Niedoszły koszykarz Śląska, który stał się legendą Heat. Udonis Haslem symbolem Miami

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Udonis Haslem Miami Heat
Fot. Michael Reaves/Getty Images

NBA widziała tylko dwóch koszykarzy, którzy rozegrali dla jednego klubu dwadzieścia sezonów. Do Kobe’ego Bryanta i Dirka Nowitzkiego dołącza właśnie Udonis Haslem. Skrzydłowy Miami Heat jest związany z klubem z Florydy od 2003 roku. Nigdy nie był główną twarzą organizacji, lecz dzięki wielkiej chęci do współpracy, pogodzeniu ambicji z oczekiwaniami drużyny, a także dużemu doświadczeniu, zakotwiczył w najlepszej lidze świata na długo.

– Postanowiłem kontynuować to, o czym rozmawialiśmy z moim ojcem i dokończę to, co zacząłem. Zagram przez 20 lat w Heat, zagram w tym roku. To nie będzie to samo, to nie będzie takie proste, ale cel pozostaje ten sam: wygrana. Chcę zdobyć mistrzostwo i trzymać głowę wysoko, kiedy to się skończy – opowiadał Haslem tuż po przedłużeniu kontraktu.

Od kilku lat nie odgrywa wielkiej roli w zespole. Co więcej, często nie odgrywa nawet żadnej roli w szerokim składzie. Od sezonu 2016/17 rozegrał w NBA zaledwie 58 spotkań. Jest jednak doskonałym mentorem dla wszystkich młodych koszykarzy związanych z drużyną z Florydy. Pamięta wszystkie trzy mistrzostwa oraz wie, jak to jest dzielić szatnie z ludźmi urodzonymi zarówno w latach sześćdziesiątych, jak i na początku obecnego wieku.

Rozmawiając o Haslemie, mowa o zawodniku, wobec którego nigdy w NBA nie stawiano olbrzymich wymagań. Nikt nie oczekiwał, że będzie dźwigał na barkach cały zespół. Gdy na początku minionej dekady w Miami rządziło trio LeBron James-Dwayne Wade-Chris Bosh on pozostawał w cieniu. Co więcej, dla dalszej gry w Heat i walki o tytuł rezygnował z lepiej płatnych ofert w innych klubach. Fakt, że niewybrany w drafcie zawodnik utrzymał się w elicie na tak długo już napawa wielkim podziwem.

JEDNĄ NOGĄ W POLSCE

„UD” to człowiek-Floryda – i to nie tylko dlatego, że gra w tym stanie tak długo. On się na Florydzie urodził, wychował, wyuczył i przygotował do gry w NBA. W liceum doprowadził wraz ze Steve'em Blake'iem (również weteranem najlepszej ligi świata) szkolny zespół do dwóch tytułów stanowych. Po czasie ostatni z nich został uczelni odebrany, po tym jak wyszło na jaw, że obaj gracze wraz z kolegami mieszkali w Miami tylko na papierze. Szkoła pełniła też inną funkcję, życiową. W tekście dla „The Players Tribune” bohater opisywał historię, gdy wagary oznaczały brak jedzenia.

– Chodziliśmy do szkoły jeść. Wiesz, o czym mówię? Paluszki rybne były wszystkim. Mały kartonik mleka czekoladowego był wszystkim. Jeśli opuściłeś szkołę, żeby włóczyć się po ulicach, mogłeś być głodny tego dnia – pisał koszykarz.

Gdy Blake wybrał uczelnie Maryland (zdobywając w 2002 roku mistrzostwo NCAA), Haslem pozostał w rodzinnym stanie, wybierając Florida Gators i grę u młodego wówczas Billy’ego Donovana, obecnego szkoleniowca Chicago Bulls. Tam również natrafił na późniejszego zawodnika NBA, a także kolegę z Heat, Mike’a Millera. Wspólnie w 2000 roku dotarli do finału NCAA, lecz tytuł przypadł rywalom z Michigan State. Kompan z zespołu po sezonie zgłosił się do draftu. Haslem pozostał jeszcze na dwa lata, kończąc przy okazji studia z zarządzania usługami rekreacyjnymi.

Żadna z ekip nie zdecydowała się wybrać go w drafcie. Problemem okazały się warunki fizyczne. Niecałe dwa metry wzrostu to za mało jak na podkoszowego. Przynajmniej wtedy tak się wydawało. Haslem mocno to przeżywał, uważając się za lepszego od reszty. Czas upływał, a poza krótkim campem w Hawks, ofert z amerykańskich lig nie było. Mając już rodzinę do utrzymania, Haslem musiał wylecieć z kraju. Robił to niemal z płaczem, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd.

Klubem, który mocno widział go u siebie, był Śląsk Wrocław, wówczas najmocniejszy zespół Polski. – Uzgodniliśmy z agentem Udonisa warunki finansowe, na jakich grałby we Wrocławiu. Sporządziliśmy swoją wersję kontraktu i wysłaliśmy go agentowi, teraz czekamy na odpowiedź – mówił Dariusz Pszczołowski, ówczesny prezes Śląska dla sport.pl w sierpniu 2002 roku.

Ostatecznie Haslem postawił na Francję i Elan Chalon. Pobyt tam to jedno wielkie zaciskanie zębów. Skrzydłowy po raz pierwszy widział śnieg, a już na początku wpadł w tarapaty, uczestnicząc w kolizji. Nie mógł przyzwyczaić się do tamtejszej kuchni, więc żywił się głównie kanapkami z tuńczyka i… jedzeniem z McDonald’sa.

Paradoksalnie, to mu pomogło. Gdy wylatywał, ważył blisko 140 kilogramów. W Europie najpierw złapał moment kryzysu, który zapijał alkoholem, lecz po chwili doszedł do wniosku, że nawet tutaj może przygotować się na ewentualną grę w NBA. Ćwiczył nadprogramowo w lokalnej siłowni, a także funkcjonował według amerykańskiego czasu. Miało mu to dać do myślenia, że jest poza amerykańsko-kanadyjską ligą tylko przez moment.

HARÓWKĄ PO KONTRAKT

Tak rzeczywiście się stało. Po zakończeniu sezonu wrócił do USA, gdzie ludzie nie poznawali go. To przez to, że zgubił sporo kilogramów. Dodatkowo wziął się za koszykarski trening. David Thorpe, specjalista od rozwoju indywidualnego, kazał mu rozwinąć umiejętności gry pod tablicą, w szczególności zbierania piłek. Ta dziedzina nigdy nie była jego dominującą, ale wobec miernego wzrostu miała się nią stać.

Miami Heat dali mu szansę podczas Ligi Letniej 2003, a on wykorzystał ją znakomicie, liderując drużynie w klasyfikacji zbiórek. W podpisaniu kontraktu pomogła Haslemowi także presja otoczenia. Po dobrej grze chrapkę na niego mieli San Antonio Spurs, świeży mistrzowie ligi. Miami Heat musieli działać szybko, więc od razu zaproponowali mu gwarantowany kontrakt na rok. Koszykarz nie wybrzydzał i parafował umowę parę tygodni po tym, jak Heat z piątym numerem wybrali w drafcie Dwayne’a Wade’a.

Obaj koszykarze szybko się zbratali. Pochodzili z podobnych środowisk i trafili do klubu w tym samym momencie. Haslem wielokrotnie słyszał, że w Miami będzie stanowił zaplecze drużyny. Tymczasem, gdy nadeszła faza zasadnicza, grał nadzwyczaj dużo. Jako pierwszoroczniak załapał się do NBA All-Rookie Second Team, a także wziął udział w Rookie Challenge podczas All-Star Weekend. Młody zawodnik nie zwalniał tempa nawet wtedy, gdy Heat sprowadzili pod kosz Shaquille O’Neala. W sezonie 2004/05 zagrał w 80, a w 2005/06 w 81 spotkaniach zespołu (tylko w jednym meczu nie wyszedł jako „starter”) w fazie zasadniczej. Ten drugi zapisał się mocno w historii Heat, bo wówczas w finałach Miami wygrało nad Dallas, zdobywając pierwszy tytuł w dziejach organizacji.

Pierwszy z mistrzowskich sezonów był zarazem jednym z ostatnim, w którym grał tak wiele. Punktowo najlepiej poszło mu w sezonie 2007/08, gdy rzucał po dwanaście punktów na mecz, dodatkowo zbierając po dziewięć piłek. Choć rola w zespole ewoluowała na jego niekorzyść, Haslem doceniał fakt, że jest w NBA i to w rodzinnych stronach. W 2010 roku był jednak bliski odejścia z Heat. Tamtego lata LeBron James ogłosił słynną „decyzję” o przejściu z Cleveland do Miami. Dodatkowo Heat pozyskali z Toronto Chrisa Bosha, dając tym samym początek słynnej „Big 3”.

Ogromne kontrakty spowodowały brak funduszy na przedłużenie kontraktu Haslema. Ten z bólem serca oznajmił Wade’owi i innym kolegom, że musi przejść do innego zespołu, bo Miami nie ma pieniędzy na umowę. D-Wade szybko zareagował, redukując swój maksymalny kontrakt. Podobnie uczynili Bosh i James. Pat Riley mógł więc zaoferować Haslemowi pięcioletnią umowę o wartości dwudziestu milionów dolarów. W tym samym czasie Dallas Mavericks oferowali czternaście milionów więcej za ten sam okres, ale Haslem nie połasił się na większe środki, zostając na kolejne lata na Florydzie.

WAŻNY DODATEK DO „BIG 3”

Pierwszy sezon nowego rozdania w Heat przyniósł finały NBA. Miami przegrało jednak z Dallas, które zrewanżowało się za porażkę sprzed pięciu lat. Haslem opuścił większość sezonu 2010/11 z powodu zerwania więzadła w stopie. Rok później mógł się jednak cieszyć z kolejnego triumfu. LeBron i spółka zawładnęli na dwa lata ligą. Podkoszowy z Florydy grał więcej w trzecim mistrzowskim sezonie. W tym samym czasie zapisał się w historii Heat jako rekordzista pod względem wykonanych zbiórek. Stał się także pierwszym w dziejach NBA zawodnikiem z tym osiągnięciem niewybranym w drafcie.

Z początkiem sezonu 2013/14 czas Haslema na parkiecie zaczął maleć. Grał najpierw po kilkanaście, a później po kilka minut na mecz, oczywiście wchodząc z ławki. Z roli solidnego zmiennika przeszedł na rolę mentora.’ – Nadawał ton w szatni. Niezależnie od tego, czy miałeś rację, czy nie. Jeśli ktoś powiedział coś, co nawet jeśli UD uznał za słuszne, jednak nie było to najlepsze dla zespołu, poprawiał cię – opowiadał o koledze portalowi „The Ringer” Mike Miller.

Od sześciu lat Haslem podpisuje jednoroczne kontrakty. W styczniu 2019 roku ogłosił, że po sezonie kończy karierę. Parę miesięcy później mówił, że nie jest tego pewny, a finalnie we wrześniu podpisał kolejną umowę. Gdy Vince Carter odszedł na emeryturę, stał się najstarszym aktywnym graczem w NBA. Przed nim tylko 29 zawodników zagrało mecz w tej lidze po czterdziestce. Z tego grona w czasach współczesnych tylko Haslem reprezentował niewybranych w drafcie.

Dziś Haslem pełni niejako funkcję asystenta Erica Spoelstry. Ma przyzwolenie na mocną krytykę graczy, bo nie ma w składzie drugiej osoby z tak bogatymi zasługami dla Heat. Mówi się także, że zanim nowy koszykarz zapozna się z całym składem, musi odbyć indywidualną rozmowę z jej nieformalnym kapitanem.

– Jestem OG (określenie osoby z dużym szacunkiem, kogoś tworzącego coś oryginalnego i unikatowego – przyp. M.W). Kontroluję szatnię. Erik Spoelstra prawie daje mi władzę do kierowania drużyną. Ufa mi. To zaufanie, które zbudowaliśmy przez lata. On prowadzi, a ja zabezpieczam tyły. Zajmujemy się wszystkim: ciężarami, tkanką tłuszczową, kondycją, dodatkowymi treningami strzeleckimi, grami dwa na dwa – opowiadał w wywiadzie dla „GQ” Haslem niecały rok temu.

AKTYWNA LEGENDA

Urodzony w 1980 roku silny skrzydłowy nie gryzie się w język. W ubiegłym sezonie głośno zrobiło się o scenach podczas meczu z Golden State Warriors. Kamery telewizyjne nagrały głośną kłótnie Haslema z Jimmym Butlerem podczas przerwy. Obaj grozili sobie nawzajem skopaniem tyłka. Po miesiącu „UD40” przyznał, że zarówno on, jak i jego kolega z zespołu powinni byli zachować chłodną głowę.

Przeglądając bilans zarobków koszykarza i znając przy okazji dzisiejsze wynagrodzenia zawodników NBA, można się nieco zdziwić. Przez dziewiętnaście lat Haslem zarobił z tytułu gry w najlepszej lidze świata 67 milionów dolarów. Dla porównania, Marcin Gortat przez dwanaście sezonów zainkasował 95 milionów. Najsłynniejszy Polak w NBA prawdopodobnie poświęciłby jednak część uzyskanych pieniędzy za jeden z mistrzowskich pierścieni lub status legendy organizacji, jaką cieszy się Haslem. Kochają go zarówno kibice Miami, jak i wszyscy koszykarze Heat. Jest ojcem chrzestnym najmłodszej córki Wade’a, a wspólnie z Jamesem i Boshem przy każdej możliwej sytuacji spotykają się na wspominki o dawnych czasach.

Jako koszykarz mierzący 202 centymetry wzrostu Haslem od kilku lat odcina kupony od kariery. Jako legenda i mentor zespołu z Florydy wciąż jest wartościową postacią, wartą poświęcenia miejsca w szerokim składzie i wypłaty w wysokości minimum dla weterana. Skoro sam Spoelstra w 2020 roku mówił, że Haslem powinien mieć dożywotni kontrakt z klubem, to znak, że wywarł swoją obecnością wielki wpływ na historię organizacji.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0