Killer Mike: rapowe zajęcia obowiązkowe ze współczesnej Afroameryki

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Killer Mike
Jason Armond / Los Angeles Times via Getty Images

Zdobył trzy nagrody Grammy, a następnie... został zatrzymany przez policję i wyprowadzony w kajdankach z areny w Los Angeles, gdzie odbywała się gala. Killer Mike miał tego samego dnia naruszyć nietykalność cielesną pracowniczki ochrony. Ale jest już na wolności. My wracamy do jego albumu MICHAEL, który przyniósł mu prawdopodobnie najważniejsze wyróżnienia przemysłu muzycznego.

Artykuł pierwotnie ukazał się w czerwcu 2023 roku

Moja kumpela wróciła kiedyś ze Stanów i pierwsze, co mi powiedziała to: Filip, ty nie zdajesz sobie sprawy, jaki tam jest systemowy rasizm; jak policja kieruje się właściwie tylko rasowym profilowaniem i jak to w ogóle jest być czarnym w USA. Prędko jej odparowałem: wiesz, ja mam wrażenie, że wiem o tym od początku lat dziewięćdziesiątych, odkąd usłyszałem pierwszą rapową płytę, a na pewno mam tego pełną świadomość, odkąd w pełni zdekodowałem to, o czym Public Enemy i Ice Cube nawijali na swoich pierwszych, klasycznych krążkach.

Jego życie jak lustro problemów czarnej Ameryki

Muzyka była dla mnie od zawsze nauczycielem etyki, otwartości i relatywizmu. Wykładowcą tego, że nic tak naprawdę nie jest czarno-białe. I choć zdałem sobie z tego sprawę dopiero po latach, właśnie dzięki niej oceniam dziś zachowania, nie ludzi. Postawić się w obcej mi sytuacji zupełnie nie umiem, a różne metody upraszczania tego świata widzę w roli jego największej bolączki. Dlatego tak się pieklę, ilekroć widzę gdzieś zestawienie dzieł (pop)kultury, które mówią o jakimś konkretnym doświadczeniu społecznym, a w środku są tylko książki i filmy. Dlatego swego czasu prowadziłem w jednym z warszawskich liceów zajęcia z historii Afroameryki, o której opowiadaliśmy z kumplem przy pomocy muzyki. I dlatego też kilka lat temu nagrałem #zadalekiodlot, gdzie poleciało 26 piosenek, które odpowiadają na pytanie, jak to jest być czarnym w USA.

Mógłbym spokojnie podmienić je wszystkie na cały ostatni album Killer Mike’a. Niespełna godzinne słuchowisko, w którym odbija się życie tytułowego MICHAELA, a jednocześnie też całych pokoleń czarnych Amerykanów, którzy wciąż – po tych blisko sześćdziesięciu latach od podpisania ustawy o prawach obywatelskich dla Afroamerykanów – zdają się być AmeriKKKa’s Most Wanted.

Bawiąc, uczy, ucząc, bawi

Killer Mike to najprawdziwszy don dada - ciągle niewystarczająco doceniony jeden z najwybitniejszych MC’s w historii światowego rapu. Niestrudzony przemytnik treści trudnych i bolesnych pod postacią numerów nośnych i chwytliwych. Nauczyciel, społecznik i… dzikie zwierzę za mikrofonem. Debiutował jako protegowany Outkastu, jego poprzedni solowy album – wydane przed jedenastoma laty R.A.P. Music – jest jednym z najważniejszych longplayów tamtej dekady, a założony wspólnie z El-P duet Run the Jewels z buta wjechał w mur dzielący underground od mainstreamu. W międzyczasie natomiast Michael Render wykładał na uniwersytetach i pisał do opiniotwórczych mediów dokładnie o tym samym, o czym mówią często jego zwrotki. O społecznych nierównościach, policyjnej brutalności i systemowym rasizmie; o wszystkich tych równie starych jak wciąż palących problemach, które Stany Zjednoczone Ameryki raz po raz zaprowadzają na granice wojny domowej.

Wydany w czerwcu ubiegłego roku krążek Killer Mike’a jest swego rodzaju mostem łączącym oba pola jego publicznej aktywności. Podręcznikowym wręcz przykładem edutainmentu, czyli uczenia bawiąc i bawienia ucząc, budowania świadomości przez wspólne skandowanie czepliwych tekstów. Bo kiedy tytułowy MICHAEL wspólnie z Young Thugiem namawiają swoich pobratymców, żeby lepiej uciekali, to nie dość, że pobrzmiewa w tym zderzenie Thuggera z amerykańskim systemem sprawiedliwości, to jeszcze właściwie cała historia czarnych obywateli USA. A refrenu tego kościelnie trapowego, podniosłego acz przyziemnego hymnu, nie sposób właściwie nie powtórzyć, ilekroć słychać go w głośnikach czy słuchawkach.

Podróż przez podmokłe grunty

Pośród gości, którzy przewijają się przez ten album, pojawiają się takie postaci jak Cee-Lo, Ty Dolla Sign i Future, 2 Chainz, Mozzy i El-P, Eryn Allen Kane i rzadko gdziekolwiek słyszany André 3000. Beaty dla Killer Mike’a i hałastry przygotowali chicagowski klasyk No I.D. i legenda Memphis – DJ Paul, związany z Griseldą Beat Butcha i obecny na (prawie) wszystkich Carterach Weezy’ego duet Cool & Dre, stały współpracownik DJ’a Drama – Don Cannon i od lat skonektowany z Michaelem El-P. I choć brzmi to wszystko na papierze jak niezły miszmasz i pomysł zdatny bardziej na mixtape niż spójny album, to w tym konkretnym przypadku nawet najbardziej kontrastujące ze sobą estetyki grają wspólnie w jednym tonie, współbrzmią i wzajemnie się dopełniają, bo Killer Mike od początku wiedział, że nagrywa nie rapową płytę, a… gospel. Zawierzając się Bogu, oddając hołd czarnym rewolucjonistom walczącym od wieków o równouprawnienie i wyznając miłość swojej mamie i babci, tytułowy MICHAEL opowiada przede wszystkim o sobie.

Na wskroś osobiście, dojmująco szczerze i w sposób daleki od jakiejkolwiek moralnej oceny, ten nieodrodny syn Atlanty prowadzi słuchacza przez podmokłe grunty uzależnienia od narkotyków (zupełnie niesamowite, na wskroś transgresyjne Something for Junkies), gangowej przemocy (równie wywrotowe Nrich) czy planowania rodziny w realiach getta (filmowe wręcz oświadczenie pro-choice zatytułowane Slummer). Relacjonując swoje własne, anegdotyczne doświadczenia tworzy bardzo uniwersalny portret zwykłego, czarnego Amerykanina wychowanego w latach osiemdziesiątych na południu Stanów Zjednoczonych w dobie bezlitosnej dla gorzej sytuowanych, kapitalistycznej reagonomiki i szalejącej w kolorowych dzielnicach epidemii narkotykowej. Bez względu na to jednak, jak ważkie tematy podejmuje, nawet na sekundę nie zapomina o tym, że to jest rap. Na wskroś surowa i zazwyczaj też dosyć obcesowa forma wypowiedzi, która mówienie wprost i o sobie (o nas?) wyniosła prędko na piedestał, a z podważania powszechnie obowiązującego status quo uczyniła sztukę oratorską godną starożytnej Grecji.

michael.jpg

Niggas talk to me on that woke-ass shit / Be the same niggas walkin’ on some broke-ass shit – nawija Killer Mike na beacie DJ-a Paula, a te dwa krótkie wersy zdają się idealnie podsumowywać aktualne tendencje światopoglądowe nie tylko w Afroameryce, ale i na całym globie. Bo przecież łatwiej niż zachowania ocenić jest człowieka, swoje własne doświadczenia kusi nieustannie by uniwersalizować na całą ludzkość, a to, że glob ten nasz niesłychanie złożony i nieustannie się zmieniający da się zrozumieć, wytłumaczyć i sobie podporządkować za pomocą tyko jednej, jedynie słusznej ideologii, to przecież wiedzą wszyscy ci, w których tytułowy MICHAEL tu bije. Zazwyczaj między słowami, bo jednak prowadzi go przez cały czas miłość, a nie pogarda, niechęć czy nienawiść.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0