Kariera równie szybka, co kontrowersyjna. Skąd wziął się Chamzat Czimajew?

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
Chamzat Czimajew
Fot. Chris Unger/Zuffa LLC via Getty Images

Jest aktualnie najgorętszym nazwiskiem UFC w kategorii półśredniej, a wielu uznałoby go też za takie bez podziału na kategorie wagowe. Celuje w sam szczyt, a jego celem jest odebranie mistrzostwa Kamaru Usmanowi. Mimo że reprezentuje Szwecję, jego czeczeńskie pochodzenie w ostatnim czasie wywołało duże kontrowersje. Pewne jest jedno – Chamzat Czimajew jest jedną z najszybciej rozwijających się karier w MMA i w najbliższych latach będziemy o nim prawdopodobnie słyszeć jeszcze częściej.

Kiedy patrzymy na wagę półśrednią najlepszej federacji świata, trudno znaleźć przeciwnika godnego starcia z Kamaru Usmanem. Nigeryjczyk jest nie tylko jednym z bardziej dominujących mistrzów UFC, ale też liderem rankingu bez podziału na kategorie wagowe. Usman ma na rozkładzie wszystkich czołowych zawodników w swojej wadze (niektórych dwukrotnie, jak Colby’ego Covingtona czy Jorge Masvidala) i jeszcze do niedawna Dana White mógł się zastanawiać, kogo w ogóle zestawić z tak pewnym czempionem. Teraz w topie rankingu pojawia się nazwisko nieco znikąd, którego Usman jeszcze nie pokonał i jest spora szansa, że niedługo będzie musiał.

PO PIERWSZE ZAPAŚNIK

Urodzony w Czeczenii Czimajew dość szybko trafił do świata sportów walki. W tamtym regionie sportową religią są zapasy, co zresztą widać po liczbie naturalizowanych zawodników z Czeczenii i graniczącego z nią Dagestanu w europejskich reprezentacjach (również w polskiej – Magomedmurad Gadżijew reprezentował Polskę na igrzyskach w Tokio i Rio de Janeiro).

Czimajew nie mógł więc trafić gdzie indziej niż na zapaśniczą matę i zrobił to już w wieku pięciu lat. Był na tyle zdolny, by zdobywać medale mistrzostw Rosji juniorów, ale nie na tyle, by trafić do niezwykle mocnej reprezentacji tego kraju. To nieco zmieniło się po jego emigracji do Szwecji – wyjechał tam z matką, mając 19 lat i podążając za swoim starszym bratem. Nieco, bo Czimajew był zdecydowanie najlepszy w kraju (na szwedzkich matach nie przegrał ani razu, zdobywając trzy tytuły mistrza Szwecji), ale na międzynarodowych zawodach pokroju mistrzostw świata nie wystartował ani razu.

Po trzecim złocie krajowego czempionatu Czimajew zaczął flirtować z nowym dla siebie światem – MMA. Jak sam wspomina, zaczęło się od mistrzowskiego pojedynku Conora McGregora i Jose Aldo. Oglądając to na przerwie w pracy pomyślał, że mógłby przecież robić to samo. Miał wtedy 23 lata i zaczął trenować w jednym z klubów w Sztokholmie, do którego przeprowadził się głównie z tego względu. Wygrał kilka walk, w tym dwie profesjonalne i podpisał kontrakt z federacją Brave Combat, zrzeszającą najlepszych zawodników z Bliskiego Wschodu i rejonów dookoła niego.

Szwecja nie do końca do tego pasowała, ale czeczeńskie pochodzenie Czimajewa już jak najbardziej. W BCF były już zapaśnik wygrał cztery walki (wszystkie przed czasem, trzy w pierwszej rundzie) i przygotowywał się do starcia o mistrzostwo wagi półśredniej. Wszystko zmieniła pandemia, która przesunęła pojedynek na późniejszy termin, a także przyspieszyła decyzję Czimajewa o podpisaniu kontraktu z UFC, która jako jedna z nielicznych sportowych organizacji nie przerwała funkcjonowania na dłużej niż chwilę.

O zapasach jednak nie zapomniał. Jeszcze w 2021 stoczył amatorską walkę z innym fighterem UFC – Jackiem Hermanssonem – i bardzo łatwo go pokonał.

ROZWÓJ JAK ŻADEN INNY

Dana White nie podpisał jednak Czimajewa do walk zapaśniczych. Sam fakt, że po niecałych dwóch latach od debiutu w federacji (lipiec 2020) mówimy o ewentualnej szansie mistrzowskiej, mówi wszystko o szybkości jego rozwoju. Dość powiedzieć, że jego pierwsze dwie walki odbyły się w odstępie… 10 dni. Najpierw w ostatniej chwili wskoczył do starcia z Johnem Phillipsem, a chwilę potem miał już swoją, zaplanowaną wcześniej walkę z Rhysem McKee. Obie wygrał przed czasem – odpowiednio przez poddanie w drugiej i nokaut w pierwszej rundzie. Nie licząc klasycznych turniejów UFC z lat 90. - to najkrótszy okres między dwoma wygranymi walkami w historii. Żeby było ciekawiej – z Phillipsem rywalizował w wadze średniej, więc zdążył zaliczyć dwa szybkie zwycięstwa w dwóch różnych kategoriach wagowych.

Trudno o mocniejsze wejście na najtrudniejszy poziom na świecie. Dwa miesiące później Czimajew w siedemnaście sekund znokautował też Geralda Meerschaerta (ponownie w wadze średniej) co automatycznie ustawiło go w gronie najlepszych prospektów całej federacji, niezależnie od tego, o której z dwóch kategorii mówiliśmy. Zadziwiający w jego szybkiej wspinaczce w górę rankingów jest fakt, że… mógłby być on jeszcze szybszy, gdyby Szwed nie zachorował na koronawirusa. Już w końcówce 2020 roku miał walczyć z Leonem Edwardsem (aktualny #2 rankingu), jednak długotrwałe powikłania, których Czimajew nabawił się po chorobie (kilkukrotnie trafiał do szpitala) sprawiły, że walkę przekładano, a sam Chamzat ogłosił nawet zakończenie kariery po jednym z treningów, na których dały o sobie znać osłabione płuca.

Na szczęście była to tylko przesadzona reakcja, bo szwedzki fighter już kilka miesięcy później wrócił do oktagonu. Nie była to walka z Edwardsem, ale starcie z Li Jingliangiem, którego Czimajew sprowadził do parteru w pierwszej sekundzie i już nie wypuścił, kończąc wszystko duszeniem po mniej więcej dwóch minutach.

Mimo tego opóźnienia i braku pojedynku z Edwardsem, Dana White nie zamierzał czekać. Czimajew coraz mocniej zaznaczał swoją obecność (Jingliang to ówczesny #11 rankingu, a przy rywalu wyglądał całkowicie bezradnie), a eksperci już zaczęli mówić o tym, że to on może zdetronizować Kamaru Usmana. UFC rzuciło go więc od razu na top kategorii – Gilberta Burnsa.

Burns w ostatnim czasie przegrywał jedynie z aktualnym mistrzem i znajdował się na drugim miejscu rankingu. Rzadko mamy do czynienia z przypadkiem, gdzie numer 11 (Czimajew był nim wchodząc do oktagonu) jest wyraźnie faworyzowany w walce z numerem dwa, ale przez dominację, jaką pokazywał Szwed, tak właśnie było. Okazało się, że nieprzypadkowo, bo Chamzat Czimajew zwyciężył w tej walce przez decyzję sędziów. Było to jednak jego największe wyzwanie z dotychczasowych – w końcu to jego pierwsza walka na pełnym dystansie w całej karierze.

STRACONA SYMPATIA

Co dalej? Mówi się o starciu z Colbym Covingtonem albo od razu z Kamaru Usmanem – na horyzoncie może być też pojedynek z Leonem Edwardsem, który jako jedyny poza tą dwójką jest jeszcze przed Czimajewem w rankingu, a przecież w tym przypadku mamy też historię odwołanej walki. Innych opcji na ten moment raczej nie ma, a przynajmniej być nie powinno.

To znaczy powinna być jeszcze jedna, bo gdyby iść za tropem innych dyscyplin sportowych wykluczających rosyjskich czy białoruskich sportowców, to Czimajew mógłby do pojedynku z Burnsem nie wyjść. Jest Szwedem, to jasne, a jego czeczeńskie pochodzenie samo w sobie nie jest powodem do wykluczania go z czegokolwiek, ale już jego przyjaźń z pomagającym w inwazji na Ukrainę czeczeńskim przywódcą Ramzanem Kadyrowem to co innego. Czimajew dostał kiedyś od niego Mercedesa, sparowali razem, ponoć to Kadyrow miał też udział w namawianiu go do niekończenia kariery, a zawodnik był nawet obecny na livestreamie, na którym Kadyrow groził ludziom śmiercią za krytykę swoich poczynań.

To wszystko zostało jeszcze podsycone udostępnieniem rozmowy obu panów chwilę przed walką, w trakcie trwającej inwazji. Telewizja Polsat postanowiła nie transmitować walki Czimajewa, a on sam stracił całą masę sympatii u nierosyjskich fanów. Dorzucił do tego dziwną akcję zakulisową z Joaquinem Buckleyem i Darrenem Tillem (wyzywa tam Buckleya, kompletnie nierozumiejąc jego rozmowy z Tillem) i okazało się, że ten niezwykle utalentowany zawodnik nie jest tak „czysty”, jak mogłoby się wydawać.

UFC oczywiście niewiele z tym zrobi, bo Dana White niejednokrotnie pokazywał, że federacji nie interesuje zbyt wiele poza jak najwyższym zarobkiem z kolejnych gal, więc Czimajewa nadal będziemy oglądać, może już za chwilę w walce mistrzowskiej. Z kolei przy ewentualnej walce z Covingtonem wielu kibiców pyta „co możemy zrobić, żeby przegrali obaj?”, biorąc pod uwagę, że sympatii nie będzie tu pewnie po stronie żadnego z zawodników. Albo będzie po stronie Covingtona, co jeszcze do niedawna wydawałoby się mało prawdopodobne.

Jakkolwiek do tego nie podchodzimy, do Czimajewa w czołówce należy się przyzwyczaić. Kolejny znakomity zapaśnik z Czeczenii lub Dagestanu, przypominający stylem Chabiba Nurmagomiedowa, to coś, czego musi się bać cała waga półśrednia (a może i średnia). W stójce jeszcze nie do końca sprawdzony, ale walki potrafi kończyć nawet pięściami. Jeszcze nie znalazł się taki, który miałby na niego sposób, choć fakt, że Burns w końcu przetrzymał - jako pierwszy - cały dystans - jest jakąś nadzieją dla jego kolejnych oponentów.

Gdybyśmy mieli stawiać, to chyba faktycznie dopiero Usman sprawdzi jego prawdziwą wartość. A jeśli nie – możemy mieć dominatora na lata. Szkoda tylko, że ze sporą skazą na charakterze już od samego początku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0