Nowojorski cyrk na kółkach. Brooklyn Nets do celu wciąż chcą iść po trupach

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Steve Nash i Kevin Durant
Fot. Sarah Stier/Getty Images

Po pełnym dramatów lecie, słabym starcie sezonu i kolejnych kontrowersjach wokół antysemickich zachowań Kyrie Irvinga, nowojorski cyrk pod egidą Brooklyn Nets jedzie dalej. Zwolnionego właśnie trenera Steve'a Nasha zastąpić ma... Ime Udoka. Ten sam, którego jeszcze kilka tygodni temu Boston Celtics zawiesili na calutki sezon za rzekomą niewłaściwą relację o charakterze seksualnym z jedną z podwładnych.

Nie mają łatwego życia w ostatnich miesiącach kibice Brooklyn Nets. Nie widać końca drogi rollercoastera, na którym znajduje się ich ulubiony zespół. Jeszcze latem wydawało się, że Nets zaczną wszystko od nowa. Niepewna przyszłość Kyriego Irvinga, potem żądanie transferu przez Kevina Duranta, a wreszcie ultimatum, w ramach którego skrzydłowy zażyczył sobie zwolnienia trenera Steve’a Nasha oraz generalnego menedżera Seana Marksa. I na koniec powrót do rzeczywistości, jak gdyby nic z tego się nie wydarzyło.

Nets latem zbudowali więc drużynę na tyle, na ile mogli, ale dobre humory obecne w trakcie obozu przygotowawczego szybko wyparowały wraz ze startem nowego sezonu. Dość powiedzieć, że nowojorska ekipa po dwóch tygodniach sezonu ma już na koncie jedną serię czterech kolejnych porażek. Po dziesięciu dniach i sześciu meczach konieczne było nawet spotkanie „tylko dla zawodników”. Nawet najbardziej dysfunkcjonalne drużyny w historii ligi najprawdopodobniej nie musiały zwoływać takich spotkań tak szybko.

IRVING NA NAGŁÓWKACH

W międzyczasie na nagłówki po raz kolejny z samych złych powodów trafił Kyrie Irving. Tym razem chodzi o promowanie przez niego antysemickich treści. Klub w tej sprawie zbytnio jednak nie zareagował. Joe Tsai wydał co prawda oświadczenie, w którym potępił udostępnianie przez Irvinga treści, natomiast sam rozgrywający potem na konferencji prasowej z niczego się nie wycofał. Wdał się jedynie w słowną przepychankę z jednym z dziennikarzy, próbując wyjaśnić definicję tego, co rozumiemy przez „promowanie”.

Trudno jednak nie nazwać czynów Irvinga właśnie promocją antysemickich treści, skoro wstawia je na swoim twitterze (po kilku dniach zawodnik zdecydował się je wreszcie usunąć), gdzie obserwuje go 4.6 miliona osób. Mimo wszystko ani Nets, ani liga – przynajmniej na razie – nie poczuli się w obowiązku, by 30-latka przywołać do porządku. W oświadczeniach NBA oraz związku graczy – którego Kyrie jest wiceprezydentem – potępia się co prawda antysemityzm i mowę nienawiści, ale nazwisko Irvinga nigdzie tam nie pada.

WODA W USTACH

A chodzi o udostępnienie filmu, według którego nigdy nie było na przykład holokaustu. Tak naprawdę jak do tej pory tylko i wyłącznie eksperci stacji TNT – jak Charles Barkley czy Shaquille O’Neal – potrafili skrytykować Irvinga. Klub, cała liga, w tym także inni zawodnicy – oni wszyscy nabrali wody w usta. Nets na ten moment wycofali nawet 31-latka z rozmów z dziennikarzami. Kyrie dostał więc dokładnie to, czego chciał przed rokiem, gdy sam odmawiał wywiadów, co jednak wtedy spotkało się ze sprzeciwem NBA.

Warto przypomnieć, że przed rokiem środkowy Meyers Leonard za użycie antysemickiego wyzwiska w trakcie transmisji gry wideo został zawieszony przez Miami Heat, ukarany grzywną 50 tys. dolarów oraz wysłany na zajęcia dot. różnorodności kulturowej. 30-latek za całą sytuację przeprosił, ale do NBA nie wrócił do dziś. Irving tymczasem jest bezkarny. W kuluarach słychać, że Brooklyn chciałby się go pozbyć i cały problem zrzucić na kogoś innego. Sęk w tym, że nikt rozgrywającego – i jego bagażu – przejąć raczej nie chce.

MOCNI HIPOTETYCZNIE

I choć inni zawodnicy Nets mogą twierdzić, że tego typu zamieszania poza parkietem nie wpływają na sportową postawę drużyny, to oczywiste jest, że nowojorskiej drużynie trudniej jest skupić się tylko na koszykówce, gdy zespołowi wciąż towarzyszą tego typu kontrowersje. Próby czasu nie wytrzymał trener Nash, który pokrętnie bronił też Irvinga. Jeszcze kilka dni temu krytykował swoich zawodników i nazywał ich grę „katastrofą”. Dziś nie jest już szkoleniowcem Nets – umowa została rozwiązana ponoć za porozumieniem stron.

Jemu akurat odejście może wyjść na dobre. Może wreszcie uwolnić się od tych wszystkich dram, afer i kontrowersji. Szczególnie jeśli rzeczywiście „stracił” szatnię. Oceniać go w roli szkoleniowca nie jest łatwo. Nash debiutował bowiem w tej pozycji na Brooklynie, a choć nie osiągnął żadnych sukcesów, to jednak w trakcie jego pracy Nets mocarni byli tylko hipotetycznie. Nigdy tak naprawdę nie mogli pokazać pełni swojego potencjału. Zdecydowały o tym problemy zdrowotne, ale powodów było więcej – część z nich również pozaboiskowa.

PAKT Z DIABŁEM

I tak dochodzimy do punktu, w którym Nets krytykowani za to, że nie potrafią postawić się Irvingowi, mają zatrudnić w miejsce Nasha człowieka, którego ledwie kilka tygodni temu Boston Celtics zawiesili co najmniej do końca sezonu za rzekomą niewłaściwą relację o charakterze seksualnym z podwładną i „wielokrotne złamanie klubowych przepisów”. To Ime Udoka, który według wielu miał już w NBA pracy nie znaleźć. Matt Barnes, który początkowo go bronił, po poznaniu szczegółów sprawy ze wszystkiego się wycofał.

Wygląda więc na to, że Nets do celu chcą iść po trupach. I robią wszystko – podpiszą nawet pakt z diabłem – by dać sobie szansę na odwrócenie tego sezonu i włączenie się do walki o tytuł. Nawet jeśli oznacza to przyzwolenie na antysemickie poglądy Irvinga czy moralnie wątpliwe wyciągnięcie ręki do zawieszonego w innym miejscu pracy Udoki. Bo nowy trener to sportowo bardzo ciekawy wybór. 45-latek, który w swoim debiutanckim sezonie poprowadził Celtics aż do finałów, może być dla Nets swoistym zbawieniem.

KRÓTKA SMYCZ

Nets mają bowiem nadzieję, że Udoka będzie w stanie poprawić fatalną defensywę zespołu (choć na Brooklynie personel ma jednak dużo gorszy), ale też wpłynąć na szatnię w taki sposób, jak w Bostonie. Smycz trzymać krótko i wymagać od graczy… odpowiedzialności. Pomóc ma fakt, że pracował już dla Nets w roli asystenta w trakcie debiutanckiego sezonu Nasha na ławce trenerskiej. Bardzo lubi go m.in. Durant. Co więcej, dobrze zna on też Bena Simmonsa, bo przed pracą na Brooklynie był też przez jeden sezon asystentem w Filadelfii.

Przed nim jednak bardzo trudne wyzwanie, bo nie tylko będzie musiał tłumaczyć się z tego, co działo się w Bostonie, ale też gasić wszystkie pożary w nowym zespole. Przed rokiem okazał się tym, który podnosił Celtom sufit i z miesiąca na miesiąc wyciągał ich potencjał. Teraz musi odnaleźć się w roli stabilizatora. A przecież nie będzie miał do dyspozycji swoich asystentów. Jego prawa ręka, czyli Will Hardy, pracuje teraz w Salt Lake City. Reszta została w Bostonie i jeśli odejdzie – czego Celtics mogą się obawiać – to raczej dopiero po sezonie.

PODSYCIĆ OGIEŃ

Może się więc okazać, że Udoka nie będzie w stanie uratować Nets. Przy tych zawodnikach i całej tej dysfunkcjonalności nikt się nie zdziwi, jeśli zatrudnienie 45-latka będzie niewypałem. Tak naprawdę jego własne problemy mogą jeszcze tylko podsycić cały ten ogień – a nowe plotki w jego sprawie już latają po twitterze. Najprawdopodobniej także dlatego Celtics nie robią mu problemu z odejściem. Wszystko wskazuje na to, że władze Bostonu nie będą starać się o żadną rekompensatę, np. w postaci wyborów w drafcie.

Najważniejsze dla Celtów jest to, że ktoś zdejmuje im z pleców ten ciężar. Dodatkową nagrodą jest fakt, że bostończycy najprawdopodobniej nie będą musieli wypłacić Udoce już ani dolara. Dobrze czuć musi się dziś Joe Mazzulla, czyli tymczasowy trener Bostonu, który dostaje też w ten sposób wotum zaufania. Bo przy rocznym zawieszeniu Udoki widmo jego powrotu gdzieś nad bostońskim zespołem majaczyło. Teraz w zasadzie pewne jest już, że do tego nie dojdzie i że Mazzulla obejmie stery na stałe.

Nets tymczasem muszą zatrudnić jeszcze jedną osobę do całego tego cyrku. Chodzi o speca od public relactions – poprzedni dopiero co im uciekł. O dziwo do… Los Angeles Lakers.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.
Komentarze 0