Na YouTube można już zobaczyć film Travisa Scotta „Circus Maximus”. Można, ale nie trzeba

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Circus Maximus cover.jpeg
fot. kadr z filmu "Circus Maximus"

Z godzinnej reklamówki Utopii szło wycisnąć dużo więcej niż pół godziny nawijającego Travisa.

No, nie jest to niestety ani poziom Lemonade, ani Interstellar 5555, czyli innych filmów muzycznych, które towarzyszyły wydaniom wielkich albumów; odpowiednio Beyonce i Daft Punk. W przypadku tego pierwszego – film (właściwie filmowa kompilacja teledysków) pozwalał zrozumieć szerszy kontekst powstania wydawnictwa. Drugi był po prostu piękną, animowaną historią; momentami wręcz nadrzędną względem zawartości krążka.

Recenzent rogerebert.com, najważniejszego amerykańskiego serwisu krytycznofilmowego, elegancko podsumował Circus Maximus, doszukując się analogii do The Magical Mystery Tour, obrazka promującego longplay Beatlesów pod tym samym tytułem. Pamiętacie? My też nie. I to samo będzie z Circus Maximus; płyta przetrwa, obrazek ma spore szanse zniknąć w mrokach niepamięci.

circus maximus.png
fot. kadr z filmu "Circus Maximus"

To wszystko poszło bardzo szybko. Ledwie w świat poleciała informacja o filmowym projekcie Scotta, w którym palce maczali Harmony Korine, Gaspar Noe i Nicolas Winding Refn, a już Circus Maximus trafił – najpierw w bardzo ograniczonej dystrybucji – do amerykańskich kin, później na Apple Music, a jeszcze później na YouTube. Od razu widać, że nie o chodziło tu o monetyzację Circus Maximus, ale o monetyzację Utopii. Film, podobnie jak głośny rzymski koncert Travisa, jest tylko elementem największego projektu muzycznego tego roku. I należy go oceniać przede wszystkim przez ten pryzmat. Inna sprawa, że za wiele do oceny tam nie ma.

Nie dość, że całość trwa ledwie godzinę, to jeszcze ponad połowę tego czasu wypełnia koncert Travisa, rapującego w tytułowym Circus Maximus do niewidzialnego audytorium; filmowość tych sekwencji podkreślają elementy produkcji takie jak światła czy kable, widoczne przez cały czas na ekranie. Nie ma fabularnego powiązania z filmikami, wypełniającymi pierwsze 25 minut obrazu: Scott pędzący tajemniczym, prowadzonym przez manekina samochodem; Scott występujący na zatłoczonym stadionie; Scott stający oko w oko z bliżej niezidentyfikowaną bestią... Każdy z nich przedzielają rozmowy La Flame'a z guru, w którego wciela się słynny producent Rick Rubin, ale uwierzcie, nie chcecie, żebyśmy przytaczali ich treść, bo skala pretensjonalności jest taka, że aż bolą zęby. Jakby tego było mało, rozmowy obserwujemy z czyjegoś punktu widzenia; Scotta i Rubina oglądamy z perspektywy mrugającego oka. Może to bestia? Nigdy się tego nie dowiemy.

circus maximus 1.png
fot. kadr z filmu "Circus Maximus"

Pod względem wizualnym ogląda się to oczywiście bardzo dobrze, chociaż nie ma co spoilować, który z reżyserów jest odpowiedzialny za konkretny segment; wszystko wyjaśnia się w napisach. Jest też, podobnie jak na płycie, wątek polski: tam sampel z Krzysztofa Komedy, tu dwukrotnie nominowany do Oscara operator Łukasz Żal, odpowiadający za zdjęcia do jednego z epizodów. Brakuje tylko jednego – Travisa Scotta. To znaczy: jest, ale jakby go nie było. Na ekranie pojawia się wyłącznie jako postać, do tego postać oddzielona od odbiorcy mleczną szybą dystansu. Może chodzi o kreację utkaną z mitów i wyobrażeń o nim samym; coś na kształt pradawnych rzymskich herosów?

Za dużo tych pytań bez odpowiedzi. Ewidentnie pomysłów starczyło Travisowi tylko na bardzo udaną Utopię. Circus Maximus można obejrzeć, a potem z czystym sumieniem o nim zapomnieć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0