam reprezentant zespołu Dixon37, który powrócił właśnie z albumem „To Historia Wielu”.
Wywiad pierwotnie ukazał się w październiku 2024 roku
Co musiałoby się wydarzyć, żebyś pozbył się zakrycia twarzy?
Chyba nie ma takiej opcji, bo jest mi dobrze, kiedy ją zasłaniam. Na co dzień nie jestem rozpoznawalnym gościem i to mi odpowiada. Jestem anonimowy. Widzę w tym same plusy.
Serio w sklepie czy na stacji benzynowej nikt cię nie rozpoznaje? Nie chce mi się wierzyć.
Naprawdę. Ludzie bardzo rzadko mnie rozpoznają. Kilka razy ktoś na mnie wymownie spojrzał w sklepie albo zapytał, czy ja to ja, gdy się odezwałem. A tak to cisza, mam spokój.
Krąży wiele plotek na temat tego, że się przed kimś lub przed czymś ukrywasz. Chcesz się do tego odnieść?
Kiedy byłem małolatem, to nie potrzebowałem rozpoznawalności, bo robiłem na osiedlu... różne rzeczy. Z czasem przyzwyczaiłem się do zasłaniania twarzy i tak mi zostało do teraz. Dziś nie jest to niczym podszyte – przed nikim się nie ukrywam, nikt mnie nie szuka, nie ma za mną listu gończego.
Nie męczy cię bieganie w kominiarce od tylu lat?
Skłamałbym, gdybym ci teraz powiedział, że nie. Pewnie, że po takim czasie męczy ubieranie się do klipu czy na koncerty. To naprawdę bywa nużące, ale nie mam zamiaru rezygnować z tej opcji.
Przyszło ci do głowy, żeby zrezygnować z udziału w zdjęciu Piotra Sikory, gdzie zebrało się niedawno około 200 polskich artystów hip-hopowych?
Na początku przez chwilę się zastanawiałem, ale później pomyślałem sobie, że my – uliczni raperzy, swoją drogą nienawidzę tego określenia – jesteśmy cały czas szufladkowani i nadal mamy być w tej szufladce? Bez sensu. Ucieszyłem się z tego zaproszenia i fajnie, że pojawili się tam ludzie z innych światów. Równie dobrze organizatorzy mogli zaprosić stu najpopularniejszych raperów na Spotify i też wyszłoby zajebiście. Ucieszyłem się, że na miejscu zobaczyłem kilka osób, których nie widziałem od lat – Jędkera, Mierona z Zip Składu. Poznałem się z Karą. Było bardzo dużo osób z nowej szkoły, ale i ze starej; totalny miszmasz. Na jednej sali Żabson, Bedoes, Kafar i Fu.
Tobie taki miszmasz odpowiada?
Jak najbardziej. Pomyśl sobie, jakby to wyglądało, gdyby na scenie były same Kafary. Byłoby smutno i nudno (śmiech). Po wydarzeniu pisałem sobie na Instagramie z Paluchem i rzucił takim zdaniem, że after po tym evencie byłby naprawdę legendarny. Chyba Eros powiedział, że pięć lat temu, to wszystko skończyłoby się inaczej, kilka osób mogłoby poważnie pozamiatać. Teraz było inaczej, bo wykonaliśmy robotę i każdy wrócił do swoich zajęć, nie było żadnego melanżu. Wszystko na spokojnie, nikt nie szalał, nie było awantur. Wszystko zostało profesjonalnie zorganizowane. Czułem rangę wydarzenia.
Doszło do jakichś zgrzytów? Pytam, bo w sieci często wbijcie sobie szpileczki.
Organizatorzy zaznaczyli, że jeśli ktoś nie jest w stanie odpuścić swojej złości na te kilka godzin, to niech po prostu nie przychodzi. Chcieli uniknąć jakiejkolwiek agresji. Prawda jest taka, że i tak każdy z raperów był w swojej grupce. To nie było przecież tak, że nagle rzuciliśmy się sobie w ramiona i panowała wielka miłość – nie, ale wszystko odbyło się w pokojowej atmosferze. To najważniejsze.
Czyli nie masz już problemu, by stanąć na jednym zdjęciu z ludźmi z SBM?
Nie widziałem tam Białasa, ale uważam, że po takim czasie, mógłbym się powstrzymać i podejść do sprawy bez ciśnienia. Kilka lat temu bym tam po prostu nie poszedł, bo nie chciałbym popsuć chłopakom wydarzenia.
Rozumiem, że gdyby Białas był, to bez problemu stanąłbyś z nim do jednego zdjęcia?
Jest częścią sceny hiphopowej, więc zrobiłbym to, choć bez zajawki (śmiech).
Przed chwilą powiedziałeś, że nie lubisz określenia uliczni raperzy. Dlaczego?
Szufladka jest niemiłosierna. Ulicznymi raperami i osiedlowymi ziomalami, to my byliśmy w 2010 roku. Od wielu lat cały czas idziemy do przodu, rozwijamy się. Nie wyobrażam sobie stania w miejscu. Pozostanie na osiedlu zawsze kończy się w ten sam sposób – zostajesz menelem albo idziesz siedzieć.
A co zrobiłeś, by nie zostać zaszufladkowany jako uliczny raper?
No, mordo, warto sprawdzić, chociażby tematy, które poruszam w swoich kawałkach czy mój sposób wypowiedzi. Nie będę się tu chwalił, ale akcje, które organizuję i życie, które prowadzę nie ma za dużo wspólnego z życiem na ulicy. Nie jestem typem spod sklepu, a ludzie tak właśnie o mnie myślą.
Kiedy ta łatka zaczęła ci ciążyć?
Łatka ulicy mi nie ciąży, bo wiem, skąd jestem i jak wyglądało moje życie na osiedlu. Teraz tak nie żyję, więc piszę o innych sytuacjach. Nie piszę tekstów, że biegam po rejonie, jak to miało miejsce na pierwszym krążku Dixonów, choć i tak już wtedy przemycaliśmy pozytywne wartości. Wiesz, ja do dzisiaj potrafię wejść na górkę na mojej dzielnicy, spojrzeć na cały Ursynów i odświeżyć sobie stare czasy. Lubię tam wrócić, ale tylko na chwilę. Później schodzę i lecę dalej ze swoim życiem. W mojej rzeczywistości wiele się zmieniło, kiedy poznałem swoją obecną żonę. Miałem wtedy 25 lat. Byłem dobrym ancymonem, więc ona musiała naprawdę dobrze się zastanowić, czy chce wejść w tę relację.
Uważasz się za sentymentalnego gościa?
Tak i to nie zawsze jest fajne, bo myślę o starych ziomalach, którzy pewnie już dawno o mnie zapomnieli.
Podczas naszej rozmowy przewija się twoje życie na osiedlu. Sam mówisz, że byłeś ancymonem... Wnioskuję więc, że narobiłeś w życiu trochę głupot.
Wtedy każdy dzień składał się z głupot, ale tego nie widziałem. Słuchaj, tak za język mnie nie pociągniesz. Wiele rzeczy nie ujrzy światła dziennego.
Zapytam więc inaczej – był moment, kiedy twoje życie było zagrożone?
Zdrowie tak, życie nie. Śmieję się z raperów, którzy mówią, że mają wśród innych artystów wrogów. Ja wrogiem nazywałem osoby, które naprawdę chciały mi zrobić krzywdę. Drugi raper nigdy nie był moim wrogiem, bo co on może mi zrobić? Co najwyżej nagrać na mnie kawałek albo napisać post, a to nie jest niebezpieczna sytuacja. Wtedy na osiedlach całe ekipy chciały zrobić nam krzywdę. Było niebezpiecznie, ale bez przesady. Nie rób z nas gangsterów, którzy do siebie strzelali i chodzili z bronią.
Ale jednak broń palna w latach dziewięćdzisiątych była w Warszawie obecna.
My się nie strzelaliśmy.
Chciałbyś wrócić do tamtych czasów?
Czasem patrzę na tamte lata przez różowe okulary, ale pamiętam też o całym syfie, który był w Warszawie, w Polsce. Przez mgłę pamiętam puste półki w sklepach, kartki na jedzenie i ojca, który tyrał na dwie zmiany. Tak było u wszystkich moich znajomych, więc nie odbierałem tego jako coś złego. Tak po prostu było i tyle. Akceptowałem to. Nie powiem ci, że miałem w domu biedę, bo zawsze miałem co zjeść, gdzie się przespać i w co się ubrać. Dziś wielu rodziców narzeka, że ich dzieciaki siedzą przed ekranami, ale często to wina samych rodziców, którzy nie pokazują dzieciakom innych form spędzania wolnego czasu. Mój syn też lubi grać na telefonie, ale nie zajmuje się przecież tylko tym. Wychodzi na dwór i biega do wieczora. Można powiedzieć, że zachowuje się jak dziecko PRL-u. Odpowiadając na twoje pytanie – nie chciałbym wracać do tamtych czasów, ale sentyment we mnie jest.
Są rzeczy, które cię w dzisiejszym świecie martwią?
Choroby, które spotykają moich bliskich. Totalna dezinformacja. Robienie z debili idoli. Chyba tyle.
Nie chciałbym wprowadzać grobowej atmosfery, ale boisz się śmierci?
Nie boję się śmierci, jeśli zastanie mnie w momencie, kiedy mój syn będzie już dorosłym i ogarniętym facetem.... Jestem gościem, który pisał po nocach, spał do jedenastej, a w ciągu dnia ogarniał firmę odzieżową. W momencie, kiedy na świecie pojawił się Filip, moje życie się zmieniło. Od samego początku wpadłem w wir obowiązków związanych z jego wychowaniem. Nie miałem podejścia, które często mają inni faceci – nie chcę mi się, od tego jest kobieta. Poświęciłem mu sto procent swojego czasu i odstawiłem wszystkie sprawy, tylko po to, by złapać z nim więź. Moja małżonka pracuje na normalnym etacie, więc ja musiałem i chciałem poświęcić mu swój czas.
Wnioskuję więc, że jesteś na takim etapie, że nie zajmujesz się niczym innym niż muzyką.
Tak, ale nie jestem tylko raperem. Zajmuję się organizacją festiwali, koncertów, spotkań z raperami z cyklu Hip Hop Szansą, mamy także firmę odzieżową, wydawnictwo... Ludzie myślą, że jestem raperem, więc pewnie tylko sobie piszę i nagrywam. To tak nie wygląda. Polecam otworzyć firmę w tym kraju, by sprawdzić, z czym to się je.
Chcesz powiedzieć, że państwo rzuca ci pod nogi kłody?
Jeśli muszę teraz zapłacić za ZUS 2400 złotych, no to, co to jest, jeśli nie kłoda? Dobrowolny ZUS obiecany, zapomniany. VAT był 22%, jest 23% – ciekawe, jaki będzie w kolejnym roku? Podatki zdrowotne, od obrotu. Daj spokój. Kiedyś bez księgowej można było sobie poradzić, dziś nie ma na to najmniejszych szans.
Biorąc pod uwagę, to co teraz powiedziałeś, można powiedzieć, że ty też tyrasz? Tak jak choćby twoi rodzice w PRL-u?
Nie, bo mimo wszystko lubię to, co robię. Dużo pracuje, ale nie powiedziałbym, że tyram. Czasami siada mi na głowie organizacja pewnych rzeczy, ale to tyle. Nie nazywam pisania i wydawania płyt pracą, bo to przecież sama przyjemność.
Odnalazłbyś się w pracy, której nie lubisz?
Dla mnie to prosta opcja – jeśli jest ci potrzebny hajs, to masz go zarobić. Nie należę do tych, którzy będą tylko pisać teksty, bo przecież oni są raperami. Wiem, że niektórzy goście na tej scenie mieliby ogromny problem z pójściem do pracy na etat. Ja takiego problemu nie mam i nigdy nie miałem. Jeśli trzeba było pracować, to pracowałem. Przez chwilę byłem kurierem czy pracowałem na budowie. Na studiach miałem prace biurowe, ale świat korpo to nie moja bajka. Kiedyś wyjechałem nawet z Restem do Londynu, gdzie zobaczyłem, jak Polacy potrafią źle traktować innych Polaków. Wielu udawało milionerów w dresach Umbro za pięć funtów (śmiech).
Komentarze 0