Mit agresora. Czy Jacek Góralski naprawdę jest niebezpieczny dla swoich zespołów

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
1000x666.jpg
Grafika: Michał Kołodziej / @peestecom

Żart o Leo Messim wykupującym dodatkowe ubezpieczenie na starcie z Jackiem Góralskim niesie się doskonale, ale w rzeczywistości mówimy o pitbullu, który nigdy nie wyleciał z boiska za bezpośrednią czerwoną kartkę. Asa kier po jednym zagraniu oglądali Krystian Bielik czy Mateusz Klich, Grzegorz Krychowiak nawet pięciokrotnie, ale nie Góralski. Gdyby sugerować się statystykami, to większym „zapalnikiem” jest właśnie Krychowiak, a pomocnik Kairatu Ałmaty fauluje na poziomie Rafała Augustyniaka. To wejście w Andreę Belottiego i częstsze korzystanie z wślizgów sprawiły, że w oczach kibiców zawodnik oglądany od święta i występujący w egzotycznych kierunkach ma wizerunek zabijaki. Góralski zna swoje ograniczenia, ale ma też wiele do zaoferowania w kwestii piłkarskiej.

Jedna noga ulica, druga czerwony dywan, czyli trudno nie sympatyzować z Jackiem Góralskim. To postać, z którą wielu kibiców się utożsamia, bo odnajdują w nim część siebie. Zrobił znacznie większą karierę, niż wskazywał na to jego talent na bydgoskich osiedlach. Wyszarpał to sobie determinacją, charakterem, poświęceniem, ale też pracą nad niedoskonałościami, bo „Góral” dokonał sporego rozwoju technicznie. Wszedł na poziom międzynarodowy, kosztował ponad milion euro i został kapitanem Kairatu Ałmaty. Jest ceniony w drużynie narodowej za to, jakim jest piłkarzem i człowiekiem. Swój chłop, który pokazał Matty’emu Cashowi, czym jest polska wódka, ale też ruszy w jego obronie, gdy rywal potraktuje go ostrzej na boisku. Góralski wszedł na salony ku zdziwieniu niejednego trenera, który prowadził go we wcześniejszych latach. Ale sprowadzanie go dzisiaj wyłącznie do agresywnej gry czy polowania na kości rywali byłoby bardzo nieuczciwym postawieniem sprawy.

LICZBY MÓWIĄ CO INNEGO

To naprawdę sztuka mieć wizerunek takiego zabijaki, nigdy nie wylatując z boiska za bezpośrednią czerwoną kartkę. Mogą przepalać mu się styki na boisku, może tracić chłodną głowę, ale przez 11 lat profesjonalnej kariery żaden sędzia nie wyrzucił go jeszcze z murawy za jeden, ostry, przesadzony, bestialski faul. To zawsze musiała być suma grzeszków Góralskiego, czyli dwa razy żółta, aby osłabił drużynę. Czerwoną kartkę od razu obejrzeli 24-letni Krystian Bielik czy 31-letni Mateusz Klich, 28-letni Rafał Augustyniak trzy razy wyleciał natychmiast z boiska, a 32-letni Grzegorz Krychowiak aż pięć razy. 29-letni Jacek Góralski natomiast nigdy.

Rzecz jasna nie ma to większego znaczenia, czy osłabiasz drużynę po dwóch żółtych kartkach, czy po bezpośredniej czerwonej, ale warto pokazać, że u Góralskiego istnieje ten margines błędu i sprowadzanie jego gry do jednego bezsensownego faulu jest mylnym założeniem. Zawsze jest guzik bezpieczeństwa, jaki wykorzystał Czesław Michniewicz w barażach ze Szwecją. Owszem, pomocnik Kairata atakuje rywali ostro, ma ryzykowny styl i potencjalnie kursy na jego kartkę są niższe niż u innych, lecz jeszcze nikt nie uznał, że jednym faulem zapracował na opuszczenie boiska.

Pomocnik z Bydgoszczy pięć razy wylatywał z boiska za podwójną żółtą w klubie i raz w reprezentacji po słynnym już wejściu w nogi Andrei Belottiego. To tamto spotkanie z renomowanym rywalem i impet tego wślizgu mocno popracowały na jego renomę. Trzy z tych czerwonych kartek Góralski zobaczył jeszcze w Polsce w młodych latach gry – dwie w Wiśle Płock i jedną w Jagiellonii Białystok. Po jednej na każdy poziom rozgrywkowy: ekstraklasę, jej zaplecze i II ligę.

Z Chojniczanką wyleciał w 62. minucie, a z Pelikanem Łowicz w 80. minucie gry. Później rzeczywiście doszedł jeszcze brutalny faul z Lechią Gdańsk w 59. minucie meczu. Góralski przedobrzył jeszcze w Pucharze Bułgarii, gdy przesadził w dogrywce, mimo że od 13. minuty spotkania grał z pierwszą żółtą kartką. Nie wytrzymał jeszcze w Lidze Europy w nieszczęsnej rywalizacji z Espanyolem (0:6) w 2019 roku, gdy Łudogorec Razgrad wyglądał naprawdę fatalnie. Za faul i zagranie ręką Polak opuścił boisko w 25. minucie, przez co jego drużyna w konsekwencji grała w dziewiątkę. Nie był pierwszy, bo wcześniej Rafael Forster wyciął rywala jako ostatni obrońca.

Jego ostatnia czerwona kartka w klubie to listopad 2019 roku, a ostatni poważny występek to wejście z Włochami w Lidze Narodów rok później, gdy Polacy byli bezradni, a Góralski wszedł do gry w przerwie i nie wytrzymał do końca meczu. Chociaż wcześniej kojarzył się z piłkarzem-wślizgiem i miał ksywkę Pitbull, to tym atakiem na Belottiego jednoznacznie ustawił narrację o swojej osobie.

Z ŻÓŁTĄ KARTKĄ PRZEZ ŻYCIE

Patrząc na jedenaście lat kariery Jacka Góralskiego, średnio co dwa sezony osłabia drużynę po dwóch żółtych kartkach. A jak to jest z tymi żółtkami i trzymaniem ciśnienia? Razem został upomniany 89 razy, czym przebija go jedynie starszy o dwa lata Grzegorz Krychowiak z 99 żółtymi kartkami. Dla porównania w całej karierze Mateusz Klich ma takich napomnień 65, a Karol Linetty 63. Interesująco wygląda to u Rafała Augustyniaka, bo chociaż dostał 50 żółtych kartek, to 5 razy wylatywał z boiska. Dwukrotnie po kumulacji żółtych, a trzy razy po jednym faulu.

Jako że rywalizacja w lidze kazachskiej czy bułgarskiej może być niemiarodajna, przyjrzyjmy się, jak Jacek Góralski trzymał ciśnienie na międzynarodowym poziomie. Mistrz Bułgarii i Kazachstanu zagrał w europejskich pucharach 35 razy i zgarnął tam 12 żółtych kartek. Średnio w co trzecim spotkaniu na europejskim poziomie sędziowie musieli go utemperować. Szczególnie niekorzystnie wypadł w tym sezonie, gdy wrócił do gry po zerwanych więzadłach krzyżowych. 29-latek dopiero łapał rytm po wielomiesięcznej kontuzji, musiał złapać wyczucie odległości i przestrzeni, ale poskutkowało to 3 kartkami w 4 meczach Ligi Konferencji. Z Karabachem, Omonią Nikozja i FC Basel został upomniany jeszcze w pierwszej połowie, ale wszystkie te spotkania dokończył.

Trenerzy różnie lubią kalkulować ryzyko, ale należy zapytać, czy pierwsze żółtko od razu oznacza zjazd do bazy? I jak Góralski radzi sobie, gdy jest już na cenzurowanym? W Europie tylko 2 razy trenerzy zdejmowali go z boiska, gdy już zapracował na ostrzeżenie. W pozostałych przypadkach grał do końca i tylko w tym nieszczęsnym starciu z Espanyolem osłabił drużynę. Raczej mówimy o człowieku, który całe życie gra z żółtą kartką niż takim, dla którego to sytuacja zbyt emocjonalna i plącząca nogi. Zbyt często zapominamy, że dla Jacka Góralskiego to chleb powszedni, a nie sytuacja, w której zwariuje i zatraci wszystkie atuty. Oczywiście wtedy zaczyna się w jego głowie kalkulacja i przynajmniej reprezentacyjna przeszłość pokazuje, że lepiej zainterweniować przed czasem jak Michniewicz ze Szwecją, niż przedobrzyć jak Sousa z Krychowiakiem ze Słowacją na Euro 2020.

JESZCZE TRZEBA PODOSTRZYĆ

Czesław Michniewicz wystawił go w wyjściowym składzie w swoim debiucie o punkty i meczu decydującym o wyjeździe na mistrzostwa świata. Ocenił go wyżej niż będącego bez rytmu meczowego Krychowiaka i Szymona Żurkowskiego. Potrzebował jego zdecydowania w wygrywaniu drugich piłek i agresywnego doskoku do rywala, czego często brakuje w naszej broniącej nisko i pasywnie reprezentacji. Czasem jakby w drużynie narodowej brakowało życia i przekonania, stąd energia Góralskiego bywa ożywcza dla wszystkich dookoła. Sprawia, że zarówno nasi gracze, jak i rywale podnoszą poziom agresji. Powyższa poprzczkę, czego przykładem było wejście na żółtą kartkę w Jespera Karlstroma. Jak później powiedział Góralski: Szwed zaczął grać ostrzej i sprowokował karnego na Krychowiaku, mimo że nie zaczynał meczu od takiej agresji.

To jednak wieczna kalkulacja, którą tym razem Polacy wygrali. Michniewicz poszedł z Góralskim na układ – grasz do pierwszej żółtej kartki, a po pięciu minutach od niej cię zdejmuję. Dlatego podziękował mu już w przerwie, ale 29-latek wykonał swoją robotę bardzo dobrze. Pomocnik Kairata jest takim miernikiem ostrości i zaangażowania na boisku.

„Trener mocnymi słowami przestrzegał mnie przed jakimś głupstwem ze Szwedami. Ale odpowiedziałem po swojemu. Coś w stylu: "Trenerze, trzeba ostro z nimi! Pakować się w nich!". Jak to w gigantycznych emocjach. A trener: "Góral", co ty k... wygadujesz?! Zostało siedem minut, a w przerwie cię zmieniam. Niczego nie odwal!”. Nie mam do niego pretensji za zmianę, lecz nie dam też sobie wmówić, co próbują niektórzy "fachowcy", że jestem łamignatem i nic więcej” – twierdzi Jacek Góralski.

I rzeczywiście trzeba mu oddać, że ma gorszą famę, niż pokazuje to jego gra w rzeczywistości. Dwa razy pięknie otworzył prawy korytarz wbiegającemu na pełnej szybkości Matty'emu Cashowi, co też nie powinno umknąć uwadze obserwatorów. Góralski nie wyjdzie spod presji jak Piotr Zieliński i zna swoje ograniczenia, kiedy lepiej wybić na aut, niż nadmiernie się bawić na własnej połowie. Natomiast wykonał spory progres w zarządzaniu piłką, dobrze kontroluje futbolówkę i potrafi pokusić się o prostopadłe podanie w boczne sektory. Nie jest tak, że Góralski będzie hamulcowym gry, bo akurat poziom ryzyka zawsze jest u niego wysoki. I akurat w drużynie narodowej poza małymi wyjątkami to się sprawdzało. Oblał egzamin z Italią, ale jego mecze od początku to głównie dobrze wykonane zadania: jak ze Szwecją, dwukrotnie Bośnią i Hercegowiną, Słowenią czy Macedonią. Nie poradził sobie z Włochami ani Kolumbią na mundialu, lecz wtedy zawiedli wszyscy. Trzeba sobie zadać pytanie, jak Góralski wypadnie na tle najlepszych zespołów świata, gdy szybkość grania jest zbyt duża. Ale w przypadku zbliżonych do naszego potencjału – jest wartością dodaną. Prędzej pasowałby do gry z silnym, twardym środkiem pola Meksyku niż techniczną i do tego bezwzględną drugą linią Argentyny.

SKĄD TEN ZAKRZYWIONY OBRAZ?

Wśród pierwszych skojarzeń z Jackiem Góralskim polski kibic będzie miał ten brutalny wślizg z Włochami albo podążanie jak cień za Vadisem Odjidją-Ofoe, gdy ten był dla niego plastrem i skutecznie obrzydził mu mecz. Takie sytuacje najbardziej pozostają w pamięci oraz obiegowej opinii, więc działają na wizerunek 29-latka, który znacznie częściej niż inni używa wślizgów. Xabi Alonso swego czasu opowiadał, że na tej pozycji wślizg jest ostatecznością i ostatnią deską ratunku, aby skorygować złe ustawienie. Panowie po prostu wyznają zupełnie inne szkoły, bo Góralskiemu często łatwiej w ten sposób wystraszyć przeciwnika i odebrać piłkę.

Niedzielny kibic na co dzień nie obserwuje poczynań Góralskiego, bo nikt przecież nie odpala ligi kazachskiej ani bułgarskiej. To też sprawia, że zostajemy z tym obrazem, jaki zaprezentuje nam od święta w reprezentacji, chociaż widać, że piłkarsko bardzo się zmienił. Ma więcej do zaoferowania w rozegraniu i kontrolowaniu piłki. W Kairacie Góralski jako największa gwiazda zapracował na opaskę kapitana, co też pokazuje, jak ceni go trener Gurban Berdiyew. Ostatnio nie występował ze względu na niedoleczony uraz łydki. Długo też zbierał się po zerwanych więzadłach, ale wrócił bez strachu i kompleksów, bo już w pierwszych występach znowu serwował wślizgi zupełnie jak przed kontuzją.

Wślizg rzeczywiście jest specjalnością zakładu Góralskiego, ale trzeba mu oddać, że jak na częstotliwość takiego grania, to potrafi kontrolować konsekwencje swoich metod. Oczywiście to zawsze ruletka, bo wiele zależy od poziomu agresji na jaki pozwoli sędzia, upodobań arbitra w gwizdaniu przewinień i pokazywaniu kartek. Czasem styl Góralskiego może wygrać mecz, a czasem go zrujnować, przy czym zdecydowanie przesadzona jest opinia, że to tykająca bomba, co pokazują jego statystyki. Rzeczywiście czasem zdarzy mu się odpłynąć z emojcami, ale zdecydowanie rzadziej niż w poprzednich latach, co też jest obrazem przemiany Góralskiego.

To na pewno zupełnie inny piłkarz w talii reprezentacji, bo nie ma drugiego o takim doskoku, bezkomprowisowości w grze i zdecydowaniu w wejściach. Niekiedy właśnie takiego ożywienia brakuje drużynie narodowej, kiedy musi się bronić, a nie chce dać się całkowicie zepchnąć pod pole karne i przegrać rywalizacji w drugiej linii. Ze Szwedami Michniewicz jak najbardziej trafił. I wydaje się, że to piłkarz, który może zaoferować coś innego również na mundialu. Patrząc na Góralskiego nieco chłodniej, wcale nie trzeba go odbierać jako zapalnika i obawiać się osłabienia drużyny w każdym meczu. To bardziej wyobraźnia kibica, niż realne zagrożenie w przypadku gracza, który wylatuje z boiska średnio raz na dwa sezony. Ale jak to mówi sam Góralski: koszulka reprezentacji to jak wejście to szybkiego samochodu, nawet nie wiesz, kiedy nabierasz prędkości i odlatujesz.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.