Pikselowe brzmienie: ewolucja gamingowych soundtracków (RANKING)

Zobacz również:Trzy powody, dla których warto wybrać się na Audioriver Park Edition
materiały newonce
materiały newonce

Nie trzeba już chyba debatować o tym, że gry wideo są gałęzią sztuki. Warto jednak – zupełnie osobno – przyjrzeć się dźwiękom, które stanowią ich integralną część.

Artykuł pierwotnie ukazał się w kwietniu 2022 roku

Ogólnie pojęty gameplay zawsze był (i zawsze będzie) najważniejszą częścią gry wideo. W końcu nie będziemy bez końca grać w coś, co jest nudne, nieintuicyjne lub kompletnie zepsute. Często pomijanym substratem w całym tym równaniu jest warstwa muzyczna, która wtapia się płynnie w całościowe doznanie. Repetytywny do bólu soundtrack potrafi być czynnikiem, który może przyspieszyć ból głowy i znudzenie danym doświadczeniem. Czujnie dobrane dźwięki potrafią z kolei wynieść całość na zupełnie nowy poziom.

Historia gamingowych soundtracków to historia technologicznych innowacji oraz zmagań kompozytorów z całkiem nową materią. Praca w tym unikalnym środowisku potrafi przynosić całkiem unikalne efekty – zarówno na płaszczyźnie stricte dźwiękowej, jak i w kontekście audiowizualnego mariażu. W tym zestawieniu wyróżniamy dokonania, które były wybitne na co najmniej dwóch poziomach. Stanowią nie tylko popis muzycznej kreatywności, ale przełamały także ważne ograniczenia lub wprowadziły nowy standard w dziedzinie interaktywnej rozrywki. Skupiamy się też na dziełach, które powstały ekskluzywnie z myślą o danej grze. Sorry, Tony Hawk Pro Skater i FIFA muszą poczekać na osobny ranking. Here we go!

1
„Super Mario Bros.” (1985) – Koji Kondo

Ingerując swoim artystycznym dotykiem w gatunek stricte funkcjonalny, japoński kompozytor sprawił, że słuchacze musieli rozważyć status muzyki do gier wideo jako gałęzi sztuki. Jego dzieło zakończyło erę sterylnych produktów i zastąpiło je takim, w którym oprawa dźwiękowa stała się prawowitą formą artystycznej ekspresji – pisze o ścieżce dźwiękowej Kojiego Kondo do Super Mario Bros. Andrew Schartmann w książce z serii 33 ⅓ poświęconej w całości zaledwie tym 3 minutom muzyki. Jeśli badacz dokonań Haydna i Mozarta pochyla się nad 8-bitowymi kompozycjami ubarwiającymi przygody skaczącego hydraulika oraz porównuje metody kompozytorskie Kondo do pracy Beethovena, to znaczy, że faktycznie mamy do czynienia z wybitnym soundtrackiem. Pierwszy kompozytor zatrudniony przez Nintendo faktycznie dokonał przewrotu kopernikarńskiego w dziedzinie audio gier wideo. I przy okazji napisał utwory, które potrafią zanucić setki milionów osób na świecie.

2
„Streets of Rage 2” (1992) – Yuzo Koshiro

Kondo musiał używać krzemieni, by wydobyć pierwsze iskry z dostępnego w połowie lat 80. sprzętu. Kompozytorzy mający do dyspozycji konsole następnej generacji weszli prosto w wiek ogólnodostępnej elektryczności. Możliwości, które oferowała dużo większa ilość pamięci oraz o wiele mocniejsze czipy spoczywające w bebechach Super Nintendo czy Sega Genesis, spotęgowały możliwości tworzenia dynamicznej i immersyjnej muzyki. Streets of Rage 2, flagowy beat‘em up z biblioteki wspomnianego hardware'u Segi, wyróżnia się swoją warstwą dźwiękową na tle niemal wszystkich produkcji z początku lat 90. Yuzo Koshiro z pomocą Motohiro Kawashimy stworzył pełne energii – zainspirowane rozwijającymi się wtedy dopiero techno i housem – bangery, które w większości sprawdziłyby się na klubowych parkietach także dzisiaj. Koshiro zdefiniował też w ten sposób oprawę gier opierających się na arcade’owej akcji i odcisnął piętno na całym gatunku na następne kilkanaście lat.

3
„Donkey Kong Country” (1994) – David Wise, Evelin Fischer, Robin Beanland

Na początku lat 90. Sega wyznaczała trendy w dziedzinie chłopackiej rozrywki. Z kolei Nintendo najlepiej odnajdywało się w segmencie rodzinnym oraz opowiadaniu epickich fabuł za pośrednictwem niezliczonej ilości jRPG-ów. Na Super Nintendo znajdziemy dziesiątki imponujących ścieżek dźwiękowych (chociażby do Final Fantasy VI, Earthbound czy Chrono Trigger), ale to, czego dokonał David Wise z pomocą Eveline Fischer i Robina Beanlanda wyróżnia się na wszystkich frontach. Stworzona przez Rare trylogia Donkey Kong Country nie tylko zapowiadała nadchodzącą rewolucję 3D w swojej warstwie graficznej, ale pokazała także jakie możliwości drzemią w czipach audio SNES-owych kartridży. Wise potraktował małpi biznes wyjątkowo poważnie i ubarwił przygody Donkey i Diddy Konga w paletę gatunków wcześniej niesłyszanych w grach. W pierwszej części DKC znajdziemy funk, muzykę karaibską oraz być może najciekawszy newage’owy utwór w historii – Aquatic Ambience.

4
„Panzer Dragoon” (1995) – Yoshitaka Azuma

W wyścigu o dominację na rynku piątej generacji konsol Sega wyprzedziła Sony o dosłownie kilka tygodni. Jej Saturn, mimo bardzo mocnych parametrów, nie przetrwał walki z PlayStation i Nintendo 64, a prężnie działająca firma stopniowo zaczęła kroczyć w stronę przepaści. Po latach, Sega może się jednak pochwalić pierwszym wybitnym soundtrackiem 64-bitowej ery – ścieżką dźwiękową do Panzer Dragoon autorstwa Yoshitaki Azumy. CD-ROMy znacznie powiększyły ilość dostępnego miejsca do wykorzystania i sprawiły, że warstwa muzyczna przestała być dodatkiem, który za wszelką cenę należy upchnąć w kartridżu. Azuma skorzystał z tych możliwości i stworzył orkiestrowe kompozycje, które towarzyszyły jednej z pierwszych, prawdziwie epickich przygód w 3D.

5
„Quake” (1996) – Trent Reznor

Dotychczas przyglądaliśmy się produkcjom konsolowym. To nie oznacza, że pecetowe tytuły pozbawione były wartościowego audio. Najwięcej uwagi poświęcano jednak grom na konsole, które miały budżety zdolne do zaangażowania najciekawszych kompozytorów na rynku. Rewolucja zaprowadzona przez id Software, twórców DOOM i Wolfenstein 3D, oraz rock‘n’rollowy wizerunek firmy sprawiły, że przy produkcji Quake’a tematem oprawy muzycznej zainteresowano Trenta Reznora z Nine Inch Nails. Późniejszy, dwukrotny laureat Oscara swoim industrialowym sznytem idealnie odnalazł się w FPS-owym świecie. Był to pierwszy stricte gwiazdorski angaż na tym rynku.

6
„Legend of Zelda: Ocarina of Time” (1998) – Koji Kondo

Tak, Koji Kondo to jedyny artysta w tym gronie, który zasłużył na dwukrotne wyróżnienie w tym rankingu. Po tym jak w zasadzie stworzył swój fach, Kondo pracował przy największych produkcjach Nintendo i trzymał niezwykle wysoki poziom. Wydaje się jednak, że to właśnie w tym momencie mógł w pełni rozwinąć kompozytorskie skrzydła. Na potrzeby hitowej, przez wielu uważanej za najlepszą, odsłony serii Legend of Zelda stworzył utwory, które definiują całe krainy i zamieszkujące je nacje. I napisał piosenki, które idealnie współgrają z motywem nostalgii za utraconym dzieciństwem, który jest jednym z głównych wątków Ocarina of Time. Japończyk musiał zachować prostotę określonych kompozycji, by były łatwe do odtworzenia przez graczy za pośrednictwem tytułowej okaryny. Nie można też przeoczyć wkładu w stworzenie dżingli oznaczających postęp w grze, które stały się jednymi z najlepiej rozpoznawalnych gamingowych dźwięków w historii.

7
„Silent Hill 2” (2001) – Akira Yamaoka

Szósta generacja konsol zniosła w zasadzie jakiekolwiek ograniczenia względem ścieżek dźwiękowych – od tego momentu w zasadzie wszystko było możliwe. Chyba najlepszym przykładem ambitnego podejścia jest praca Akiry Yamaoki przy serii Silent Hill. Japończyk wspiął się na szczyt artyzmu tworząc zarówno ambientowe, enigmatyczne pejzaże potęgujące tajemnicza atmosferę oraz gitarowe kompozycje towarzyszące najbardziej emocjonalnym momentom tego przełomowego horroru. To odważne stwierdzenie, ale soundtrack do Silent Hill 2 jest najpewniej pierwszym, który sprawdza się znakomicie jako pełnoprawny album.

8
„Katamari Damacy” (2004) – Yuu Miyake

Nie ma chyba nic dziwnego w tym, że jedna z najbardziej ekscentrycznych gier w historii ma także ścieżkę dźwiękową spełniającą identyczną rolę. Odpuszczę sobie streszczanie fabuły oraz gameplayu Katamari Damacy – to trzeba po prostu zobaczyć. Yuu Miyake – oraz szóstka innych muzyków – stworzyli utwory, w których wszystkie chwyty są dozwolone. Organiczne i elektroniczne dźwięki mieszają się ze sobą w dowolnych konfiguracjach. Melodyjne wokale i anielskie chóry próbują zrobić z nich pełnoprawne piosenki, ale każdy z tych dźwiękowych frankensteinów wymyka się jakimkolwiek definicjom.

9
„Minecraft” (2011) – C418

Już niemal od dekady Minecraft postrzegany jest jest jako stricte komercyjny fenomen pożerający dusze dzieci stawiających pierwsze kroki w świecie gier wideo. Ta obiegowa opinia to jednak obraza dla legionów graczy tworzących ambitne przesięwzięcia w sandboxowym środowisku gry. Oraz ilości artyzmu, które zostały włożone w poszczególne aspekty całego tytułu – w tym także oprawy muzycznej. Za nią odpowiada C418, czyli Niemiec Daniel Rosenfeld, który w wieku zaledwie 22 lat stworzył piękne, minimalistyczne kompozycje, które wywindowały stworzony z sześcianów świat do poziomu immersyjnego uniwersum. Mimo ogromnego sukcesu kasowego, ścieżka dźwiękowa do Minecraft to także triumf kultury niezależnej – utwory C418 zebrane z formie kompilacji stały się bowiem także jednym z największych hitów platformy Bandcamp i promowały w ten sposób szlachetny model działalności tej platformy.

10
„Hotline Miami” (2012) – różni artyści

W roku swojej premiery, Hotline Miami było promowane jako naturalne przedłużenie świata wykreowanego przez Drive Nicola Windinga Refna. Pełne przemocy miasto skompane neonowym blaskiem i poruszające się w rytm retro-elektroniki. Przy tym indeksie musimy nieco nagiąć własne zasady, bo OST do Hotline Miami to kompilacja orginalnych utworów oraz tych wcześniej wydanych – żaden z nich nie był jednak szczególnie popularny przez premierą hitowego indie-tytułu. Kawałki Sun Araw stanowiły odświeżający powiew psychodelii, numer Pertubatora przyspieszył jego dynamiczną karierę w świecie synthwave’u, a tech house autorstwa Moon stanowi jeden z bardziej zjaldiwych przykładów gatunku. Część z tych numerów po dekadzie może i nieco trąci myszką, ale nie da się zaprzeczyć, że w chwili wydania świat naprawdę tańczył w rytm muzyki z Hotline Miami.

11
„Journey” (2012) – Austin Wintory

Dekadę po wydaniu, Journey nadal uznawane jest za jeden z najlepszych niezależnych tytułów w historii. Ten tajemniczy i piękny świat nie byłby jednak taki sam bez Austina Wintory’ego, który nie tylko napisał zniewalające swoim pięknem utwory, ale także dostosował je do poczynań gracza. Muzyka w Journey jest bowiem plastyczna i interaktywna. Żywo i płynnie reaguje na to, co dzieje się na ekranie i w rezultacie staje się integralną częścią gameplayu i całościowego doświadczenia.

12
„Cuphead” (2017) – Kristofer Maddigan

Można się zastanawiać czy Cuphead wniósł cokolwiek nowego do świata gamingu. Ciężko bowiem zakwestionować fakt, że powab całej gry opiera się przede wszystkim na nostalgii. Nostalgii za niezwykle trudnymi tytułami run'n’gun oraz początkami animacji jako takiej. W warstwie audio także mamy do czynienia z czujnym throwbackiem – Kristofer Maddigan zaangażował pokaźną grupę muzyków do stworzenia big bandowego szaleństwa, które koresponduje z chaosem panującym bezustannie na monitorze. Muzyka do Cuphead pokazuje, że na obecnym etapie żaden pomysł nie jest zły, a jazz może stanowić doskonały komponent gamingowej immersji.

13
„DOOM Eternal” (2020) – Mick Gordon

Zestawienie zamykamy najmocniejszą pozycją. Być może także najintensywniejszym soundtrackiem w historii całego przemysłu. Owszem, Mick Gordon jest odpowiedzialny także za muzykę do rebootu DOOM z 2016 roku. Przy okazji Eternal rozkręcił jednak wszystkie potencjometry na 11. Opętańczy, progresywny cyber metal i djent stanowią idealne dopełnienie dla tej orgii latających kosmicznych flaków. Na chwilę obecną, Gordon zdaje się mieć jeden cel – redefiniować, czym w zasadzie może być intensywność doznań. Na razie przekracza w tej dziedzinie wszelkie granice.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0