„Wspaniała to była podróż. Poza wszystkimi trudami i łzami, jakie spotkałem po drodze, futbol dał mi tyle pięknych emocji” – tak swoją karierę podsumował Demba Ba. 36-letniego Senegalczyka nie zobaczymy już na boisku, ale zważywszy na liczbę wzniesień na wyboistej drodze, jaką przez lata musiał pokonać, ma rację – wspaniała to była podróż. Zaczęło się od wielkiego zwątpienia i odtrącenia, by potem przejść do sławy i fortuny. W Sevres, gdzie urodził się Ba, powstał wzorzec kilograma i metra. Kariera tego napastnika od samego początku wzorcowa nie była, ale na sam koniec z pewnością może służyć za wzór wszystkim dzieciakom, które chcą spełnić piłkarskie marzenia.
Kibice Liverpoolu śpiewają często na melodię „Que Sera” piosenkę o Stevenie Gerrardzie. Leci ona tak:
„Steve Gerrard, Gerrard,
He'll pass the ball 40 yards,
He's big and he's f***ing hard,
Steve Gerrard, Gerrard...”.
Tłumaczenie nie jest chyba potrzebne, podobnie, jak w przypadku przeróbki, najchętniej intonowanej przez fanów Manchesteru United, ale z lubością wyśpiewywanej również przez pozostałe trybuny w Anglii. Wersja alternatywna odnosi się do sytuacji, w której kapitan The Reds poślizgnął się w meczu z Chelsea, czym ułatwił zdobycie rywalom bramki. Obrazek, na którym bezradny Steve G. z poziomu murawy patrzy rozpaczliwie na mknącego w kierunku pola karnego przeciwnika, jest jednym z najbardziej wymownych w historii Premier League. Piłkarzem, którego plecy ogląda Gerrard jest Demba Ba. To dlatego szyderczy tekst brzmi tak:
„Steve Gerrard, Gerrard,
He slipped on his f*cking a*se,
He passed it to Demba Ba,
Steve Gerrard, Gerrard...”.
I tutaj zapewne tłumaczenie jest zbędne. Wszystkim kibicom angielskiej piłki nie trzeba również przypominać, że porażka z Chelsea na Anfield (0:2), a także remis z Crystal Palace (3:3) ostatecznie odebrały tytuł LFC prowadzonemu przez Brendana Rodgersa i dały go Manchesterowi City Manuela Pellegriniego. Choć stare są to dzieje, bo przecież w Chelsea grał jeszcze Mohamed Salah, a w Liverpoolu Raheem Sterling, kibice z Anfield nawet dziś z trudem patrzą na tamte obrazki.
KONIEC PIERWSZY: OD TESTÓW DO TESTÓW
Demba Ba był tak świetny w Newcastle United, że w końcu musiał się po niego zgłosić mocniejszy klub. Na St. James’ Park stworzył znakomity duet z Papissem Cisse. Jeden z „dziewiętnastką”, drugi z „dziewiątką” na plecach, kiedy mknęli na bramkę rywala, defensywa drżała ze strachu. Ba, pytany przez dziennikarzy, którego z obrońców Premier League boi się najbardziej, odpowiadał, że Fabricio Collociniego, na szczęście z Argentyńczykiem mierzył się tylko na treningach.
Ale zanim założył koszulkę Srok, sprawy nie wyglądały dobrze. Jako 19-letni piłkarz podjął decyzję, że musi zrobić karierę i zapewnić dostatek licznej rodzinie (miał sześcioro rodzeństwa). Od kiedy zaczął kopać piłkę na podwórku, jego marzeniem była Anglia. I tam postanowił spróbować sił, gdy uznał, że od tej chwili piłka jest najważniejsza. Był rok 2004, miał 19 lat i zderzył się ze ścianą.
Gauthier Diafutua był o rok młodszym od niego napastnikiem, który próbował z juniorów Watfordu przebić się do seniorskiego składu. To on powiedział trenerowi Rayowi Lewingtonowi, że jest taki chłopak, Demba, i warto go sprawdzić. Ba miał za sobą nieudane testy w Olympique Lyon i Auxerre, a zanim Lewington zdążył go sprawdzić, Watford zwolnił tego trenera. Demba pojechał na testy do Barnsley, tam spędził tydzień, były jeszcze Swansea i Gillingham. Wszystko wskazywało na to, że w Anglii jednak się nie uda. Piłkarz wracał na tarczy do Francji.
Pytany po latach przez dziennikarza „TalkSport”, dlaczego tak długo zajęło mu przebicie się do dużej piłki, odparł bez pokrętnej filozofii: – Ponieważ nikt mnie nie chciał, to proste. Nie miałem swojego zespołu, nie trafiłem jako nastolatek do akademii, jak inni. Odbijałem się od testów do testów i zawsze kończyłem z odmowną odpowiedzią, powód nie był istotny. To nie jest tak, że zbyt późno zdecydowałem, iż chcę być piłkarzem na pełen etat. Próbowałem, naprawdę, ale zawsze mówiono mi „nie”.
Kolejne potknięcia wzmacniały Dembę, który postanowił, że odbuduje się we francuskim Rouen. Wreszcie znalazł kogoś, kto mu zaufał. Trener Alain Michel jechał na tym wózku co Senegalczyk. Obaj dostali rok na pokazanie swoich możliwości. Dwunastomiesięczny kontrakt to krótki kontrakt, bez względu na poziom ligi. Odpaliło. Ba zdobył 22 bramki w sezonie ligowym, w 26-ciu meczach. Zaczęło się o nim mówić, zaczęto o niego pytać. Skauci zapisywali jego nazwisko w notesach, polecając do większych francuskich klubów, a także do Belgii.
KONIEC DRUGI: KONTUZJA W MOUSCRON
To właśnie do tego kraju, konkretnie do Mouscron, przeniósł się Ba. Przez kilka wcześniejszych lat napastnikiem zespołu był Marcin Żewłakow, który zdobył tam aż 81 ligowych bramek. Ale ówczesny reprezentant Polski został wypożyczony do Metz w sezonie 2005-06.
Demba miał wejście smoka, trzy pierwsze mecze z golami. A potem trach – załamanie kości piszczelowej i strzałkowej. Koszmar. Akurat wtedy, gdy wszystko zaczęło się układać. Walka o powrót do zdrowia trwała osiem miesięcy. Powrót był spektakularny – dziewięć meczów i siedem goli. To pokazało, że Ba ma nieprawdopodobny instynkt snajperski i zyskał pewność siebie, którą nie zachwiała nawet poważna kontuzja. Zamiast końca drogi był początek nowej. Powołanie do reprezentacji Senegalu. A potem transfer do drugoligowego Hoffenheim i awans do Bundesligi.
KONIEC TRZECI: TYKAJĄCA BOMBA W KOLANIE
W myślach wciąż miał Anglię. Pragnął udowodnić sobie, że jest w stanie zagrać tam, najlepiej oczywiście na najwyższym poziomie. Problemem mogło się jednak okazać zdrowie. Już kiedy z Hoffenheim, gdzie zrobił absolutną furorę, chciał go pozyskać Stuttgart, oblał testy medyczne.
Mimo to pragnienie gry w Premier League, wymagającej fizycznie lidze, było silniejsze od niego. Tak silne, że postawił działaczy Hoffenheim pod ścianą, opuszczając zimowe zgrupowanie. Straszono go półrocznym zawieszeniem, grzywną, procesem sądowym, ale i tak poleciał do Anglii.
Ostatecznie porozumiał się ze Stoke City i wtedy klub z Britannia Stadium na ostatniej prostej wycofał się z transferu. Zdaniem lekarzy jego lewe kolano było tykająca bombą. Nie mogli wydać zgody. Nie mógł w to uwierzyć, do tego stopnia, że krzyknął w kierunku swojego agenta: – Natychmiast opuść pokój, bo zaraz wybuchnie!
– Byłem nauczony odrzuceniami na testach, że jeśli coś się nie udaje, to znaczy, że tak musi być i znajdę sobie inny klub – wyznał później.
I tak się stało, trafił do West Hamu United, gdzie radził sobie dobrze, ale drużyna spadła do Championship. Zaoferowano mu bonus w wysokości pół miliona funtów i dużą tygodniówkę, jak na warunki zaplecza elity, 50 tysięcy, ale on chciał grać w Premier League. Skorzystał więc z klauzuli w kontrakcie i znów był wolnym zawodnikiem. Niebawem wylądował w Newcastle, by w starciu ze Stoke City z zimną krwią ustrzelić hat tricka. Kwota, jaką The Potters mieli zapłacić wcześniej Hoffenheim, 7 milionów funtów, była śmieszna jak na liczbę goli, którą oferował Demba.
Kibice Newcastle mocno go pokochali. Za gole, za to, że zawsze był uśmiechnięty i nie przeszkadzało im nawet to, że nie rozumiał akcentu, z jakim mówią Geordies. – Po prostu próbuję się domyślić – śmiał się wtedy.
Dostał od klubu dom, w ogrodzie zrobił sobie boisko z pełnowymiarową bramką i kiedy wracał do domu, pracował indywidualnie nad strzałami. Po życiu w Niemczech stęsknił się za dużą metropolią. Jego rodzina żyła w Paryżu, uwielbiał wielkie miasta, więc przeprowadzka do Londynu, do Chelsea, nie była zaskoczeniem. The Blues skorzystali z zapisu w jego kontrakcie, klauzuli pozwalającej go wykupić za 7 mln funtów. Na Stamford Bridge rywalizował jednak z takimi zawodnikami jak Samuel Eto’o, czy Fernando Torres, a przyjście Diego Costy oznaczało, że czas się zwijać.
KONIEC CZWARTY: ZŁAMANIE W SZANGHAJU
Gdy po występach w tureckim Besiktasie przeniósł się do chińskiej ligi i strzelał gole dla Shanghai Shenhua, o mały włos pożegnałby się z futbolem na zawsze. W 2016 roku drużyna grała derby z Shanghai SIPG, a Ba złamał nogę. Jego trener Gregorio Manzano przyznał, że to może być zakończenie kariery Senegalczyka, a francuski lekarz Olivier Bringer przeprowadził skuteczną operację. Po kilku miesiącach Demba wrócił na murawę.
Krążył między Turcją a Szanghajem, by ostatecznie przenieść się do szwajcarskiego Lugano. Co ciekawe, kontrakt podpisał tam w czerwcu, by po zaledwie trzech miesiącach ogłosić, że żegna się z piłką.
Demba Ba często zabierał głos w sprawach wiary, tak było w przypadku, gdy razem z Papissem Cisse, a także Cheickiem Tiote sprzeciwili się noszenia koszulek z reklamą firmy udzielającej pożyczek, ponieważ stało to w sprzeczności z praktykami muzułmańskimi.
Kiedy terroryści zaatakowali siedzibę pisma satyrycznego Charlie Hebdo, Demba powiedział: – Jestem Muzułmaniniem, ale to co się stało, to nie islam. By uczcić pamięć ofiar i oddać cześć ich rodzinom, założę czarną koszulkę. Ale bez napisu „Je suis Charlie...”.
Polscy kibice pamiętają zapewne jego wyznanie uwielbienia do... syropu truskawkowego z Łowicza. Przez lata pił go każdego dnia, dolewając do wody mineralnej, kiedy więc trafił do Chelsea, od razu podarowano mu zapas soków polskiej firmy.