Netflix and chill? Nah. Lombard i relaks. To jest list miłosny do „Lombardu. Życie pod zastaw”

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
lombard.jpg
Lombard. Życie pod zastaw

O tym, dlaczego kochamy flagowy tytuł stacji Puls TV.

Jak już raz wsiąknie się w lombardverse, to potem trudno wyjść. Sygnowana twarzą Zbyszka Buczkowskiego pozycja z pozoru odpowiada na trendy, każące większości polskich stacji produkować niskobudżetowy trash z udziałem naturszczyków, aktorów-amatorów, a nawet osób, które po prostu chcą przytulić jakikolwiek pieniądz. Lombard miał zadatki, by kontynuować tendencję produkcji czegokolwiek, co zapełni dzienne pasmo. Okazał się czymś o wiele większym.

Telenowela 2.0

Po ponad 500 wyemitowanych odcinkach jest bardziej popularny niż kiedykolwiek. Zloty fanów, odbywające się w lokalizacjach wybranych przez nich samych w wyniku głosowań, w dodatku z udziałem obsady, przyciągają prawdziwe tłumy. Interaktywna otoczka jest tu zresztą bardzo ważna; publiczność miała np. okazję wybrać imię dziecka Mariusza i Andżeli. Prowadzony był też konkurs na scenariusz, na podstawie którego zostanie zrealizowany jeden z nadchodzących odcinków.

Lombard ma wiernych odbiorców. Średnia oglądalność premierowych epizodów na poziomie ponad 700 tysięcy sprawia, że flagowy serial TV Puls przyciąga przed telewizory więcej osób niż Dzień Dobry TVN oraz Pytanie na śniadanie razem wzięte. Na rynku jest nawet gra planszowa powstała w oparciu o fabułę serii.

Rozpływanie się nad telewizyjnym tasiemcem w erze streamingowych superprodukcji może się wydawać szczytem wymuszonego hipsterstwa, ale hear me outLombard to być może postmodernistyczny szczyt możliwości polskiej telewizji. To serial, który próbuje niemal wszystkiego i w ten sposób, trochę na wzór kuli śnieżnej, zebrał swoją ogromną widownię.

Zbyszek, Graczyk, Szef

Podstawą inicjalnego sukcesu serii był oczywiście Zbigniew Buczkowski, czyli medialna lokomotywa, która pomogła na samym początku wypchnąć serial i zainteresować nim widzów starszej generacji – osoby, które mają czas, by oglądać telewizję w ciągu dnia. Ale tytuł umiejętnie rozszerzył demograficzną pulę swojej publiczności. Jak? Dzięki umiejętnemu rozłożeniu akcentów oraz czujnym wyborom obsadowym. Wiesław Graczyk i Zbyszek ze Świętej Wojny – niegdysiejszy sideman dla Buły i Bercika – dostał swój moment, by zalśnić jako boss i wielki poruszyciel. W ten sposób zrodził się Kazimierz Barski, czyli właściciel lombardu przy wrocławskiej ulicy Cichej. O jego podejściu do biznesu więcej za chwilę.

Sama instytucja lombardu jest tutaj umiejętnie wykorzystaną dekoracją. W centrum wydarzeń pojawiają się mniej lub bardziej interesujące przedmioty. Sam aspekt wyceny towarów (a z reguły każdy z bohaterów lub bohaterek pracujących za kontuarem ma swoją specjalizację) jest zwykle szczegółem. Liczą się interakcje, galeria głównych i pobocznych postaci (część z nich całkiem pokracznych jak niezrozumiany, ubrany jako stereotypowy hipster, Hoffer) oraz splot najróżniejszych emocji. I wszystko to jest podane z dużym zaangażowaniem. To serial, który traktuje sam z siebie z dystansem. Ma świadomość absurdalnego nieprawdopodobieństwa tego, co dzieje się na ekranie. Dostarcza rozrywki konstruując i rozwiązując poszczególne wątki i ewentualnie dopisuje do nich określone przesłanie.

Mamy na przykład profeministyczne wątki z udziałem Beni lub Ani, historie opierające się na akceptacji cudzej odmienności czy bardzo różne spojrzenia na temat więzów rodzinnych. Ale scenę później Mariusza odwiedza szamanka z Karaibów w cylindrze, która wdraża go w tajniki voodoo i proponuje naukę stworzenia laleczki, by dać kontrolę nad osobą, która mu zagraża.

Twarde chłopy i gorące serca

Wątek granego przez Michała Chorosińskiego Mariusza jest zresztą tutaj kluczowy, bo jest to najbardziej przekwalifikowany pracownik lombardu w historii. James Bond, a w zasadzie Jason Bourne całej serii. Zimna krew, konkretne spojrzenie i twarde umiejętności negocjacyjne to pokłosie tajemniczej, agenturalnej przeszłości, z którą powiązana jest jego alternatywna tożsamość. Mariusz wnosi do Lombardu elementy kryminalnej akcji oraz powiew szpiegowskich intryg, których kulminacją jest z reguły dzielenie gangusów po skroniach z karata, strzelanie do nikczemnych ludzi lub bycie na ich celowniku. Co więcej, grany przez Buczkowskiego Kaziu Barski zdaje się być umiarkowanie świadomy, że prowadzony przez niego biznes jest okiem cyklonu, wokół którego latają pociski z beretty i odbywają się szaleńcze pościgi. W robocie pojawia się stosunkowo rzadko, by spojrzeć pańskim okiem na swój interes lub doglądać najbardziej intratnych transakcji (bo ludzie potrafią mu oferować kupno mieszkań czy lokali gastronomicznych).

Wątki rodem z akcyjniaków na tym się nie kończą. Uśmiechem w stronę młodszej publiczności stały się role nieżyjącego już Mateusza Murańskiego oraz Arkadiusza Tańculi – gwiazdorów sektora MMA. Mimo że to Lombard był trampoliną do szerszej rozpoznawalności, retroaktywnie cała produkcja zyskała na tym współczesny kontekst. Grany przez młodego Murana syn Kazia i Beatki – Adrian – nie krył swojej zajawki mieszanymi sztukami walki i wymierzył parę ciosów pionkom nasłanym przez gangstera Ryżego (granego właśnie przez Tańculę), który rozkochał w sobie byłą partnerkę i matkę dziecka Adka – Patrycję. Miłość, przemoc, śmierć. Ten pełen adrenaliny koktajl doprawił także w pewnym momencie swoim gościnnym występem Jacek Murański – ojciec Mateusza oraz propagator użycia sławetnej klatki rzymskiej w walkach MMA.

Przychodzi koń do lombardu...

Złomiarze znajdujący meteoryt; klaun sprzedający swój dobytek, by mieć pieniądze na leczenie swojego psa; emeryt spędzający całe dnie w VR; szalony reżyser prowadzący swój casting w lombardzie; obiecujący prawnik, który postanawia spełnić swoje marzenie i zostać mechanikiem samochodowym; gościnne występy Zenka Martyniuka, Michała Wiśniewskiego czy Tomasza Niecika: kiedyś na Cichą przyszedł nawet koń. Konstrukcja Lombardu. Życie pod zastaw mieści więc ludzkie dramaty, zabawne przygody, które prowokują śmiechu co niemiara, miłości i zazdrości, kryminalne intrygi oraz współczesne moralitety, które próbują oddzielić dobro od zła. Wszystkie te motywy – za sprawą wątków dotyczących stałej obsady, ale także postaci dnia – potrafią pojawić się w jednym odcinku. Ale podstawowym walorem telewizyjnego hitu TV Puls jest, podążająca za maksymą mamy Forresta Gumpa, konstrukcja pudełka czekoladek. Bo nigdy nie wiemy, co tym razem się trafi.

Szeroki zasięg tematyczny i wachlarz stosowanych konwencji okazały się kluczem do znalezienia szerokiej widowni. Lombard stał się flagową oryginalną produkcją TV Puls, które sumiennie i sukcesywnie wspina się w – dotychczas zabetonowanej na amen przez lata – hierarchii stacji telewizyjnych. Puls na stałe wbił się do 10 najchętniej oglądanych kanałów w Polsce i wedle danych w grupach wiekowych od 4 do 59 lat notuje od 3,5 do 4% oglądalności. To ewenement, bo to pierwsza od dekad stacja, która jest w stanie uszczknąć zauważalne liczby Telewizji Publicznej, Polsatowi i TVN-owi oraz powiązanymi z nimi kanałami.

Tętno Pulsu

To kluczowa faza ciekawej drogi dla stacji, która rozpoczynała swój byt jako Telewizja Niepokalanów zarządzana przez zakon franciszkanów i zasilana przez spółki skarbu państwa. Potem była wspomagana przez polsatowskiego magnata Zygmunta Solorza-Żaka oraz spółkę króla amerykańskiej telewizji – Ruperta Murdocka. Ten etap sprawił, że na Pulsie można było oglądać Simpsonów… z polskim dubbingiem (nie było to łatwe doświadczenie, zaręczam). Przez kręgi akcjonariuszy przewineła się też nawet Prowincja Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Ale od ponad dekady nadawca jest w posiadaniu biznesmena Dariusza Dąbskiego, który pełni też rolę prezesa stacji. Pod jego wodzą wykreował pełnoprawnego konkurenta dla tłustych kotów panujących od lat niepodzielnie na krajowym rynku. Stacja, która długo była w plecy i spłacała zadłużenie, zaczęła odpowiadać na trendy każące wszystkim produkować tanie udawane paradokumenty (trend, który wypromował Dlaczego ja? czy Pamiętniki z wakacji). Ale Lombard. Życie pod zastaw, łącząc wątki telenoweli oraz zatrudniając całkiem rozpoznawalne twarze, i pozostawiając swoją konwencję całkiem otwartą, stał się magnesem na widzów i podporą stacji.

W swoim rozstrzale umiejętnie trzymanym w ryzach konwencji taniej telewizji, Lombard. Życie pod zastaw to postmodernistyczny produkt na postmodernistyczne czasy. Zachwyca etatowych widzów, którzy chcą wypełnić swój dzień historiami rozmaitych bohaterów i bohaterek, ale ma rosnącą kultową widownię, która ma rozeznanie w co bardziej awangardowych formach kinematograficznych lub podchodzi do telewizyjnych produkcji z lekko spaczoną fascynacją – mutacją poczucia guilty pleasure.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0